Postrach Realu, "mały Messi". Kolejny wielki sezon małego artysty

Postrach Realu, "mały Messi". Kolejny wielki sezon małego artysty
Jean Catuffe / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski17 Apr · 16:07
Większość drużyn w Europie może obawiać się Realu Madryt. Jest jednak zawodnik, który sam powinien wywoływać niepokój w ekipie “Królewskich”. Bernardo Silva nie należy do najwyższych, ale wyrósł na mały postrach “Los Blancos”.
Gdy tydzień temu ogłoszono składy na hitowy ćwierćfinał Ligi Mistrzów, kibice Manchesteru City musieli łapać się za głowę. Na dotychczas najważniejszy mecz sezonu nie wyszedł potencjalny lider, Kevin De Bruyne. Po czasie okazało się, że Belg doznał zatrucia i tym razem nie mógł pomóc drużynie. Jego brak nie był jednak szczególnie widoczny. Spora w tym zasługa Bernardo Silvy. Już po kilkudziesięciu sekundach od pierwszego gwizdka Portugalczyk pokazał, że chce dokonać konkwisty Santiago Bernabeu. Przy bramce z rzutu wolnego pewien udział miał Andrij Łunin, ale nie można w pełni odbierać kunsztu i sprytu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dalsza część meczu Realu z City obfitowała w piękne akcje, indywidualne zrywy i inne spektakularne gole z dystansu. W ostatnich latach zażarta rywalizacja tych dwóch drużyn zasłużyła już na miano europejskiego klasyku. Tym większe pochwały należą się zawodnikowi, który praktycznie nigdy nie zawodzi w tego typu starciach o największym ciężarze gatunkowym. W pięciu poprzednich starciach z “Królewskimi” Silva brał udział przy pięciu bramkach. I nie można wykluczyć, że ten bilans jeszcze ulegnie poprawie.

Ulubieniec Pepa

- Bernardo nie nosi kolczyków, nie ma tatuaży, jeździ zwykłym autem. Jest normalnym gościem i niesamowitym zawodnikiem. Uwielbia grać na Old Trafford, nie pamiętam, aby zanotował tu słaby występ. Jest tak inteligentnym piłkarzem, jeden z najlepszych graczy, jakich widziałem w życiu. Jeden z najlepszych pod względem intensywności, sprytu, jest tak dobry - powiedział Guardiola, kiedy City pokonało United w derbach.
- Pep nazwał mnie jednym z najlepszych? Jestem z tego powodu bardzo dumny. To wiele znaczy ze względu na zawodników, których trenował i zespoły, które prowadził. To też dodatkowa motywacja, aby nadal dobrze wykonywać swoją pracę i pomagać zespołowi tak bardzo, jak to tylko możliwe - odpowiedział Silva w wywiadzie dla FIFA.com.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Portugalczyk odstaje od wizerunku współczesnego piłkarza. Wiele o nim mówi fakt, że praktycznie nigdy nie wzbudza żadnych kontrowersji, z medialnej perspektywy można by uznać, że jest wręcz nieciekawy. Kiedy Kyle Walker wykonywał publiczną wiwisekcję swojego małżeństwa, Bernardo pewnie robił cardio. W rozmowie z The Times przyznał kiedyś, że od dziecka rozsadza go energia i musi biegać, aby ją spożytkować. Gdy Jack Grealish staje się najbardziej łakomym kąskiem brytyjskich paparazzich, wychowanek Benfiki spędza czas z rodziną, albo w wolnej chwili gra na konsoli. Skoro Jose Mourinho zyskał przydomek The Special One, to jego młodszy rodak pracuje na miano The Normal One. Zwykły gość, który robi swoje, nie pcha się na afisz, a od czasu do czasu bryluje na tle rywali z najwyższej półki.
Cichy charakter idzie w parze z niebywale wysokimi umiejętnościami. Trudno wyobrazić sobie lepiej pasującą mieszankę do wymagań Pepa Guardioli. Nic dziwnego, że to właśnie ten piłkarz rozegrał najwięcej meczów pod wodzą Katalończyka. Aż 346, z czego większość zakończonych zwycięstwem. Portal Transfermarkt wyliczył, że od startu sezonu 2018/19 Bernardo wygrał 142 mecze ligowe. To najlepszy wynik w Premier League spośród zawodników z pola. Właśnie dlatego “Obywatele” znajdują się teraz na pole position w wyścigu o kolejne mistrzostwo, już szóste w ostatnich siedmiu latach.

Big game player

Silva to wyjątkowy piłkarz, chociaż na pierwszy rzut oka można by wysnuć nieco inne wnioski. Wystarczyłoby spojrzeć w liczby, które, delikatnie mówiąc, nie powalają na kolana. Choćby w tym sezonie ma na koncie dziesięć bramek i pięć asyst. Nie tak źle, chociaż od ofensywnego zawodnika w zespole pokroju Manchesteru City pewnie należałoby wymagać jeszcze więcej. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że w wielu meczach 29-latek zdaje się grać na zaciągniętym hamulcu. Mowa tu szczególnie o spotkaniach ze znacznie niżej notowanymi rywalami. Kiedy “The Citizens” mierzą się z dajmy na to Sheffield United lub Bournemouth , ofensywny pomocnik raczej pozostaje w cieniu. Gra poprawnie, ale bez szału, nie daje czegoś ekstra. Ten element zostawia sobie na decydujące momenty sezonu.
Różnica między “zwykłym” Bernardo i tym w najlepszej możliwej dyspozycji objawia się zwłaszcza na arenie europejskiej. Spośród 11 ostatnich bramek w Lidze Mistrzów ani jednej nie zdobył w fazie grupowej. Ponad połowa z nich padła za to na etapie ćwierćfinałów i półfinałów najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych. Jego praktycznie nie interesuje obijanie drużyn pokroju Crveny Zvezdej lub Young Boys Berno. Co innego, kiedy naprzeciw stają europejskie potęgi.
- Wiem, że gramy, aby wygrywać finały, ale najpierw trzeba poradzić sobie w poprzednich rundach. Trzeba biegać, poświęcać się i grać właśnie w taki sposób. Gratulacje dla zespołu. Bernardo był dziś świetny, wszyscy go kochają. Jest dla nas bardzo ważny i chcemy, żeby został - chwalił Pep po jednym z wielu świetnych występów swojego podopiecznego.

“Messizinho”

Ze względu na styl gry Bernardo bywa często porównywany do Leo Messiego. W ich ruchach z łatwością dostrzeżemy bardzo wiele podobieństw. Teoretycznie tak filigranowi zawodnicy powinni przegrywać pojedynki z obrońcami górującymi wzrostem i warunkami fizycznymi. A jednak zawsze znajdą sposób, mysią dziurę, w którą wejdą z piłką i oczarować cały świat.
Pod względem skali talentu porównywanie Silvy do Messiego byłoby naturalnie przesadą. Warto jednak wziąć pod uwagę okoliczności. Jeden już w młodym wieku stał się fenomenem, następcą Ronaldinho i pełnoprawnym liderem Barcelony. Drugi przez bardzo długi okres słyszał, że jest za słaby, aby w ogóle rozpocząć profesjonalną karierę. Jedynie wiara w siebie podsycona zewnętrznym bodźcem sprawiła, że Portugalczyk nigdy nie porzucił marzeń o grze w piłkę.
- Kiedy miałem 16 lat, byłem w krytycznym momencie kariery. Prawie nie grałem w drużynie młodzieżowej. Ale uratował mnie Fernando Chalano, jeden z najlepszych portugalskich zawodników wszech czasów. Ludzie nazywali go "Małym Geniuszem" i myślę, że zobaczył we mnie cząstkę siebie. Pewnego dnia wziął mnie na bok i powiedział: "Słuchaj, twój trener nie ma pojęcia o futbolu, jesteś tutaj najlepszym graczem, zaufaj mi. Pewnego dnia staniesz się bardzo ważny". Zaczął nawet nazywać mnie "Messizinho". Myślę, że zrobił to, ponieważ ja i Leo Messi jesteśmy mali, lewonożni i techniczni. Oczywiście nie można mnie porównać do takiego geniusza jak Messi, ale fakt, że Chalana to zrobił, dodał mi ogromnej pewności siebie - wspominał w artykule dla The Players' Tribune.
Bernardo nie tylko został piłkarzem, ale jeszcze stał się jednym z filarów obecnie najlepszej drużyny. Wspominaliśmy już, że liczby nie oddadzą w pełni jego geniuszu. Warto jednak przytoczyć kilka na potwierdzenie prezentowanej przez niego jakości. W tym sezonie posłał aż 60 kluczowych podań, generując 7,3 oczekiwanej asysty. W obu klasyfikacjach ustępuje jedynie Philowi Fodenowi i Julianowi Alvarezowi. Spośród graczy City tylko Rodri notuje więcej prób przechwytów. Do tego Portugalczyk drybluje ze skutecznością na poziomie 63%. Strzela rzadko, ale skutecznie. Co drugie celne uderzenie kończy się bramką. I to nierzadko taką wyjątkowej urody. Prawdziwy artysta.

Barcelona czeka

- Gdybym był Deco i miałbym podpisać jednego piłkarza, wybrałbym Bernardo Silvę. On pytał mnie już o Barcelonę, powiedziałem mu, że wszystko jest przygotowane na jego przybycie. To niesamowity zawodnik i jeszcze lepszy człowiek - powiedział niedawno Joao Felix na antenie Jijantes.
Temat potencjalnego transferu Silvy do Barcelony wraca praktycznie w każdym okienku. Trudno dziwić się Katalończykom, którzy potrzebowaliby takiego zawodnika. W ich składzie brakuje lewonożnego kreatora, będącego jednocześnie pierwszą instancją przy zakładaniu pressingu. Teoretycznie “Blaugrana” mogłaby przeprowadzić ten ruch, korzystając z atrakcyjnej klauzuli odstępnego. Fabrizio Romano i Matteo Moretto zgodnie informowali, że opcja wykupu wynosi około 50 mln funtów. Nie jest to najbardziej wygórowana kwota, patrząc na oferowaną jakość.
Dobrze wiemy jednak, że w ostatnich latach “Barca” i kilkadziesiąt milionów to związek, który rzadko chodzi ze sobą w parze. Wydaje się, że klub z Camp Nou mógłby jedynie pomyśleć o operacji w stylu Ilkaya Guendogana. W połowie 2026 roku wygaśnie obecna umowa Bilvy, co otwiera pewne możliwości do przeprowadzenia “darmowego” transferu. Być może piłkarz pomyśli wtedy o spędzeniu ostatnich lat w nieco bardziej słonecznym miejscu niż Manchester. W Katalonii z pewnością będą trzymać rękę na pulsie.
Na razie Bernardo może jednak w pełni skupić się na walce o kolejną potrójną koronę. Wieczorna pora, topowy rywal, mecz o najwyższą stawkę. To są warunki, w których Portugalczyk czuje się najlepiej. Czekamy na kolejny spektakl.

Przeczytaj również