Był trzecim najdroższym piłkarzem świata, potem zaliczył brutalny zjazd. Po karierze został… DJ-em

Był trzecim najdroższym piłkarzem świata, potem zaliczył brutalny zjazd. Po karierze został… DJ-em
Rafal Oleksiewicz / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński05 Mar · 08:00
To jeden z tych piłkarzy, których wspomina się z wyjątkową nostalgią. Gaizka Mendieta swoim efektownym stylem gry rozkochiwał w sobie kibiców, zapracował na status legendy Valencii, został też bohaterem bardzo głośnego transferu. Potem jednak wyraźnie spuścił z tonu. Dziś jest już kawał czasu po zawieszeniu butów na kołku, ale zdecydowanie nie narzeka na nudę.
Został piłkarzem, choć jako młody chłopak długo bił się z myślami. Lubił grać w koszykówkę i robił to całkiem nieźle, a jeszcze lepiej wychodziło mu bieganie - na średnich i długich dystansach. Rozwijał się więc wyjątkowo wszechstronnie, bo oczywiście futbol też towarzyszył mu od najmłodszych lat. W końcu trzeba było natomiast wybrać. Mendieta uznał, że musi poświęcić się jednej dyscyplinie.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Pamiętam, kiedy po raz pierwszy poważnie pomyślałem, że może mógłbym zostać piłkarzem. Byliśmy w sklepie sportowym i tata dał mi wybór: drogie buty piłkarskie lub drogie kolce do biegania. Wybrałem buty piłkarskie Adidas World Cup - wspomina Hiszpan.

Trudne początki

Młody Gaizka zakotwiczył w Castellon. Dołączył do klubu jako nastolatek i rozwijał się na tyle dobrze, że jeszcze przed 18. urodzinami zadebiutował na zapleczu Primera Division. Wystarczył jeden sezon, by parol na Mendietę zagięła znacznie bardziej renomowana Valencia. Hiszpan zasilił wtedy zespół rezerw “Nietoperzy” i to tam miał stawiać kolejne kroki. Po powoli. Po kolei. Bez wielkiej presji. Nie przychodził przecież jako gwiazda, a raczej zawodnik z potencjałem na przyszłość.
W premierowym sezonie po przenosinach na Mestalla doczekał się tylko dwóch występów w pierwszym zespole. Valencia zastanawiała się nad wypożyczeniem do innego klubu, w którym Mendieta mógłby liczyć na bardziej regularną grę, ale on nie chciał nawet o tym słyszeć. Zacisnął zęby, zakasał rękawy i pracował jeszcze mocniej. A to przyniosło oczekiwane efekty.
W grudniu 1993 roku stery w Valencii przejął nowy trener, Hector Nunez, i to on mocno postawił na Mendietę. Przestawił go z pozycji prawego obrońcy tam, gdzie młody Hiszpan czuł się najlepiej - do środka pola. Urodzony w Bilbao piłkarz w końcu mógł rozwinąć skrzydła i robić to, co kochał najbardziej - mieć futbolówkę przy nodze. Posyłał świetne piłki do kolegów, zachwycał techniką, a i sam ustawiony bliżej bramki przeciwnika potrafił zaskoczyć golkipera.
***

Gdzie oglądać Ligę Mistrzów?

W Polsce transmisje Ligi Mistrzów UEFA są dostępne w telewizji i online. Obecny sezon jest kolejnym, w którym prawo do emisji meczów ma Grupa Polsat Plus – można je oglądać w kanałach Polsat Sport Premium w Polsat Box i w streamingu w Polsat Box Go. Mecze realizowane są z profesjonalnym komentarzem i oprawą wizualną najwyższej jakości, z wykorzystaniem technologii – VIZRT, rozszerzonej rzeczywistości (AR) i modeli 3D oraz wirtualnego studia. Sprawdź OFERTĘ POLSAT BOX GO!
***

Pierwsze sukcesy i bolesne finały

Gen strzelca hiszpański piłkarz obudził w sobie natomiast dopiero jakiś czas później, bo w sezonie 1997/98. Zdobył wtedy 10 bramek na boiskach La Liga. A jak już rozwiązał worek, to przez kolejne lata nie schodził poniżej pewnego naprawdę solidnego pułapu. Potrafił strzelać w sposób wręcz magiczny, jak przeciwko Barcelonie…
… czy Athletikowi Bilbao.
W tamtym okresie Valencia była naprawdę bardzo mocna. “Nietoperze” z Mendietą w składzie sięgały po krajowy puchar i superpuchar, a w końcu dwa razy z rzędy dotarły też do wielkiego finału Ligi Mistrzów. W obu przypadkach bohater tego artykułu, pełniący wówczas funkcję kapitana zespołu, musiał jednak przełknąć gorycz porażki. Najpierw lepszy okazał się Real Madryt, potem Bayern Monachium. Przeciwko “Die Roten” Gaizka strzelił nawet gola na 1:0, ale rywale doprowadzili do remisu, triumfując potem w serii rzutów karnych. Hiszpan wykorzystał swoją próbę. Mylili się natomiast jego koledzy.
Przegrany finał z Bayernem był przedostatnim meczem w przygodzie Mendiety z Valencią. Kilka dni później piłkarz z charakterystyczną blond czupryną przywdział barwy “Nietoperzy” po raz ostatni. Pożegnał się godnie. W 89. minucie ligowego starcia z Racingiem trafił na 1:1. W ten sposób spiął klamrą historię, która trwała prawie dekadę.
Licznik zatrzymał się na 299 rozegranych meczach. Hiszpan zdobył w tym czasie 57 goli i zaliczył 27 asyst. A że był świeżo po naprawdę udanym sezonie (14 bramek, 11 decydujących podań) i chciał poszukać nowych wyzwań, to nie brakowało klubów chętnych na jego zakontraktowanie.
Gaizka Mendieta
A. Ivanov_Football / shutterstock

Wielki transfer i… klapa w Lazio

Pieniędzmi szastało wówczas mające wielkie ambicje Lazio. Za Mendietę klub z Rzymu wyłożył 48 mln euro, co jak na standardy początków XXI wieku było kwotą wręcz kosmiczną. W tamtym momencie Hiszpan wskakiwał na podium najdrożej sprowadzonych piłkarzy w historii. Więcej kosztowali jedynie Hernan Crespo (rok wcześniej, też do Lazio) i Gianluigi Buffon, który zamienił Parmę na Juventus.
***

Obejrzyj mecz Bayern - Lazio w Polsat Box Go!

W serwisie streamingowym Polsat Box Go wszystkie mecze Ligi Mistrzów można oglądać online na dowolnym urządzeniu - już dzisiaj mecz Bayern Monachium – Lazio Rzym. Użytkownicy serwisu mogą korzystać też z funkcji trybu statystyk i na bieżąco śledzić na ekranie najważniejsze statystyki meczowe – m.in. posiadanie piłki, faule, strzały czy informacje na temat drużyn i zawodników. Sprawdź już TERAZ!
***
To pokazuje jedynie, jak mocną pozycję miał wtedy Mendieta, i jak wiele sobie po nim obiecywano. Niestety - w Rzymie nie był już tym samym piłkarzem, który zachwycał na Półwyspie Iberyjskim. Mocno spuścił z tonu, nie potrafił zaaklimatyzować się w nowym miejscu, z tygodnia na tydzień krytykowano go coraz mocniej. Pierwszy, i jak się potem okazało jedyny sezon w barwach Lazio, zakończył bez choćby jednego gola, z zaledwie dwiema asystami. Okrzyknięto go jednym z największym transferowych rozczarowań dziejów.
- Po prostu nie zadziałało tak, jak się spodziewałem. Czasami w futbolu tak już jest. Kiedy teraz patrzę wstecz, nie sądzę, że miałem czas na przystosowanie się do nowej sytuacji. Rozegrałem bardzo niewiele meczów, pozyskaliśmy sześciu lub siedmiu nowych zawodników, mieliśmy dwóch prezesów, trzech trenerów i nie wszystko poszło tak, jak myślałem - tłumaczył się potem Mendieta.
Karierę próbował ratować tam, gdzie radził sobie najlepiej, czyli w Hiszpanii. Na zasadzie wypożyczenia przeniósł się do Barcelony i choć szło mu lepiej niż we Włoszech, trudno było zobaczyć w nim tę wersję piłkarza, który rozkochał w sobie nie tylko kibiców Valencii, ale też neutralnych obserwatorów. W koszulce “Blaugrany” zagrał ostatecznie 49 razy. Strzelił sześć goli i zaliczył sześć asyst. Co ciekawe, trafił do siatki w wygranym ostatecznie 1:0 meczu z Legią Warszawa w eliminacjach Ligi Mistrzów.
Gaizka Mendieta
Anton_Ivanov / Shutterstock
Do Lazio już nie wrócił. Rzymianie najpierw wysłali go do angielskiego Middlesbrough na zasadzie wypożyczenia, a potem Mendieta trafił tam już definitywnie. Tym samym Hiszpan posmakował gry w kolejnej topowej lidze i mocno zadomowił się na Wyspach. Nie tylko spędził w ekipie Boro pięć ostatnich lat kariery, ale też był mieszkańcem miasta przez kilkanaście miesięcy po zawieszeniu butów na kołku.
W Middlesbrough miał kilka udanych momentów. Wygrał z drużyną Puchar Ligi Angielskiej, pomógł też w imponującym marszu do finału Pucharu UEFA, choć ostatni mecz rozegrał na etapie ćwierćfinału. W końcu jednak, gdy jego rola w zespole była już naprawdę marginalna, nie chciał rozmieniać się na drobne i podjął decyzję o zakończeniu piłkarskiej kariery. Miał wtedy 34 lata.

Życie po (piłkarskim) życiu

Mendieta powiedział pas i stanął przed dylematem - co teraz? Zostać w świecie futbolu w innej roli? Leżeć na basenie i popijać drinki? Zmienić branżę? Pytania kotłowały się w jego głowie, a on miał, i chyba nadal ma, mnóstwo pomysłów. Zrobił więc papiery trenerskie, ale zaczął też… grać na imprezach jako DJ.
- Grałem jako DJ w małych klubach z niewielką liczbą osób i na dużych festiwalach z tysiącami ludzi i nie chodzi tu o bycie DJ-em samym w sobie, ale o coś, co kocham robić - tłumaczył.
Były reprezentant Hiszpanii, który w narodowych barwach rozegrał 40 spotkań, strzelając osiem goli, odnalazł się też w branży… gastronomicznej. Jest jednym z inwestorów restauracyjnej sieci Iberica, nadzorowanej przez nagrodzonego gwiazdką Michelin szefa kuchni Nacho Manzano. Mendieta prowadzi też kilka innych biznesów kulinarnych.
Były gwiazdor Valencii nie uciekł jednak całkowicie od futbolu. Różnorakie licencje UEFA zrobił nie po to, aby kurzyły się w szafie. W latach 2022-23 próbował zatem swoich sił jako dyrektor techniczny w cypryjskim klubie Pafos FC. Być może niebawem znów usłyszymy o nowych wyzwaniach Hiszpana, który zdecydowanie pracy, i eksperymentów, się nie boi. Póki co udziela się m.in. w mediach.
Piłkarzem nie był raczej wybitnym, ale w czasach swojej świetności, która przypadła właściwie tylko, albo i aż, na lata reprezentowania Valencii, mógł uchodzić za gracza światowej klasy. Potem było już zdecydowanie gorzej. Jak u wielu innych piłkarzy, których śmiało możemy okrzyknąć zawodnikami jednego klubu.
Gaizka Mendieta
Rafal Oleksiewicz / pressfocus

Przeczytaj również