Ansu Fati na zakręcie kariery, FC Barcelona ma problem. "Musimy go odzyskać"

Ansu Fati znajduje się na skomplikowanym etapie kariery. Po tygodniach spędzonych z dala od boiska, piłkarz Barcelony znów trafił pod opiekę lekarzy. I tym razem sprawy wyglądają dla niego znacznie bardziej niepokojąco niż do tej pory.
Zanim osiągnął szczyty, już dotknął dna. Ansu Fati, nazywany najwybitniejszym talentem La Masii od lat, właśnie jest w trakcie najgorszych chwil kariery. Ostatnio utalentowany zawodnik Barcelony doznał kontuzji podczas zeszłotygodniowego meczu Copa del Rey z Athletikiem. Nie było w tym niczego tragicznego, gdyby nie fakt, że to nie pierwsza smutna informacja związana z jego zdrowiem. Wcześniej bowiem Ansu długo walczył z uszkodzonym kolanem. Obecne niedogodności są nieco inne, mięśniowe, ale podobne do tych, na które cierpiał Ousmane Dembele, kiedy musiał pauzować przez cztery miesiące. Nad hiszpańskią gwiazdą młodego pokolenia najwyraźniej wisi jakieś fatum.
Polskie przysłowie mówi o pechowcu, któremu w drewnianym kościele może mu spaść na głowę cegła. Katalończycy mają swoje powiedzenia. “Dla wychudzonego psa wszystko jest pchłą”. To właśnie przypadek 19-latka, już obciążonego przykrymi doświadczeniami.
Uniknąć skalpela
Fati znów chodzi ścieżkami, które, wydawało mu się, miał dawno zostawić za sobą. Tymi powodującymi czerwone oczy z rozpaczy i bezsenne noce, fizyczne męki i niepokojące emocjonalne lęki. Ciągnące go do postawienia pytania: czy nadejdzie dzień, kiedy jego ciało podpisze z nim pokojowy pakt?
W ostatni poniedziałek odbyło się spotkanie pomiędzy zawodnikiem, jego rodziną, sztabem trenerskim i służbami medycznymi FC Barcelony, aby podjąć decyzję. Co dalej? Operujemy uszkodzony mięsień dwugłowy lewego uda czy stawiamy na leczenie zachowawcze? W tej sytuacji medycy zalecili poddanie się interwencji chirurgicznej. Opowiadali się za bardziej inwazyjnym rozwiązaniem, ale też bezpieczniejszym, minimalizującym ryzyko nawrotu problemu. Z obniżonym nastrojem, z pewną dawką nieufności, nie mogąc dojść do siebie po ostatnim okresie, przy wsparciu ojca Boriego, brata Brahima i słynnego agenta Jorge Mendesa, Fati wysłuchiwał rekomendacji doktora Ricarda Pruny.
Widocznie nie przekonał go. 19-latek wybrał inaczej. Ma dość przesiadywania w gabinetach lekarskich, podkładania się pod skalpel i długich rehabilitacji. Prawdopodobnie, gdyby zdecydował się na operację, obecny sezon miałby z głowy. Pójście drugą drogą przyspieszy powrót na boisko, sprawi, że gracz będzie mógł ponownie rywalizować już po około dwóch miesiącach, ale niesie to jednocześnie ryzyko odnowienia się urazu. Dr Vicente de la Varga powiedział hiszpańskiemu dziennikowi “El Mundo”, że to tylko kwestia czasu. Niebezpieczeństwo powtórzenia naderwania się mięśnia ocenił na 34 proc. Piłkarz wziął to na siebie.
Fatalna passa
Ansu ma wszelkie powody, by obawiać się sali operacyjnej. Po zerwaniu łąkotki w lewym kolanie 7 listopada 2020 roku w starciu z Betisem, musiał przejść aż cztery operacje. Następnie leczenie zachowawcze zaproponowane przez dr Ramona Cugata nie przyniosło znaczących rezultatów. Sześć miesięcy później, gdy kolano było opuchnięte i nie mogło wytrzymać obciążenia, Jorge Mendes interweniował, aby część łąkotki usunął Portugalczyk Jose Carlos Noronha, nie kto inny jak osobisty lekarz Cristiano Ronaldo, pracujący w reprezentacji Portugalii.
Fati spędził u specjalisty kilka miesięcy, a jedenaście ogółem poza boiskiem. Triumfalny powrót przeciwko Levante 26 września ubiegłego roku, ze łzami wzruszenia i golem chwilę po wejściu na plac, miał zmienić tory jego kariery. W końcu już nic i nikt nie mogło mu przeszkodzić w odzyskaniu podstawowego składu Barcy, rozwoju i poukładaniu wszystkich spraw. Okres bez bólu trwał tylko trochę ponad 30 dni.
2 listopada doznał zerwania mięśnia dwugłowego w udzie. Jeszcze nie mówiło się o tym, że mógł uszkodzić ścięgno. Dwa miesiące spędził na odpoczynku, bez ingerencji chirurgów. W Rijadzie zagrał 54 minuty przeciwko Realowi Madryt w półfinałowym meczu o Superpuchar Hiszpanii. Trafił do bramki Courtois. Po prostu. Ma dar do strzelania goli. Jednak 35 minut rozegranych na San Mames w Copa del Rey to było już za dużo. Podczas sprintu do piłki znów to poczuł. Zdołał już tylko powłóczyć nogami do linii końcowej i zapłakany rzucić się w objęcia Xaviego. Koniec. El fin.
Przełom czy lot w przepaść?
Głównym celem klubu i sztabu trenerskiego jest teraz to, aby młody piłkarz nie nabawił się ponownie kontuzji, dlatego tym razem na Camp Nou nie planują spieszyć się z jego powrotem. Fati będzie miał konkretny i spersonalizowany plan, aby mógł dojść do zdrowia ze wszystkimi gwarancjami. Fizyczność to jedna sprawa, ale “Barca” obawia się również o wpływ ostatnich problemów na zdrowie psychiczne gracza. Ansu był w stanie wziąć udział tylko w 10 z ostatnich 73 meczów “Dumy Katalonii” od czasu tego felernego urazu z listopada 2020. To już prawie dwa sezony bez regularnych występów.
- Ansu jest bardzo dotknięty - przyznał Xavi i zapewnił, że pracują nad tym, aby do podobnych sytuacji już więcej nie dochodziło. - Nie jestem lekarzem, ale musimy odzyskać go psychicznie i pozwolić mu zapomnieć o kontuzjach. Na jakiś czas straciliśmy imponującego piłkarza, który potrafił zrobić różnicę. I to dotyczy także nas wszystkich - stwierdził szkoleniowiec Barcelony.
Tego, że Ansu Fati stanowi nieodzowny element tej współczesnej “Barcy”, nie trzeba specjalnie udowadniać. Napastnik pochodzenia gwinejskiego, wywodzący się prosto z akademii La Masia, to drugi po Memphisie Depayu gracz z największą liczbą bramek w kadrze w obecnym sezonie. Mimo że częściej go nie ma niż jest. Ma to, co w żargonie piłkarskim nazywa się “duende”. Magnes, którego ani Xavi, ani “Blaugrana” nie chcą ani trochę zmarnować.
Kibice obawiają się, że ich diament przejdzie przez kolejną “drogę krzyżową Umtitiego”, gdzie francuski obrońca najwyraźniej nie chciał się wyleczyć z kontuzji kolana i ze zdrowotnymi kłopotami postanowił wystąpić na mistrzostwach świata w Rosji, a później skorzystał z, jak się wyraził, alternatywnego leczenia w Katarze, które jednak nie przyniosło wymiernych rezultatów. Od tamtego czasu regularnie pauzuje długie miesiące.
Z drugiej strony przypadek Fatiego może przypominać wczesne zmagania Leo Messiego. Argentyńczyk na samym początku kariery również często wypadał z powodu nawracających kontuzji. W dwóch sezonach 2005/06 i 2006/07 łącznie przez dolegliwości mięśniowe nie był dostępny przez ponad 150 dni, później na szczęście odwiedzał lekarzy sporadycznie. Ansu w tej konkurencji dawno przeskoczył legendę Barcelony, ale to jeszcze nie znaczy, że nie nawiąże do największych sukcesów. Cules liczą, że najgorsze pozostawił już za sobą.