Kolejna upiorna wiadomość dla Legii. Po tym może się już nie pozbierać

Legia miała być wielka. Ale nie jest. Legia, parafrazując słowa Kazika, swoją drogą wielkiego kibica tego zespołu, nie może istnieć bez przegrywania.
W poprzednim sezonie Legia walczyła o półfinał Ligi Konferencji. W bieżącej edycji wypisała się z tych rozgrywek na pierwszym etapie. Jest drużyną na poziomie Dynama Kijów, Hacken, Slovana Bratysława, Hamrunu, Aberdeen, Shelbourne, Shamrock Rovers i Rapidu Wiedeń. Grono niby pokaźne, ale nie ma tu nikogo, kto zgłasza jednoczesne ambicje do mistrzostwa kraju i podbicia Europy, a przecież tak miało być z warszawiakami. Co więcej, Legia - w przeciwieństwie do Słowaków, Maltańczyków i Irlandczyków - nie myśli nawet o krajowym tytule. Ten znów jej odjechał. Legia tonie w bagnie.
To będzie piąty sezon z rzędu, w którym "Wojskowi" nie wygrają polskiej ligi. Nie ma sensu łudzić się, że stanie się inaczej. Owszem, strata do liderującej Wisły Płock nie jest szczególnie duża, wynosi 11 punktów, ale to nie tak, że warszawiacy znaleźli się w strefie spadkowej dziełem przypadku. To nie tak, że zrządzeniem losu śrubują najdłuższą od lat 90. serię bez mistrzostwa. Klub solidnie na to zapracował, wykładając się na każdym możliwym aspekcie.
Ryba psuje się od głowy i tak jest w tym przypadku. Dariusz Mioduski nie potrafi sobie dobierać współpracowników. Współpraca z Fredim Bobiciem to kompletny niewypał, o czym przestrzegali eksperci od ligi niemieckiej. Powrót Michała Żewłakowa również nie okazał się choćby częściowym sukcesem. Dyrektorzy sportowi najpierw wskazali na złego konia w postaci Edwarda Iordanescu, a następnie go wyrzucili, ujawniając przy tym, że w ciągu całej sagi nie znaleźli żadnego następcy. Nominowany z braku laku Inaki Astiz nie zrobił niczego, aby uznać go za materiał na trenera kompetentnego. Jego Legia nie wykonała pół kroku do przodu, w gruncie rzeczy jawi się jako gorsza.
Iordanescu nie miałby takiej serii, choćby każdej nocy próbował wymknąć się ze stadionu niczym bohater "Skazanych na Shawkshank". Ale Legia Rumuna nie zatrzymała, nie była w stanie postawić na swoim. Raków z Markiem Papszunem obszedł się znacznie bardziej twardo i na efekty raczej nie narzeka. Legia zaś ma kogoś, kto do prowadzenia pierwszej drużyny się w tym momencie kompletnie nie nadaje.
Transfery? Rzecz równie ciekawa, ale i przykra dla Legii. Bo o ile kilka ruchów się broni, tak te najgłośniejsze wyglądają pokracznie. Mileta Rajović nie istnieje, jest ułudą piłkarza. Ściągnięcie Duńczyka to była czysta pokazówka, aby załagodzić konflikt z kibicami. Kacpra Urbańskiego nie potrafił wykorzystać żaden z dotychczasowych szkoleniowców. A Antonio Colak gra na takim poziomie, że Górnik może dziękować rywalom za podebranie napastnika. Właściwie "napastnika", bo, z całym szacunkiem, trudno takim mianem określić kogoś, kto ostatniego gola strzelił 13 miesięcy temu.
Legia, kadrowo, wypada zwyczajnie bardzo przeciętnie. Ponadto leży mentalnie i taktycznie. Nikt się nie zdziwi, jeśli przegra z goniącym ją Piastem. Przy odpowiednim układzie wyników - bardzo wysokiej porażce z gliwiczanami - skończy sezon na ostatnim (!!!) miejscu w lidze. Szanse małe, jednak sama perspektywa to rzecz niebywała.
Można się oszukiwać, że i tak nie spadnie. Ale po co? Legia ma pełne prawo, aby spaść z Ekstraklasy. Nie da się utrzymać zespołu, który nie wykazuje choćby elementarnej woli walki. A Legia pozbawiona jest ducha bardziej niż filmowe wytwory AI udające prawdziwą kinematografię. Weźmy Legię i taką Lechię, która startowała z pułapu minus pięciu punktów - niby to zespół i to zespół, a jednak różnica diametralna.
Przy Łazienkowskiej nie funkcjonuje też wiele innych rzeczy. Sypie się zespół medialny, uważany wcześniej za jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) w kraju. Co zaś ważniejsze dla funkcjonowania drużyny - Akademia ma silne właściwości autodestrukcyjne. Z jednej strony juniorzy zagrają na wiosnę w Lidze Młodzieżowej, co dotąd nie udało się żadnemu polskiemu zespołowi, z drugiej zaś z Warszawą żegna się absolutnie topowy talent. Legia znów przespała temat i nie zadbała o przedłużenie umowy, wobec czego Pascal Mozie jest już po pierwszych rozmowach z Fiorentiną.
Włosi chcą pomocnika zimą, ale kokosów z tego nie będzie. "Wojskowi" nie mają żadnej przestrzeni negocjacyjnej, co wiadomością tym bardziej upiorną, że klubowe konto wciąż domaga się pieniędzy. Tych nie zapewnią rozgrywki krajowe - Legia wymeldowała się również z Pucharu Polski. Mioduski też nie pomoże, nie ma z czego. Jeśli Papszun nie zdziała cudu i nie przepchnie tej drużyny do europejskich pucharów, warszawiaków czeka zapaść. Tak przynajmniej wynika ze słów Żewłakowa, dyrektor sportowy wskazywał, że brak mistrzostwa będzie katastrofą. No to Legia ma tę katastrofę i to zwielokrotnioną. Jej racjonalny byt polega na jednym człowieku.
Jak więc ratować budżet? Ano kolejną przebudową, sprzedażą tych zawodników, których sprzedać się będzie dało i ściągnięciem zastępu nowych. Wymiana odbędzie się po kursie niekorzystnym dla Legii, dlatego już teraz można zakładać, że kolejny sezon w jej wykonaniu zapowiada się ciężko. Perpetuum mobile degrengolady.
Kiedy wybuchło całe zamieszanie związane z przeprowadzką Papszuna do Warszawy, stwierdziłem, że Legia swoim zachowaniem destabilizuje trzy kluby. Myliłem się. Na ten moment pogorszyła sytuację tylko jednej drużyny - swojej. Raków i Polonia Bytom trzymają fason, mają o co walczyć. Legia zaś w grudniu staje do rywalizacji przede wszystkim o zachowanie resztek honoru.