"Boże… co za skrzydłowy. Niemożliwe, że ja to widzę". Tak Michał Skóraś stał się liderem Lecha Poznań

"Boże… co za skrzydłowy. Niemożliwe, że ja to widzę". Tak Michał Skóraś stał się liderem Lecha Poznań
Piotr Matusewicz/Press Focus
Michał Skóraś to dzisiaj pierwszoplanowa postać Lecha Poznań. Zastąpił na tym "stanowisku" Jakuba Kamińskiego, chociaż jeszcze 2-3 miesiące temu mało kto by nie powiedział, że coś takiego się wydarzy. 22-latek bardzo szybko wszedł w buty swojego dwa lata młodszego kolegi i wraz z Mikaelem Ishakiem są obecnie kluczowymi piłkarzami "Kolejorza". Jak do tego doszło, że Michał Skóraś przeżywa obecnie najlepsze miesiące w piłkarskiej karierze?
- Z czasem zaczynałem się zastanawiać, co będzie, jak mi nie wyjdzie. Nauczyciele przede wszystkim w szkołach nie pomagali. Zawsze było: "a co będzie, jak dostaniesz jakąś kontuzję?". Po takich słowach pojawiają się myśli, co by było gdyby nie piłka? Pewnie... zostałbym górnikiem. U nas w Jastrzębiu jest dużo kopalni, tata górnik, koledzy podobnie... Kilku dobrych zawodników, przed którymi była kreowana jakaś przyszłość teraz są... górnikami. To jest jednak najprostsza praca, do jakiej możesz iść w Jastrzębiu, bo... nie tam nie bardzo masz gdzie iść - opowiadał Michał Skóraś w filmie "Gramy Dalej" nakręconym przez PZPN po mistrzostwach świata do lat 20.
Dalsza część tekstu pod wideo
I dzisiaj Michał może powiedzieć, że mu wychodzi. Ostatnio u niego dzieje się bardzo dużo, ale na szczęście dobrego. Patrząc tylko na ostatnie dwa tygodnie, to jest to m.in. premierowy gol w fazie grupowej Ligi Konferencji, powołanie do dorosłej reprezentacji Polski oraz nowy kontrakt (a co za tym idzie i podwyżka), który wiąże Michała z mistrzem Polski do 2026 roku.
O tym, że Michał Skóraś jest obecnie liderem drużyny Johna van den Broma, nie trzeba nikogo przekonywać. A jeśli są jeszcze nieprzekonani, to wystarczy spojrzeć na liczby i minuty rozegrane przez niego tym sezonie. Skrzydłowy wystąpił w każdym z 18 meczów Lecha w sezonie (14 w pierszym składzie), łącznie 1335 minut (w całym poprzednim rozegrał 1803 minuty), w których strzelił 6 goli i zaliczył 3 asysty.
Zresztą liczby tylko potwierdzają to, co się widzi i słyszy, że Michał zaczyna odgrywać coraz ważniejszą rolę także poza boiskiem. Jest obecnie "wiodącym wychowankiem", do czego szatnia Lecha jest przyzwyczajona, że ktoś taki się w niej pojawia. Coraz częściej zabiera głos i jego zdanie ma coraz większe znaczenie.
Cofnijmy się jednak o kilka lat.

"Jeszcze takiego nie widziałem"

Skrzydłowy jest w Lechu Poznań od 2015 roku. Dołączył tam mając 15 lat. Do akademii trafił z MOSIR-u Jastrzębie Zdrój, czyli z klubu ze swojego rodzinnego miasta. Zatem można powiedzieć, że jest wychowankiem jednakowo "Kolejorza" jak i wspomnianego MOSIR-u. W jego pierwszym klubie w roczniku U11-U-16 za jego wychowanie odpowiadał m.in. Łukasz Włodarek, obecnie asystent Marka Papszuna w Rakowie Częstochowa.
Jak trafił do "Kolejorza"? Wypatrzył go oczywiście nie kto inny, jak legendarny skaut lechitów, czyli Tadeusz Jaros, który do Lecha przez lata przyprowadził takich piłkarzy jak Krzysztof Kotorowski, Zbigniew Zakrzewski, Jan Bednarek, Tomasz Kędziora, Tymek Puchacz, Kamil Jóźwiak czy Jakub Kamiński i wielu innych. Pan Tadeusz oko do skrzydłowych jak widać ma, chociaż na Michała wpadł... przypadkowo.
- Jeśli chodzi o Skórasia, to jechałem wówczas do Jastrzębia oglądać Bartka Zalewskiego. Pojechałem i przy okazji zobaczyłem Michała i mówię: "Boże… co za skrzydłowy. Niemożliwe, że ja to widzę”. Znałem tam wówczas organizatora tego turnieju i od razu chciałem go mieć. Obok stali rodzice Michała. Widziałem w nich radość, że Lech proponuje dołączenie syna do nas. Jego ojciec zrobiły wtedy wszystko, żeby tak się stało i wszystko przebiegło szybko. Obu piłkarzy - "Skórę” i Zalewskiego - przyjmował wówczas Ivan Djurdjević, prowadzący juniorów. Ivan na początku nie wyglądał na zachwyconego. Już sobie pomyślałem… następny, który wie lepiej. Podszedłem i w takim żołnierskim tonie: "Co? Nie podobają Ci się?!”. Odpowiedział nieco obudzony: "Rewelacja! Jeszcze takich nie widziałem!” - opowiadał Jaros w rozmowie w "Głosie Wielkopolskim", który do swojej listy będzie mógł teraz dopisać nazwisko "Skóraś".

Niełatwe wejście do seniorów

Michał przeszedł we wronieckiej części Akademii Lecha Poznań wszystkie szczeble, zdobywając m.in. mistrzostwo Polski do lat 19 w sezonie 2017/18. Po tym sukcesie w kolejnym sezonie został wypożyczony do pierwszej ligi, a konkretnie do Termaliki Bruk-Bet Nieciecza. Grał tam regularnie na prawym lub lewym skrzydle. Wystąpił łącznie w 28 meczach (27 w lidze + 1 pucharowy), w których strzelił jednego gola i zaliczył trzy asysty. Bez szału, ale kluczem na koniec tamtych rozgrywek dla Michała były mistrzostwa świata do lat 20, które odbywały się w Polsce.
Jacek Magiera, ówczesny selekcjoner, powołał Skórasia na ten turniej. Sama impreza oczywiście skończyła się dla nas dość szybko, ale Michał był jednym z tych piłkarzy, którzy zostali zapamiętani z tamtych meczów z Thaiti (5:0), Senegalem (0:0) czy Włochami (0:1) (w pierwszym spotkaniu z Kolumbią (0:2) nie grał). "Skóra" z Tahiti dostał 13 minut, ale w meczach z Senegalem (66 min.) czy Włochami (90 min.) wychodził już w pierwszym składzie i rósł piłkarsko w trakcie turnieju.
To ostatnie spotkanie już w fazie play-off z Włochami było najlepszym w wykonaniu całej reprezentacji, a najbardziej zapamiętany został właśnie Skóraś.
Co ciekawe w tej kadrze Jacek Magiera nie znalazł wówczas miejsca dla Jakuba Modera, wtedy piłkarza wypożyczonego z Lecha do Odry Opole, który dość regularnie grał w tamtej reprezentacji.

Szkoła Rakowa

Po wypożyczeniu do pierwszej ligi i w miarę udanym turnieju rangi mistrzowskiej dla samego zawodnika Michał wrócił do Lecha Poznań trenowanego wówczas przez Dariusza Żurawia. Szkoleniowiec "Kolejorza" nie miał jednak na Skórasia pomysłu i nie widział go w swoich planach. Lech w tamtym sezonie mocniej postawił na innych wychowanków, ale nie na Michała, który przegrywał wówczas rywalizacje na skrzydłach z Jóźwiakiem, Puchaczem, Makuszewskim, a wyżej stawiano notowania Tymoteusza Klupsia. Ale dobry turniej spowodował to, że Lech nie postawił na nim krzyżka. Zatem uznano, że Michał pójdzie na kolejne wypożyczenie.
Do ligi awansował wówczas Raków Częstochowa, a w Polsce wszedł przepis o młodzieżowcu. Marek Papszun mający problem z zawodnikiem o takim statusie zgłosił się wówczas po Skórasia. Lech zgodził się na roczne wypożyczenie piłkarza bez opcji wykupu, zapewniając sobie opcję powrotu zimą do Lecha.
W Rakowie został on ostatecznie tylko pół roku. Jesienią 2019 w barwach częstochowian rozegrał 17 meczów (liga + 2 w pucharze), w których strzelił gola i zaliczył trzy asysty. Grywał on tam głównie na prawym wahadle i... wchodził z ławki. Na początku grał mało, bo np. w meczu z Lechem nie mógł zagrać, a potem w starciu z Legią Marek Papszun nie znalazł dla niego miejsca w kadrze meczowej. W pierwszym składzie wybiegł dopiero w 9. kolejce i trzy spotkania z rzędu zagrał po 90 minut. Potem znowu głównie wejścia z ławki i z tych 17 spotkań ostatecznie tylko cztery "Skóra" rozegrał w pierwszym składzie.
- Michała miałem wtedy, kiedy był w Rakowie. Wiele razy pamiętam jego smutną minę po meczach. Ogólnie coś grał, ale głównie był rezerwowym. Zawsze wchodził i pamiętam, że chciał dać maksa. Miał asysty, strzelił też gola, ale trener nie chciał mu dać więcej czasu gry, szczególnie na początku. W Rakowie grał głównie na wahadle, ale moim zdaniem nie miał pełnego zaufania od Marka Papszuna. To Michał zdecydował o zakończeniu wypożyczenia. Pamiętam, jak schodziłem w schodach w Bełchatowie po jednym z meczów i rozmawialiśmy przy ławce. Był rozgoryczony brakiem czasu na grę, a chciał sobie i wszystkim udowodnić, że zasługuje na więcej minut. Nie wiadomo, jakby się to wszystko potoczyło, gdyby dostawał więcej czasu w Rakowie. Opcji wykupu nie było wtedy, ale mogła się pojawić i nie wiadomo, jakby się to wydarzyło - mówi Jarosław Araszkiewicz, legenda Lecha Poznań, który w "Kolejorzu" zajmuje się piłkarzami będącymi na wypożyczeniach.
- Michał nie chciał już iść potem na kolejne wypożyczenie. Chciał wtedy zostać w Lechu i powalczyć o swoje. I brawo. Walczył z Kamykiem i niekiedy grali razem albo na zmianę. Pamiętam, że mówiłem wtedy sobie: jeśli Michał nie da z siebie wszystkiego i odpuści, to będzie ciężko. Bo wiadomo, że wtedy "Kamyk" był numer 1. Fajnie, że pokazał charakter, a poza tym to sympatyczny i skromny chłopak. Musiał dużo przejść, żeby dojść do tego momentu, gdzie jest teraz - dodaje Araszkiewicz.
Po pół roku Lech, widząc już potencjał w tym piłkarzu i mając duży problem z poważną kontuzją prawego obrońcy Roberta Gumnego, inaczej patrzył na zawodnika z rocznika 2000, choć jak mówi Jarosław Araszkiewicz, ten też chciał wrócić do Poznania. Na obozie w Turcji rywalizował już o miejsce w pierwszym zespole na prawej obronie lub na skrzydle. Niestety ówczesny 19-latek nabawił się w Belek urazu mięśniowego, który wyłączył go z gry aż do początku marca. W pierwszym zespole Lecha zadebiutował 8 marca 2020 roku w meczu wyjazdowym z Wisłą Kraków (1:1 - 14 minut na boisku). Była to ostatnia kolejka przed wybuchem pandemii i zawieszeniem rozgrywek.
Piłkarze do gry wrócili w czerwcu. Michał był zawodnikiem wchodzącym z ławki rezerwowych. Zagrał jeszcze w czterech meczach tamtego sezonu, występując także w drugoligowych rezerwach Kolejorza.
- Kiedy Michał wrócił do Lecha, to mówiłem mu, że łatwiej nie będzie i będzie musiał się wykazać charakterem oraz wolą walki, schodząc czasem do rezerw. Sam sobie udowodnił, że stać go było na to. Na pewno nie było łatwo, bo jak on wrócił, to akurat zaczął na poważnie grać Jakub Kamiński. Ciężko było mu wywalczyć miejsce na początku - wspomina Araszkiewicz.
W kolejnym sezonie Skóraś stał się ważniejszą postacią "Kolejorza", a Lech wtedy rywalizował na czterech frontach (PKO Ekstraklasa, Puchar Polski, Liga Euorpy - eliminacje oraz faza grupowa i eWinner II liga - 1 mecz). Łącznie to przełożyło się na aż 39 meczów, 5 goli i 2 asysty.
Na Michała jednak nie zwracano jeszcze tak mocno uwagi. W drużynie na początku sezonu byli jeszcze Kamil Jóźwiak i Robert Gumny. Zrobił się ogromny szum wokół Jakuba Modera, a wszyscy jako następcę Jóźwiaka wskazywali w tamtym okresie na Jakuba Kamińskiego. Był także Filip Marchwiński, którego umiejętności też stawiano ponad starszego o dwa lata Michała, który w tamtym sezonie zdobył spore doświadczenie, grając w każdym z sześciu meczów Ligi Europy, m.in. strzelając gola w wygranym domowym meczu ze Standardem Liege (3:1).

Początek tego, co widzimy teraz

W sezonie mistrzowskim Maciej Skorża widział Michała początkowo jako rezerwowego, choć ten pierwsze sześć kolejek ze względu na oczekiwanie na nowego skrzydłowego zaczął w podstawowym składzie. W każdym z tych spotkań schodził z boiska. Potem przyszedł wyczekiwany Adriel Ba Loua, a Skórasiowi przydarzył się słabszy mecz z Pogonią (1:1), gdzie trener Lecha ściągnął wychowanka z boiska już w przerwie. Do końca rundy Michał już był tylko wchodzącym skrzydłowym, jeśli chodzi o ligę. Zagrał trzykrotnie w podstawowym składzie w meczach Pucharu Polski z niżej notowanymi rywalami.
Skrzydłowy był też jesienią podstawowym piłkarzem reprezentacji młodzieżowej pod wodzą Macieja Stolarczyka. Strzelił chociażby gola w słynnym już 4:0 z Niemcami, gdzie grał 84 minuty.
Początek wiosny w wykonaniu obecnie 22-letniego skrzydłowego był podobny jak całego Lecha, czyli wzloty i upadki. Do Michała było sporo zarzutów, zresztą słusznych, o wykończenie i podejmowanie decyzji w ostatniej tercji boiska lub w kluczowym momencie akcji. Podejmował złe wybory, nie notował liczb, a kibice, w tym szczególnym sezonie, zaczęli tego mocniej wymagać. Do kluczowego meczu dla niego ze Śląskiem Wrocław w 22 rozegranych spotkaniach miał na koncie tylko jednego gola - w meczu 2. kolejki z Górnikiem Zabrze.
Sam piłkarz zdawał sobie z tego sprawę. Pracował nad tym, a także cały czas wzmacniał się poprzez treningi indywidualne u znanego w Poznaniu Piotra "Gatuno" Kurka, który współpracuje z Kamilem Jóźwiakiem, Tymkiem Puchaczem czy Krzysztofem Piątkiem, czyli głównie piłkarzami ze "stajni" Fabryki Futbolu, do której Michał też obecnie należy.
Wracając do wyjazdowego starcia ze Śląskiem Wrocław 1 kwietnia 2022 roku, tuż po marcowej przerwie na kadrę. Lechowi w tamtym meczu nie szło, a rywale w tabeli naciskali. Do przerwy było 0:0. Maciej Skorża przed zmianą stron zastosował dość standardowe roszady w składzie, bo za tragicznego w tamtym meczu Kristoffera Velde wszedł Michał Skóraś. I ten już 3 minuty po wejściu na boisko dostał świetne podanie od Mickeya van der Harta, pobiegł na bramkę i w nie swoim stylu, idealnym strzałem przy słupku wykończył tę akcję. Ten gol ostatecznie dał Lechowi bardzo ważne trzy punkty.
Przed tym meczem miała miejsce jeszcze jedna ważna historia, bo była przerwa na mecze reprezentacji. Polska kadra do lat 21 w marcu grała dwa bardzo ważne mecze. Najpierw z Izraelem, w którym Michał wszedł na boisko na ostatnie 22 minuty, ale podopieczni Macieja Stolarczyka tylko zremisowali 2:2, czym znacznie utrudnili sobie walkę o Euro.
W następnym spotkaniu z Węgrami Michał grał już całe 90 minut. W końcówce meczu miał bardzo ważną sytuację. Nasza kadra przegrywała 0:1 i aby utrzymać szanse na awans musiała zremisować. W ostatnich minutach mieliśmy rzut karny, do którego podszedł właśnie bohater tego tekstu. Nie pękł i wykorzystał ważną jedenastkę. Ta sytuacja miała miejsce trzy dni przed meczem ze Śląskiem.
Ten wspomniany powyżej tydzień wydaje się dość istotnym w metamorfozie skrzydłowego Lecha, którego pozycja znacznie rosła w końcówce sezonu. Sam zainteresowany dołożył jeszcze bardzo ważną asystę do Dawida Kownackiego w meczu wyjazdowym z Wisłą Płock (0:1).
W sezonie mistrzowskim Michał Skóraś nie miał jakiś wielkich liczb, bo rozgrywki zakończył z bilansem 35 meczów w pierwszym zespole, dwoma strzelonymi golami i dwiema asystami, ale większość kibiców Lecha miała świadomość, że ten chłopak "rośnie".
Eksplozję jego talentu i umiejętności oglądamy właśnie teraz. Być może sytuacja w drużynie, odejście Jakuba Kamińskiego i mocne postawienie na niego przez Johna van den Broma sprawiły, że Michał zdał sobie sprawę z ciążącej na niej presji, ale też poczuł zaufanie, którego czasami brakowało. Efekty przynosi też długodystansowa współpraca ze specjalistami w formie indywidualnych zajęć.
Wokół Michała rośnie spore zainteresowanie i nie mówimy tu nawet o innych klubach czy Czesławie Michniewiczu, który na Gali Ekstraklasy pomylił zawodnika... z jednym z dziennikarzy :). Teraz już na pewno nikt tego nie zrobi, a i sami dziennikarze dobrze wiedzą, że Michał idzie w górę, bo na ostatnim Media Day organizowanym w Poznaniu przez Lecha nie zrobiliśmy wywiadu ze Skórasiem, gdyż ustawiło się do niego w kolejce ok. 11 dziennikarzy. Był najbardziej wyczekiwanym gościem tego dnia. Bardziej niż Mikael Ishak, Jesper Karlstrom, Filip Bednarek, Radosław Murawski czy John van den Brom.
- Można obejrzeć film po mistrzostwach świata, gdzie mówiłem już o tym zawodniku. Michał był wytypowany w naszych wewnętrznych rankingach, że jest duża szansa, iż zagra w tej pierwszej reprezentacji. Jeszcze nie zagrał, bo trzeba pamiętać, że od powołania do zagrania jest jeszcze trochę czasu. Michał ma duże możliwości - szybkość, wytrzymałość, inteligencja czy technika. To są ważne rzeczy i wierzę w niego. To był też chłopak późno dojrzewający. Patrzyło się na niego przez pryzmat, że "mały biega i nie zawsze poważnie", ale teraz on się buduje na poziomie Lecha Poznań. Nawet jedna z jego wypowiedzi, że on się nie czuje gotowy na transfer i pytanie, czy nie czuje się piłkarsko, czy wewnątrz siebie? Mówi o tym otwarcie i to też świadczy o jego dojrzałości, bo to oznacza, że zna siebie. Krok po kroku staje się czołową postacią Lecha - mówi Jacek Magiera, były trener reprezentacji Polski do lat 20.
Zimą miał oferty z Turcji, ale dobrze wiedział, że to nie jest moment na odejście z Lecha, dla którego do tej pory rozegrał 96 meczów. Nigdy nie był tym, na którego Lech patrzył jako potencjalny kolejny wielki transfer. Teraz to się zmieniło, bo Michał trafił do kadry, podpisał nowy kontrakt, a sportowo wskoczył na topowy poziom w polskiej lidze oraz w klubie. Będzie grał w Europie, a być może dobrą postawą na ostatniej prostej zapewni sobie bilet w samolocie do Kataru. Walka o miejsce trwa, a dzisiaj Michał Skóraś jest np. znacznie jej bliżej niż Kamil Jóźwiak, czyli starszy kolega.
Więcej o meczu Lecha Poznań z Austrią Wiedeń w poranku "Meczyków":

Przeczytaj również