Messi padł jak długi i nie mógł w to uwierzyć. Obrazek, który przetrwa długie lata

Grzegorz Krychowiak to bez wątpienia jedna z najbarwniejszych postaci w historii polskiej piłki. Jednocześnie postać niejednoznaczna, bo gwarantująca wspaniałe wspomnienia, ale też będąca symbolem marazmu kadry i spadku z bardzo wysokiego konia. Niewątpliwie jest o czym mówić.
To właśnie kariera Krychowiaka może być tą najpełniejszą, jeśli chodzi o reprezentantów Polski w ostatnich latach. Wielu jego kolegów nigdy nie wspięło się na porównywalny poziom, a kilku udało się utrzymać na nim znacznie, znacznie dłużej. "Krycha" zaś dryfował - od postaci trzecioplanowej, przez zawodnika ważnego, aż do lidera i miana jednego z najlepszych pomocników na świecie, a potem znów stopniowo w dół, dół i dół. Pod względem zakresu przeżyć bije na głowę większość zawodników swojego pokolenia.
Czego Krychowiak nie widział? Gdzie nie był? Z kim nie grał? Przecież w trakcie swojej przygody z piłką zwiedził Francję i Hiszpanię, ale też Rosję, Anglię, Grecję, Arabię Saudyjską i na koniec Cypr. Regularnie przy tym produkował wspomnienia. Nie zawsze pozytywne, nie zawsze takie, o których on sam chciałby pewnie pamiętać. Nikt jednak nie stwierdzi, że obok Krychowiaka da się przejść obojętnie. A przecież na topie był jakieś... cztery lata.
Ten jeden raz zatańczysz ze mną
O Krychowiaku w polskiej piłce zaczęto na poważnie mówić w 2012 roku, ale niektórzy kibice mieli pomocnika na oku już wcześniej. Wszystko za sprawą pamiętnego spotkania z Brazylią w ramach Mistrzostw Świata U20. W 2007 roku młodzi Polacy ograli faworytów (1:0) po wspaniałej bramce Krychowiaka z rzutu wolnego. Było to zaskoczenie niemałe, pewnie też dla sztabu szkoleniowego, wszak sam selekcjoner Michał Globisz nie wymieniał "Krychy" w roli faworyta do egzekwowania stałych fragmentów gry. A jednak z Brazylią kopnął tak, że lepiej się nie dało.
Dla zawodnika Bordeaux był to jedyny gol w zespole U20, a także pierwszy, który odbił się tak szerokim echem. Zarazem stanowił jedyne pozytywne wspomnienie z opisywanego mundialu. W następnej kolejce naszych zawodników rozbiły USA (1:6), a później zatrzymała Korea Południowa (1:1). W dalszej fazie, osiągniętej po zajęciu drugiego miejsca w grupie, lepsza okazała się Argentyna (1:3).
Warto przy tym pamiętać, że 17-letni wówczas Krychowiak okazał się jedynym członkiem zespołu Globisza, który zrobił naprawdę dużą karierę. Na dobrą sprawę najbliżej pomocnika był Bartosz Białkowski - golkiper z przeszło 300 meczów na poziomie Championship. Dawid Janczyk, Jarosław Fojut, Patryk Małecki czy Tomasz Cywka zaistnieli w jeszcze mniejszym stopniu.
- To, że Krychowiak będzie etatowym reprezentantem Polski seniorów, stało się dla mnie jasne, już wtedy w Kanadzie. Nie zawiódł przeciw starszym rywalom, a świetny turniej ukoronował piękną bramką z Brazylią z rzutu wolnego - mówił Globisz w rozmowie z Interią. - Był od nas kilka lat młodszy, a już wtedy rzucało się w oczy, że ma bardzo dobre uderzenie. Widać było, że to będzie piłkarz przez duże "P". Później faktycznie tak się stało - stwierdził Małecki dla TVP Sport.

W końcu do przodu
Na następne pięć lat Krychowiak zniknął z horyzontu większości. Jego pobyt w Bordeaux był trudny, młody zawodnik nie otrzymywał szans na wykazanie się. Okazji szukał na wypożyczeniach - najpierw w trzecioligowym wówczas Stade Reims, a dwa lata później w drugoligowym Nantes. Tam grywał już regularniej, przede wszystkim w Nantes stał się ważnym członkiem drużyny, gdzie partnerowali mu między innymi utalentowany Papy Djilobodji (później Chelsea) oraz legendarny Sylvain Wiltord (Arsenal, Lyon, Marsylia). Jednocześnie Ligue 2 nie stanowiło przepustki do pierwszej reprezentacji Polski.
Franciszek Smuda na "Krychę" zwyczajnie nie stawiał, chociaż zawodnik debiutował już w 2008 roku za kadencji Leo Beenhakkera! A jednak Smuda wpuścił go tylko raz i to na minutę w towarzyskim spotkaniu z Norwegią (1:0). Świadczyło to o dramatycznie niskim zaufaniu względem młodego piłkarza. Dość powiedzieć, że trzy lata wcześniej Beenhakker dał Krychowiakowi ponad pół godziny przeciwko Serbii (1:0).
- Selekcjoner nie wiedział, na jakiej pozycji mnie widzi, miał z tym dylemat. Ale nie rozmawiałem z nim, więc trudno mi powiedzieć. Ze sztabu nikt do mnie nie dzwonił - przyznawał zawodnik w Przeglądzie Sportowym.
Krok do przodu został wykonany w 2012 roku. A właściwie kroki. Najpierw bowiem Krychowiak przeszedł do Stade Reims, będącego już klubem z Ligue 1, a następnie zaczął otrzymywać regularne powołania. Nie były one zasługą jedynie samego transferu, ale faktycznej postawy zawodnika. Krychowiak od razu stał się zawodnikiem wyjściowego składu, a jedyne przerwy były spowodowane nadmierną liczbą żółtych kartek. Ale do protokołu meczowego Krychowiak trafiał też w inny sposób - w debiutanckim sezonie w francuskiej elicie strzelił łącznie cztery gole. Wśród nich były bramki na wagę zwycięstwa z PSG (1:0) oraz Lyonem (1:0).
Stade Reims bez trudu utrzymało się w Ligue 1, a zawodnika docenił Waldemar Fornalik. Następca Smudy uczynił z młodego zawodnika etatowego gracza reprezentacji, z którego żaden z kolejnych szkoleniowców nie potrafił całkowicie zrezygnować przez następne kilkanaście lat. Nie zawsze działo się to z pożytkiem dla kadry.

Na szczycie
Od 2012 roku rozpoczął się absolutnie złoty okres w karierze Krychowiaka. W Ligue 1 grał mecz za meczem, w kadrze stał się jednym z liderów. Zbierał rewelacyjne opinie, co postanowiła wykorzystać Sevilla. W 2014 roku Hiszpanie przechwycili utalentowanego Polaka, zapłacili za niego ponad pięć milionów euro. Dla klubu z Andaluzji był to rekordowy nabytek przed startem sezonu 2014/15, co najlepiej pokazywało, że w zawodniku pokładane są spore nadzieje. Być może kilku zakładało nawet, że Krychowiak dociągnie do miana gwiazdy. Następne miesiące pokazały, że nawet tak wygórowane oczekiwania zostaną spełnione.
Były gracz Arki Gdynia z miejsca wkomponował się w układankę Unaia Emery'ego. A była to układanka wyjątkowa, śmiało rzucająca wyzwania Barcelonie, Realowi Madryt i Atletico, a nade wszystko rozpychająca się łokciami w Europie. Sevilla dowiozła bowiem piątą lokatę w La Liga, jednak największe wrażenie robił triumf w Lidze Europy, do którego Krychowiak się znacznie dołożył. Nie tylko wystąpił w 13 z 15 meczów (wszystkie zaczął w wyjściowym składzie), ale też strzelił gola w finale z Dnipro (3:2). Meczu wyjątkowym, wszak rozgrywanym na Stadionie Narodowym w Warszawie.
- Gol w finale to jest radość, radość, euforia ogromna. Ogromny wyczyn też. Ale, jak zawsze podkreślam, to, kto strzela gole, nie jest najważniejsze. Bramka na Narodowym, pierwsza w mojej karierze, to moment wyjątkowy. Pozwoliło nam to wyrównać, wrócić do tego meczu. Ale cały zespół wykonał kawał roboty, zasłużyliśmy na to trofeum - powiedział Polak dla Przeglądu Sportowego.

W pierwszym sezonie Krychowiak rozegrał najwięcej minut ze wszystkich zawodników Sevilli, a w kolejnych rozgrywkach potwierdził swą pozycję. Musiał wprawdzie uznać wyższość czterech innych kolegów - na co wpływ miała pierwsza i jedyna poważniejsza kontuzja - lecz nie ulegało wątpliwości, że druga linia maszyny Emery'ego oparta jest właśnie na reprezentancie biało-czerwonych. Polak wybiegł w podstawie na każde ze spotkań Ligi Mistrzów, a gdy zabrakło go na początku rywalizacji do Ligi Europy (Sevilla spadła tam po zajęciu trzeciej lokaty w grupie Ligi Mistrzów), to Hiszpanie przegrali w rewanżu z Molde (0:1) i męczyli się z Basel (0:0). Gdy "Krycha" wrócił, wszystko wskoczyło na właściwe tory.
Drużyna z Andaluzji nie przegrała żadnego z kolejnych spotkań, a w wielkim finale pokonała Liverpool (3:1) Juergena Kloppa. Tym razem bramki nie zdobył, ale i tak drugi raz z rzędu znalazł się w Drużynie Sezonu opisywanych rozgrywek. W La Liga na powtórne wyróżnienie się nie załapał, natomiast warto pamiętać, że kilkukrotnie kapitanował Sevilli. Między innymi w wygranych starciach z Realem Madryt (3:2) i Valencią (1:0). Krychowiak pokazywał kapitalny charakter i wielkie umiejętności. Na EURO 2016 jechał u szczytu swojej kariery.
- Kres możliwości Krychowiaka na pewno nie leży w Sevilli. (...) Wydaje mi się, że czasami krzywdzące są opinie, że Grzegorz jest za mało kreatywny. On taki po prostu jest. Wystarczy, że spełni swoje zadania w defensywie, a od czasu do czasu uderzy, bo potrafi to robić - przekonywał Globisz dla Polsatu Sport.
Do historii przeszła w tamtym okresie ta, fenomenalna wręcz akcja, gdy Polak w imponujący sposób zatrzymał rajd Leo Messiego. Wtedy naprawdę mało kto potrafił to zrobić. Ten obrazek zostanie z nami na lata.
Turniej we Francji był dla "Krychy" zwieńczeniem czterech wspaniałych lat. Na mistrzostwach Europy grał świetnie, lekko, napędzany nie tylko dobrymi wynikami w klubie, ale też zaufaniem, jakim obdarzył go Adam Nawałka. Błyszczał właściwie w każdym spotkaniu, a także pokazywał prawdziwą ambicję, czego dowodzą słowa po awansie do ćwierćfinału.
- Gdybyśmy się nastawiali, że to wygramy, nie pokonalibyśmy Szwajcarów. To wielki moment, pierwszy raz mamy ćwierćfinał EURO. To tylko dowodzi ambicji naszej drużyny - nie zadowalamy się minimum, ale chcemy walczyć o najważniejsze cele - mówił Krychowiak po starciu ze Szwajcarią. Optyka zmieniła mu się kilka lat później.
Niekończący się zakręt
Jeszcze w trakcie EURO Krychowiak przeszedł do PSG. Łatwo krytykować ruch z perspektywy czasu, ale wtedy był dość logiczny. Oczywiście paryżanie nie grali w sposób zbliżony do Sevilli, ale przecież zawodnik wracał do ligi doskonale znanej, a na dodatek miał u boku sprzyjającego mu trenera, bo za stery paryżan chwycił Emery. To miało prawo wypalić. A jednak skończyło się katastrofą sportową.
W 2019 roku Le Parisien uznało "Krychę" za jeden z najgorszych transferów w historii PSG i takiej optyce nie da się dziwić. Trzy lata przyniosły raptem 19 występów, co było uwypuklone przez kwotę transferu sięgającą 30 milionów euro oraz gigantyczne zarobki zawodnika - według wspomnianego tytułu na poziomie 500 tysięcy euro miesięcznie. Szalone liczby jak na kogoś, kogo umiejętności mieli wyśmiewać koledzy z szatni.
- Krychowiak jest jedną z najgorszych decyzji transferowych PSG. Nawet pozostali piłkarze żartowali z jego umiejętności podczas treningów, a nierzadko również spotkań. Pewnego dnia padł żart, że ma dwa żelazka zamiast stóp, co jest obrazą dla żelazka - napisało Le Parisien.
Ale Krychowiakowi nie szło nie tylko we Francji. Próbował ratować karierę wypożyczeniami, lecz zaczynał działać na oślep. Trafił do Premier League, ale do WBA, gdzie owszem, teoretycznie mógł liczyć na grę destrukcyjną, jednak zespół był tak słaby, że nie stanowił podłoża wystarczającego do odbicia się, a co więcej Krychowiaka widziano tam w roli gracza ofensywnego, kopał niemal wszystkie stałe fragmenty gry. A chwilę później przyszła Rosja, co sprawiło, że Polak znów zniknął ze światła reflektorów. Bo chociaż tamtejsza liga była mocna, to jednak śledzono ją z doskoku. Wobec tego Krychowiak do świadomości większości Polaków przebijał się poprzez kadrę. A tej wiodło się coraz gorzej.
O ile eliminacje układały się po myśli biało-czerwonych, o tyle duże turnieje stanowiły rozczarowanie, zwłaszcza jako niemożliwa próba dorównania wynikom osiągniętym we Francji. Krychowiak nie pomagał. Na Mistrzostwach Świata 2018 wypadł słabo, a na EURO 2020 wręcz koszmarnie. Czerwona kartka obejrzana w starciu ze Słowacją (1:2) stała się gwoździem do trumny z marzeniami Paulo Sousy i była tym bardziej bolesna, że pokazana zawodnikowi bardzo, bardzo doświadczonemu. "Krycha" okazał się jednak tym nieszczęśliwym przypadkiem zawodnika, który z biegiem czasu nie nabiera boiskowej ogłady. Kosztowne błędy zdarzały mu się coraz częściej, dawna maszyna zardzewiała. W świecie zdominowanym przez T-1000 Krychowiak wciąż był T-800 i to bez szans na szczęśliwy finał.
A jednak wciąż był powoływany, wciąż grał. Kibice utyskiwali, domagali się zmian, ale zmienić nie było za kogo. Krystian Bielik, promowany na nową "szóstkę", zupełnie nie wypalił. Tym samym z zawodnika rzucanego między Rosję, Grecję i Arabię Saudyjską nie potrafił zrezygnować nie tylko Czesław Michniewicz, ale nawet Fernando Santos. To zaś skutkowało koszmarnymi występami - pomocnik źle wyglądał nawet na tle Wysp Owczych (2:0), nie mówiąc już o Albanii (0:2), lecz także wypowiedziami, jakie jedynie irytowały kibiców.
- Nie oczekujcie od nas, że będziemy grać pięknie w piłkę, bo taka gra nie przynosiła nam efektów. Ten sposób gry, odpowiednia defensywa, przesuwanie, walka, zaangażowanie i pół sytuacji, którą sobie stworzymy i wykorzystamy, to w ten sposób będziemy wygrywać spotkania - rzucił po mundialu w Katarze, a na dodatek nie zamierzał wykazywać skruchy po aferze premiowej. Paliwo się wyczerpało.
Ostatni akord
A jednak nie da się Krychowiaka ocenić negatywnie. Przez cztery lata mieliśmy pomocnika klasy światowej, przez dwa należącego do absolutnej czołówki piłkarskiego krajobrazu. W kadrze na dobrą sprawę nikt go nie zastąpił. Aktualna reprezentacja gra po prostu inaczej, nie stosuje modelu z tradycyjną "szóstką", a do takiej właśnie roli Krychowiak został przystosowany z biegiem lat.
Z futbolem pożegnał się na absolutnie własnych warunkach. Nie silił się na powroty do Polski, nie marzył o tym, żeby raz jeszcze zagrać w koszulce Bordeaux, nie mówiąc już o wyjeździe do Indii albo Syrii. Szum wywołał w inny sposób - karierę zakończył w lidze okręgowej, w meczu Mazura Radzymin. Zainteresowanie, jakie sprokurował ten ruch, pokazało, że nowa przyszłość czeka na dawnego lidera kadry z otwartymi ramionami.
Krychowiak chce ukończyć kurs trenerski i dyrektora sportowego, a także prowadzić podcast. Pewnie będzie rozwijał swoją markę modową. Z pewnością nie pozwoli, aby o nim całkowicie zapomniano. Nie ma zresztą powodu, aby tak zrobić. Z znaczną część jego kariery powinniśmy być wdzięczni, z większości zaś możemy być dumni.