Allan Saint-Maximin kręci "ogórków" i straszy najlepszych. Magiczny drybler gotowy na wielki transfer

Kręci "ogórków", straszy najlepszych. Magiczny drybler gotowy na wielki transfer
Youtube
Allan Saint-Maximin to piłkarz na wskroś oryginalny i ekscytujący do oglądania. Bije od niego nieprzewidywalność i skuteczny indywidualizm - kompletne przeciwieństwo tego, co prezentowało do tej pory Newcastle United. Kibice „Srok” to szczęśliwcy, ale już dziś walczą z czasem, bo chętnych na usługi młodego Francuza nie brakuje. Transfer do klubu pokroju Manchesteru City wydaje się wysoce prawdopodobny.
Nie ma wątpliwości, że Saint-Maximin, który do Newcastle przybył zeszłego lata za 18 mln euro z Nicei, osiągnął kluczowy moment w swojej karierze. Utrwala wizerunek gracza dominującego w każdym meczu, na co do tej pory wskazywał jego talent. To zawodnik sprawiający, że futbol jest tak naprawdę dobrą zabawą. Wiesz to dokładnie w tym samym momencie, gdy piłka trafia do jego stóp, a stadion - jeśli akurat nie świeci pustkami - wydaje dźwięk podniecenia i oczekiwania. Instynktownie czeka się na jakiś element rozrywki, nawet gdy takiej drużynie jak Newcastle zwykle nie idzie zbyt dobrze.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Będzie szalonym talentem - powiedział na początku sezonu DeAndre Yedlin, kolega Francuza. - Ma dopiero 23 lata, ale już wiadomo, że stanie się wielkim problemem dla obrońców w całej lidze - zawyrokował i trafił w sam środek tarczy. Tak samo twierdzili skauci Newcastle, chwalący go w swych raportach, zwłaszcza za tempo, siłę, zwinność i techniczną doskonałość. No i ten drybling. Ktoś inny opisał go jako „najlepszego gracza w erze mediów społecznościowych”, bo idealnie pasuje do kompilacji wideo, jakich pełno na youtubie. Coś w rodzaju filmiku zatytułowanego: “ALLAN SAINT-MAXIMIN 2019/20. KING OF DRIBBLING. SUBLIME SKILLS. HD.”

Odmienić Newcastle

Pod wieloma względami „Sroki” to idealna drużyna dla Allana. Bardzo pracowita, zdeterminowana i zorganizowana, ale przeraźliwie nudna, „bezjajeczna”. W Anglii, mając w domu niegrzeczne dzieci, straszyło się je, że zamiast bajki, będą oglądały mecze Newcastle. Taka nowoczesna dyscyplina. Tak było do tej pory. Kiedy do tej szarzyzny dodano Saint-Maximina, w mroku wybuchł strumień jarzącego światła. Wreszcie jest coś, co przykuwa uwagę.
- Od pierwszej chwili, gdy go zobaczyłem, wiedziałem, że go pokochają - zdradził Steve Bruce, menedżer „The Magpies”. - Jest trochę inny, bardziej zadziorny, nieprzewidywalny i ma niesamowicie szybkie stopy. Uwielbiałem go od samego początku, jak tylko przeszedł pierwszy raz przez drzwi - dodaje. W zachwytach nie ma ani krzty przesady. Wczesne przewidywania trenera, który zajął miejsce Rafy Beniteza, okazały się prorocze.
Dwanaście bramek zdobytych przez Newcastle w ostatnich pięciu meczach budzi respekt. Szczególnie, że przed pandemią “Sroki” zanotowały dziesięć trafień w dwunastu wcześniejszych potyczkach. Sam Saint-Maximin raz “ukłuł” Sheffield United i zrobił show w Bournemouth, kończąc wysoko wygrane spotkanie z trzema asystami na koncie. Dla większości obserwatorów ten moment był przełomowy. „Piłkarz z Youtube’a” odszedł w cień, a narodził się zawodnik decydujący o wyniku, robiący przewagę i dający drużynie niezbędne punkty.

Egoizm liczony w dryblingach

Trzeba jednak przyznać, że wcale nie miał dobrego wejścia do zespołu. Irytowało w nim wiele rzeczy. I to nie tyle stale powtarzające się kary za noszenie biżuterii na boisku treningowym w Benton, co jego zdolność do fatalnych błędów w kluczowych momentach. Sztab nie ukrywał wściekłości, że zawodnik nie wpływał odpowiednio na grę zespołu, gdy miał taką możliwość. Na przykład w styczniu przeciwko Norwich, Allan zbyt długo „woził się” z przeciwnikami, zamiast podać piłkę lepiej ustawionym graczom „Srok”. Wtedy swoją głośną dezaprobatę wyrażali po kolei: Joelinton, Almiron i Matt Ritchie, a ich reakcje bardzo dobrze wychwyciły kamery. Cóż, to ten typ piłkarza, co woli przedryblować czterech rywali niż cieszyć się ze strzelenia gola.
On sam odrzuca zarzuty kierowane pod jego adresem. Samolubny? Egoistyczny? Z obsesją na punkcie dryblingu? - Moja mama zawsze mi mówiła, że jeśli masz 10 euro, weź dla siebie jedno, a resztę oddaj znajomym - filozofował na antenie BBC. Gdy spytano go, dlaczego nie wkłada więcej wysiłku w pokonywanie bramkarzy, tylko odburknął: „Nie jestem przecież Messim”. I wzruszył ramionami.
Cały jego świat krąży wokół dryblingu, ale, uczciwie przyznajmy, przynajmniej wychodzi mu to doskonale. Może to zabrzmi dziwnie, lecz wydaje się najlepszym sposobem na opisanie jego unikalnego stylu: on po prostu tańczy z piłką. Ruchy są płynne, wyczucie czasu - idealne. Skręcanie w jedną i drugą stronę, balans, ciągła zmiana pozycji ciała, przenoszenie ciężaru z lewą na prawą, wytrącanie obrońców z równowagi. Sprzyjają temu warunki fizyczne: niski (173 cm wzrostu) i dobrze osadzony na potężnych udach. Może przyspieszyć w mgnieniu oka z pozornie statycznej pozycji. Jest i nagle go nie ma. David Copperfield. Magia. To niczym posypywanie bajkowym pyłem tak przyziemnej rzeczy, jak piłka nożna.
Trenerzy i obrońcy przeciwników mogą oglądać niezliczone klipy z jego udziałem i sądzić, że znaleźli sposób na zażegnanie zagrożenia. Problem polega na tym, że prawdopodobnie sam zawodnik nie wie, co zamierza zrobić. Nie ma wstępnego planu na minięcie rywala. Jest jak wprawiona w ruch obrotowy popularna zabawka - bączek, taki co nie wiadomo w którą stronę akurat pójdzie i na jakiej przeszkodzie się zatrzyma. Jeśli w ogóle. Możesz go posłać w ślepą uliczkę dziewięć razy z rzędu, a nawet zabrać futbolówkę, ale musisz zdawać sobie sprawę z tego, że przyjdzie taki moment w grze, kiedy nie będziesz się mógł do niego zbliżyć. A on w mgnieniu oka stworzy okazję do strzelenia gola. To się zdarzało wielokrotnie w meczach Newcastle. Przebojowy atakujący za każdym razem zada jakieś obrażenia. Albo lekkie, albo śmiertelne.

Kierunek: Londyn?

W całej swojej karierze klubowej Saint-Maximin zdobył 16 bramek i zaliczył 19 asyst w 147 meczach. Indywidualny wkład w wynik zespołu ma co 4,2 spotkań. W Premier League w tym sezonie strzela lub asystuje co 361 minut. W klasyfikacji dryblingu zajmuje trzecie miejsce wśród tych, którzy rozegrali przynajmniej 1000 minut: 11 prób na mecz, lepsi są tylko Wilfried Zaha z Crystal Palace (11,4) i zjawiskowy Adama Traore z Wolves (aż 14 prób na 90 minut). Od wszystkich jest jednak młodszy i, przede wszystkim, tańszy.
To dlatego wzbudził zainteresowanie wielkich firm w angielskiej ekstraklasie. Według dziennika “Metro” walka o kartę Francuza rozegra się między londyńskimi klubami. Arsenal i Tottenham chcą zakontraktować 23-latka, ponieważ są świadomi, że dzięki niemu mogą zrobić wyraźny postęp, zwiększyć jakość składu. Portal “Transfermarkt” wycenia Saint-Maximina na zaledwie 20 milionów euro, a biorąc pod uwagę kryzysowe zaciskanie pasa przez wszystkie zespoły, oferty na taką kwotę wkrótce mogą trafić na biurko właścicieli Newcastle. Czy zaakceptują takie pieniądze? Wszystko zależy od procesu przejęcia klubu, negocjacji, które dziś utkwiły w martwym punkcie. Nie wydaje się bowiem, by na arabskich szejkach podobna suma za wyróżniającego się piłkarza zrobiła wrażenie. Niezależnie od post-pandemicznego kryzysu.
Na razie kibice „Srok” mogą spać spokojnie. Od dawna po murawie St. James’ Park nie biegał nikt w koszulce z czarno-białymi pasami, robiący z piłką tyle ekscytujących rzeczy. To gracze, którzy nieczęsto na dłużej zostają w średnich klubach. Komfort śledzenia futbolu wreszcie wzrósł tam do poziomu satysfakcjonującego. Koszmar dla tych, którzy przeciwko niemu grają, a dla wszystkich ogromny fun z oglądania. Dziś kolejna okazja - mecz z Manchesterem City. Saint-Maximin ma szansę sprawdzić się na tle naprawdę mocnych rywali. Wydaje nam się, że jego wartość może tylko rosnąć.

Przeczytaj również