Znany trener ledwo przyszedł, wszystkich wkurzył, zaraz wyleci. Koszmarny sezon włoskiego giganta

Znany trener ledwo przyszedł, wszystkich wkurzył, zaraz wyleci. Koszmarny sezon włoskiego giganta
IPA / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech Klimczyszyn23 May · 12:15
Odpalone cygaro po triumfie w Superpucharze Włoch miało być uwerturą do passy zwycięstw i tłustych lat. Stało się zupełnie inaczej. Sergio Conceicao i jego Milan pogrążyli się tylko w mroku, rozgrywając jeden z najgorszych sezonów ostatnich dekad.
Na pomeczowych zdjęciach z przegranego finału Coppa Italia widać, jak Portugalczyk skrywa twarz w dłoniach. Jakby wstydził się efektu swojej pracy. Mając poczucie, że doznał największej porażki w swojej karierze. Sporo rzeczy zapowiadało tę katastrofę i to jeszcze zanim zdecydował się na pracę na San Siro. Na konferencji prasowej i w wywiadach powtarzał, że “problemy wisiały tutaj jeszcze przed jego przybyciem”. Wzrok kierował raczej na swoje stopy niż do kamer. To słabe wytłumaczenie i nikt nie traktuje tego poważnie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kibicom Milanu nie będzie go żal. Przygoda Sergio Conceicao w roli trenera AC Milan dobiegła końca. Za dużo padło strzałów, zbyt wiele pozostało ofiar po jego kadencji.

Klęska za klęską

Od momentu przylotu do Mediolanu, czyli oficjalnie od 30 grudnia, gdy zastąpił Paulo Fonsecę, portugalski szkoleniowiec przeżywał całą serię emocji. Najszczęśliwszy moment przyszedł ledwie kilka dni od przejęcia stanowiska. Triumf w Superpucharze Włoch rozgrywanym w Arabii Saudyjskiej i taniec z cygarem w ustach do piosenki “Danza Kuduro”.
To jego rytuał. Robił to za każdym razem, gdy wstawiał coś do klubowej gabloty, czyli 12 razy, licząc cztery tytuły mistrza Portugalii, cztery puchary tego kraju, trzy superpuchary i jeden puchar ligi. We Włoszech dopiero miał zacząć nową serię. Okazało się, że od razu ją zamknął.
Po powrocie z Bliskiego Wschodu pozostały do zrealizowania dwa cele: awans do jak najdalszej fazy Ligi Mistrzów i walka o pierwszą czwórkę w lidze (Scudetto było niemożliwe, Inter i Napoli odskoczyły na kilkanaście punktów). Tymczasem nastąpił gwałtowny i niespodziewany spadek formy. Doprowadziło to do odpadnięcia Milanu z Champions League po porażkach z przeciwnikami, którzy byli wyraźnie w zasięgu ręki, takimi jak Dinamo Zagrzeb, czy Feyenoord Rotterdam w barażach o 1/8 finału. Wtopili z tym samym Feyenoordem, któremu właśnie “ukradli” najlepszego piłkarza, Santiago Gimeneza.
Sytuacja pogorszyła się również w Serie A. Od kiedy Conceicao przejął pałeczkę od Fonseki, strata do czwartego miejsca szybko się powiększyła, przez co “Rossoneri” stracili nie tylko nadzieje na repetę w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie, ale w ogóle na jakiekolwiek występy w Europie. Przed ostatnią kolejką zajmują zawstydzającą dziewiątą lokatę.

Dramatyczne liczby

Decyzja zarządu Milanu o zwolnieniu Fonseki i poleganiu na byłym piłkarzu FC Porto nie została zbyt dobrze uargumentowana. Przełom, na który liczyli kibice w związku ze zmianą trenera i przemeblowaniem kadry, nie nadszedł. Pod wodzą Conceicao średnia punktów zdobywanych w lidze spadła do 1,40 na mecz, co było znacznie gorszym wynikiem od poprzednika (1,75). Alarmujące dane pochodzą z bezpośrednich starć z drużynami o podobnym lub większym potencjale. Milan od stycznia wygrał tylko jeden ligowy mecz z drużyną bijącą się o TOP4. Miało to miejsce z Bologną 9 maja (3:1), kilka dni przed sromotną porażką z tym samym teamem w finale Pucharu Włoch.
Kolejną niepokojącą statystyką jest fakt, że Milan z 30 meczów 16-krotnie pierwszy tracił gola. Po meczu z Fiorentiną, w którym jego drużyna po dziesięciu minutach przegrywała już 0:2, Conceicao tłumaczył, że zawodników dotknął problem mentalny. Zapomniał najwyraźniej, że w tym samym meczu po 23 minutach ściągnął z boiska Yunusa Musaha, tym samym przyznając się, że popełnił błąd w selekcji piłkarzy do pierwszej jedenastki. Nigdy nie przyznał się do swoich pomyłek.
W kilka tygodni po jedynym sukcesie zepsuł atmosferę w szatni. Wdał się w szarpaninę z kapitanem drużyny Davidem Calabrią z chwilą zakończenia meczu z Parmą. Trener i piłkarz starli się ze sobą i musieli być fizycznie rozdzielani przez pozostałych graczy. Nie wiadomo, o co poszło, bo żaden z uczestników incydentu nie skomentował zamieszania. Wiadomo natomiast, że dało to impuls do szybkiego rozstania się z Calabrią, który tydzień później na zasadzie wypożyczenia wylądował w Bolonii. Gdy wróci na San Siro, Conceicao już nie zobaczy.
Do kolejnego przesilenia doszło na początku marca, kiedy stanowisko stracił rzecznik klubu. Francisco Empis wysłał do dziennikarzy notkę prasową, która mówiła o niezadowoleniu portugalskiego szkoleniowca z warunków pracy, przygotowania piłkarzy do sezonu i ich słabego zaangażowania. Conceicao odciął się od rewelacji rzecznika, ale nawet sprostowanie wysłane przez Empisa i jego rezygnacja nie poprawiły notowań 50-latka. Wagonik kolejki górskiej zaczął ostro zjeżdżać.

Dwa światy

Z biegiem czasu trener czuł się coraz bardziej odizolowany od reszty grupy. Zawodnicy szybko zauważyli, że klub nie będzie z nim wiązał nadziei na kolejne sezony, on sam na konferencjach prasowych głównie usprawiedliwiał się z kolejnych swoich kroków. Miało się wrażenie, że ciągle jest pod ścianą. W ostatnich wystąpieniach mówił o braku szacunku wobec niego, atakując zarówno media, jak i działaczy Milanu.
Dwa statki: drużyna i trener, coraz bardziej się od siebie oddalały, choć trzeba przyznać, że pracodawcy nie pomagali Conceicao, gdy w sieci co i rusz pojawiały się nowe informacje dotyczące jego potencjalnego następcy. Kiedy wydawało się, że znalazł remedium na sportowe udręki Milanu, gdy przeszedł na trzyosobowy blok obronny, co znacząco poprawiło wyniki drużyny, przyszła najbardziej bolesna porażka. Oznaczająca, że Milan zakończy sezon bez pucharu i bez biletu na europejskie areny.
Całkowicie stracone pół roku? Niestety tak. Milan miał kilka wspaniałych wieczorów, jak oba półfinały Pucharu Włoch czy ekscytujące derby della Madonnina, które tylko nieszczęśliwie zakończyły się utratą dwóch punktów w samej końcówce spotkania. Conceicao przez chwilę podniósł kwalifikacje odkopanego z zaświatów Luki Jovicia, nieźle pod jego rządami znów wyglądali Theo Hernandez i Tijjani Reijnders, którym zaczęły się interesować Real Madryt i Manchester City.
Jeśli natomiast spojrzy się chłodnym okiem na pozostałe mecze, to uwagę zwracają: brak spójności, ubóstwo pomysłów, zero kreatywności. Jeśli “Rossoneri” wygrywali, to raczej dzięki determinacji samych piłkarzy niż trenerskim decyzjom. A to zdecydowanie za mało, by móc podbić szalenie trudne włoskie rozgrywki ligowe.

Przeczytaj również