Był nadzieją Realu Madryt, zmienia kluby jak rękawiczki. Kolejny gigant go odrzucił. Zidane miał rację?

Był nadzieją Realu Madryt, zmienia kluby jak rękawiczki. Kolejny gigant go odrzucił. Zidane miał rację?
Manu Reino / SOPA Images/ Sipa / PressFocus
Mógł liczyć, że na lata obsadzi lewą stronę obrony Realu Madryt, a dziś został wypchnięty z kolejnego klubu. Zaraz będzie miał na liczniku szósty zespół w trzy i pół roku. Kariera Sergio Reguilona od dłuższego czasu jest na zakręcie. Zinedine Zidane miał rację?
Młody, przebojowy i obiecujący wychowanek Realu Madryt, z perspektywami, by długofalowo przejąć sztafetę od Marcelo i na dobre zabetonować lewą flankę “Królewskich”. Tak postrzegany Sergio Reguilon był jedną z rewelacji sezonu 2019/20, gdy błyszczał na wypożyczeniu w Sevilli. A dziś, w wieku już 27 lat, jest na marginesie poważnej piłki. Z Realu go wypchnięto, zaś aktualnie trzeci kolejny klub z górnej półki daje mu do zrozumienia, że nie chce z nim współpracować. I trudno się dziwić.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zidane bezlitosny

Reguilon jest jednym z tych wychowanków Realu, którzy realnie nigdy nie dostali dłuższej okazji, by zaistnieć w pierwszym zespole. Jego jedyny sezon z regularną grą dla “Królewskich” to 2018/19, w trakcie nieudanej kadencji Santiago Solariego. Lewy obrońca uzbierał wtedy 22 mecze (1800 minut) i dał sygnał, że może być opcją na tę pozycję. Inaczej to widział jednak Zinedine Zidane. Francuz latem 2019 r. odesłał Sergio na wypożyczenie do Sevilli. I to był akurat strzał w dziesiątkę. Reguilon zanotował świetny sezon. Pełnił fundamentalną rolę w drużynie, która wygrała Ligę Europy, pokonując po drodze Romę, Manchester United czy Inter, a w kraju zdobyła 70 ligowych punktów. 38 występów, trzy tysiące minut, trzy gole, pięć asyst i łatka nowoczesnego, ofensywnego, konkretnego obrońcy. Hiszpan imponował i wydawał się produktem gotowym, by z miejsca błyszczeć na Estadio Santiago Bernabeu. Wrócił do Madrytu, ale tam przeżył srogie rozczarowanie.
Zidane miał bowiem inne plany. Mimo że wielu kibiców i ekspertów domagało się szansy dla Reguilona, Francuz nie chciał o tym słyszeć. Bez żalu wyraził zgodę na sprzedaż wychowanka. Tottenham wyłożył na stół 30 mln euro, a piłkarz zdradził, że nawet nie rozmawiał o swojej sytuacji z “Zizou” po tym, jak wrócił z Sevilli i zanim odesłano go do Anglii. Przyznał też, że w ogóle nie był tym zaskoczony, bo “nie był w guście” menedżera. A ten niespecjalnie miał ochotę komentować rozstanie z obiecującym zawodnikiem.
- Mamy po dwóch piłkarzy na każdą pozycję - nie więcej. Mając więc dwóch lewych obrońców, nie mogę mieć ich więcej - lakonicznie tłumaczył Zidane, który wolał duet Marcelo - Ferland Mendy.
Patrząc na to, jak od tego czasu Real zmaga się z kłopotami na tej pozycji, można się zastanawiać, gdzie byłby dziś Reguilon, gdyby nie upór i decyzja francuskiej legendy. Choć niewykluczone, że o pozbyciu się Hiszpana decydowały nie tylko względy sportowe. Kilkanaście tygodni po odejściu “El Confidencial” pisał o konflikcie Sergio z… Lucą Zidane’em, piłkarzem Castilli i synem menedżera.

Mourinho cenił, Simeone się wściekał

Real jak zwykle zastrzegł sobie opcję odkupu zdolnego wychowanka, gdyby ten dawał ku temu powody. Dziś to brzmi niedorzecznie, ale akurat pierwszy sezon Reguilona na Wyspach był generalnie niezły. Sam piłkarz opowiadał po kilku miesiącach, że jest zadowolony z własnej decyzji i mimo samotności coraz lepiej odnajduje się w nowej rzeczywistości, w czym pomaga mu Jose Mourinho. “The Special One” darzył lewego obrońcę zaufaniem i korzystał z jego usług. Łącznie Hiszpan dobił do 36 występów (blisko trzy tys. minut) i sześciu asyst na koncie. Grał nawet po kontrowersyjnym rozstaniu z Mourinho, po przejęciu zespołu przez Ryana Masona (grafika: Transfermarkt).
transfemarkt reguilon
transfermarkt
W sezonie 2021/22 było nieco gorzej, ale nadal nieźle. Czy to Nuno Espirito Santo, czy to Antonio Conte dawali Reguilonowi szansę gry. Ten łącznie zanotował 25 meczów w Premier League, potrafił strzelić gola (dwukrotnie) czy zaliczyć asystę (trzykrotnie). A pewnie byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie kontuzja pachwiny odniesiona na finiszu rozgrywek. Conte nie był jednak zadowolony z jakości prezentowanej przez wychowanka “Los Blancos”. Wolał ułożyć zespół na własną modłę, z zaufanymi “żołnierzami”. W tym celu ściągnął z Interu jednego z ulubieńców, Ivana Perisicia. Chorwat wskoczył na lewe wahadło obok Ryana Sessegnona, a Reguilon stał się niepotrzebny. Na tyle, że Włoch odsunął go od zespołu. Latem 2022 r. Sergio - podobnie jak Tanguy Ndombele, Harry Winks oraz Giovani Lo Celso - nie mógł nawet trenować z resztą składu. Conte, jak to on, zadziałał bez sentymentów. Zamknął drzwi i machnął ręką na zbędnych piłkarzy.
Media typowały, że Hiszpan wróci do ojczyzny, gdzie z otwartymi rękoma miała czekać na niego Sevilla. Wyszło inaczej: zamiast Sevilli lewy obrońca trafił pod skrzydła Diego Simeone. Atletico wzięło Reguilona mimo jego pogłębiających się problemów z okolicami pachwiny. Zawodnik stracił właściwie całą jesień. Nie mógł złapać rytmu, choć sam też sobie nie pomógł. 15 stycznia ub. r. “Cholo” wpuścił Hiszpana z ławki przeciwko Almerii (1:1), a ten po 22 minutach został wyrzucony z boiska. Pierwszą kartkę dostał w 85., drugą w 89. minucie. Simeone się wściekł. Po tym incydencie lewy obrońca został skreślony. Przesiedział cztery następne mecze na ławce i pewnie siedziałby na niej dłużej, gdyby nie kolejny uraz, tym razem uda. Mógł więc spisać sezon na straty. Dla “Atleti” ani razu nie zagrał pełnych 90 minut. Łącznie uzbierał ich niewiele ponad 300. Kompletna klęska.
Media w Hiszpanii pisały, że Simeone mocno się rozczarował piłkarzem, który niegdyś szalał w La Lidze jako filar Sevilli. Legendarny menedżer miał uznać go za nieprzystosowanego do preferowanej przez siebie gry. Myślał, że dostanie lepszego zawodnika, a pojawił się gość wyglądający znacznie poniżej oczekiwań. Madryt znów postawił na Reguilonie krzyżyk. Pozostało spakować manatki i wrócić do Anglii.

Bez szału

Pewną nadzieję dla 27-latka mogło stanowić zatrudnienie w Tottenhamie Ange’a Postecoglou. Australijczyk nie widział jednak dla niego miejsca. Do Londynu świeżo przybył obiecujący Destiny Udogie, w zespole pozostali Perisić i Ryan Sessegnon (obaj leczą kontuzje). Nie było sensu trzymać w klubie kolejnego lewego wahadłowego/obrońcy. Przed trybunami Reguilona uratował Erik ten Hag. A nawet nie tyle Ten Hag, co urazy Luke’a Shawa i Tyrella Malacii. Manchester United został bez lewego obrońcy, awaryjnie sięgnął więc po będącego “pod ręką” Hiszpana. Ale też dopiero po fiasku rozmów ws. Marca Cucurelli z Chelsea.
Niewiele wskazywało, że Reguilon podbije Old Trafford. I nie podbił, choć parę razy Ten Hagowi się przydał. Dobił do 653 minut, w Premier League zagrał dziewięciokrotnie. Nie wyróżniał się, jedyne, co uzbierał, to cztery żółte kartki. Asysty? Dajcie spokój. Pojedyncze przebłyski to za mało, by chwalić piłkarza, który w grudniu skończył już 27 lat. O poziomie zaufania menedżera do Hiszpana najlepiej świadczy fakt, że Ten Hag wolał na lewej obronie przestawionego z prawej flanki Diogo Dalota. A w międzyczasie wrócił jeszcze Shaw.
W Manchesterze szybko wzięli się za zimowe, kadrowe porządki. Na pierwszy ogień poszedł Donny van de Beek, na drugi właśnie Reguilon. “Czerwone Diabły” bez cienia wątpliwości skorzystały z opcji skrócenia wypożyczenia obrońcy Tottenhamu. 4 stycznia poinformowano o powrocie Sergio do Londynu. Trzeci silny klub z rzędu pokazał mu drzwi.
- Reguilon od początku był opcją na chwilę po to, by załatać dziurę, gdy kontuzje mieli Shaw i Malacia. Ten Hag chciał się ubezpieczyć, chociaż potem i tak wiele razy wolał grać na lewej obronie prawonożnym Dalotem, a Reguilon siedział na ławce. Szkoda, że dostawał tak mało szans, bo uważam, że to niezły piłkarz. Pokazał to choćby w meczu z Chelsea na Old Trafford, gdy wszedł po kontuzji Lindelofa. Oczywiście cały Manchester grał wtedy świetnie, ale Reguilon ładnie chodził do przodu i potrafił stwarzać zagrożenie - zauważa jednak Paweł Grabowski, komentator Premier League w Viaplay. - Wiosną Manchester nie będzie grał w europejskich pucharach. Nie ma go też w Carabao Cup. Rozumiem skrócenie wypożyczenia Hiszpana, bo wielu obrońców wraca po kontuzjach i ktoś najwyraźniej uznał w klubie, że taki stan kadry jest w porządku.
W Tottenhamie raczej nie cieszą się z powrotu piłkarza, bo znów muszą kombinować, jak się z nim rozstać, przynajmniej na następne pół roku, bo jego umowa obowiązuje do czerwca 2025 r. Stanowisko Postecoglou jest bez zmian, a Reguilon liczy na regularną grę. Raczej już w klubie z niższej półki, choć słychać też o zainteresowaniu szukającej bocznych defensorów Borussii Dortmund. Tam jednak pierwszeństwo ma Ian Maatsen z Chelsea. Przyszłość 27-latka pozostaje otwarta. Według Fabrizio Romano w wyścigu uczestniczą też inne ekipy Premier League. Być może to ostatnia szansa dla wychowanka Realu, by jakkolwiek sensownie odbudować karierę. Ta znalazła się w naprawdę trudnym położeniu. Zamiast sześciu lat na lewej stronie “Królewskich”, o czym piłkarz mógł jeszcze niedawno marzyć, będzie szósty klub w trzy i pół roku. Nie tak to miało wyglądać.

Przeczytaj również