Brutalny zjazd mistrza świata. Silnik przestał działać, kibice chcą zmian
Trzy porażki z rzędu Liverpoolu wywołały lawinę komentarzy na temat tego, co nie gra w drużynie Arne Slota. Zapaść Mohameda Salaha, rozwalenie starej struktury i krucha obrona to jedno, ale więcej powinno mówić się o tym, że przestał działać silnik, czyli Alexis MacAllister. Argentyńczyk dawno nie był w tak słabej formie - jego nijakość i brak kontroli w środku pola to dobra informacja dla Manchesteru United przed niedzielnym hitem.
Wielu kibiców już teraz jedzie po bandzie. Ich zdaniem Mac Allister powinien usiąść na ławce kosztem Curtisa Jonesa. Ma to też związek z podróżami Argentyńczyka na mecze reprezentacji. Zresztą Arne Slot już rok temu po porażce z Forest (0:1) mówił, że musi uczyć się na błędach i myśleć o odpoczynku graczy z Ameryki Południowej. Z drugiej strony Mac Allister właśnie strzelił dwa gole przeciwko Puerto Rico (6:0) i nawet, jeśli nie jest to wielki rywal, to na pewno warto ten pozytywny sygnał odnotować. To jego pierwsze trafienia w tym sezonie, który na razie idzie jak po grudzie.
Brak kleju
W poprzednim sezonie mówiło się, że to jeden z najbardziej kompletnych pomocników Premier League. Mac Allister imponował wszechstronnością - z tak samo dobrym skutkiem może grać jako “szóstka” albo “ósemka”. Znakomicie łączy techniczną elegancję z intensywnym i agresywnym graniem, co w partnerstwie z Gravenberchem dawało Liverpoolowi ogromną przewagę w środku pola. Argentyńczyk często nazywany był klejem, który łączył obronę z atakiem, ale dziś tego kleju w “The Reds” zostało niewiele. Dopiero od niedawna Slot dostaje pytania, co tak naprawdę dzieje się z jego pomocnikiem i odpowiedź jest prosta: 27-latek zakończył poprzedni sezon z urazem i potem nie miał normalnego okresu przygotowawczego. Gdy Liverpool otwierał sezon meczem o Tarczę Wspólnoty, Argentyńczyk wszedł tylko na 19 minut.
Jego występy w Premier League są niemrawe i wybrakowane. Przeciwko Burnley (0:1) zszedł już w przerwie. W trzech innych spotkaniach ściągany był około 60 minuty. Ani razu nie zagrał jeszcze pełnych 90 minut, a kiedy połączymy to z dołkiem całego zespołu, łatwo wytłumaczyć, dlaczego pierwsza latarnia Liverpoolu przestała świecić. Mac Allister w poprzednim sezonie strzelił siedem goli i zaliczył sześć asyst. Był w czołówce odbiorów. Do tego jest graczem, który sprawia, że inni wyglądają lepiej. Z nim na karuzeli maszyna sunie szybciej, to ona podaniami rozświetla szlaki, a jego pressing był czymś, w czym zakochał się Slot. Niestety - na to wszystko w tym momencie musimy poczekać.
Obniżenie standardów
Mac Allister przegrał w tym sezonie 60 procent pojedynków. Było to widać szczególnie w przegranym meczu z Crystal Palace, gdy piłkarze Olivera Glasnera wyszli na spotkanie jak wściekłe bulteriery. Mnogość tworzonych sytuacji zwłaszcza w pierwszej połowie wynikała z licznych strat Liverpoolu w środku. Fizyczność jest czymś, co kuleje w tym momencie w całym zespole. W dodatku Slot zburzył strukturę, która w poprzednich rozgrywkach dała mu mistrzostwo. Dominik Szoboszlai zamiast w pomocy kilka razy grywał na prawej obronie. Umieszczenie w składzie Floriana Wirtza też zburzyło "starą" trójkę w środku. Mac Allister nie wypracował jeszcze odpowiednich automatyzmów z byłym graczem Bayeru Leverkusen. W ostatnim meczu z Chelsea (1:2) Argentyńczyk miał tylko 75 procent celnych podań, co jest wartością znacznie poniżej jego standardów.
Dla porównania, kiedy grał w kadrze przeciwko Puerto Rico (6:0), ten sam wskaźnik podań wynosił 87 procent. Oddał też trzy celne strzały i miał 11 przechwytów. Być może wynika to tylko ze słabości rywala, ale z drugiej strony wdrażający się po kontuzji Argentyńczyk potrzebuje takich spotkań, by łapać rytm i pewność siebie. Cały Liverpool jedzie w tym momencie na tym samym wózku: to zespół z zachwianą pewnością, choć sytuacja w lidze nie jest dramatyczna, bo przecież siedzą na plecach Arsenalu. Z drugiej strony: Slot nigdy w karierze nie miał trzech porażek z rzędu. To jest coś, co ciężko było sobie wyobrazić przed sezonem, biorąc pod uwagę transfery za ponad 500 mln euro.
Zjazd liderów
Liverpool ostatni raz taką serię miał w 2003 roku. Na ten stan trzeba patrzeć z różnych perspektyw. Ta dobra zakłada, że “The Reds” mają punkt więcej niż w analogicznym okresie rok temu. Na siedem meczów w pięciu grali z zespołami z górnej połówki tabeli. Poza tym to normalne, że Isak, Ekitike czy Wirtz potrzebują czasu. W przeszłości tacy zawodnicy jak Firmino i Fabinho, czyli gracze, którzy budowali drużynę Kloppa, też wdrażali się przez jakiś czas. Drugi punkt widzenia jasno pokazuje jednak, że coś złego dzieje się z obroną, a Liverpool na pewno żałuje, że nie ściągnął latem solidnego zastępcy. Ibrahima Konate rozgrywa bardzo słaby sezon, zaś na prawej stronie co chwilę widzimy innego gracza. Nie ma dobrego następcy Trenta Alexandra-Arnolda, przynajmniej w tej chwili.
- Nie stwarzamy już tylu okazji, co w zeszłym sezonie, ale w grze otwartej dalej jesteśmy groźni - mówił Slot przed meczem z Manchesterem United.
Na pewno martwią boki pomocy, bo ani Cody Gakpo, ani Mohamed Salah nie ciągną drużyny. W poprzednim sezonie Slot zwolnił z obowiązków defensywnych Egipcjanina pod warunkiem, że ten będzie dowoził z przodu. Ten kompromis przyniósł znakomite rezultaty, ale teraz nie działa. Kończy się to często odkrytą prawą stroną. 39 procent ataków rywali w tym sezonie koncentruje się na tej flance. Pozytywem - podobnie jak w przypadku Mac Allistera - są dwa gole Salaha w meczu Egiptu. Takiego strzelca na razie brakuje na Anfield - statystyki Salaha to dwa gole w Premier League, z czego jeden z rzutu karnego.
Zdrowy Gravenberch
Brakuje też z pewnością Luisa Diaza i Diogo Joty - zresztą śmierć tego ostatniego jest kolejnym aspektem, którego ciężar trudno zmierzyć. Wielu zawodników już przed sezonem mówiło, że to nie będzie normalny sezon. Porażki z Palace, z Galatasaray i Chelsea szybko przyniosły potwierdzenie tych słów. Najważniejsze pytanie brzmi teraz, jak Liverpool wykorzystał przerwę na kadrę, i czy chwilowa zmiana klimatu pozwoliła graczom na złapanie innej perspektywy. Dobrą informacją z ostatniej chwili jest stabilny stan zdrowia Ryana Gravenbercha, który w meczu reprezentacji Holandii miał problemy mięśniowe. Mac Allister, według słów Slota, też czuje się mocniejszy niż na początku sezonu. W meczu z United warto będzie bliżej mu się przyjrzeć. Jeśli Liverpool chce przerwać złą serię, znowu musi odpalić swój silnik.