Co się dzieje z Sonnym Kittelem? Ten artykuł wywołał burzę, Raków reaguje. "Trochę z tym przesadzamy"

Co się dzieje z Sonnym Kittelem? Ten artykuł wywołał burzę, Raków reaguje. "Trochę z tym przesadzamy"
Norbert Barczyk / Press Focus
Sonny Kittel jest ostatnio głośnym nazwiskiem w świecie polskiej piłki klubowej. Wszystko na skutek tekstu, który ukazał się na łamach niemieckiego “Bilda”. Zamieszanie zrobiło się na tyle duże, że wielu nie mogło się w tym połapać. Nawet... sam piłkarz.
W ubiegłym tygodniu “Bild” opublikował artykuł, w którym można przeczytać, że Kittel jest sfrustrowany swoją sytuacją w Rakowie Częstochowa. Według dziennika piłkarz oczekiwał, że będzie odgrywał większą rolę w zespole. W dodatku, wobec przebytych wcześniej kontuzji, trenerzy, którzy prowadzili go jeszcze w Niemczech, uwzględniali indywidualne potrzeby Sonnego. W Rakowie mają na nie zwracać na to większej uwagi i oczekiwać równej pracy, jak reszta drużyny. Pomocnikowi ma się nie podobać brak elastyczności w układaniu harmonogramu treningowego.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ile prawdy w tych doniesieniach? Dlaczego Kittel na razie nie spełnia pokładanych w nim nadziei? Wszak był jednym z największych hitów transferowych ostatniego lata w Ekstraklasie.

Trudna zmiana introwertyka

Aklimatyzacja Kittela w zespole nie należy do najszybszych w historii w piłki. Ostatnie miesiące to duża zmiana dla piłkarza i jego rodziny. Inna liga, ale przede wszystkim inne państwo. Co prawda, drugim krajem piłkarza jest Polska, a podstawowa znajomość języka na pewno ułatwia życie. Warto jednak pamiętać, że o Polsce słyszał głównie z opowieści bliskich lub lekcji geografii.
Kittel to introwertyczny człowiek. Nie bryluje w towarzystwie, nie jest typem żartownisia, nie śmieje się głośno. W podróżach z Rakowem na mecze wyjazdowe europejskich pucharów dało się zauważyć, że np. w oczekiwaniu na lot, nie stoi w kilkuosobowych grupkach, jak większość kolegów. Zamiast pogawędek z innymi zawodnikami, woli usunąć się gdzieś na ubocze, zazwyczaj ze słuchawkami na uszach i głową skierowaną w smartfona. Nigdy nie brałem tego jako coś niestosownego, czy alarmującego - ot, każdy ma swój charakter i należy to uszanować.
Po raz pierwszy spojrzałem na to w innym świetle, gdy 21 września, w dniu meczu z Atalantą Bergamo na światło dzienne wyszedł artykuł “Bilda”. Zacząłem zadawać sobie pytania - być może nic nie znaczące z pozoru obrazki, które spotykam w podróży z Rakowem po Europie, mają jakieś głębsze podłoże? Może Sonny nie tryska radością wśród kolegów i chowa się w cień, bo najzwyczajniej w świecie czuje się tu nieszczęśliwy?
By wyjaśnić sytuację, poprosiliśmy o głos Wojciecha Cygana, przewodniczącego Rady Nadzorczej Rakowa Częstochowa: - Czytam te doniesienia dotyczące przyszłości Sonnego w Rakowie. Gdyby rozpatrywać to w tak ciemnych barwach jak wieszczą niektórzy, to w naszym klubie przynajmniej kilku zawodników nie dograłoby choćby jednej rundy. Uważam, że trochę z tym przesadzamy. Gdyby jeszcze było tak, że to Sonny udzielił wywiadu to mógłbym zrozumieć takie zainteresowanie, ale tak nie było...
Z Częstochowy płyną zatem sygnały, że żadnego konfliktu nie ma. Wiemy, że Kittel miał już odbyć rozmowę z trenerem, Dawidem Szwargą. Piłkarz miał tłumaczyć, że nie maczał on palców przy publikacji tekstu w “Bildzie”. Kto w takim razie za tym stoi? Wszystko wskazuje na to, że agencja menadżerska, z którą rozstał się niedawno zawodnik.
- Mam wrażenie, że najbardziej tym szumem jesteśmy zaskoczeni my w klubie i sam Sonny. Czytam, że ma od nas odejść… Ja nic o tym nie wiem. Kibicuję mu i wierzę, że może wyjść w pierwszym składzie na któryś z najbliższych meczów. I może się tak zdarzyć, że strzeli gola. I co wtedy? Pewnie pojawią się głosy, że to dzięki artykułowi “Bilda” Sonny nagle zaczął lepiej grać... Naprawdę zalecam spokój w tym temacie - przekonuje Cygan.

Niespodziewanie trudna walka o skład

W taktyce Rakowa jest miejsce dla dwóch ofensywnych pomocników. Tak się składa, że to najsilniej obsadzona pozycja, a grać tam mogą Marcin Cebula, Władysław Koczerhin, John Yeboah, Bartosz Nowak, a także wspominany Kittel. Były zawodnik HSV, pomimo dużej konkurencji, wydawał się być mocnym kandydatem do regularnych występów w pierwszym składzie. Tak jednak nie jest. Od pierwszej minuty zagrał zaledwie trzykrotnie - za każdym razem w Ekstraklasie. W europejskich pucharach jest tylko wchodzącym rezerwowym.
Po statystyce rozegranych minut, widać, że niemiecki zawodnik wyraźnie ustępuje Koczerhinowi i Cebuli. Ponad dwa razy dłużej na boisku przebywał nawet Bartosz Nowak, który nieźle radzi sobie w Ekstraklasie, natomiast zawodzi w meczach na europejskim podwórku. Więcej boiskowego czasu gry zanotował też John Yeboah, który z powodu kontuzji pauzował przez siedem (!) spotkań. Panująca sytuacja dowodzi temu, że nie jest ważny status, jaki posiada zawodnik przychodzący do Rakowa. Gdyby było inaczej, Kittel miałby w tym sezonie na koncie 1000 minut, a nie 327.

Pora na wyrokowanie?

To prawda, że pierwsze tygodnie zawodnika w Rakowie są rozczarowujące, tym bardziej po tym jak wszedł “z drzwiami” do nowego zespołu. Pamiętamy przecież przepiękną i ważną bramkę z Karabachem. Ale czy można już teraz stawiać werdykt o niewypale transferowym? Wydaje się, że jest na to zdecydowanie za wcześnie.
Znakomity przykład to Ivi Lopez. Jego relacje z klubem z Częstochowy przez długi czas nie należały do dobrych. Po jakimś czasie Hiszpan jednak załapał o co chodzi i stał się kluczowym piłkarzem Rakowa. Podobnie może być z Kittelem, ale też nie musi. Zawodnik zdaje sobie sprawę ze swojej sytuacji i wie, że musi cierpliwie czekać na kolejne szanse, które należy maksymalnie wykorzystać.
Jak na razie, jedynym pozytywem, który wynika przyjścia pomocnika do “Medalików” jest to, że skutecznie wywarł on presję na innych zawodnikach na tej pozycji, jak Cebula, Koczerhin, czy Nowak. Wiedzą oni, że nie mogą spuszczać z tonu, bo w kolejce na swoje miejsce czeka kolejny. Odpowiedzi na pytanie o słuszności sprowadzenia Kittela powinniśmy szukać po trochu - tydzień po tygodniu, mecz po meczu. Jedno jest niemal pewne - jeśli uwolni w sobie sportową złość, jeszcze może nam wiele pokazać. Na większe wnioski przyjdzie czas po rundzie jesiennej.

Przeczytaj również