Co broni Michała Probierza i dlaczego warto mu dać czas? "Metodą małych kroków musimy to odbudować"
Michał Probierz 20 września 2023 roku został oficjalnie selekcjonerem reprezentacji Polski. Nie udała się jego pierwsza misja, która miała na celu uratowanie bezpośredniego awansu na mistrzostwa Europy w Niemczech. Miał na to trzy mecze, ale czy to oznacza, że trenera i jego projekt należy skreślać? Nie, ale też nie dlatego, że gorzej już być nie może, bo na dzisiaj nie jedziemy na EURO 2024. Chcemy wziąć trenera w obronę, ale też wytknąć kilka rzeczy do natychmiastowej poprawy.
Nie każdy do kadry będzie miał takie wejście jak Czesław Michniewicz, który słynął z tego, że jest zadaniowcem i mając tak naprawdę jedno zgrupowanie musiał zagrać o być, albo nie być. I trzeba przyznać, że tamten ciężar uniósł i reprezentacja zasłużenie awansowała na mistrzostwa Świata w Katarze.
Nie minęły jednak nawet dwa lata od tamtego momentu, a my w tym czasie mamy już trzeciego trenera. A licząc dwa ostatnie cykle eliminacyjne, to nawet czwartego, bo przecież el. do Kataru zaczynał jeszcze Paulo Sousa. Trzeba powiedzieć wprost - tak nie da się niczego zbudować, choć tylko Santos odszedł z powodów sportowych. Często się mówi, że w kadrze nie ma czego budować, bo wynik musi być na tu i teraz, ale jednak wypadałoby przez ten czas konkretyzować swój pomysł wokół kadry, poszukać szkieletu, mieć pewne fundamenty, a nie miotać się od ściany do ściany.
To oczywiście nie jest wina Michała Probierza, że Matty Cash w kadrze zagrał 14 spotkań dla czterech selekcjonerów. To raczej plus dla 51-letniego trenera, bo przecież sam powtarza, że jeśli byłoby tak dobrze, to on dzisiaj przygotowywałby się do meczów młodzieżówki z Izraelem i Niemcami, a nie pełnił funkcję ratunkowego w pierwszej reprezentacji.
Co broni Michała Probierza?
Prawda o naszej kadrze jest taka, że jest ona w najgorszym momencie od 10 lat. Aż tak źle, jak jest teraz, nie było od jesieni 2013 i zwolnienia Waldemara Fornalika. Potem zaczął się okres najlepszy dla nas w XXI wieku, czyli kadencja Adama Nawałki. Były dwa mundiale, było też przegrane EURO z Sousą, ale przynajmniej w tej elicie byliśmy. Przecież równo rok temu byliśmy - w teorii - jedną z najlepszych szesnastu ekip na świecie, awansując do 1/8 finału MŚ. Pal licho, jak do tego doszło. Obiektywnie w tej szesnastce byliśmy. I co się przez ten rok stało, że nie potrafimy wyjść z najłatwiejszej grupy w XXI wieku na turniej, gdzie jedzie pół Europy? I tak naprawdę gdyby nie Liga Narodów, to dzisiaj już powinniśmy rozmawiać o stanie polskiego szkolenia i dlaczego na to EURO nie jedziemy. A tak jeszcze mamy szansę i to może być ostatnia deska ratunku, żeby uratować ten okres i kontynuować serię obecności na wielkich turniejach.
I to właśnie broni Michała Probierza, bo wszedł w bardzo trudnym momencie. On sam niepotrzebnie mówi o "dobrym meczu z Czechami", choć do tego jeszcze przejdziemy. Problemem jest to, że nasza kadra w ostatnim roku zawaliła wszystko, co się da i może dlatego ten mecz był odebrany wewnątrz jako lepszy od poprzednich.
Wizerunek reprezentacji był zły, nie tylko przez popisy boiskowe, bo i dochodziły kwestie sławnej już premii, ale teraz źle jest przede wszystkim na boisku, a kadra znowu stała się memem, z której ludzie się śmieją, a nie ją doceniają. Wyglądamy jak zbiór przypadkowych ludzi, którzy nagle mają grać w piłkę, a nie wyglądają, jakby robili to zawodowo i grali (przynajmniej część) w nawet niezłych europejskich klubach.
Nikt mi nie wmówi, że nie da się z tego ulepić sensownej drużyny, która awansuje na EURO 2024 z tak słabej grupy. Po fatalnej kadencji Fernando Santosa, któremu się nic nie chciało i wydawało mu się, że na nos jest w stanie pojechać na Euro, to jednak okazało się, że dzisiaj trzeba poświęcić trochę więcej czasu na analizę rywali, ale też i swojej drużyny, żeby chociaż wiedzieć, kto jest prawym obrońcą, a kto nie.
Dzisiaj Probierz musi podnieść tę kadrę ze zgliszcz. Teraz będzie miał przed sobą baraże, chociaż już mógł ich uniknąć, bo "wystarczyło" pokonać u siebie Mołdawię i Czechów, a przecież dwie wygrane dałyby nam bezpośredni awans.
Michał Probierz nawet nie zaczyna od zera, bo na starcie jest przegranym. Jednak to nie on przegrał te eliminacje, ale z drugiej strony to on teraz jest jedną z twarzy tej kadry. Zbudował ciekawy sztab, mimo że już na starcie dwóch odstrzelił. Mam na myśli trenerów przygotowania fizycznego - Remiguisza Rzepkę i Andrzeja Kasprzaka. I dobrze, bo czasami trzeba umieć się wycofać z błędnych decyzji już na początku.
W trzech meczach sprawdził 23 zawodników. Dużo. Sztab jeździ po całej Europie, ogląda każdego piłkarza więcej i częściej niż każdy polski dziennikarz czy kibic. Ma stosowną wiedzę na temat tego, kto może mu pomóc, a kto nie. To plus, chociaż to powinien być obowiązek. Cały czas szuka i sprawdza, a że musi naprawiać ten przysłowiowy samochód w trakcie jazdy? No trudno, taka robota. Na szczęście dla niego ma teraz mecz z Łotwą i w teorii, powtarzam, w teorii, baraże, z których da się wyjść.
W niedzielę wrzuciłem tweeta z grafiką, jakich rywali możemy mieć w barażach. Okej, ktoś powie, że ostatni raz dwa mecze z rzędu wygraliśmy jesienią 2021 roku za kadencji Paulo Sousy (Andora i Albania), ale nikt mi nie wmówi, że ta kadra nie ma potencjału na pokonanie w pierwszym kroku Estonii, a potem powalczenia na tle Finlandii, Islandii, Walii czy Ukrainy. Potencjał jest, nie ma drużyny i ją szybko musi stworzyć Michał Probierz.
Kadra dzisiaj ma najgorszy odbiór od 2013 roku. Poprzeczka nawet nie wisi. Ona leży na ziemi. Wracając do tego Tweeta. Szereg negatywnych komentarzy był przerażający. Jest absolutny brak wiary, ale nie w trenera, a głównie w piłkarzy.
Kilka komentarzy:
"Myślę, że w marcu wszyscy będziemy kibicować rywalom Polaków. Bo ta banda na nic nie zasługuje"
"Estonię rzutem na taśmę pykniemy, ale Walię czy Ukrainę to my możemy pokonać, ale to co najwyżej w FIFIE. Na ten moment. Zobaczymy, jak to się odzwierciedli na wiosnę"
"No właśnie w razie awansu nie mamy po co tam jechać z tą banda. Już wole młodzieżówkę obejrzeć"
"Ale po co jechać na ten turniej ? Tylko żeby zagrać standardowe 3 mecze i do domu?"
"My nawet z Estonią nie wygramy, to o czym mowa"
"Walia nas robi na luzie w tym momencie. Do marca może co prawda się dużo wydarzyć, ale my po prostu nie zasługujemy, żeby pojechać na Euro"
"Vassiljev ich zniszczy"
To tylko kilka wybranych komentarzy. Właściwie na miejscu selekcjonera pokazałbym to wszystko piłkarzom, żeby zobrazować, gdzie jest dzisiaj ta reprezentacja, ale też, żeby ci chłopacy udowodnili, że ten projekt ma sens.
Prawda jest taka, że jeśli nasza reprezentacja nie pojedzie na przyszłoroczny turniej, to w pewien sposób będzie to porażka Michała Probierza, ale zdecydowanie bardziej będzie to klęska obecnego obozu władzy na czele z Cezarym Kuleszą. To przekreśli jego szanse na reelekcję. Stanie się kandydatem niewybieralnym, nawet przez tzw. teren, bo presja medialna i społeczna będzie tak duża po tak fatalnych czterech latach okraszona brakiem gry na EURO 2024, że nie będzie żadnego punktu zaczepienia. Dlatego dzisiaj jesteśmy "skazani" na Probierza i warto dać mu zaufanie. Bo dzięki Kuleszy... innego wyboru już nie ma.
Jednak cały czas ta kadra ma szansę i dla Michała Probierza marcowe mecze to trenerskie wydarzenie życia. Szkoleniowiec może niepotrzebnie wraz z zawodnikami mówi o tym, że mecz z Czechami był "dobry" i że była "płynność w grze". Jednak też rozumiemy trenera, który został rozbity zespół i stara się jakkolwiek podnieść i dać życie temu, co zostało. A coś tam się udało.
Czy mecz z Czechami był nawet... niezły?
Wróćmy do meczu z Czechami. I odwołamy się tu do celów gry w piłkę nożną, patrząc z punktu szkoleniowego. Oczywiście głównym celem w piłce nożnej jest zdobycie bramki. Z tym mamy problem, bo nie stwarzamy zbyt wielu sytuacji, a jak stworzymy - jak z Mołdawią - to ich nie wykorzystujemy. Cele gry w atakowaniu są następujące: utrzymanie się przy piłce, zdobycie przestrzeni i właśnie stworzenie sytuacji bramkowych.
W meczu z Czechami mieliśmy większe posiadanie piłki (57 do 43), stworzyliśmy więcej sytuacji bramkowych od rywali (18 do 15) i szukaliśmy przestrzeni, zmieniając często strony gry. Dlatego pod tym kątem można powiedzieć, że ten mecz wyglądał nieźle, ale jednak na końcu zaplanowanych i przemyślanych akcji nie było za dużo. Staraliśmy się też więcej dryblować, a tego brakowało w poprzednich meczach. Mieliśmy więcej udanych dryblingów, niż Czesi samych prób dryblingów i to trzeba docenić, bo tym się stwarza przewagę i zdobywa przestrzeń. Staraliśmy się grać też więcej po ziemi, mniej było długich podań, co też jest małym promyczkiem nadziei, że naszym głównym pomysłem nie będzie "laga na Lewego".
Jeśli spojrzymy na cele gry w bronieniu, to mówimy o: odbiorze piłki, przerywaniu działań przeciwnika, utrudnienie w rozgrywaniu piłki rywali, opóźnianie działań przeciwnika i kierowanie przeciwnika w określone sektory boiska. I trzeba przyznać, że w tym meczu staraliśmy się to robić. Z mniejszym lub większym skutkiem, ale jednak trzeba oddać, że Michał Probierz próbuje podnieść tę kadrę ze zgliszcz. Graliśmy agresywniej, przynajmniej w pierwszej połowie.
Jasne, że ten mecz był analizowany też pod kątem całych eliminacji, ale jednak dało się dojrzeć kilka aspektów, bo odebraliśmy kilka piłek na połowie rywala. Udało nam się zdominować Czechów w powietrzu, bo wygraliśmy 69 proc. pojedynków i w ostatnim roku nie mieliśmy takich statystyk, jak w tym spotkaniu. Może dzięki temu nie przegraliśmy i to też trzeba docenić, że zdiagnozowano główne zagrożenie ze strony rywala. Jasne, od kadry wymagamy zwycięstw, ale to był problem w pierwszym meczu z Czechami i udało nam się ten problem rozwiązać.
Cały czas brakuje zgrania i składu. Jest problem z wejściem w pierwszą oraz drugą połowę. Probierzowi brakuje też szczęścia, bo na dzień dobry wypadł mu Lewandowski, a na mecz z Czechami Piotrek Zieliński. Trener sam też podjął kilka złych decyzji, jak np. na postawienie na Damiana Szymańskiego w tym meczu, który nie dał nic w defensywie, a jego gra do przodu właściwie nie istniała.
Zastanawiający jest brak od początku Sebastiana Szymańskiego, który pod nieobecność Zielińskiego mógł dostać taką prawdziwą szansę na "kierownicy". Tak samo możemy mieć zarzuty do samego zarządzania meczem, bo trener, wprowadzając Pedę, najpierw myślał o defensywie, a to już był moment, kiedy trzeba było postawić wszystko na jedną kartę. Tak samo powołanie trzech napastników przy chęci gry na dwójkę z przodu wydaje się niezrozumiałym posunięciem. Tego Probierz mógł uniknąć, ale teraz kwestia tego, aby właściwie wyciągać wnioski.
Dlatego w pełni zrozumiałe są komentarze, że obecnie jest bardzo źle i kolokwialnie mówiąc "jesteśmy dziadami", bo z Czechami (też bardzo słabymi i będącymi w kryzysie) mogliśmy przegrać, ale w tym momencie nie zostało nam nic, jak zaufać Michałowi Probierzowi i zacząć pierwsze rozliczenia po barażach. I tak będzie to mała próba, bo tylko sześciu spotkań, ale... no taki mamy klimat. Metodą małych kroków musimy odbudować to wszystko, co przez ostatni okres zaprzepaściliśmy. Trener będzie też mądrzejszy o selekcję wokół kilku zawodników. Czas działa na jego korzyść. No i plusem jest to, że Probierz chociaż jeszcze nie przegrał.
Nie ma co się cieszyć z progresu, bo na EURO 2024 nie awansowaliśmy, ale chcieliśmy pokazać, że może coś jeszcze z tego być. Bo co nam innego pozostało? Na początek Łotwa, z którą przydałoby się to wszystko jeszcze rozwinąć oraz strzelić kilka goli, co poprawi nastrój wokół kadry, ale i da (lekkiego) kopa do pracy nad budową drużyny, która miejmy nadzieję, że pojedzie do Niemiec.