Broń, więzadła i Barcelona. Przeszedł przez piekło, potem stał się filarem klubu. Reprezentacja coraz bliżej

Broń, więzadła i Barcelona. Przeszedł przez piekło, potem stał się filarem klubu. Reprezentacja coraz bliżej
pressinphoto / PressFocus
Choć pochodzi z tego samego miasta co Leo Messi czy Angel di Maria, jego droga do hiszpańskiego futbolu prowadziła zupełnie inną ścieżką. Chimy Avila dorastał wśród latających kul, ale zdołał wyrwać się z tego piekła. Dziś jest jednym z filarów Osasuny, a wkrótce być może także… reprezentacji Hiszpanii.
Rosario jest trzecim co do wielkości miastem Argentyny, a zarazem prawdziwym zagłębiem talentów tamtejszego futbolu. To z tego miasta pochodzą takie postaci jak Lionel Messi, Angel Di Maria, Lionel Scaloni czy Cesar Luis Menotti. Tu też urodził się i dorastał Chimy Avila - napastnik Osasuny, który jeszcze kilka lat temu z pewnością nawet w najśmielszych snach nie spodziewał się, że będzie wymieniany w gronie takich osobistości “Albicelestes”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Droga 29-latka do zawodowego futbolu nie była bowiem usłana różami i wiodła przez uliczne gierki, w których tle przewijały się broń, gangi i narkotyki. Mimo że w pewnym momencie był o krok od zerwania z futbolem, ostatecznie się nie poddał, a teraz zbiera efekty swojego uporu i ciężkiej pracy. W minionym sezonie dotarł z Osasuną do finału Pucharu Króla i był o krok od zdobycia z nią pierwszego trofeum w dziejach klubu. Jego historia mogła potoczyć się jednak zupełnie inaczej.

Niczym Tevez

Empalme Graneros leży w północnej części Rosario i jest powszechnie uważana za jedną z najniebezpieczniejszych “barrio”, czyli dzielnic całego miasta. To właśnie tam wychowywał się młody Luis Ezequiel, który znany jest jednak jako Chimy (od argentyńskiego sosu chimichurri). Przyszły napastnik Osasuny nie przeżywał z pewnością wymarzonego dzieciństwa. Ojciec miał problem z używkami, a mama narzekała na “bóle brzucha”, które okazały się jedynie wymówką, by dawać jakiekolwiek jedzenie swoim w sumie dziewięcioro dzieciom.
Do tego wszystkiego wszędzie wokół krążyły kule. Młody Chimy sam również często chodził uzbrojony. Broń towarzyszyła mu nawet podczas pierwszych meczów. Niejednokrotnie były to rozgrywki piłki ulicznej, w ramach których rozgrywano pojedynki jeden na jednego, rzuty karne, a wszystko oparte było na obstawianiu, w którym uczestniczyli miejscowi gangsterzy. Strzeliłeś - dostawałeś pieniądze, które były dla ciebie niezbędne do przeżycia. Nie trafiłeś - ktoś mógł trafić ciebie.
- Chimy na pewno nie miał łatwej ścieżki w życiu, a wszystkiego o niej publicznie raczej też nie opowiedział. Niemniej jednak, doświadczenia z niej wyniesione z pewnością pomogły mu utrzymać się przy życiu, wzmocniły go, a może nawet trochę uodporniły. Historia zawodnika Osasuny przypomina obraz z życia Carlosa Teveza i jego Fuerte Apache [to owiana złą sławą dzielnica Ciudadeli, miejscowości obok Buenos Aires - przyp. red.] - mówi w rozmowie z nami Michał Borowy, ekspert od argentyńskiego futbolu.

Niesłuszne rozstanie

Podobnie jak były napastnik Manchesteru City czy Juventusu, tak samo Avila musiał jako dzieciak mocno kombinować. Pierwszy tatuaż zrobił sobie przy użyciu igły i długopisu w wieku 10 lat. Otarł się o więzienie, które było tak naprawdę wtedy dla chłopaków z jego okolic jedną z niewielu alternatyw dla futbolu. Z kolei kiedy był zawodnikiem Tiro Federal, został niesłusznie oskarżony o kradzież klubowego sprzętu i piłek, za co wyrzucono go z klubu wraz z jego bratem i mamą, która pracowała tam jako sprzątaczka.
- W Argentynie jest wielu dobrych zawodników, ale dużo łatwiej od piłki jest tam znaleźć broń. Młodzi gracze potrzebują zaufania i szansy - tego, by ktoś pozwolił im spełnić ich marzenia, a wszystko to może zacząć się od małych gestów, podarowania jedzenia czy butów. Mogę zabrać was na mecz do więzienia i spędzicie tam czas lepiej, niż gdybyście oglądali El Clasico. Niestety nikt nie chce pomóc. Wszyscy widzą tylko pieniądze, a nie dzieci - powiedział sam zainteresowany w rozmowie z “Guardianem” na początku maja.
Choć po rozstaniu z Tiro Federal, przez dwa lata pozostawał poza grą, on akurat trafił na dobrych ludzi. Oprócz odciągającej go od ulicy mamy, była to też jego dziewczyna Maria, którą poślubił w wieku 15 lat. Dużo pomogli mu też jego agenci Jorge i Carlos Bilicich, którzy ostatecznie załatwili mu angaż w San Lorenzo. Choć tam mógł wreszcie dostać poważną szansę, wciąż nie opuścił rodzinnych stron i co jakiś czas wracał 300 kilometrów starym Volkswagenem Golfem tylko po to, by zagrać w meczach w swoim barrio.

Przeklęte kolana

To właśnie w klubie z Buenos Aires znalazł się jednak wreszcie w oknie wystawowym, dzięki któremu mógł wypłynąć na szerokie wody. Choć w stołecznej ekipie wcale nie notował szalonych liczb (przez trzy sezony strzelił zaledwie dwa gole), ostatecznie został zauważony przez skautów Hueski. Wypożyczenie do zespołu z Aragonii okazało się brzemienne w skutkach. Najpierw pomógł on awansować “Azulgranas” do Primera Division, a w sezonie 2018/2019 strzelił dla nich w elicie w sumie 10 goli.
Chociaż ekipa z El Alcoraz ostatecznie nie zagrzała zbyt długo miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej, inaczej stało się z Avilą. Po tamtych rozgrywkach z San Lorenzo wykupiła go Osasuna Pampeluna. Chimy do klubu ze stolicy Nawarry wszedł z buta i w pierwszej części sezonu strzelił dla niego dziewięć goli, czym z miejsca zwrócił na siebie uwagę większych zespołów. Wśród nich była ponoć nawet poszukująca wówczas “dziewiątki” Barcelona, z którą Avila zimą 2020 roku miał toczyć już dość poważne negocjacje.
- To rzeczywiście nie jest codziennością, że klub pokroju Barcelony interesuje się zawodnikiem Osasuny. Trzeba jednak mieć na uwadze, że od początku, gdy tylko trafił na El Sadar, spisywał się naprawdę dobrze. “Duma Katalonii” nie była jedynym zespołem, który miał na niego oko, bo bardzo podobał się też Diego Simeone. Później przytrafiła się mu jednak kontuzja kolana i to w momencie, gdy już naprawdę toczył rozmowy z “Blaugraną”. Nie możemy się jednak dziwić zainteresowaniu ze strony “Barcy”. Oczywiście na Camp Nou pełniłby zapewne rolę zmiennika, ale dla samej Barcelony to byłaby bardzo dobra opcja - opowiada nam Uxue Martinez de Zuniga, korespondentka “Diario AS” w Pampelunie.

Pomogli mu kibice

Wspomniana przez naszą rozmówczynię kontuzja kolana była początkiem potężnych problemów zdrowotnych, które zahamowały karierę Argentyńczyka. Najpierw zerwał więzadła krzyżowe w lewym, a później prawym stawie kolanowym. W sumie wykluczyło go to z gry na 435 dni. Tu jednak kluczowy okazał się charakter, który Chimy wyrobił sobie jeszcze w czasach młodości. Nie poddał się, zacisnął zęby i walczył o powrót - najpierw do treningów, a później do formy. W całym tym procesie wydatnie pomogli mu też kibice.
- To tak naprawdę dzięki nim trafił on w ogóle do Osasuny. Nie dotyczył go tu przecież problem z aklimatyzacją, ponieważ wcześniej miał już przetarcie w Huesce. Kibice na El Sadar pokochali go od samego początku. Jest to jeden z ich ulubionych zawodników, ale to też wynika z jego zachowania. Zawsze pracowity na treningach, nigdy nie odmawia fanom autografu czy zdjęcia. Tak jak on jest wierny Osasunie na boisku, tak fani klubu odwdzięczają się mu na trybunach. To jedna z gwiazd tej drużyny - mówi Martinez de Zuniga.
Avila do gry wrócił pod koniec rozgrywek 2020/2021. Od tego czasu na szczęście omijają go już problemy zdrowotne. W przeciągu ostatnich dwóch sezonów prezentuje bardzo stabilną formę - strzelił w nich kolejno siedem i dziewięć goli. Szczególnie zapamiętany będzie mu na pewno ten z tego ostatniego sezonu, a dokładniej z ćwierćfinałowego pojedynku Pucharu Króla przeciwko Sevilli, który znacząco przyczynił się do późniejszego dotarcia Osasuny aż do finału. Choć w nim zawodnicy Jagoby Arraste musieli uznać wyższość Realu Madryt (1:2), to i tak były to dla nich świetne rozgrywki.

Nowa ojczyzna

W tym wszystkim Chimy Avila jest zdecydowanie wiodącą postacią. Postacią, która co ciekawe nigdy nie zaistniała na żadnym szczeblu reprezentacyjnym. Chociaż jeszcze niedawno sporo mówiło się o jego spoglądaniu w kierunku powołań Lionela Scaloniego, od kiedy uzyskał obywatelstwo hiszpańskie, bliżej jest mu do wyboru swojej nowej ojczyzny. Szczególnie, że już w marcu jego nazwisko pojawiło się na szerokiej liście powołanych przez nowego selekcjonera, Luisa de la Fuente.
- Sam Avila twierdzi, że to Hiszpanii "zawdzięcza wszystko i za którą odda życie i duszę". I chyba rzeczywiście prędzej zobaczymy go w reprezentacji “La Furia Roja”. Wybór i możliwości “Albicelestes” na pozycjach, na których może występować Chimy, są tak szerokie, że mocno wątpliwe staje się rozważanie jego gry. Z Hiszpanią to co innego. Choć zastanawia mnie, czy w trwających rządach Luisa De La Fuente jego obecność ograniczy się jedynie do szerokiej listy czy do czegoś więcej. Z perspektywy rozmów z mediami - jest już zdecydowany grać dla nowej ojczyzny. I dla niej to byłby istotnie bardzo ciekawy przełom charakterologiczny - uważa Borowy.
Otwarta pozostaje nie tylko kwestia kariery reprezentacyjnej 29-latka, ale również jego przyszłość klubowa. Obecny kontrakt z Osasuną wygasa wraz z końcem sezonu 2025/2026. Choć sam zawodnik świetnie czuje się w Pampelunie, niewykluczone, że klub będzie chciał jednak jeszcze na nim zarobić. A z pewnością znajdą się chętni, którzy przygarnęliby do siebie tak charakternego gościa.
- Choć w wieku 29 lat trochę uciekają mu szersze perspektywy na grę w lepszym klubie, to mimo to stać go na jeszcze jeden mocniejszy klub od Osasuny. Ze względu na rozmaite przepisy wymyślane przez władze ligi hiszpańskiej, ciężko mi sobie jednak wyobrazić jego transfer wewnątrz ligi. W grę pewnie weszłaby więc opcja z innego kraju w Europie. Może nie do zespołu z najwyższej półki, ale bardziej takiego, który potrzebuje nieco "agresywniejszej wersji" w ofensywie - podsumowuje nasz rozmówca.

Przeczytaj również