Chelsea FC. Echo kłótni na linii Sarri - Kepa. To nie pierwszy raz, gdy piłkarze nie szanują swojego trenera
Hierarchia w klubach piłkarskich powinna, przynajmniej na papierze, być jasna. Zarządowi podlega trener, który jest zwierzchnikiem piłkarzy. Chociaż powinna być to oczywistość i jeden z filarów futbolowego świata, to coraz częściej widzimy odstępstwa od tej reguły. Już nawet piłkarze największych klubów zaczęli otwarcie buntować się przeciw swoim szkoleniowcom. Czy można nad tym zapanować?
Piłka nożna to praca jak każda inna. No, oczywiście dająca sławę i ogromne pieniądze, ale w dalszym ciągu piłkarze muszą wywiązywać się ze swoich obowiązków. Powinni również przestrzegać odpowiednich zasad, tak jak każdy „przeciętny Kowalski”.
Zwolnienie Jose Mourinho, sytuacja Niko Kovača w Bayernie czy ostatni incydent z Kepą Arrizabalagą w roli głównej pokazują jednak, że idea szacunku do swojego szefa powoli odchodzi do lamusa. Pytanie tylko, czy można coś z tym zrobić?
Brak szacunku skradł medialne nagłówki
Umówmy się, Carabao Cup to nie są najbardziej prestiżowe rozgrywki na świecie. Ich finał ogląda jednak szeroka rzesza kibiców. Zwłaszcza, jeśli naprzeciw siebie stają takie marki jak Manchester City i Chelsea.
Po tegorocznym spotkaniu w centrum uwagi nie znajdowali się jednak zwycięzcy, czyli ekipa „The Citizens”. Wszyscy mówią o zachowaniu Kepy, bramkarza pokonanej drużyny.
Trudno się temu dziwić, bo miliony ludzi miały okazję zobaczyć, jak Hiszpan odmawia zejścia z boiska pomimo podjęcia decyzji przez trenera. Dorzućmy do tego impulsywną reakcję Maurizio Sarriego i hit internetu gotowy.
Nie oszukujmy się - sytuacja dla postronnego kibica była komiczna. Przy okazji mogliśmy dowiedzieć się, że jeśli zawodnik odmawia zejścia z boiska, to szkoleniowiec, jak i sędzia nie mogą nic zrobić.
Ten incydent pokazał jednak, jaka sytuacja panuje w szatni klubu ze stolicy Anglii. Arrizabalaga pokazał absolutny brak szacunku dla swojego menedżera, kolegów zespołu (bo co miał powiedzieć Willy Caballero?) i kibiców.
Żaden z zawodników „The Blues” nawet nie próbował interweniować. Kapitan zespołu w finale, Cesar Azpilicueta, czyli przedłużenie ręki trenera na murawie, powiedział po meczu, że „to nie jego problem”. To istny absurd!
Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji za czasów Lamparda czy Terry’ego. Wygląda to tak, jakby piłkarze Chelsea nie robili sobie nic ze zdania ich bossa.
Chociaż Kepa zamieścił w mediach społecznościowych wytłumaczenie całego zajścia, to nie mogę odeprzeć wrażenia, że to jedynie próba ratowania wizerunku. Wszyscy w końcu widzieliśmy, co się stało i teraz zarówno sam zawodnik, jak i Sarri, usiłują robić dobrą minę do złej gry, a kara finansowa w wysokości jednej tygodniówki wydaje się… śmieszna.
To nie nowość na Stamford Bridge
Sześciokrotni mistrzowie Anglii już od jakiegoś czasu mają kłopoty, jeśli chodzi o znalezienie odpowiedniego menedżera. Prędzej czy później dochodzi do spięć na linii gracze-szkoleniowiec.
Wszyscy chyba pamiętamy okoliczności niedawnych zwolnień Jose Mourinho i Antonio Conte. Ten pierwszy wyleciał, bo piłkarze odmówili posłuszeństwa i zaczęli go sabotować, działając na szkodę klubu. Gdy Portugalczyk po raz drugi żegnał się ze Stamford Bridge, jego zespół zajmował 16. lokatę w ligowej tabeli.
Znamienne było to, że sami fani „The Blues” uważali, że taki stan rzeczy jest spowodowany zachowaniem zawodników. Jako głównodowodzących „buntu” wskazywano Diego Costę, Edena Hazarda czy Cesca Fabregasa.
Włoch z kolei został pożegnany przez Romana Abramowicza po dwóch sezonach pracy w jego klubie. W pierwszym zdobył mistrzostwo kraju, w drugim wygrał Puchar Anglii. Decydujące były jednak złe relacje z podopiecznymi.
To, jak źle wyglądała sytuacja, uświadomił wszystkim słynny już spór z Costą. Oczywiście, Conte pewnie nie był tu bez winy, ale to, w jaki sposób zachowywał się hiszpański napastnik było po prostu karygodne.
Po zwycięstwie w FA Cup Willian również zaprezentował dziecinny wręcz poziom, manifestując swój stosunek do trenera, a potem próbował wszystko odkręcić chyba najgłupszym możliwym wytłumaczeniem.
Szatnia w Chelsea jest zbyt silna. Nie, nie ma w niej zbyt silnych charakterów. Piłkarze po prostu wiedzą, że mogą sobie na dużo pozwolić i przepędzić trenera, za którym nie przepadają, nawet kosztem wyników płacącego im klubu i jego kibiców. Czy taka jest idea futbolu?
The Sacked One
Skoro już wspomniałem o Jose Mourinho, to nie sposób nie nawiązać do jego przygody na Old Trafford, a w zasadzie tego, w jaki sposób dobiegła końca. Fatalna postawa „Czerwonych Diabłów” w końcówce kadencji Portugalczyka sprawiała, że chyba wszyscy spodziewali się jego zwolnienia.
To, co stało się potem, dało jednak do myślenia. Stery zespołu przejął Ole Gunnar Solskjær, którego doświadczenia w trenerskim fachu ograniczały się do kompromitacji w Cardiff i pracy w Norwegii. Nagle zespół jak za dotknięciem magicznej różdżki zaczął grać jak z nut, a były napastnik zaczął pobijać klubowe i ligowe rekordy.
Praktycznie każdy piłkarz United z dnia na dzień zaliczył progres. Pogba, Lindelof, Matić… to tylko najbardziej oczywiste przykłady. I nie, nie był to proces czy stopniowa poprawa. Kilka dni po zmianie szkoleniowca zaczęli grać jak z nut i tak już zostało!
Nie jestem w stanie uwierzyć, że jest to efekt pracy Ole. Jako kibic Manchesteru United z radością patrzę na zwycięstwa mojej ukochanej drużyny, ale po prostu trudno mi utożsamiać się z jej piłkarzami.
Naprawdę nie jestem w stanie uwierzyć w to, że w kilku ostatnich miesiącach pracy „Mou” dawali z siebie wszystko. W mojej opinii sabotowali trenera, a tym samym i klub, przy okazji pokazując brak profesjonalizmu i szacunku dla swoich fanów.
Wystarczy tylko przypomnieć sobie, jak Paul Pogba i Andreas Pereira opuścili trybuny Old Trafford przed zakończeniem meczu z Derby County w Carabao Cup. Woleli sobie pójść zamiast wspierać swoich kolegów do końca! Całości dopełnił jeszcze kontrowersyjny film, który pojawił się na Instagramie Francuza.
Oczywiście, zła atmosfera w szatni mogła wynikać ze specyficznego podejścia Mourinho, ale gracze protestujący podczas meczów to coś, o czym kilka lat temu bym nie pomyślał, a teraz jest już normalnością. Z mojej perspektywy, niepożądaną.
Na kontynencie bywa podobnie
Kłopoty z dyscypliną wśród piłkarzy sprawiały problemy również Thierry’emu Henry’emu. Okres pracy Francuza w Monaco naznaczony był kontuzjami i jego nieporadnością, bo chyba tak należy to nazwać.
Zespół z Księstwa spisywał się wręcz fatalnie i dopiero powrót poprzednika byłego piłkarza Arsenalu, Leonardo Jardima, pozwolił wrócić na dobre tory. Znamienna była jednak jedna z konferencji prasowych legendarnego już byłego gracza Arsenalu i reprezentacji Francji.
- W pewnym momencie trzeba oddzielić piłkarzy, którzy chcą uratować klub od tych, którzy myślą tylko o swojej przyszłości – mówił.
Po zawieszeniu, a potem zwolnieniu Francuza światło dzienne ujrzały różnorakie „brudy” jego kadencji. Można było usłyszeć o pełnych frustracji tyradach czy złośliwych uwagach kierowanych do poszczególnych zawodników.
Jeśli jednak widział, że nie dają z siebie wszystkiego, to trudno dziwić się jego irytacji. To w końcu była jego pierwsza samodzielna praca. Jestem jednak pewien, że wyciągnie z niej pewne wnioski.
Podobne problemy mają w Bayernie. Co prawda Niko Kovač, przynajmniej oficjalnie, ma poparcie zarządu, ale w mediach aktywni są jego podopieczni i bliskie im osoby. Chorwata publicznie krytykowała nawet żona Thomasa Müllera.
Po ostatnim meczu ligowym z Herthą swoje niezadowolenie z braku szans do gry wyraził Rafinha.
- Wykonuję swoją pracę i trenuję, ale trener na mnie nie stawia. Nie wiem, czemu. Nie sprawiałem problemów. Oczywiście, jestem zawiedziony. Tutaj, w Bayernie, grałem u Guardioli, Ancelottiego i Heynckesa.
Zamiast skupić się na wywalczeniu miejsca w składzie podczas sesji treningowych, piłkarze wolą publicznie wylewać swoje żale. To nie jest coś, co chciałbym oglądać. Na występy zapracowuje się zaangażowaniem, a nie protestami w mediach społecznościowych czy mediach.
Futbol zmierza w podobną stronę, co nasze społeczeństwo. Coraz większe znaczenie ma szum medialny i przekonanie o własnej wartości, a zapomina się o tym, co jest najważniejsze – zawsze można samemu stać się lepszym.
Jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu dla piłkarzy było to oczywiste. Teraz jednak zamiast skupić się na poprawie wolą znaleźć inny sposób na poprawienie swojej sytuacji. Mogą na przykład zadbać o wyrzucenie trenera.
Co jest łatwiejsze? Odstrzelenie kilkunastu piłkarzy czy wyrzucenie gościa, który odpowiada za ich wyniki? Odpowiedź jest chyba oczywista. Dlatego można z dużą dozą pewności stwierdzić, że coraz częściej będziemy oglądać szkoleniowców, którzy wylatują z pracy przez protest czy też jawny sabotaż swoich podopiecznych.
Kacper Klasiński