Brutalny zjazd wielkiego napastnika. Dalej czeka na bezrobociu i wybrzydza w ofertach

Brutalny zjazd wielkiego napastnika. Dalej czeka na bezrobociu i wybrzydza w ofertach
Lukasz Laskowski / PressFocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiWczoraj · 12:52
Siedem lat temu Paco Alcacer walczył o koronę króla strzelców Bundesligi z Robertem Lewandowskim. Średnią goli w przeliczeniu na minuty miał nawet dwa razy lepszą od Polaka. Ale kiedy dzisiaj “Lewy” jest gwiazdą Barcelony, pięć lat młodszy Hiszpan pokrywa się kurzem. Właśnie odrzucił oferty meksykańskiego Pumas i Sao Paulo w Brazylii, gdzie żądał 200 tysięcy euro za miesiąc. W La Lidze nikt go nie chce, a na horyzoncie pojawił się inny, nieoczekiwany kierunek.
Kiedy zamyka się okienko transferowe, to naturalnie w mediach masowo zaczynają fruwać nazwiska piłkarzy, którzy siedzą na bezrobociu. Często są to gracze w sile wieku, jak 26-letni Takehiro Tomiyasu, czy 28-letni Sergio Regulion. Poza tym naturalnie nie brakuje ludzi z przeszłością w wielkich klubach - tutaj przykładem choćby czekając na oferty Hakim Ziyech albo Paco Alcacer. Zawodnik, który grał w Barcelonie i w Borussii Dortmund, latem przestał być graczem arabskiego Sharjah FC. Doszło do tego, że żaden klub z La Ligi nie zerkał w jego kierunku.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nieoczekiwana stacja

W hiszpańskich mediach coraz więcej jest sugestii, że wyląduje w Segunda Division. Właściciel klubu Castellon, Bob Voulgaris, powiedział: - Jeśli uznamy, że pasuje do nas i zaakceptuje warunki, na które nas stać, to wszystko jest możliwe.
Alcacer odrzucał dobre finansowo oferty z innych kontynentów, bo podobno po trzech latach w Zjednoczonych Emiratach Arabskich chciałby osiąść w ojczyźnie. Castellon to klub niedaleko jego rodzinnego miasta Torrent. Gdyby do tego doszło, trzeba byłoby mówić o sensacji. Alcacer to przecież rocznik 1993. Jego rówieśnik, Borja Iglesias z Celty Vigo, w poprzednim sezonie strzelił 11 goli w La Lidze, w tym hat-tricka przeciwko Barcelonie.
To jest przedziwna kariera, bo przecież Paco w 2016 roku grał na Camp Nou i dzielił szatnię z Messim, Suarezem i Neymarem. Został kupiony za 30 mln euro z Valencii, gdzie zbudował swoje nazwisko. Na jego Twitterze do teraz przypiętą wiadomością jest mecz z Bazyleą z 2014 roku. Valencia przegrała wówczas pierwsze spotkanie 0:3. Alcacer zaraz potem ruszył z remontadą, strzelając hat-tricka w zwycięstwie 5:0. Hiszpan miał wtedy 21 lat. Był drugim najlepszym strzelcem Ligi Europy po Jonathanie Soriano z Red Bulla Salzburg. Innymi słowy, miał cały świat przed sobą, a transfer do Barcelony podkreślał jego talent.

Sezon życia

Trudno mu było jednak dostawać szanse przy tridente MSN. Kiedy odszedł Neymar, do klubu przyszedł trener Ernesto Valverde, co nie polepszyło jego notowań. Barcelona po zakończeniu sezonu 2017/18 zdecydowała się więc wypożyczyć 26-latka do Borussii Dortmund. Tam znowu pokazał, że nie jest napastnikiem z łapanki. To był najlepszy czas Alcacera - mecze u Luciena Favre’a w Borussii Dortmund. Już w debiucie przeciwko Eintrachtowi wszedł z ławki i po chwili trafił na 3:1. Potem to stało się zresztą jego znakiem rozpoznawczym. Niemieccy komentatorzy żartowali, że Paco jest zbyt dobry, by rozpoczynać mecze od początku. Jego najlepszą wersję widzieliśmy, kiedy wchodził z ławki.
Był taki czas, że poważnie zagrażał Robertowi Lewandowskiemu w walce o koronę króla strzelców. Borussia ostatecznie przegrała ligę tylko dwoma punktami. Znakomicie wyglądali wówczas Marco Reus i Jadon Sancho, a killerem w polu karnym był Alcacer. Kiedy w 32. kolejce strzelił gola nr 18 w sezonie, w statystykach miał tylko 1098 minut gry. To dawało bramkę średnio co 61 minut. Niemcy piali z zachwytu, bo to oznaczało pobicie rekordu Gerda Muellera i Grafite z Wolfsburga pod względem efektywności. Ostatecznie wyścig z “Lewym” przegrał tylko czterema bramkami.

Powolny zjazd

Co ciekawe, Alcacer w tamtym sezonie był tak imponujący, że jego pierwsze dziesięć strzałów w nowym klubie oznaczało dziesięć goli. Okres od września do grudnia 2018 roku wygląda jakby to były statystyki Messiego w najlepszych czasach Barcelony. Samemu Augsburgowi w rozgrywkach 2018/19 wpakował pięć bramek. Na pewno pasował mu bezpośredni styl gry Borussii. Rywale zapędzali się pod pole karne, w zespole Favre’a był typową ekipą faz przejściowych. Alcacer w drugich połowach miał więcej miejsca i świetnie potrafił wykańczać sytuacje stworzone przez kolegów. Był zwinny i precyzyjny. Cechowała go duża inteligencja boiskowa - znakomicie czuł przestrzeń i przewidywał, co za chwilę wydarzy się w polu karnym.
Alcacer podobne atuty prezentował też w reprezentacji Hiszpanii. Debiutował u Vicente del Bosque i już po sześciu meczach miał cztery gole. Ominęły go jednak wielkie turnieje - wystrzał formy przyszedł dopiero po mundialu w 2018 roku. Wtedy wrócił do kadry i dorzucił nawet kilka bramek. Cały jego bilans, czyli 12 trafień w 19 meczach znowu pokazuje, że kiedy grał, to zwykle bronił się liczbami. Dopiero w sezonie 2019/20 coś zaczęło się psuć. Hiszpan zaczął rozgrywki od pięciu bramek w czterech meczach, ale były to jego jedyne trafienia w tamtym czasie. Jesienią doznał kontuzji ścięgna Achillesa, a kiedy wrócił, był niemrawy. W styczniu Borussia mocniej postawiła na Erlinga Haalanda. Alcacer trafił do Villarrealu, gdzie nie był tym samym napastnikiem, co dawniej. Wygrał co prawda Ligę Europy w Gdańsku, ale w sezonie 2021/22 strzelił tylko jednego gola w lidze i powędrował potem do Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Czekanie na koniec

To był dziwny ruch. Przecież jeszcze przed chwilą Alcacer potrafił strzelić gola na Old Trafford, kiedy Villarreal w 2021 roku grał w Lidze Mistrzów przeciwko Manchesterowi United. Ponad rok później o tej samej porze dziurawił obrony Shabab, Baniyas i Ajman Club. Miał wtedy 30 lat, chyba trochę za wcześnie wypisał się z wielkiej piłki, a kiedy dzisiaj próbuje do niej wrócić, okazuje się, że w La Lidze nie ma na niego chętnych.
Jego marka jest oczywiście ciągle spora - stąd np. bardzo dobra oferta z meksykańskiego Pumas. Tamtejsze media podawały, że Alcacer zszokował działaczy, kiedy stwierdził, że nie chce grać w Meksyku, bo myśli o końcu kariery. Zaraz potem w Brazylii pojawiła się informacja, że żądał od Sao Paulo półtora miliona reali za miesiąc, czyli ok. 200 tysięcy euro. Po drodze odmówił Karabachowi i grzecznie podziękował polskim klubom, które też badały temat.

Przeczytaj również