Jednostka wybitna. Gdzie jest sufit zwycięzcy Wimbledonu? Te słowa Djokovicia będą długo pamiętane

Jednostka wybitna. Gdzie jest sufit zwycięzcy Wimbledonu? Te słowa Djokovicia będą długo pamiętane
Susan Mullane/Pressfocus
Carlos Alcaraz po wybitnej batalii pokonał Novaka Djokovicia w finale Wimbledonu. Sposób, w jaki to zrobil, skłania do refleksji, że mamy do czynienia z jednostką wybitną.
O tym, jak trudno jest wygrać Wimbledon najlepiej świadczy fakt, że Alcaraz jest pierwszym zwycięzca tego turnieju spoza wielkiej czwórki (Federer, Nadal, Murray i Djoković) od 2002 roku! Żeby jeszcze lepiej oddać skalę osiągnięcia: tym czasie US Open miało aż jedenastu różnych zwycięzców. 20-latek pokonał Djokovicia na korcie centralnym, gdzie Serb był niepokonany od dziesięciu lat, gdzie miał serię 45 zwycięstw z rzędu. Nigdy wcześniej Djoković nie przegrał też meczu w Wimbledonie, który zaczął od wygranego pierwszego seta.
Dalsza część tekstu pod wideo

Złe miłego początki

I to właśnie po pierwszym secie wydawało się, że ten finał zmierza dość znanym, utartym w przypadku Serba scenariuszem. Na początku obronił break pointa, po chwili odskoczył na kilka gemów i bardzo pewnie wygrał 6:1. Wyglądało na to, że w finale czuje się lepiej, swobodniej, że to jest jego teren.
Alcaraz natomiast, który przecież kilka tygodni temu w Paryżu mentalnie nie wytrzymał starcia z Djokoviciem, tym razem błyskawicznie się odbudował. Szczególnie zaimponowało to, że dokonał tego przeciwko najbardziej utytułowanemu tenisiście w historii, zawodnikowi, który w Wimbledonie po raz ostatni przegrał w 2017 roku. Rozstrzygnięcie drugiego seta na korzyść Hiszpana pozwoliło mu wrócić do meczu. - Gdybym przegrał tego seta, to pewnie mecz zakończyłby się w trzech - powiedział Alcaraz. Warto pamiętać, że obronił w nim piłkę setową, a przede wszystkim przerwał kolejną znakomitą passę rywala: piętnaście wcześniejszych tie breaków z rzędu Serb rozstrzygał na swoją korzyść. Tym razem było inaczej. Ta passa, podobnie jak inne, się zakończyła.
Alcaraz imponował odwagą. W wielu momentach brał sprawy w swoje ręce, ryzykował, ale robił to z głową. Często grał dropszoty, w tie breaku po nieudanym skróceniu gry w następnym punkcie wybrał podobny wariant, który wykonał perfekcyjnie. Jeśli coś się nie układało po jego myśli, zupełnie się nie zrażał.

Wytrzymał obciążenia

Co najważniejsze, wytrzymał fizycznie i mentalnie rywalizację w piątym secie. Przed meczem wielu ekspertów wskazywało, że jeśli ma wygrać Alcaraz, to musi to zrobić jak najszybciej. Przedłużenia meczu miało działać na korzyść Serba, który z długich, wymagających pojedynków uczynił swój wielki atut. Hiszpan tej opinii zaprzeczył. Kiedy jako pierwszy w decydującym secie przełamał, to nie dał żadnej nadziei na odrobienie strat. W piątej godzinie rywalizacji zagrał na kosmicznym poziomie. Zanotował aż osiemnaście uderzeń wygrywających przy zaledwie trzech niewymuszonych błędach. W decydującym o zwycięstwie gemie za każdym razem trafił pierwszy serwis. Wykorzystał też pierwszą piłkę meczową. Ani przez moment nie było u niego widać zawahania, strachu przed historycznym osiągnięciem.
- Byłem zaskoczony jego poziomem na trawie. Bardzo szybko się przystosował. Ma rzeczy od Rogera, Rafy i ode mnie. Imponował dojrzałością jak na swój wiek. Nigdy nie grałem przeciwko komuś takiemu jak on - powiedział po meczu Djoković.
Alcaraz urodził się w 2003 roku, czyli dwa lata później niż Iga Świątek. To był dopiero trzeci sezon, w którym rywalizował na kortach trawiastych. Postęp, zaadaptowanie się do specyficznych, wymagających warunków, przebiegło błyskawicznie. Jeszcze w poprzednim sezonie przegrał w 4. rundzie z Jannikiem Sinnerem, a teraz do finału awansował w zasadzie bez kryzysowego momentu. A droga wcale nie była łatwa. Kolejni rywale, których pokonał to: Jeremy Chardy, Alexandre Muller, Nicolas Jarry, Matteo Berrettini, Holger Rune i Danił Miedwiediew.

Błyskawiczna adaptacja

Każdy z trzech ostatnich był postrzegany jako potencjalny kłopot na drodze lidera światowego rankingu. Tymczasem z dziesięciu rozegranych setów Hiszpan wygrał dziewięć. Passa zwycięstw na trawie liczy już dwanaście meczów. Wynikowo najbliżej porażki był w tym pierwszym, rozegranym na kortach Queens Clubu - przeciwko Arturowi Rinderknechowi, z którym wygrał 7:6 w trzecim secie. Kto by wtedy pomyślał, że trzy tygodnie później podniesie puchar za triumf w Wimbledonie.
Trudno w tym momencie stwierdzić, gdzie Alcaraz ma sufit. Rewelacyjnie gra już na wszystkich nawierzchniach, na trawie pokazał, że jest w stanie zmodyfikować sposób gry, częściej chodził do siatki, częściej grał też slajsem. Jest fenomenem fizycznym, wygrał blisko pięciogodzinną batalię z Djokoviciem. Po korcie porusza się wybitnie, jest zwinny, gibki, kapitalnie ustawia się niskich uderzeń. W ostatnim czasie nie ma też problemów z kontuzjami i to mimo że rozegrał już w tym roku 51 meczów (bilans 46-4), a zaczynał go później niż większość zawodników, bo z powodu urazu opuścił Australian Open. Po triumfie w Londynie pozostanie oczywiście liderem rankingu ATP.
Ma wokół siebie bardzo mądrych ludzi, na czele z Juanem Carlosem Ferrero, z którym przygotował mądrą taktykę na finał. Przede wszystkim wygląda na kogoś, kto bardzo cieszy się samą obecnością na korcie, kogoś, kto ma z gry w tenisa ogromną radość. Po zakończeniu kariery przez Rogera Federera, po problemach zdrowotnych Rafaela Nadala, nic lepszego niż Alcaraz nie mogło się tenisowi przydarzyć.

Przeczytaj również