Chrześcijanin, który uwielbia Roberta Lewandowskiego. Wielki amerykański talent ostatnią desku ratunku Schalke

Chrześcijanin, który uwielbia Roberta Lewandowskiego. Wielki amerykański talent ostatnią desku ratunku Schalke
CHINE NOUVELLE/SIPA/PressFocus
Wydaje się, że tylko cud uratuje Schalke przed spadkiem do 2. Bundesligi. Czy będzie miał barwy amerykańskie? Niewykluczone. 19-letni Matthew Hoppe może okazać się kluczem do dokonania niemożliwego. Zdolny napastnik, prywatnie ogromny fan Roberta Lewandowskiego, udowadnia, że warto na niego stawiać. Nawet po ratunkowym przybyciu Klaasa-Jana Huntelaara.
Pogrążona w głębokim kryzysie sportowym drużyna Schalke z dnia na dzień szuka argumentów, żeby odzyskać renomę w Niemczech. Pierwszym krokiem byłoby wygrzebanie się ze strefy spadkowej i pozostanie w elicie. Wielką nadzieję załodze piłkarskiego okrętu, który osiadł na mieliźnie, daje Matthew Hoppe. Nastolatek wzorujący się na stylu “Lewym” to szczęśliwy los na loterii ekipy z Zagłębia Ruhry. Tonący brzytwy się chwyta? Być może, ale owa brzytwa jest ostrzejsza niż ta, którą swoje ofiary załatwiał Sweeney Todd - demoniczny golibroda z Fleet Street.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kapitanowie Ameryka

Amerykańska kolonia w Europie od kilku lat przeżywa systematyczny rozkwit. Na mapie futbolowego świata coraz częściej eksplodują niesamowite talenty, jak chociażby Christian Pulisic (Chelsea), Weston McKennie (Juventus), Giovanni Reyna (Borussia Dortmund), DeAndre Yedlin (Newcastle), czy Timothy Weah (Lille). W ciągu ostatnich tygodni do tego zacnego towarzystwa przebojem wdarł się Matthew Hoppe, który za żadne skarby nie zamierza wtopić się w ponure tło obrazu gry zespołu „Die Knappen”. I choć napastnik Schalke w pojedynkę ślamazarnego wozu z węglem nie pociągnie, to z każdym kolejnym meczem pokazuje, że warto na niego stawiać w ciemno.
Hoppe to na dziś istotne ogniwo w kontekście walki o miejsce gwarantujące „Czeladnikom” utrzymanie w Bundeslidze. Trener drużyny z Gelsenkirchen, Christian Gross, przynajmniej przy obsadzie tej pozycji może zachować spokój, ponieważ wreszcie znalazł snajpera ze strzeleckim instynktem wyrafinowanego mordercy, który jeszcze w pakiecie usług dorzuca młodzieńczą fantazję. Oczywiście, Amerykanin to tylko doraźny środek na ból głowy szwajcarskiego szkoleniowca, ale jakże skuteczny przy tuszowaniu fajtłapowatości Schalke. Dorzucając do tego Klaasa-Jana Huntelaara, akurat o obsadę ataku na finiszu Bundesligi w Gelsenkirchen nie mają co się martwić.

Wartości rodzinne

Kim jest Matthew Hoppe? Dorastał w rodzinie o silnie zakorzenionych wartościach chrześcijańskich. Rodzice Hoppe’a, Tom i Anna, zaszczepili w chłopcu otwartość na pomoc bliźnim, otaczając go bezwarunkową miłością. To właśnie ojciec jako pierwszy zauważył, że malec z olbrzymim zaciekawieniem ogląda mecze MLS za pośrednictwem transmisji telewizyjnych. Postanowił włączyć go zatem do programu założonej w 2007 roku U.S. Soccer Development Academy, zrzeszającego młodzież o dobrze rokującym potencjale piłkarskim.
Gdy Matt skończył czternaście lat, rozpoczął juniorską karierę w zespole Strikers FC, a już dwa lata później został zawodnikiem amerykańskiej filii prestiżowej akademii Barcelony z siedzibą w Arizonie. Podczas pobytu w elitarnej szkółce Hoppe wyróżniał się na tle swoich rówieśników. Strzelał gole na potęgę. Brylował w turniejach organizowanych na terenie USA, a jego nazwisko prędko znalazło się w notesach skautów ze Starego Kontynentu.
- W dywizji Południowo-Zachodniej rywalizowaliśmy z Los Angeles Galaxy oraz Real Salt Lake, czyli dwoma najlepszymi akademiami w kraju. Udało nam się wygrać tę dywizję. Przez całe rozgrywki byliśmy niesamowicie konsekwentni i zachowaliśmy koncentrację godną mistrzów. Natomiast Matthew Hoppe to najlepszy strzelec w USA. Udowodnił, że jest napastnikiem z absolutnego topu - takimi słowami komplementował wówczas Hoppe’a dyrektor szkółki Barcelony w Arizonie, Sean McCafferty.
Tata kibicował własnemu synowi, ale również zdawał sobie sprawę z tego, że już niebawem upomną się o niego europejskie kluby. Najlepszym kierunkiem na porządny start ku podbojowi futbolowego świata wydawała się Bundesliga. 1 lipca 2019 roku Hoppe związał się umową z Schalke, gdzie początkowo występował w młodzieżówce, a potem w drużynie rezerw na czwartym poziomie rozgrywkowym. Seniorski debiut Amerykanina nadszedł stosunkowo szybko, aczkolwiek w Regionalliga West niespecjalnie zachwycał dorobkiem bramkowym (16 meczów i zaledwie jeden gol).

Pogromca „Wieśniaków”

Po zatrudnieniu na stanowisku szkoleniowca Schalke w grudniu, Christian Gross zaczął testować różne warianty, które miały stanowić ostatnią deskę ratunku dla siedmiokrotnych mistrzów Niemiec. Wreszcie podjął decyzję o tym, by Hoppe faktycznie wypłynął na szerokie wody, jednak chyba nawet on nie oczekiwał cudów po podopiecznym. Tym bardziej, że Schalke nie odniosło wtedy zwycięstwa w rozgrywkach ligowych od prawie roku, a ściślej od trzydziestu potyczek. Gdyby wygrany pojedynek przeciwko Hoffenheim zakończył się fiaskiem, to ekipa z Zagłębia Ruhry wyrównałaby niechlubny rekord Tasmanii Berlin z sezonu 1965/66.
Na szczęście podopiecznych Grossa fatalną serię Schalke przerwał amerykański napastnik, kompletując hat-tricka. 9 stycznia drużyna z zachodnich Niemiec pokonała „Wieśniaków” 4:0. 19-latek najpierw popisał się zimną krwią w sytuacji sam na sam z bramkarzem, podcinając piłkę. Przy następnym trafieniu minął golkipera, umieszczając futbolówkę w siatce ze stoickim spokojem. Dzieła zniszczenia dokonał niczym doświadczony, rasowy napastnik. Estrada należała do jednego aktora.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. Jestem bardzo podekscytowany. Cieszę się, że drużyna zwyciężyła i że mogłem się do tego przyczynić. Takie triumfy dodają pewności siebie, umacniają wiarę w sukces. Miejmy nadzieję, że uda nam się utrzymać formę w nadchodzących meczach oraz zdobyć maksymalną liczbę punktów, żeby opuścić ostatnią lokatę w tabeli Bundesligi - mówił w pomeczowym wywiadzie Hoppe.
Życzenie nastolatka nie spełniło się, bowiem Schalke poniosło porażki z Eintrachtem i Koeln, ale on nie może mieć sobie nic do zarzucenia. W obu spotkaniach wpisał się na listę strzelców, wyłącznie potwierdzając, że trzy gole z Hoffenheim nie były dziełem przypadku. W klubie z Veltins-Arena nastroje są - delikatnie rzecz ujmując - żałobne. Matthew to na pewno światełko w tunelu, ale tutaj potrzeba wyrazistego blasku latarni morskiej, który wytyczyłby właściwy szlak zasłużonemu niemieckiemu klubowi.

Być jak Lewandowski

Każdy sympatyk futbolu ma własnych piłkarskich idoli, z którymi się identyfikuje. Dla jednych to Cristiano Ronaldo, dla innych Leo Messi czy Zlatan Ibrahimović. Kilka lat temu Matthew Hoppe’a charakterystyką porównywano do Harry’ego Kane’a, lecz to nie napastnik Tottenhamu jest autorytetem Amerykanina. Wychowanek akademii Barcelony jako wzór do naśladowania bez najmniejszego zawahania wskazuje Roberta Lewandowskiego.
- Czasami podpatruję Harry’ego Kane’a i błyskawiczny rozwój piłkarski Erlinga Haalanda, jednak odkąd zamieszkałem w Niemczech, moim bohaterem jest Robert Lewandowski. Wiem, że przede mną jeszcze bardzo długa droga, bym mógł osiągnąć ten sam poziom, co Polak. Na pewno mamy podobne warunki fizyczne, ale wciąż chłonę ruchy „Lewego” i jego boiskowy spryt w obrębie pola karnego oponentów. Lewandowski to fantastyczny zawodnik - kwituje swój podziw dla kapitana reprezentacji Polski napastnik Schalke.
W minioną niedzielę Hoppe po raz pierwszy otrzymał szansę zmierzenia się oko w oko ze swoim ulubionym zawodnikiem, jednak - jak przewidywaliśmy - był cieniem dla znacznie bardziej utytułowanego napastnika Bayernu. Zresztą, jak cała ekipa z Gelsenkirchen. 19-latek to właściwie jedyny powód do radości podczas słabiutkiego sezonu, jaki rozgrywa Schalke. Czy tam jeszcze coś ruszy w pozytywnym kierunku? Póki co, tylko Amerykanin wyłamuje się ze schematów. Koniec końców, nadzieja umiera ostatnia.

Przeczytaj również