Brutalna weryfikacja nowego trenera Bayernu. "Był chyba planem J"
Po tygodniach nieudanych poszukiwań wydaje się, że władze Bayernu Monachium wreszcie znalazły nowego szkoleniowca. Ma nim zostać Vincent Kompany. Trener, który dopiero co spadł z Burnley z Premier League.
Czy to sprawiedliwe postrzegać Kompany’ego tylko z perspektywy zajęcia przedostatniego miejsca? Zdecydowanie nie, ale jednak zatrudnienie w wielkim Bayernie Monachium kogoś, kto dopiero co w CV zaliczył spadek z ligi, jest wymowne. - Sięgnięcie po Belga to na pewno nie był plan A. Prędzej coś w okolicach J - skomentowali dziennikarze w The Athletic.
Brutalna weryfikacja
Zainteresowanie z pewnością nie wzięło się jednak na podstawie zakończonych rozgrywek. Jak już wspomnieliśmy, Burnley z hukiem spadło z Premier League. Podobnie jak dwaj pozostali beniaminkowie zdecydowanie odstawało od poziomu angielskiej elity. W 38 kolejkach zdobyło zaledwie 24 punkty. Wygrało tylko pięć meczów, przegrało aż 24. W całym sezonie tylko dwa razy zagrało na zero z tyłu.
Generalnie kompletnie poległo na dostosowaniu się do realiów Premier League. O tym, jak drużyna musi się zmienić, bardzo ciekawie opowiadał kiedyś w Sky Sports Thomas Frank, szkoleniowec Brentford. Na zapleczu jego drużyna grała futbol oparty na posiadaniu piłki, kreowaniu wielu sytuacji, wymienianiu podań, ale dogłębne analizy wykazały, że tak się w Premier League nie da utrzymać. Brentford stało się bardziej pragmatyczne, skupiło przede wszystkim na zabezpieczeniu tyłów, grało futbol bardziej bezpośredni.
Tymczasem Kompany wiele zmieniać nie zamierzał. Na euforii awansu, zresztą z rekordową liczbą punktów, chciał wejść do ligi na własnych warunkach, co szybko obróciło się przeciwko niemu. Jeszcze przed inauguracją z Manchesterem City, wspominał, że niezależnie od wyniku, to właśnie wtedy jego drużyna będzie najgorsza w tym sezonie, bo każde kolejne spotkanie będzie ich tylko rozwijać. Może retorycznie brzmiało to nieźle, ale nie wytrzymało zderzenie z faktami. Z obrońcami tytułu oczywiście przegrali, ale większy problem był taki, że w następnych tygodniach nie było widać progresu.
Po dziesięciu kolejkach Burnley miało tylko cztery punkty. Grało naiwny, pełen błędów futbol. Bilans bramkowy wynosił 8:25, a jedyną wygraną zaliczyło z innym beniaminkiem - Luton Town. To wszystko wyglądało bardzo źle, ale ważnym wątkiem jest też fakt, iż latem zespół został wyraźnie osłabiony. W Championship opierał się na kilku wypożyczonych piłkarzach, których nie udało się zatrzymać. Taylor Harwood-Belies, Ian Maatsen i Nathan Tella - oni wrócili do swoich macierzystych klubów i stamtąd ruszyli w świat. Maatsen na dniach zagra w finale Ligi Mistrzów, a Tella trafił do Bayeru Leverkusen.
Wielkie zmiany
Zastąpić ich mieli zawodnicy może i utalentowani, z potencjałem, ale niezbyt gotowi, by sprostać wymaganiom Premier League.
Lista letnich transferów do Burnley:
- Zeki Amdouni - 22 lata
- James Trafford - 20 lat
- Aaron Ramsey - 20 lat
- Wilson Odobert - 18 lat
- Luca Koleosho - 18 lat
Łącznie do klubu trafiło kilkunastu zawodników, ale oprócz Sandera Berge, próżno było szukać osób, które w Anglii miały doświadczenie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Sytuację nieco poprawiły zimowe transfery, ale i tak Burnley zakończyło sezon jako średnio druga najmłodsza (24.7) drużyna zakończonego sezonu. Za uosobienie problemu można by wskazać bramkarza, Jamesa Trafforda, który latem 2023 roku został z Anglią młodzieżowym mistrzem Europy. W Premier League szybko okazało się jednak, że wymagania są znacznie większe i przeskok z League One do elity jest ogromny.
Burnley, często przez błędy Trafforda, traciło bardzo dużo goli po stałych fragmentach gry (16), mało też w ten sposób bramek zdobyło (5). W punktach oczekiwanych piłkarze Kompany'ego zajęli trzecie miejsce od końca. Na wiosnę, po modyfikacji ustawienia, dołożeniu bardziej defensywnie nastawionego pomocnika, na moment pojawiła się nadzieja, że może uda się realnie powalczyć o utrzymanie, ale mecz ostatniej szansy z Newcastle United został przegrany u siebie 1:4. Wcześniej nie udało się wygrać z Brighton i Evertonem, kiedy inny bramkarz, Arijanet Murić, popełnił koszmarne indywidualne błędy.
Miała być kontynuacja
Po spadku nikt jednak w Burnley Belga zwalniać nie zamierzał. Wszystko zapewne za sprawą pracy, którą wykonał rok wcześniej. Trzeba pamiętać, że objął drużynę po poprzedniej relegacji i niemal z miejsca, mimo ogromnej liczby zmian, transferów, wygrał sezon Championship z rekordową liczbą punktów (101).
Jeszcze bardziej imponująca była zmiana stylu gry. Po latach pracy Seana Dyche’a Burnley było zespołem, który grał bardzo bezpośrednio, bazował na stałych fragmentach gry i szczelnej obronie. Tymczasem Kompany bezkompromisowo wszystko pozmieniał. Nagle "The Clarets" zaczęli bardzo długo posiadać piłkę, stosować krótkie podania. Wszystko to przyniosło niespodziewanie świetne efekty - z 46 meczów Burnley przegrało zaledwie trzy.
Na bazie pracy na zapleczu swojego byłego zawodnika bardzo chwalił Pep Guardiola. Po awansie przewidywał, że za jakiś czas może zostać jego następcą w Manchesterze City. Hiszpan przynajmniej do lata 2025 roku nigdzie się nie wybiera, ale Kompany niespodziewanie dostanie szansę w innym wielkim klubie. Niemiecki rynek zna całkiem nieźle, to tam, konkretnie w HSV, rozwijał się jeszcze przed transferem do Manchesteru City. Teraz najprawdopodobniej w Bundeslidze podejmie największe wyzwanie w trenerskiej karierze.