Co za przemiana gwiazdy Ekstraklasy! A miał odchodzić. Niespodzianka sezonu?
Półtora roku czekał Lech Poznań, aby najdroższy nabytek w historii klubu wreszcie “dojechał”. I było warto. Ali Gholizadeh pokazuje klasę - w dużej mierze dzięki niemu “Kolejorz” w walce o mistrzostwo ma wszystko w swoich nogach.
W lipcu 2023 r. Lech Poznań pobił rekord transferowy Ekstraklasy, ściągając Aliego Gholizadeha z belgijskiego Charleroi za 1,8 miliona euro. Irańczyk czekał na debiut ponad trzy i pół miesiąca. Na pierwszego gola - ponad rok. Już dwa razy miał odchodzić. Trudne początki w Polsce mogą jednak niedługo całkowicie odejść w zapomnienie. Skrzydłowy wszedł na bardzo wysoki poziom w kluczowym momencie sezonu i pomógł Lechowi wysunąć się na fotel lidera na samym finiszu walki o tytuł. Jeśli uda się zdobyć mistrzostwo, ten zakup bezdyskusyjnie się spłaci, choć łatwo było w niego zwątpić.
Mocny ruch Lecha
Gdy latem 2023 r. Lech ogłosił pozyskanie Gholizadeha, ten ruch musiał robić wrażenie. Do Polski przyjeżdżał 27-letni piłkarz, który zaledwie pół roku wcześniej wystąpił we wszystkich trzech meczach reprezentacji Iranu na Mistrzostwach Świata 2022 w Katarze, dwukrotnie zaczynając w podstawowym składzie. Zawodnik nie tak dawno prezentujący solidny poziom na murawach belgijskiej Jupiler League, a więc z naprawdę ciekawym CV. Co prawda, należy przyznać, że skrzydłowy miał też za sobą nieudane kilkumiesięczne wypożyczenie do tureckiej Kasimpasy, zaprzepaszczone przez kontuzję, po której wciąż dochodził do siebie. “Kolejorz” postanowił jednak zagrać grubo. Widząc wartościowego gracza, zaryzykował i sypnął groszem.
- Piotr Rutkowski sam zadecydował, że Lech kupi zawodnika kontuzjowanego - wspomina dziennikarz Meczyki.pl, Dawid Dobrasz.
Fakt, że Ali niewiele wcześniej przeszedł operację łąkotki, nie odstraszył klubu. Natomiast nowy nabytek w momencie dopięcia transakcji nie grał już od dwóch miesięcy i, jak się okazało, miał pauzować jeszcze niemal cztery. Mimo tego zapłacono za niego 1,8 miliona euro.
Rok bez gola i asysty
Początkowo można było sądzić, że ryzyko podjęte w stosunku do Gholizadeha się nie opłaciło. Podczas rehabilitacji ominął on pierwsze 13 kolejek sezonu, ale po ligowym debiucie przekonywał, że sprawy będą szły ku lepszemu.
- Z każdym dniem i treningiem czuję się coraz lepiej, już nie mogę się doczekać kolejnych występów. Długo na to czekałem [domowy debiut, 10 minut z ławki z Ruchem Chorzów w 14. kolejce - przyp. red.], ale warto było. Atmosfera stworzona przez kibiców zrobiła na mnie wielkie wrażenie i co najważniejsze, trzy punkty zostały w naszym domu - można przeczytać jego słowa na stronie internetowej Lecha.
Na “prawdziwego” Aliego Gholizadeha w Poznaniu musieli jednak jeszcze długo poczekać.
Irańczyk zagrał w pierwszym sezonie zaledwie 12-krotnie. Zakończył go przedwcześnie z powodu kolejnych kłopotów z łąkotką. Na murawie pokazywał tylko przebłyski wielkiej klasy, którą dostrzegł w nim Lech. Debiutancki sezon zakończył bez gola czy asysty - taki wynik u ofensywnego zawodnika jednej z najlepszych drużyn w kraju wygląda po prostu fatalnie. Podczas meczu ostatniej kolejki kibice z Poznania dali upust frustracji, wywieszając prześmiewczy transparent z napisem “GHOLIZADEH - REHASPORT MVP”, nawiązujący do jego problemów ze zdrowiem.
- Wyglądał przeciętnie, natomiast wiąże się to też z tym, jak prezentuje się cała drużyna. Jeżeli dostajesz regularnie szanse i wykorzystujesz jedną, drugą, trzecią, to wtedy rośniesz. To pewnie kwestia aklimatyzacji, poczucia miejsca, czasu, oczekiwań - opowiada nam komentator stacji CANAL+, Marcin Rosłoń.
Gholizadeh mógł opuścić Poznań z łatką wielkiego niewypału. Rok po przenosinach do Polski na poważnie pojawił się temat odejścia. Irański dziennikarz Hatam Shalizadeh donosił, że “Kolejorz” jest otwarty na sprzedaż w obliczu zainteresowania klubu z ojczyzny piłkarza - Esteghlal FC. Ali odrzucił jednak propozycję.
“Odejdę czy zostanę? Naprawdę nie wiem!”
Nowy sezon oznaczał nowe rozdanie i nowe nadzieje. Zatrudnienie nowego trenera, Nielsa Frederiksena, również sprawiło, że pod wieloma względami wystąpił efekt “czystej kartki”. Gholizadeh miał z kolei okazję wreszcie przepracować z drużyną okres przygotowawczy i wejść w kolejne rozgrywki na pełnych obrotach.
- O dziwo w klubie w niego nie zwątpiono. Po odejściu Filipa Marchwińskiego Ali miał odgrywać rolę podstawowej "dziesiątki". Trener Frederiksen miał jednak inny pomysł. Na pozycji ofensywnego pomocnika postawił na Afonso Sousę i okazało się to świetnym wyborem. Później? Na Patrika Walemarka i to też była bardzo dobra decyzja - wspomina Dobrasz. - W Aliego najbardziej wierzył wspomniany Rutkowski. Paradoksalnie... Lech miał dla niego czas, bo poprzedni sezon i tak stracił przez kontuzje i zatrudnienie Mariusza Rumaka.
Również w trakcie bieżących rozgrywek trzeba było wykazać się cierpliwością wobec Irańczyka, który zaczął w roli zmiennika. W pierwszych 12 kolejkach tylko raz wyszedł w podstawowym składzie, w międzyczasie grając też od pierwszej minuty w kompromitującej porażce z Resovią w Pucharze Polski. Wreszcie się jednak odblokował. Najpierw zaliczył premierową asystę w starciu z Zagłębiem Lubin, potem otworzył konto strzeleckie, ustalając wynik z Pogonią Szczecin na 2:0. Ali Gholizadeh powoli “dojeżdżał” na polskie boiska.
Do końca rundy jesiennej uzbierał jeszcze pięć meczów w pierwszej jedenastce. Dobrze spisał się m.in. w wygranym 5:2 domowym spotkaniu z Legią, gdzie miał bramkę i asystę. Ale zimą znowu pojawił się temat transferu.
- Esteghlal i Persepolis rozmawiają z Lechem Poznań, tak samo, jak latem. Negocjacje trwają, ale tylko Bóg wie, co się stanie. Odejdę czy zostanę? Naprawdę nie wiem! Nikt nie może przewidzieć przyszłości. Mam nadzieję, że cokolwiek się stanie, będzie dla mnie korzystne - cytował słowa piłkarza Hatam Shiralizadeh.
Ali został. I to, co się stało, było korzystne nie tylko dla niego, ale i dla Lecha.
“Efekt Aliego”
W ostatnich tygodniach najdroższy nabytek w historii Lecha (w międzyczasie wyrównany przez wykupionego z Feyenoordu Walemarka) nareszcie zaczął grać pierwsze skrzypce. Świetny technicznie, dostarczający liczby i, przede wszystkim, gotowy, żeby nazwać go boiskowym liderem. Plus, co istotne, piłkarzem dającym dużo nie tylko w ofensywie.
- To, co zwróciło moją szczególną uwagę, zwłaszcza w meczu z Motorem w Lublinie: w pierwszej połowie ten mecz, jeżeli chodzi o samego Lecha, wyglądał perfekcyjnie. W drugiej już pojawiły się schody, problemy, Motor złapał kontakt, Lech się bronił, miał też problemy zdrowotne niektórych kluczowych piłkarzy, m.in. Bartka Salamona, ale jeżeli chodzi o to spotkanie, to tutaj topowo wyglądał Ali Gholizadeh, nie tylko w ofensywie, ale przede wszystkim w grze obronnej. Świetnie uzupełniał prawą stronę, pomagał Rasmusowi Carstensenowi, był bardzo sumienny w tych zadaniach - wspomina Rosłoń.
- Przede wszystkim rzuca się w oczy, że potrafi zrobić różnicę na bardzo małej przestrzeni. Najbardziej imponuje jego balans ciała, drybling, umiejętność uderzenia spod kolana, a także dojrzałość boiskowa. Nie potrzebuje dużo miejsca, żeby oddać strzał, umie urwać się na jednym metrze. Patrzysz na Walemarka, Hakansa, Sousę i widzisz ich jakość, ale Gholizadeh potrafi szczególnie “dopieścić” piłkę. Walemark lubi uderzać podobnie, lecz w przypadku Irańczyka te strzały może i nie mają takiej siły, ale są bardziej precyzyjne. No i jest on niesamowicie skuteczny - nie potrzebuje wielu sytuacji, aby zrobić coś z niczego - ocenia czterokrotny reprezentant Polski Tomasz Kupisz, ekspert Ekstraklasa Raport na kanale Meczyki.
- Wiemy, że akurat w Lechu Poznań natężenie piłkarzy o wyjątkowych umiejętnościach technicznych, jak Hakans, Walemark, Sousa czy Gholizadeh jest duże, ale tacy zawodnicy raczej nie lubią grać w obronie i dlatego pojawiają się wyrwy - zwraca z kolei uwagę Rosłoń. - Lech czasem miewa z tym problemy, ale tutaj akurat udało się dotrzeć do Irańczyka - nie tylko daj nam dużo w ofensywie, no bo po to cię ściągnęliśmy za gigantyczne na polskie warunki pieniądze, ale także wygenerować od niego te umiejętności stricte obronne. I nie mówię tu o grze jeden na jednego, lecz patrzę zespołowo, żeby wracać do strefy, gonić, być aktywnym w odbiorze piłki - dodaje.
Na wiosnę widać “efekt Aliego”. W ostatnich dziewięciu meczach zanotował on udział przy ośmiu trafieniach - większość z nich okazała się bardzo istotna. Otworzył wynik z Koroną Kielce. Asystował przy pierwszych trafieniach przeciwko Stali Mielec i Cracovii. Maczał palce w pierwszych trzech z ośmiu bramek strzelonych Puszczy Niepołomice. Wszystkie te wygrane mecze “Kolejorz” “ustawiał sobie” z pomocą Irańczyka. No i do tego dochodzi oczywiście zwycięski gol w ostatniej konfrontacji z Legią, który pozwolił poznaniakom wskoczyć na fotel lidera Ekstraklasy na dwie kolejki przed końcem.
- Nie przytłacza go odpowiedzialność. To on potrafił zadecydować o zwycięstwie w meczu z Legią, strzelając gola na wagę złota. W ostatnim okresie “dojrzał” - twierdzi Kupisz. - Wydaje mi się, że dzięki temu, że w Lechu mamy wielu zawodników o bardzo dużej jakości, jak Walemark, Sousa, Mikael Ishak czy Hakans. Ta rywalizacja pomogła mu się wspiąć na wyżyny.
- Udowadnia, że staje się coraz lepszy, nie tylko w tych momentach, kiedy idzie całej drużynie. Robi to właśnie w fazie obronnej i w przejściu do kontrataku - dodaje Rosłoń. - Potrafi świetnie rozrzucać na prawą, lewą stronę, wykonać krótkie, długie podanie, dokonywać dobrych wyborów i w ostatnich tygodniach to rzeczywiście potwierdza, również świetnymi liczbami, którymi może się pochwalić.
“Spłacił się”
Odbudowany Gholizadeh stał się kluczem do dobrej formy Lecha. W obecnej dyspozycji to bez wątpienia czołowy piłkarz Ekstraklasy. Na taką jego wersję liczono, gdy przychodził do Poznania.
- Są tacy, którzy od razu wchodzą do drużyny z drzwiami i futryną, a inni potrzebują trochę czasu. O niektórych się dużo mówi, dużo pisze, ten “ciężar gatunkowy” i presja stoją na wysokim poziomie. Najważniejsze jest jednak wrażenie końcowe. Nieważne, że ktoś dobrze zaczął, jeśli potem będzie równia pochyła, powinno być wręcz przeciwnie - przekonuje Rosłoń.
- Kluczem do odbudowy formy było zaufanie, zdrowie i aklimatyzacja w Poznaniu i Polsce. Ali wcześniej przed Polską grał tylko w Belgii, a to zupełnie inne środowisko. W Charleroi miał wokół siebie sporo rodaków. Tu przyszedł sam, potrzebował czasu, pierwszy sezon miał bardzo słaby. Dodatkowo drużyna gra momentami fenomenalnie, a on się dobrze czuje w otoczeniu dobrych piłkarzy - tłumaczy z kolei Dobrasz. - Klucz to również pozycja - idealna dla niego - odwrócony skrzydłowy na prawej stronie. Nie bez znaczenia są też... brak meczów reprezentacji i dalekich lotów, choć cały czas Ali ma drobne problemy, ale je przezwycięża.
Ostatnie kilka miesięcy zrobiło ogromną różnicę. Zapłacona za Irańczyka rekordowa kwota nie wygląda już na nieuzasadnioną. A jeśli sezon zakończy się sukcesem, słaby start zapewne odejdzie w zapomnienie.
- W mojej opinii zapłacone za niego pieniądze już się spłaciły - ocenia Kupisz. - Dołożył ogromną cegiełkę w walce o mistrzostwo Polski i w odpowiednim momencie wysunął się na pierwszy plan.
- Gholizadeh na pewno ma topowe umiejętności jak na Ekstraklasę. Takiego piłkarza potrzebuje nasza liga i Lech niewątpliwie też - podsumowuje Rosłoń.
Na dwie kolejki przed końcem sezonu Lech ma wszystko w swoich nogach. Jeśli wygra oba spotkania, bez oglądania się na Raków sięgnie po mistrzostwo kraju po trzech latach przerwy. Duża w tym zasługa Aliego. “Dojechał” w najważniejszym momencie i dzięki temu do celu może dojechać też poznańska lokomotywa. Następna stacja: mistrzostwo Polski, a do minięcia tylko dwa semafory.