Byli najlepsi w Polsce, a finał wygrywali 10:0. Później spotkało ich brutalne zderzenie z rzeczywistością

Byli najlepsi w Polsce, a finał wygrywali 10:0. Później spotkało ich brutalne zderzenie z rzeczywistością
YouTube
25 czerwca 2014 roku. W wielkim finale Centralnej Ligi Juniorów spotykają się Cracovia i Wisła Kraków. Wcześniej u siebie “Biała Gwiazda” wygrywa 2:1. Wydaje się więc, że sytuacja przed rewanżem jest otwarta. Tymczasem na stadionie "Pasów" dochodzi do teksańskiej masakry. Młodzi wiślacy urządzają sobie koncert, upokarzając rywali. Wygrywają 10:0. Może się wydawać, że przed wieloma z nich świetlana przyszłość...
Gdyby ktoś po tym meczu zapytał tych chłopaków, gdzie widzą się za kilka lat, pewnie znaczna ich część opowiadałaby o wymarzonych ligach zagranicznych, ci bardziej przywiązani do barw klubowych może przyznaliby, że chcą stanowić o sile pierwszej drużyny Wisły. Przecież pokonali całą krajową konkurencję, a w finale przejechali się po lokalnych rywalach. Można było nieźle uwierzyć w siebie.
Dalsza część tekstu pod wideo
To teraz zejdźmy na ziemię i sprawdźmy, gdzie są dziś bohaterowie tamtych wydarzeń.

Mateusz Zając (Sokół Sieniawa)

Wówczas podstawowy bramkarz zespołu. Później awansował nawet do kadry pierwszej Wisły, ale tam nigdy nie odegrał znaczącej roli. Debiut w oficjalnym meczu nie nadszedł. Trzeba było szukać szczęścia gdzieś indziej. Poroniec Poronin, Motor Lublin, JKS 1909 Jarosław, Dalin Myślenice, Hutnik Kraków, a obecnie trzecioligowy Sokół Sieniawa. Nie jest to raczej wymarzona ścieżka rozwoju dla dziś 24-letniego golkipera.

Bartłomiej Kolanko (bez klubu)

Kolanko w tamtym finale przebywał na murawie do 64. minuty. Po zdobyciu juniorskiego mistrzostwa Polski doczekał się nawet debiutu w pierwszej drużynie Wisły. Zagrał 32 minuty w pucharowym spotkaniu z Lechem Poznań. Później już jednak swojego dorobku nie powiększył. Powędrował do Odry Opole, Ruchu Zdzieszowice, a jeszcze do niedawna reprezentował barwy trzecioligowej Stali Brzeg. Od blisko dwóch miesięcy pozostaje już jednak bez klubu.

Jakub Bartosz (Puszcza Niepołomice)

Podczas pamiętnego finału przeciwko Cracovii wszedł na boisko dopiero w drugiej połowie. Nie był więc jednym z liderów zespołu, a niespodziewanie to właśnie on najlepiej poradził sobie już w piłce seniorskiej. Choć słowo najlepiej to w tym przypadku raczej hiperbola. 53 występy w pierwszej drużynie Wisły, cztery gole, dwie asysty. później jeszcze epizody w Sandecji Nowy Sącz i Stali Mielec. Szału nie ma, ale tragedii też nie. Dziś Bartosz gra dla pierwszoligowej Puszczy Niepołomice.

Piotr Żemło (Odra Opole)

Wówczas podstawowy obrońca zespołu, który zbierał na tyle dobre recenzje, że dostał nawet dziesięć szans w seniorskiej ekipie Wisły. W końcu jednak i z niego zrezygnowano. Najpierw “Biała Gwiazda” wypożyczyła go do imienniczki z Puław, a w 2018 roku definitywnie oddała do Odry Opole, gdzie Żemło gra do dziś. Pierwsza liga, czyli w porównaniu z wieloma innymi bohaterami tego artykułu, nawet nie tak tragicznie.

Michał Bierzało (Siarka Tarnobrzeg)

Drugi z duetu środkowych obrońców. W przeciwieństwie do kolegi nie doczekał się jednak szansy w pierwszej drużynie Wisły. Grał więc dla Limanovii, Stali Mielec, GKS-u Bełchatów, Elany Toruń, a obecnie trzecioligowej Siarki Tarnobrzeg. Sporo klubów jak na 25 lat. Kolejny bohater z 2014 roku, który dziś występuje na poziomie czwartego poziomu rozgrywkowego.

Remigiusz Szywacz (Korona Kielce)

Jeden z nowszych nabytków Korony Kielce, która mocno zrewolucjonizowała swoją kadrę po spadku z Ekstraklasy. Szywacz na koncie swoich występów w pierwszej drużynie Wisły Kraków także ma okrągłe zero. Już w lipcu 2015 roku, a więc całkiem niedługo po zdobyciu mistrzostwa Polski juniorów odszedł do Motoru Lublin. Później próbował swoich sił jeszcze w Kotwicy Kołobrzeg, GKS-ie Tychy, Stomilu Olsztyn, Garbarni Kraków i Olimpii Grudziądz. CV więc też dość rozległe.

Dawid Kamiński (Stal Brzeg)

Ciekawy przypadek, bo Kamiński debiutował w ekstraklasowej Wiśle jeszcze w 2012 roku, a więc dwa lata przed zdobyciem tytułu z drużyną juniorów. Miał wtedy 17 lat i zagrał 45 minut w przegranym u siebie spotkaniu z Polonią Warszawa (1:3). Swoją szansę dostał wówczas od Michała Probierza. Później licznik mocno jednak nie ruszył do przodu. Zatrzymał się na trzech epizodach w Ekstraklasie i jednym w Pucharze Polski. A później - jak rapował Taco Hemingway: “po tych klubach żonglerka jak Dele Alli” - Termalica, Raków, Widzew, KSZO Ostrowiec, Chojniczanka, Motor Lublin, a dziś trzecioligowa Stal Brzeg. 25 lat i osiem klubów w CV.

Grzegorz Marszalik (Garbarnia Kraków)

Strzelec jednej z bramek w wygranym 10:0 meczu z Cracovią. Też dostał swoją szansę w pierwszej drużynie Wisły. Dokładnie pięć razy, co przełożyło się na całe 61 minut. I to by było na tyle. Najpierw został wypożyczony do Rozwoju Katowice, a latem 2017 roku “Biała Gwiazda” oddała go bez żalu do Bocheńskiego KS. Przez ostatnie lata Marszalik znów osiadł w Krakowie. Grał dla Hutnika, a obecnie jest zawodnikiem drugoligowej Garbarni.

Grzegorz Gulczyński (Olimpia Grudziądz)

Występy w seniorskiej Wiśle? Zero. Liczba klubów w CV w wieku 24 lat? Licząc także drużyny młodzieżowe Arki Gdynia i Lechii Gdańsk - dziesięć. Do Krakowa Gulczyński trafił właśnie z Pomorza, pograł trochę w juniorach i rezerwach, zdobywając po drodze wspomniane mistrzostwo Polski, a później ruszył dalej - Rozwój Katowice, Bałtyk Gdynia, GKS Przodkowo, Gryf Wejherowo, Concordia Elbląg, Pogoń Grodzisk Mazowiecki, a od nieco ponad miesiąca drugoligowa Olimpia Grudziądz. Trochę Polski pozwiedzał.

Przemysław Lech (Bytovia Bytów)

W 2014 roku kapitan zwycięskiej drużyny i strzelec jednej z bramek w finale. Dziś zawodnik drugoligowej Bytovii Bytów. Lech w Ekstraklasie zagrał… minutę. Wszedł na murawę w meczu Wisły z Zawiszą Bydgoszcz. Dołożył do tego 79 minut w Pucharze Polski. I nic więcej. “Biała Gwiazda” wypożyczyła go najpierw do Floty Świnoujście, a później sprzedała do imienniczki z Płocka. A tam środkowy pomocnik nawet nie doczekał się debiutu. Więcej pograł już w Stali Mielec i Garbarni Kraków. Od lipca 2019 roku zakłada natomiast koszulkę wspomnianej Bytovii.

Kamil Kuczak (Garbarnia Kraków)

Jeden z bardziej obiecujących wówczas piłkarzy juniorskiej ekipy Wisły. W samym finale Kuczak trafiał do siatki aż trzy razy. Swoje szanse w seniorskim zespole dostał, ale skończyło się na pięciu występach i 127 uzbieranych minutach. Regularnego grania Kuczak szukał na wypożyczeniach w MKS-ie Kluczbork i Pelikanie Łowicz, ale one wcale nie poprawiły jego notowań przy Reymonta. Do drugiego z wymienionych klubów odszedł więc definitywnie. Zanim trafił do grającej dziś na poziomie drugiej ligi Garbarni, zaliczył jeszcze epizod w Sole Oświęcim.

Jakub Janur (bez klubu)

Chyba najbardziej skrajny przypadek. W pamiętnym finale Janur zmienił jednego z bohaterów meczu, Kamila Kuczaka. Dziś w ogóle nie gra profesjonalnie w piłkę. I to od prawie trzech lat. Po odejściu z Wisły reprezentował jeszcze Resovię i TS Węgrzce, a później dał sobie spokój z futbolem. Przynajmniej tak można wnioskować po tym, że od dawna pozostaje bez klubu.

Dominik Kościelniak (GKS Katowice)

Kościelniak też wydawał się wówczas jednym z tych najbardziej perspektywicznych. Tym bardziej dziwne, że nie doczekał się choćby jednej szansy w seniorskim zespole Wisły. Niedługo po wygraniu CLJ “Biała Gwiazda” wysłała go na wypożyczenie do Chrobrego Głogów. Tam - jak się później okazało - został na dłużej. Do Krakowa już nie wrócił. Przez kolejne lata reprezentował jeszcze MKS Kluczbork i Elanę Toruń, a nieco ponad miesiąc temu zameldował się w Katowicach, gdzie póki co zaliczył jeden krótki epizod w koszulce GKS-u.

Tomasz Zając (Wisła Puławy)

W 2014 roku zdecydowanie największa gwiazda zwycięskiej drużyny. Zając w rewanżu z Cracovią strzelił trzy gole, a całą fazę finałową CLJ zakończył z 11 trafieniami. Imponował szybkością, przebojowością, wyszkoleniem technicznym. Dostał szansę w pierwszej drużynie, kilka razy pokazując się z niezłej strony. W końcu jednak nie dogadał się z klubem w sprawie nowego kontraktu. Odszedł do Korony Kielce, licząc, że tam będzie odgrywał większą rolę. W zespole “Złocisto-Krwistych” faktycznie częściej wybiegał na murawę. W 26 meczach nie zdobył jednak żadnego gola, dokładając zaledwie jedną asystę.
Jego kariera zdecydowanie nie potoczyła się w dobrym kierunku. Swoich sił - z różnym skutkiem - próbował jeszcze w Sandecji Nowy Sącz, Stomilu, Pogoni Siedlce i Bałtyku Gdynia. Od stycznia tego roku jest natomiast piłkarzem trzecioligowej Wisły Puławy. Coś poszło nie tak.

Oskar Wąsikowski (bez klubu)

W tamtym pamiętnym meczu Wąsikowski zmienił właśnie Zająca. Dziś nie ma go już na futbolowej scenie. W Wiśle swojej szansy się oczywiście nie doczekał. Odszedł do Karpat Krosno, a później reprezentował jeszcze LKS Skała 2004, zespół regularnie balansujący między Klasą A i B. W końcu dał sobie spokój z profesjonalną grą w piłkę, choć na karku ma dopiero 24 lata.
***
Wnioski? Wynik na poziomie juniorskim to sprawa drugorzędna. Co z tego, że tamta Wisła sięgnęła po tytuł? Co z tego, że wygrała w finale 10:0 z Cracovią? Nikt z tej drużyny na dobre nie zasilił szeregów pierwszego zespołu. A to powinien być priorytet. Rozwijanie młodych, umiejętne wprowadzanie ich do zespołu, później liczenie zysków z ewentualnych transferów.
Tu coś ewidentnie nie zagrało. Ci goście mieli już wtedy po 18-19 lat. Byli na etapie zamykania swojej juniorskiej przygody z piłką. Zrobili to w najlepszy z możliwych sposobów, a później boleśnie zderzyli się ze ścianą. Dziś nikt(!) z nich nie gra choćby w Ekstraklasie. Mało kto przynajmniej na poziomie pierwszej ligi. Oczywiste było, że wszyscy nie zrobią kariery. Ale chyba mało kto mógł przypuszczać, że żaden z nich przynajmniej w jakimś stopniu nie namiesza na zielonych murawach.
Pewnie trochę w tym winy klubu, który nie potrafił zrobić pożytku z chłopaków, którzy przecież w piłkę grać ewidentnie potrafili. Ale też ich samych. Bo jeśli nie poznałaby się na nich Wisła, to poznałby się ktoś inny. A tak się przecież nie stało.

Przeczytaj również