Był idolem Messiego, Maradona chciał płacić za jego oglądanie. "Najlepszy piłkarz, z jakim grałem"

Był idolem Messiego, Maradona chciał płacić za jego oglądanie. "Najlepszy piłkarz, z jakim grałem"
Screen YouTube
Diego Maradona mówił, że to jedyny piłkarz, za którego oglądanie byłby w stanie zapłacić. Leo Messi jako młody chłopak wzorował się właśnie na nim. Pablo Aimar rozkochał w sobie piłkarską Argentynę i zbudował pomnik w Valencii, którą prowadził do historycznych sukcesów. Czy jednak w pełni wykorzystał olbrzymi potencjał? Można mieć spore wątpliwości.
Urodził się w argentyńskim Rio Cuarte i to tam stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. Najpierw jeszcze grając od świtu do nocy na podwórkach, potem już w miejscowym klubie - Estudiantes. Chociaż ojciec próbował zaszczepić w nim miłość do nauki i marzył, by jego syn został lekarzem, młodszy z rodu miał nieco inne plany.
Dalsza część tekstu pod wideo

Szybki debiut i sukcesy

Gdy więc Pablo jako 16-letni chłopak znalazł się w kręgu zainteresowań River Plate, była spora radość, ale i… wątpliwość. Głównie ze strony głowy rodziny. Kluczowa w podjęciu decyzji okazała się klubowa legenda, Daniel Pasarella. To on był na tyle uparty, że Aimar ostatecznie zakotwiczył w szeregach jednego z argentyńskich gigantów.
Teoretycznie młokos dołączył wówczas do klubowej akademii. W rzeczywistości jednak błyskawicznie, jeszcze w wieku 16 lat, doczekał się debiutu w pierwszym zespole. Do drużyny był wprowadzany stopniowo i w końcu sam zaczął dopominać się o bardziej regularne występy. Te przyszły nieco później, a licznik Aimara ostatecznie zamknął się na 81 rozegranych spotkaniach i 21 strzelonych golach w barwach River.
Występujący na pozycji numer “10” Argentyńczyk pomógł drużynie w zdobyciu trzech mistrzostw Argentyny. Już wtedy przypięto mu łatkę “nowego Maradony” między innymi ze względu na podobny styl gry i potencjał na niemal każdym polu. Szybki, inteligentny, zwinny, nisko osadzony na nogach, a przy tym świetny technicznie i potrafiący z zimną krwią wykończyć akcję.
Pablo Aimar
screen YouTube

Bolesny finał i historyczne mistrzostwo

Nic dziwnego, że Aimar szalejący na argentyńskich murawach w końcu zwrócił na siebie uwagę Europy. Interes z River Plate ubiła ostatecznie Valencia, która płacąc 21 mln euro pobiła wówczas swój transferowy rekord. Zrobiła to właściwie w środku sezonu, podczas zimowego okna transferowego, a zatem Argentyńczyk nie miał zbędnego czasu na aklimatyzację. Musiał wejść i z miejsca robić swoje.
Tak też zrobił. W drugiej części kampanii 2000/01 występował regularnie w Primera Division i Lidze Mistrzów. Debiut przypadł na spotkanie z wielkim Manchesterem United, ale Aimar zdecydowanie nie przestraszył się całej plejady gwiazd z Old Trafford. Grał bez kompleksów, zbierając sporo pozytywnych recenzji. Jeszcze w tym samym sezonie doszedł z Valencią do wielkiego finału Champions League. W nim po rzutach karnych lepszy okazał się Bayern, a Argentyńczyk mógł być podwójnie zawiedziony. Nie tylko koło nosa przeszło mu wielkie trofeum, ale też został zmieniony już w przerwie.
Nigdy później nie miał okazji zagrać o ten najbardziej cenny puchar w Europie, natomiast z Valencią odnosił inne, równie imponujące sukcesy. W sezonie 2001/02 “Nietoperze” pierwszy raz od 31 lat zdobyły mistrzostwo Hiszpanii, wyprzedzając drugie Deportivo La Coruna o siedem punktów, a trzeci Real Madryt o dziewięć oczek. Sam Aimar nie zachwycał może liczbami (cztery gole, siedem asyst), ale odcisnął ogromne piętno na grze drużyny.
Jedną z bramek zdobył w przełomowym meczu z CD Tenerife. Na kilka kolejek przed końcem Valencia musiała wygrać, by zachować pozycję lidera i nie dać się wyprzedzić Realowi Madryt. Sprawy w swoje ręce wziął wtedy Aimar. Gdy w 74. minucie na tablicy wyników widniał jeszcze wynik 0:0, Argentyńczyk uderzył z dystansu i strzelił przepięknego gola, który dał “Nietoperzom” bezcenne trzy punkty. Potem Valencia wrzuciła wyższy bieg, wygrała pięć z sześciu ostatnich meczów sezonu i pewnie dotarła na metę jako pierwsza.
Co ciekawe, chociaż kolejny sezon Aimar miał najlepszy pod kątem indywidualnych statystyk (11 goli, 7 asyst), to Valencia obniżyła loty. W lidze zajęła dopiero piąte miejsce, a z Ligi Mistrzów odpadła w ćwierćfinale, bo minimalnie lepszy okazał się Inter. Były piłkarz River Plate dwoił się i troił, by wyrzucić za burtę “Nerazzurrich”. W rewanżu strzelił gola i zaliczył asystę, a Valencia wygrała 2:1. Porażka 0:1 na włoskiej ziemi sprawiła jednak, że to ekipa z Mediolanu awansowała dalej dzięki przewadze goli wyjazdowych.
Aimar i spółka niepowodzenia z tamtego sezonu odbili sobie z nawiązką w kolejnym. Nie tylko znów wrócili na szczyt ligi hiszpańskiej, zdobywając kolejne mistrzostwo kraju, ale też triumfowali w ówczesnym Pucharze UEFA. Argentyńczyk miał trochę problemów z kontuzjami, przez które grał wyraźnie mniej, ale i tak w 25 ligowych spotkaniach wziął bezpośredni udział przy 13 zdobytych bramkach (cztery gole, dziewięć asyst).

Idol Messiego, zachwycony Maradona

Liczby nie były jednak tym, czym imponował najbardziej. Trzeba było zobaczyć go w akcji, żeby zrozumieć, dlaczego to właśnie on był idolem samego Leo Messiego.
- Pablo Aimar był i jest moim idolem. Bardzo lubię oglądać jego grę i śledzę jego karierę od początków w River Plate - mówił Messi.
Wtórował mu legendarny Diego Maradona, który twierdził bez ogródek, że Aimar jest jedynym piłkarzem, za którego oglądanie byłby w stanie zapłacić. Jeśli takie słowa wypowiadają dwaj najbardziej ikoniczni Argentyńczycy w historii futbolu, to coś musi być na rzeczy.
Aimar stopniowo budował swój pomnik w Valencii, ale - również przez kontuzje - nieco obniżył loty w dwóch ostatnich sezonach spędzonych na Mestalla. Nie pomogła zmiana trenera, bo akurat pod batutą Rafaela Beniteza czuł się jak ryba w wodzie. Gdy Hiszpan odszedł do Liverpoolu, a ekipę “Nietoperzy” przejął Claudio Ranieri, wszystko zaczęło się komplikować. Aimar nie był w stanie odciskać już takiego piętna na grze zespołu, który zresztą nie radził sobie najlepiej.

Przez Saragossę do Lizbony

W końcu przyszedł więc czas pożegnania. Po ponad pięciu latach i 214 rozegranych meczach historia pt. Pablo Aimar w Valencii dobiegła końca. Argentyńczyk zapisał na swoim koncie 33 gole, 49 asyst, dwa mistrzostwa Hiszpanii, Puchar UEFA i niezliczoną ilość boiskowego artyzmu.
Aimar został wtedy na hiszpańskiej ziemi i dołączył do Realu Saragossa. Był jednak wówczas już tylko cieniem swojej najlepszej wersji. Znów dawały o sobie znać problemy zdrowotne, przez które Argentyńczyk ominął sporo spotkań, ale nawet kiedy już faktycznie przebywał na murawie, nie wyglądał jak gość, którym zachwycało się pół świata.
Zdecydowanie lepiej odnalazł się w Benfice Lizbona, do której dołączył po opuszczeniu Saragossy. Przeżywał tam różne momenty, ale potrafił wydobyć z siebie odrobinę piłkarskiej magii, a przy okazji powiększył swoją gablotę o mistrzostwo Portugalii i cztery trofea za Puchar Ligi Portugalskiej. Rzadziej błyszczał jako strzelec, częściej potrafił obsługiwać kolegów świetnymi podaniami. W ciągu pięciu sezonów zaliczył 42 asysty.
Szatnię dzielił wówczas m.in. z Davidem Luizem. Brazylijczyk, który ma w swoim CV również takie marki jak Chelsea czy PSG, nie ukrywał zachwytu Aimarem.
- Był najlepszym zawodnikiem, z jakimkolwiek grałem. To idol Messiego, więc musi być także mój. Wiele się od niego nauczyłem - mówił Luiz.

Szokujący kierunek i powrót do domu

U schyłku swojej kariery, w 2014 roku, Aimar postawił na niecodzienny kierunek. Przeniósł się do klubu z… Malezji. Jego przygoda z tamtejszym Johor DT nie była jednak udana. Argentyńczyk zagrał w ośmiu spotkaniach i zdobył dwie bramki. Po kilku miesiącach rozwiązał umowę.
- Myślę, że Aimar spisał się bardzo dobrze. Po prostu nie byliśmy wtedy gotowi na Pablo Aimara. Nie byliśmy gotowi na zawodnika tego kalibru pod względem zespołu, struktury, obiektów… wszystkiego. Sam system był w trakcie udoskonalania - tłumaczył potem Ibrahim Ismail, sułtan stanu Johor w Malezji.
Przygodę z piłką w roli zawodnika Aimar zakończył tam, gdzie ją zaczął. W River Plate. Było to jednak tylko symboliczne pożegnanie. Wówczas 35-letni Argentyńczyk zagrał w zaledwie dwóch spotkaniach i zawiesił buty na kołku.
Pablo Aimar
Johor

Reprezentacja i sukces w nowej roli

Po zakończeniu piłkarskiej kariery, podobnie jak jego wielu kolegów z boiska, postawił na pracę w roli trenera. Był selekcjonerem reprezentacji Argentyny do lat 17, a także asystentem Lionela Scaloniego najpierw w kadrze U20, a potem już w seniorskim zespole.
To w tej ostatniej roli przeżywał nieco ponad rok temu jedne z najpiękniejszych chwil w życiu. “Albicelestes” na katarskiej ziemi wywalczyli tytuł najlepszej drużyny świata, a Aimar według wielu opinii odegrał w tym sukcesie, razem z pozostałymi członkami sztabu, m.in. Walterem Samuelem, bardzo istotną rolę. Były gwiazdor Valencii odpowiadał na treningach za szlifowanie gry w ofensywie. Był też wielkim autorytetem w szatni. O ile piłkarze o dużych nazwiskach mogli na początku z pewną wątpliwością patrzeć na niedoświadczonego Scaloniego w roli selekcjonera, to będący obok Aimar niejako zwiększał to zaufanie. Przede wszystkim u kluczowego gracza, czyli Leo Messiego, niegdyś - jak już zdążyliśmy wspomnieć - zakochanego w grze piłkarza urodzonego w Rio Cuarto.
Pablo Aimar
pressinphoto / pressfocus
Dziś Aimar, podobnie jak kiedyś grając w piłkę, wkłada w swoją pracę całe serce. Przykład? Gdy Argentyna podczas ostatniego mundialu strzeliła arcyważnego gola Meksykowi, asystentowi Scaloniego… poleciały łzy.
Sam też występował niegdyś oczywiście w reprezentacji, której nie było stać na zrezygnowanie z zawodnika o takich umiejętnościach. Nie odniósł jednak z seniorską kadrą żadnego sukcesu. Wystąpił w 52 meczach, zdobył osiem bramek, zaliczył siedem asyst. Miał okazję zagrać na dwóch mundialach (2002 i 2006). Bez wielkiego skutku. Lepiej szło mu wcześniej w barwach reprezentacji U20, z którą w 1997 roku sięgnął po mistrzostwo świata, grając u boku takich graczy jak Juan Roman Riquelme, Estaban Cambiasso czy wspomniani już Scaloni i Samuel.
Czy Aimar w trakcie piłkarskiej kariery wykorzystał swój potencjał? Raczej nie. Miał swoje chwile chwały, na zawsze zapisał się w historii Valencii, ale biorąc pod uwagę jego możliwości, pamiętając o spływających zewsząd zachwytach, także od legend tej dyscypliny, można poczuć mniejszy lub większy niedosyt. Dało wycisnąć się z tej przygody więcej.

Przeczytaj również