Bayer Leverkusen, Girona i... oni. Kopciuszek ośmiesza bogatszych. Wyjątkowy klub robi furorę

Bayer Leverkusen, Girona i... oni. Kopciuszek ośmiesza bogatszych. Wyjątkowy klub robi furorę
Icon Sport / pressfocus
Piotrek - Przyborowski
Piotrek Przyborowski14 Apr · 09:00
Mają jeden z niższych budżetów w całej Ligue 1, ale dziś wyprzedza ich tylko PSG. Stade Brest pokazuje, jak dzięki pomysłowi, pasji i rodzinnej atmosferze można stawiać czoła największym.
Liga francuska od lat zabetonowana jest przez potężne i przebogate Paris Saint-Germain. Od momentu przejęcia klubu przez Katarczyków w 2011 roku, jedynie trzykrotnie zdarzyło się, by po mistrzostwo sięgnęła inna drużyna. Często już na początku wiosny przewaga PSG nad resztą ligowej stawki jest tak duża, że tylko kwestią czasu pozostaje formalne przyklepanie tytułu przez ekipę z Parc des Princes. Choć w obecnym sezonie wiele wskazuje na podobny scenariusz, jednym z niewielu realnych zagrożeń dla ekipy Luisa Enrique jest Stade Brest.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jak to możliwe, że klub, który latem ubiegłego roku wydał na transfery zaledwie nieco ponad trzy miliony euro, ostatnio notuje lepsze wyniki od napędzanej petrodolarami paryskiej maszyny do zdobywania mistrzostw? Kluczem wydaje się tutaj jedno słowo: stabilizacja. Klub z Bretanii poszedł nieco pod prąd, ale jest w tym niesamowicie konsekwentny. Teraz zbiera owoce swojej pracy i walczy, by ten już i tak historyczny sezon został zwieńczony jakimś naprawdę spektakularnym sukcesem.

Najważniejsze kompetencje

Owoce można tutaj zrozumieć nieco dosłownie, ponieważ bez nich poniekąd nie byłoby tego bretońskiego klubu, a już na pewno nie na tak wysokim poziomie. Brest to jeden z najważniejszych portów we Francji. W mieście przez dziesięciolecia prężnie rozwijał się przemysł maszynowy, stoczniowy, elektroniczny, ale również spożywczy. To właśnie w tym ostatnim swoją potęgę zbudowali bracia Le Saint. Aktualnie stoją na czele firmy będącej liderem wśród dystrybutorów świeżej żywności we Francji. Bracia w pewnym momencie zdecydowali się zainwestować w lokalny sport. Tak oto Gerard został prezesem Brest Bretagne Handball, obecnie jednego z najlepszych klubów piłki ręcznej w Europie, a Denis objął tę samą rolę w Stade Brest.
- Bracia Le Saint w pewnym momencie zrozumieli, że nie powinni sami aż tak bardzo angażować się w sprawy sportowe i oddali władzę w tym aspekcie bardziej kompetentnym osobom. Mocną pozycję w Breście już od kilku sezonów ma więc dyrektor sportowy Gregory Lorenzi, zresztą były zawodnik tego zespołu. Z niewielkim budżetem udaje mu się ściągać do klubu obiecujących piłkarzy oraz przywrócić do formy takich, którzy mieli problemy w innych drużynach - mówi nam Adrian Prigent, korespondent Le Telegramme Sport w Breście.
Lorenzi, w przeciwieństwie do wielu kolegów po fachu, nie bazuje tylko na młodych graczach, na których większość francuskich klubów chce tylko jak najszybciej zarobić. Dyrektor stawia na balans między młodzieżą i doświadczeniem. W obecnym sezonie największym bohaterem jest chyba jednak trener Eric Roy. Kiedy szkoleniowiec objął zespół na początku zeszłego roku, ten znajdował się totalnej rozsypce i strefie spadkowej. Jeśli dodamy do tego fakt, że od ponad dekady pracował raczej z dala od ławki rezerwowych, wychodzi, że na papierze ten ruch wydawał się co najmniej wątpliwy. Okazało się jednak, że w tym szaleństwie była metoda. Były dyrektor sportowy Watfordu najpierw utrzymał Brest w Ligue 1, a w obecnym sezonie zameldował się z nim w górnej połowie tabeli.
- Pojawienie się Erica Roya na ławce Brestu zaskoczyło wielu ekspertów. Trzeba jednak przyznać, że klub wraz z Lorenzim znów wpadli na dobry pomysł. Kiedy Roy obejmował Brest, ten z zaledwie 13 punktami po 17 meczach zajmował miejsce w strefie spadkowej. W kolejnych 21 spotkaniach już pod wodzą nowego szkoleniowca zdobył w sumie 31 punktów. Już w zeszłym sezonie mieliśmy więc przesłanki ku temu, by dostrzec w Royu oraz w prowadzonej przez niego drużynie spory potencjał, ale na pewno nie do tego stopnia, co widzimy obecnie - uważa nasz rozmówca.

Chwali sam Enrique

Kiedy jesteś teoretycznym “underdogiem”, często braki indywidualne nadrabiasz dobrą organizacją gry czy solidnością w defensywie. I właśnie to cechuje drużynę Roya. Do rozegranej w dniach 5-7 kwietnia 28. kolejki, podczas której po szalonym meczu Brest pokonał 4:3 Metz, to właśnie ekipa z Bretanii mogła pochwalić się najlepszą defensywą w całej lidze. Teraz lepsza jest Nicea, ale nie zmienia to faktu, że aktualnie obok zespołu z Lazurowego Wybrzeża oraz PSG nikt nie broni we Francji tak skutecznie jak Bretończycy.
- Roy jest liderem, a zawodnicy mają do niego pełne zaufanie. Co ciekawe, pod względem taktycznym nie wprowadził on do drużyny niczego rewolucyjnego. Jest ona po prostu bardzo skuteczna i destrukcyjna dla przeciwnika. Nieustanny pressing, solidność w defensywie i chęć ciągłego stwarzania zagrożenia pod bramką rywala. Brest postawił wszystkie walczące o mistrzostwo drużyny, w tym PSG, w trudnej sytuacji. Sam Luis Enrique bardzo chwalił ten zespół w obecnym sezonie i nawet uznał go za dużo cięższego rywala od wielu, z którymi paryżanie musieli mierzyć się w Lidze Mistrzów - mówi Prigent.
Słowa hiszpańskiego szkoleniowca nie są jedynie kurtuazją. PSG w obecnym sezonie miało ogromne problemy w ligowych starciach z Brestem. Jesienią wygrało 3:2, ale zwycięski gol padł dopiero w 89. minucie. Z kolei wiosną paryżanie nie byli w stanie pokonać Brestu przed własną publicznością. Ten walczył do końca i ostatecznie zremisował na Parc des Princes 2:2. Piłkarze z Bretanii są dobrze znani ze swojej wytrwałości. W obecnym sezonie zdobyli już w sumie aż dziewięć punktów dzięki golom strzelonym po 85. minucie. Pod tym względem żadna inna drużyna nie może się im równać.
- Brest nigdy w swojej historii nie był w czubie tabeli i nigdy nie grał w Europie. W tym momencie - przy tak słabej dyspozycji największych rywali takich jak Rennes, Nice, OM - ciężko mi sobie wyobrazić, żeby ta ekipa nie zagrała w przyszłym sezonie w którymś z europejskich pucharów. Jej piłkarze warunki już spełnili, czyli prezentują pragmatyczną, ale bardzo skuteczną grę oraz dysponują żelazną defensywa - mówi w rozmowie z nami Michał Bojanowski, komentator Ligue 1 w Canal+ Sport.

Łakome kąski

W niektórych aspektach Brest przypomina nieco ubiegłoroczną rewelację, Lens. Tyle że w europejskich pucharach byłby absolutnym debiutantem. “Piraci”, jak mówi się o nich we Francji, nigdy nie zajęli w lidze wyższego miejsca niż ósme. Tak samo dla większości zawodników Brestu byłaby to szansa na pierwsze przetarcie w Europie. A trzeba przyznać, że dzięki dobrej postawie w obecnym sezonie, kilku z nich, bez względu na losy zespołu, i tak powinno zameldować się w pucharach.
- Filarem drużyny jest Brendan Chardonnet, środkowy defensor, kapitan i po prostu człowiek tego klubu. Solidny i twardo stąpający po ziemi lider. U jego boku występuje Lilian Brassier, aktualnie piłkarz bardzo pożądany w Europie. Najlepszym zawodnikiem Brestu w trwających rozgrywkach jest natomiast Pierre-Lees Melou. Widać to szczególnie wtedy, kiedy brakuje go na boisku - jak na przykład w meczu z Lorient (wygranym przez Brest 1:0 - przyp. red.), chyba jednym z najgorszych meczów tej ekipy w obecnym sezonie. To centralna postać drużyny, która inicjuje wiele akcji i reguluje tempo gry. Z kolei z przodu warty docenienia za swoją technikę i wyczucie piłki jest Romain Del Castillo - wymienia Prigent.
Co ciekawe, większość z tych zawodników była w klubie już przed objęciem zespołu przez Roya. 56-latek po prostu wiedział, w jaki sposób do nich dotrzeć i to w głównej mierze dzięki niemu wskoczyli oni w ciągu ostatnich miesięcy na europejski poziom. Przy tym warto wspomnieć, że żaden, przynajmniej na razie, nie zamierza się ruszać ze Stade Francis Le-Ble. Kontrakty Lees-Melou, Le Douarona oraz Del Castillo zostały przedłużone tego samego dnia w listopadzie. Brassier, mimo bardzo poważnego zainteresowania ze strony Monaco i Milanu, zimą też nie zmienił pracodawcy. Brest poprzez takie działanie wyraźnie wysyła komunikat do swoich rywali: traktujcie nas serio, jesteśmy poważnym projektem, który nie chce się zawinąć po kilku lepszych miesiącach.
- Wielu zawodników Brestu będzie jednak łakomym kąskiem podczas letniego okienka transferowego. Kwoty, które inne zespoły będą za nich proponować, mogą okazać się ciężkie do odrzucenia. Wyzwaniem będzie więc utrzymanie w kadrze jak najwięcej obecnych piłkarzy. Nie zapominajmy też o stadionie, który jest przestarzały i nie nadaje się do gry w europejskich pucharach. Nad tymi sprawami trzeba się pochylić, ale przede wszystkim nie należy zapominać o tym, że to najwspanialszy sezon w historii klubu. Aktualnie miasto po prostu oddycha futbolem. A drużyna, obok PSG i Lille, gra najbardziej atrakcyjną dla oka piłkę w całej Francji - mówi Prigent.

Bez zadyszki

Stadion wydaje się teraz rzeczywiście największym problemem klubu. Wybudowany ponad sto lat temu i od tego czasu jedynie kilkukrotnie modernizowany obiekt najprawdopodobniej nie spełni wymagań dotyczących występów w rozgrywkach UEFA. Jeśli klub nie mógłby grać w pucharach przed własną publicznością, straciłby jeden ze swoich atutów. Brest w obecnym sezonie przegrał u siebie bowiem tylko z PSG. Klub czyni jednak kroki ku budowie nowego stadionu, który według planów powinien zostać otwarty w 2027 roku. Awans do europejskich pucharów już w obecnym sezonie będzie oznaczać spory zastrzyk finansowy, który na pewno ułatwi, a być może nawet przyspieszy otwarcie nowego obiektu.
- Jeśli w przyszłym sezonie Brest nie zagra w europejskich pucharach, będzie to rozczarowanie. Dla klubu na pewno czymś wspaniałym byłoby zajęcie miejsca w pierwszej czwórce, bo to da prawo przynajmniej marzyć o grze w Lidze Mistrzów. Brest od początku sezonu tak naprawdę nie złapał choćby jednej zadyszki. Może jedynie to spotkanie z Lorient było takim przywołaniem do porządku. Ale jak tak pójdzie dalej, oni zagrają w pucharach, to pewne. Brest dzięki temu stanie się przykładem dla innych klubów o niskim budżecie. Bretończycy pokazują, że dzięki silnemu dyrektorowi sportowego i trenerowi, którzy decydują o polityce klubu, da się zajść bardzo daleko - uważa Prigent.
Mimo sporej euforii klub zdaje sobie sprawę ze swojego miejsca w piłkarskim łańcuchu pokarmowym i wie, że prędzej czy później będzie musiał sprzedać któregoś z kluczowych piłkarzy. Najważniejsze jest jednak to, by utrzymać kręgosłup drużyny. Awans do europejskich pucharów może więc okazać się w tym przypadku kluczowy. Jednocześnie władze Brestu starają się zachować dystans między wynikami zespołu oraz całokształtem projektu i tak samo jak dotychczas bazować na stabilizacji i braku nerwowych ruchów.
- Brest to wyjątkowy, rodzinny klub z bardzo małym budżetem, więc żadna z czołowych francuskich drużyn nie może na nich się wzorować pod względem organizacji. Prędzej mogą one czerpać inspiracje z samej gry tego zespołu, bo Brest z niemal identyczną kadrą i tym samym trenerem co w zeszłym sezonie zaczął nagle osiągać niesamowite wyniki. Największą zasługą Erica Roya jest to, że przekonał swoich zawodników, że są w stanie rywalizować z największymi mimo ograniczeń finansowych i jakościowych. Ich największy problem to rzeczywiście ten przestarzały stadion. Są plany przebudowy, ale wszystko z zachowaniem zdrowego rozsądku. Przecież zaraz może się bowiem okazać, że to będzie tylko jeden, ale za to wyjątkowy sezon w historii Stade Brestois - podsumowuje Bojanowski.

Przeczytaj również