Arsenal szykuje gruby transfer. Koniec męczarni kibiców, dwie ekskluzywne opcje na stole

Arsenal szykuje gruby transfer. Koniec męczarni kibiców, dwie ekskluzywne opcje na stole
News Images / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper KlasińskiWczoraj · 17:00
Kibice Arsenalu od dłuższego czasu domagali się nowego, porządnego napastnika. Wygląda na to, że wreszcie mogą się doczekać. “Kanonierzy” wzięli na celownik dwóch mocnych graczy. W obu przypadkach jedno jest pewne - to będzie transferowy hit Premier League.
Ani jednego zawodnika z dwucyfrową zdobyczą bramkową w lidze. Łatanie dziury w ataku skrzydłowymi lub środkowym pomocnikiem. Na dobrą sprawę żadnej nominalnej, typowej “dziewiątki” w kadrze. Po minionym sezonie kibice Arsenalu kolejny raz mają powody, żeby nawoływać do pozyskania napastnika i władze klubu najwyraźniej wreszcie zamierzają wysłuchać ich apeli. Działają nad transferem napastnika, aby wreszcie załatać największą lukę w składzie. Na celownik wzięli Benjamina Sesko i Viktora Gyokeresa.
Dalsza część tekstu pod wideo

Trzy lata posuchy

Gdy w 2022 roku z Arsenalu odeszli Pierre-Emerick Aubameyang i Alexandre Lacazette, w ataku drużyny Mikela Artety powstała spora luka. W momencie, gdy jasne stało się, że po styczniowym transferze Gabończyka drużynę wraz z wygaśnięciem kontraktu opuści też Francuz, jedynym nominalnym napastnikiem w dorosłej kadrze został Eddie Nketiah.
Do klubu ściągnięto wówczas z Manchesteru City Gabriela Jesusa, napastnika w charakterze “fałszywej dziewiątki”. To on miał poprowadzić atak drużyny z północnego Londynu, ale plan nie wypalił. O ile w debiutanckim sezonie w nowych barwach pomimo trzymiesięcznej pauzy wykręcił dwucyfrową zdobycz bramkową, o tyle w kolejnym dorobek strzelecki wyglądał gorzej, a jego znaczenie, również w obliczu kontuzji, spadło. W drugiej połowie drugich rozgrywek spędzonych na Emirates pojawiał się na murawie głównie jako zmiennik, często grając na skrzydle. W jego buty wszedł Kai Havertz, kupowany w domyśle, aby… występować w środku pola. I tak zaczął się okres, w którym Arsenal nie miał ani jednego napastnika z prawdziwego zdarzenia.
Od półtora roku (a niektórzy, biorąc pod uwagę charakterystykę Jesusa, mogą stwierdzić, że i od trzech lat) “Kanonierzy” nie mają właściwie żadnego klasycznego napastnika, dającego pewność strzelania goli na miarę klubu walczącego o trofea. Jeszcze w październiku Arteta przekonywał jednak, że Havertz jest gotowy, by zagwarantować drużynie co najmniej 20 ligowych bramek.
- Z pewnością ma wszystkie potrzebne cechy i ambicję, by to zrobić. Ostatecznie strzelanie goli często zależy od bardzo drobnych szczegółów i wielu czynników, które muszą się złożyć na sukces, ale on to ma, a jego nastawienie w tej kwestii bardzo się zmieniło. Moim zdaniem z pewnością ma do tego predyspozycje - mówił.
Te przewidywania zostały jednak zweryfikowane. W drużynie nie znalazł się ani jeden zawodnik, który osiągnąłby dwucyfrową liczbę bramek w lidze - choć miały na to wpływ również urazy w ataku. Havertz stracił trzy miesiące gry, Saka prawie cztery, Jesus ponad cztery i dalej jest kontuzjowany, po drodze pauzował też Gabriel Martinelli.
Niemniej, od odejścia Aubameyanga i Lacazette'a sytuacja praktycznie cały czas wygląda tak samo. Sprzedany rok temu Eddie Nketiah nigdy nie prezentował wystarczającego poziomu. Jesus nie strzela i często opuszcza szpicę. Havertz, choć okresowo potrafi trafiać regularnie i sporo wnosi do gry, nie jest “dziewiątką”. Dziury łatali więc skrzydłowi (Martinelli i Leandro Trossard) plus środkowy pomocnik Mikel Merino, niespecjalnie kojarzony z grą w ofensywie. I przy absencji Havertza oraz Jesusa wyglądał na najlepszy wybór na “dziewiątce”.
Jasnym jest, że taka sytuacja nie powinna się powtórzyć. Potrzeba piłkarza, który będzie główną, mocną strzelbą. Nie można dalej ignorować tego problemu. Choć w poprzednich latach pojawiały się plotki m.in. o Ivanie Toneyu, Alexandrze Isaku czy Olliem Watkinsie, zawsze paliły na panewce. Teraz wreszcie musi dojść do transferu.

Kosztowna dziura

Brak umiejętności dobicia rywali i zamknięcia spotkań sprawiły, że Arsenal znacząco stracił dystans do Liverpoolu w drugiej części sezonu ligowego. Na przestrzeni całej minionej kampanii Premier League wypuścił z rąk aż 21 oczek w sytuacjach, gdy obejmował prowadzenie (tylko sześć drużyn wypada pod tym względem gorzej - z górnej połowy tabeli jedynie Brighton). W jej drugiej połowie strzelił więcej niż dwa gole w zaledwie dwóch meczach (5:1 z Manchesterem City, 4:0 z Ipswich) - w porównaniu do sześciu takich przypadków w pierwszych 19 seriach gier i aż 15 w sezonie 2023/24.
W kluczowych momentach meczów ewidentnie brakowało bramek. Odzwierciedlenie widać w fakcie, że choć Arsenal podobnie jak rok wcześniej kończył z wicemistrzostwem, to niemal dwukrotnie częściej tracił punkty (18 do 10), co wpłynęło na słabszy o 15 oczek dorobek punktowy.
- Liverpool wygrał ligę z mniejszą liczbą punktów niż nasze wyniki w dwóch ostatnich sezonach (...). Trzeba się znaleźć w dobrym miejscu, we właściwym czasie - zwracał uwagę Arteta przed rewanżem półfinału Ligi Mistrzów z Paris Saint-Germain.
Wydaje się, że tym razem gwiazdy ułożyły się niekorzystnie dla “The Gunners” i akurat uwydatniły problemy z ofensywą. Przy tym naturalnie warto zwrócić uwagę, że główny kłopot to nie skuteczność, a słaba kreacja. Arsenal był jedną z najlepszych drużyn, jeśli chodzi o wykorzystywanie sytuacji, które miał. Według danych portalu FBref strzelił o 7,1 gola więcej, niż należało się spodziewać (wg modelu xG) i pod tym względem ustępował jedynie Nottingham Forest i Wolverhampton. Jeśli jednak chodzi o kreowanie okazji z gry, opisywane współczynnikiem npxG, pomimo finiszu z tytułem wicemistrzowskim, plasował się na szóstym miejscu.
Kreatywności brakowało głównie z powodu słabej formy Martina Odegaarda czy absencji Bukayo Saki, ale nie było też nikogo, dla którego pole karne stanowi naturalne środowisko. Gracza otrzaskanego w pojedynkach z defensorami, umiejącego ich wykiwać swoim ruchem, wykreować miejsce do oddania strzału i zajmować najgroźniejsze strefy w polu karnym. Mówiąc krótko: snajpera, najlepiej wszechstronnego. Zdolnego nie tylko do wykończenia szans stwarzanych przez kolegów, ale i tworzącego je sobie sam. Nic więc dziwnego, że wielokrotnie pojawiały się plotki łączące Arsenal z wspomnianym Alexandrem Isakiem, prawdopodobnie najbardziej wszechstronnym napastnikiem Premier League, ale i praktycznie nierealnym do pozyskania w obliczu awansu Newcastle do Ligi Mistrzów.

Dwa gorące nazwiska

Czyje nazwiska są zatem na tapecie? Media zgodnie piszą, że Arsenal mocno pracuje nad transferem napastnika, a rozważane opcje to Benjamin Sesko i Viktor Gyokeres. Obaj mają wzięcie. I obaj się różnią.
Słoweniec to zawodnik bardzo dobrze wpisujący się w archetyp graczy pozyskiwanych przez hiszpańskiego menedżera: rosły (195 centymetrów), silny fizycznie, dobry w powietrzu. I już teraz pojawiają się memy sugerujące, że to właśnie jego wzrost stanowi jeden z głównych czynników decydujących o zainteresowaniu. Piłkarz RB Lipsk może zaoferować jednak dużo więcej. To przede wszystkim “wielopłaszczyznowy” napastnik. Nie jest klasyczną rosłą “dziewiątką”, ograniczającą się tylko do gry na ścianę i czatowania w polu karnym. Naturalnie, dobrze czuje się w tych elementach, ale w Lipsku pokazał, że potrafi ruszyć za linię obrony rywala. Wygrywa też bardzo dużo pojedynków z rywalami (najlepsze 11% napastników w TOP5 ligach wg FBref). Dodatkowo prowadzą one do dużej liczby strzałów (pod tym względem najlepsze 12%) - to pokazuje, że potrafi samemu wykreować sobie szanse do uderzenia, a to wydaje się kluczowe dla rozruszania ofensywy “The Gunners”. Wydaje się, że Sesko powinien dobrze odnaleźć się w systemie Arsenalu - momentami statycznym i powolnym, ale sprzyjającym właśnie tego typu “dziewiątce”.
27-letni Gyokeres z kolei zakończył sezon w portugalskim Sportingu z ponad dwukrotnie lepszym dorobkiem bramkowym (54 do 21) niż Słoweniec w barwach Lipska. Również wygląda bardzo dobrze pod względem fizycznym i lubi samemu kreować sobie okazje, ale bardzo często tworzy je dla partnerów. Ma jednak inną charakterystykę. Preferuje wykonywanie ruchów za linię obrony, często szukając sobie miejsca w bocznych sektorach boiska, rzadziej schodzi do rozegrania. Choć suche liczby przemawiają za nim, pod tym względem nie wpisuje się w charakterystykę napastnika poszukiwanego przez Artetę. Mocno zabiega o niego również Manchester United - co istotne, prowadzony przez Rubena Amorima, pod którego wodzą napastnik Sportingu “wypłynął” na szerokie wody. Konkurencja jest więc mocna, choć “Czerwone Diabły” nie mają w swojej ofercie gry w Lidze Mistrzów.
W przypadku obu zawodników mogą pojawić się też wątpliwości dotyczące odnalezienia się w Premier League. O tym, że świetne liczby w Portugalii nie muszą znaleźć przełożenia na skuteczność w lidze angielskiej przekonał się Liverpool, kupując Darwina Nuneza. Co prawda Gyokeres ma doświadczenie z gry w Championship, ale najwyższa liga to już inna para kaloszy. Przybysze z Bundesligi również nie zawsze od razu wchodzą na najwyższy poziom w Premier League. I Sesko, i Gyokeres spotkaliby się zatem z poważnym wyzwaniem. Po możliwym transferze muszą być gotowi przede wszystkim na zupełnie inny kaliber, jeśli chodzi o walkę fizyczną. Tu nie będą mogli aż tak się wyróżniać w tym aspekcie. Obaj powinni też sporo kosztować (około 70 mln funtów), co dodatkowo narzuci na nich dużą presję wyniku “na już”.
Niemniej, długo wyczekiwany transfer napastnika miałby pełne prawo wzbudzić ekscytację fanów Arsenalu. Miniony sezon dobitnie przypomniał, że na Emirates potrzeba mocnej “dziewiątki” - i to powracający ciągle problem, szczególnie dotkliwy w ostatnich miesiącach. Lato 2025 powinno przynieść jego rozwiązanie. Priorytet jest jasny.

Przeczytaj również