Cichy bohater El Clasico. W dwóch elementach był niesamowity. "Popisowe zawody"

4:3 i niezwykłe widowisko - choć niedzielne El Clasico było otwartym meczem, nie zabrakło w nim taktyki. Warto zwrócić szczególną uwagę na jednego z gwiazdorów Barcelony, cichego bohatera tego spotkania.
Nikt już nie mógł być zaskoczony przebiegiem kolejnego w tym sezonie El Clasico. FC Barcelona Hansiego Flicka jest w stanie narzucić swoje warunki w każdym spotkaniu, a to bardzo często prowadzi do niesłychanych emocji, mnóstwa bramek i wydarzeń tak wielu, że można by było podzielić je na wszystkie mecze danej kolejki ligi hiszpańskiej.
Również pod względem taktycznym spotkania Barcelony dzielą się na wiele fragmentów, które nierzadko są tylko ledwo ze sobą powiązane. Ta okoliczność sprawia, że duże znaczenie w rywalizacji z klubem z Katalonii mają tak zwane momenty sprzyjające. Te lepiej wykorzystał Inter w półfinale Ligi Mistrzów, jednak nie udało się to Realowi, który w “Klasyku” przegrał po raz czwarty z rzędu.
Futbol otwarty w czystej postaci? Trochę tak, a trochę nie. Barcelonę Flicka również można wyróżnić za dyscyplinę taktyczną w fazach obronnych. Nie jest to jedynie tak zwany wesoły futbol, oparty na improwizacji zawodników. W niedzielnym meczu gospodarze rozpoczęli bowiem od wysokiego i dobrze skoordynowanego pressingu.
Lamine Yamal i Raphinha tradycyjnie pozycjonowali się wąsko, próbując kontrolować zarówno środkowego, jak i bocznego obrońcę. Środkowy napastnik, Ferran Torres, odcinał linię podania do najbardziej cofniętego pomocnika gości.
Real nie był zresztą zainteresowany budowaniem akcji krótkimi podaniami i nieco staromodnie wyznaczył pomocnika, Federico Valverde, do dalekiego wyprowadzenia piłki z “piątki”. Lukę po Urugwajczyku w środku pola uzupełniał Aurelien Tchouameni, zasadniczo środkowy obrońca. Boczni obrońcy ustawiali się dość wąsko, co było na rękę równie wąsko ustawionym skrzydłowym Barcelony. Niemniej, wobec faktu, że piłka po rozegraniu z “piątki” lądowała zazwyczaj pod polem karnym Szczęsnego, nie miało to dużego znaczenia w otwarciu gry.
Jednak dzięki temu, że Yamal i Raphinha byli w stanie kontrolować zarówno bocznych, jak i środkowych obrońców przeciwnika (właściwie Real sam wyłączał z rozegrania jednego zawodnika), w łatwiejszym położeniu znajdowali się Eric Garcia i Gerard Martin, boczni obrońcy Barcelony, którzy nie musieli wychodzić wysoko w pressingu. Mogli zostawać z tyłu i tam walczyć o przechwyt wysokiej piłki od Valverde, tworząc przewagę liczebną. Zazwyczaj Barcelona pressuje w proporcji 6-4 bądź 5-5, w El Clasico jednak nie musiała tego robić.
Drużyna Flicka kontynuowała pressing przez całe 90 minut, co musi budzić pewien podziw, tym bardziej, że od przeszło miesiąca gra niezmiennie co trzy dni. Najbardziej wymierny efekt osiągnął jednak Raphinha nieco spontanicznie, kiedy sam nacisnął na Lucasa Vazqueza, a następnie strzelił bramkę na 4:2.
Obrazek Barcelony w posiadaniu piłki i Realu w obronie niskiej bądź średniej to najczęstszy obrazek meczu, co nie jest szczególnie zaskakujące. Gospodarze budowali atak pozycyjny w tradycyjnym dla Flicka 4-2-3-1.
Pedri i Frenkie de Jong tworzyli dwuosobową linię pivotów i dyrygowali rozegraniem piłki, zaś wśród czterech najbardziej wysuniętych zawodników dominowała wymienność pozycji, być może większa niż innych spotkaniach pod wodzą niemieckiego trenera. Ten sposób gry jest pewnym zerwaniem z poprzednimi wielkimi ekipami Barcelony, dla których naturalną formacją było 4-3-3, z indywidualnym pivotem i jednym pomocnikiem ustawionym niżej niż Dani Olmo. To sprawia, że obecna Barcelona jest bardziej bezpośrednia i szybciej przechodzi pod bramkę przeciwnika, ale w zamian nie kontroluje tak dobrze meczów.
Szybki gol zazwyczaj nie jest przyjemnym zdarzeniem dla analityka, bowiem zabiera możliwość przyjrzenia się podstawowym założeniom trenerów na mecz. Mbappe wykorzystał rzut karny już w piątej minucie, potem szybko trafił na 2:0. Choć dla Barcelony 0:2 to ostatnio niemal 0:0, nie wiadomo, jak wyglądałoby to spotkanie, gdyby bezbramkowy utrzymywał się przez dłuższy czas. Czy Real Madryt również zamierzałby bronić tak nisko przez całą pierwszą połowę? Za linią piłki, którą na powyższym obrazku posiada Pedri, znajdują się bowiem wszyscy piłkarze Carlo Ancelottiego.
Real, podobnie jak Barcelona, swoje rzadkie ataki pozycyjne wyprowadzał w ustawieniu 4-2-3-1. Rola Jude’a Bellinghama, a zwłaszcza Ardy Gulera była jednak specyficzna, ponieważ nie byli oni przywiązani do jednego miejsca na boisku. Ten brak organizacji w ataku można jeszcze wybaczyć. Tym bardziej, że “Królewscy” być może najlepiej na świecie potrafią koncentrować się na małym obszarze w jakiejś części boiska i stamtąd tworzyć zagrożenie. Relacje zamiast struktury.
Brak organizacji w obronie wybaczyć jednak trudno. Real na obrazku ustawiony jest zbyt płasko. Daje się zepchnąć tak nisko, że musi złożyć ostatnią linię z sześciu zawodników, z czego czterech środkowych depcze sobie po piętach. Vinicius Jr. i Dani Ceballos są bierni w podejściu do Pedriego i dają mu z łatwością wkroczyć do ogromnej przestrzeni między liniami. Tu nie ma nie tylko struktury, ale też relacji.
Tak jak wcześniej, ceną jaką Barcelona płaci za większą liczbę zawodników w trzeciej tercji i bardziej wertykalną grę, jest mniejsza kontrola w środku pola. W akcji, po której Real trafił na 2:0, Yamal stracił piłkę w środkowej części boiska (trzeba dodać, że prawdopodobnie był faulowany, ale z taktycznego punktu widzenia nie jest to istotne). W tej sytuacji przed Hiszpanem ustawionych było już czterech zawodników, z bocznym obrońcą włącznie, jednak praktycznie nikt nie znajdował się tuż obok niego. Owszem, powiększyło to Barcelonie opcje, co w wielu przypadkach miałoby dobry skutek. Jednak w tej efekt był przeciwny - pojawiła się dziura w środku pola.
Piłkarze Realu po odbiorze mogli spokojnie utrzymać piłkę i szybko przetransportować ją do Viniciusa. Duża przestrzeń w środku pola w połączeniu z wysoką linią obrony to przepis na udany kontratak przeciwnika. Cubarsi tym razem nie przypilnował linii spalonego, a Mbappe został wyprowadzony na czystą pozycję. Goście w ten sposób wykorzystali jedną z głównych słabości Barcelony. Mimo największych starań i najlepszych pułapek ofsajdowych, takie sytuacje będą zdarzać się zawsze.
O ile w pierwszej połowie, gdy drużyna przegrywa, podjęcie takiego ryzyka wydaje się uzasadnione, zwłaszcza mając zawodnika potrafiącego wszystko w grze ofensywnej, o tyle trochę niezrozumiałe może być to, że Flick narzuca podejmowanie ryzyka zawsze, niezależnie od wyniku. W konsekwencji Barcelona - oprócz tego, że często odwraca losy meczów - również co jakiś czas traci ważne bramki w końcówkach, tak jak w dwóch meczach przeciwko Atletico czy właśnie z Interem.
Real już na samym początku drugiej połowy był w stanie skorzystać z ryzyka podejmowanego przez prowadzącą 4:2 Barcelonę, osiągając przewagę liczebną 4 vs 3 w kontrataku. Znajdujący się przy piłce Brahim Diaz miał trzy dobre opcje na podanie. Jest to nic innego, jak nadmierne prowokowanie momentów sprzyjających przeciwnika. Goście nie grali dobrego spotkania, jednak Barcelona, dając im w niektórych sytuacjach tak dużo przestrzeni zarówno między liniami, jak i za linią obrony, umożliwiała tworzenie szans, których w innych warunkach mogliby nie tworzyć. Tak padł też gol na 4:3.
Po El Clasico w finale Pucharu Króla Lamine Yamal powiedział, że Barcelonie można strzelić dowolnie dużą liczbę goli - ona i tak strzeli więcej. Tym razem zasugerował jednak, że konieczna jest poprawa gry w obronie. I trudno nie przyznać mu racji. Na pewno ma w pamięci to, co stało się w Mediolanie i być może wie, że dopóki problem zbyt łatwego tracenia goli nie zostanie wyeliminowany, Barcelona nie zdobędzie wyczekiwanej od ponad dziesięciu lat Ligi Mistrzów.
A co było specyficznego dla niedzielnego El Clasico? Madrycka Marca donosiła przed meczem, że lewy obrońca Realu, Fran Garcia, spędził cały tydzień na analizowaniu ruchów Yamala i wspólnie ze sztabem doszedł do wniosku, że gwiazdor Barcelony lubi otrzymywać podania do nogi, zatem kluczowe w destrukcji będzie odcinanie linii właśnie tego typu podań.
Okazało się, że powstrzymanie Yamala to nie taka prosta sprawa, bo jest w on w stanie wykonywać na boisku wszystko. Również urwać się obrońcy i pobiec do piłki prostopadłej, wbrew pierwotnym założeniom Frana. 65 kontaktów z piłką, siedem strzałów, trzy kluczowe podania i cztery dryblingi. Zaledwie cztery dryblingi, bo mniej niż zwykle. Do tego gol i efektowne podania zewnętrzną częścią stopy. Był to być może kolejny krok w kierunku Złotej Piłki dla wciąż niepełnoletniego zawodnika.
Niektórzy mogą mówić, że to właśnie Yamal zaprezentował się najlepiej. Liga hiszpańska statuetkę piłkarza meczu przyznała Raphinhi, który z kolei powiedział, że najbardziej podobała mu się gra Pedriego. Cichy bohater spotkania to jednak Ferran Torres, który zaliczył trzy asysty.
Wychowanek Valencii zagrał popisowe zawody w grze na ścianę i tyłem do bramki. Podobnie jak na obrazku, gdzie wygrał pojedynek z Tchouamenim i zgrał do Raphinhi, zachował się jeszcze choćby w 52., 58. i 61. minucie. Dzięki Ferranowi Barcelona mogła grać długą piłkę, a Yamal, Raphinha, Olmo i później Fermin Lopez zyskiwali dzięki temu więcej przestrzeni między liniami. Trzy asysty to jedynie miły dodatek. Jedna z nich zresztą miała miejsce po rzucie rożnym i zastosowaniu ciekawej koncepcji jego rozegrania.
Barcelona w początkowym fragmencie meczu, gdy goniła wynik, miała bardzo dużo rzutów rożnych i innych stałych fragmentów gry. Podczas rzutu rożnego z obrazka mogło się wydawać, że z uwagi na liczebność Real ma przewagę i spokojnie poradzi sobie dośrodkowaniem. Było siedmiu na czterech, a z Courtois liczba “Królewskich” w kluczowej strefie pola karnego była nawet dwukrotnie większa.
Warto jednak zwrócić uwagę na niemal liniowe rozmieszczenie piłkarzy Barcelony, którzy do tego wbiegali w niezłym tempie. Olmo dobrze dośrodkował na krótki słupek, gdzie skoncentrowali się zawodnicy Realu, Ferran zgrał piłkę, a niepilnowany pomiędzy Tchouamenim i Asencio znalazł się Eric Garcia. A zatem bardzo prosta metoda: skupienie rywala na bliższym słupku i stworzenie w ten sposób przestrzeni na wprost do bramki.
Gdzie jeszcze, poza sposobem na Yamala, Real szukał dodatkowych możliwości w grze obronnej? Wydaje się, że zaczerpnął od Interu strategię intensywnego pressingu na Martinie, lewym obrońcy Barcelony. Nie jest to najbardziej doświadczony gracz, na najwyższym poziomie rozgrywkowym występuje dopiero od tego sezonu, a ponadto nie wychowywał się w La Masii, tylko w innych akademiach katalońskich.
I choć Martin pod presją zachowywał się chaotycznie i raczej nie pomagał Barcelonie, zawodnicy Realu nie odnieśli z jego powodu żadnych korzyści. Trzeba powiedzieć, że pojedyncze plany wymierzone w konkretnych zawodników nie zadziałają, jeśli drużyna nie zachowuje się dobrze w ogóle i we wszystkich fragmentach meczu. Real Madryt był daleki od tego w całym sezonie.
Wielkie indywidualności nie zagrają na miarę swojego potencjału, jeśli nie będą dobrze rozmieszczone na boisku i poinstruowane. Tę prawdę musi również uwzględnić Barcelona, gdy będzie próbowała poprawić dziurawą obronę w przyszłym sezonie.