Niebywałe, co zrobił Joan Laporta. "To pokazuje skalę upadku klubu"

Niebywałe, co zrobił Joan Laporta. "To pokazuje skalę upadku klubu"
Felipe Mondino / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski17 May · 17:04
Cyrk. Jeden wielki cyrk. FC Barcelona została ośmieszona przez samą siebie. Kolejny zwrot akcji dotyczący przyszłości Xaviego pokazuje skalę degrengolady klubu.
Ostatnie kolejki miały przynieść Barcelonie wyczekiwany spokój. Wydawało się, że klub bez nerwowych ruchów doczeka do zakończenia sezonu, który obfitował w emocje, zwroty akcji i sportowe kompromitacje. Walka z Gironą o drugie miejsce gwarantujące udział w Superpucharze Hiszpanii raczej nie mogła wzbudzać większej ekscytacji wśród Barcelonismo. Okazało się jednak, że Joan Laporta i jego świta nie wytrzymają choćby jednego dnia bez wywołania pożaru.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na kilka godzin przed czwartkowym meczem z Almerią w hiszpańskiej prasie zawrzało. Helena Condis, Ferran Correas, Jose Alvarez i wielu innych dziennikarzy zgodnie podało, że Xavi najprawdopodobniej zostanie zwolniony. Już po spotkaniu wygranym 2:0 Gerard Romero z Jijantes potwierdził, że prezes podjął decyzję o pożegnaniu 44-latka. Sternik miał się poczuć zdradzony przez szkoleniowca, któremu dotąd bezgranicznie ufał. Wygląda na to, że faktycznie dojdzie do roszady na ławce trenerskiej. I chociaż samą zmianę można racjonalnie wytłumaczyć, okoliczności jej przeprowadzenia są dowodem na instytucjonalny upadek “Blaugrany”.

W pogoni za rozumem

Zacznijmy od tego, że pożegnanie się z Xavim samo w sobie nie musi być błędem Barcelony. W ostatnich miesiącach dał on aż zbyt wiele powodów na niekorzyść własnego warsztatu trenerskiego. Zespół przez większość sezonu męczył oczy, grał nieskładnie, nieskutecznie, popełniał sztubackie błędy. Dodatkowo przegrał praktycznie wszystkie najważniejsze spotkania i to w większości w tragicznych okolicznościach. Kiedy już “Barca” odpadała z jakichś rozgrywek, to nie robiła tego po wyrównanym starciu, ale raczej przyjmowała minimum cztery gole.
Fatalna dyspozycja sprawiła, że spokojnie dało się zrozumieć styczniowe oświadczenie trenera o planowanym odejściu. W kolejnych tygodniach widać było oczywiście pewne zalążki progresu, o czym świadczyła passa 13 meczów bez porażki. Imaginacja powrotu do formy zniknęła jednak w ciągu zaledwie kilku dni. Katalończycy najpierw odpadli z Ligi Mistrzów, przegrywając z PSG, aby niedługo potem ponieść porażkę na Santiago Bernabeu. Po takich rezultatach nie było żadnego, ale to dosłownie żadnego powodu, aby kontynuować współpracę z Xavim. Co zrobił wtedy Joan Laporta? Urządził medialne show, zaprosił szkoleniowca i wszystkich włodarzy do swojego mieszkania, aby zgodnie dojść do wniosku, że w sumie to jednak razem działamy dalej. Szkoleniowiec, który zarzekał się, że nie zmieni zdania, jednak je zmienił. Prezes, który powinien dbać o interes klubu, postanowił, że po wstydliwych wpadkach najlepszym ruchem będzie zostawienie wszystkiego tak jak jest.

Festiwal obłudy

- Miło mi poinformować, że Xavi nadal będzie trenerem pierwszego zespołu. Wczoraj rozmawialiśmy na ten temat, przekazał mi swój entuzjazm i zaufanie dotyczące tego projektu. Ma ambicje. Już udowodnił, że ten projekt jest zwycięski, wygrywając mistrzostwo i Superpuchar Hiszpanii. Stabilność jest kluczowym elementem. My jesteśmy dopiero w połowie projektu. Xavi może liczyć na całkowite zaufanie ze strony zarządu, dyrekcji sportowej i kibiców - powiedział Laporta na konferencji potwierdzającej pozostanie trenera.
- W styczniu powiedziałem, że najlepszą decyzją będzie odejście, a teraz myślę, że najlepszą będzie pozostanie. W styczniu sądziłem, że zespół i klub potrzebują zmian. Nie zrobiłem tego, bo jestem egoistą. Ta decyzja była jednak błędna, teraz uważam odwrotnie. Jestem człowiekiem konsensusu, członkiem grupy. Z prezesem i Deco łączy nas harmonia. Jesteśmy w klubie rodziną i postaramy się wzmocnić na tyle, na ile to możliwe. Nie postawiłem żadnych warunków, aby kontynuować pracę - to już słowa Xaviego przywołane przez dziennik AS.
Cała ta szopka sama w sobie była powodem do wstydu. Barcelona, historyczny klub, który powinien dbać o aspekty wizerunkowe, stał się powodem do żartów. Odpadasz z Ligi Mistrzów, dostając 1:4 w meczu domowym. Przegrywasz z Realem Madryt, tracąc i tak minimalne szanse na podłączenie się do walki o tytuł. I nie przeprosisz kibiców, nie pomyślisz o wyciągnięciu wniosków, próbie naprawy. Nie. Laporta i Xavi uznali, że w tym, dokładnie w tym konkretnym momencie najlepszym wyjściem będą publiczne umizgi i klepanie się po brzuszkach.

Ta zniewaga krwi wymaga

Już powyższa karuzela wrażeń stanowiła dowód złego zarządzania tak zasłużoną instytucją. Okazało się jednak, że to nie koniec. Słowa o potrzebie stabilizacji, wierze w projekt i zaufaniu do trenera były wierutnym kłamstwem. Pierwsze zgrzyty nastąpiły po porażce 2:4 z Gironą. Katalońska prasa sugerowała, że Joan Laporta był więcej niż wściekły, patrząc na wyczyny podopiecznych Xaviego na Estadi Montilivi.
Tak naprawdę trudno jednak zrozumieć złość prezesa. Identycznym wynikiem zakończyły się derby Katalonii w rundzie jesiennej. Wtedy również podopieczni Michela pokazali wyższość nad “Barcą’, prezentując przyjemny i skuteczny styl gry. Laporta widział przecież grudniowy mecz i wiele innych wcześniejszych porażek. A jednak w kwietniu wyszedł przed kamery i ze łzami w oczach powiedział, że trzeba kontynuować ten projekt. Zmienił zdanie dopiero w ostatnich godzinach. Katalizatorem miała być wypowiedź Xaviego na konferencji prasowej przed spotkaniem z Almerią.
- Uważam, że kibic Barcelony musi zrozumieć, że sytuacja jest bardzo trudna i skomplikowana, szczególnie na poziomie ekonomicznym, jeśli chodzi o rywalizację z największymi konkurentami zarówno w Hiszpanii, jak i w Europie. Mamy sytuację finansową, która nie ma nic wspólnego z tą sprzed 25 lat. Wtedy przychodził trener i mówił, że chce tego, tego i tego. Teraz tak nie jest. Nie mamy teraz takich warunków jak inne kluby, które mają korzystną sytuację FFP i dużo lepszą sytuację finansową. Barcelonista musi to zrozumieć, ja jako trener to rozumiem. Rozmawiałem o tym z prezesem i Deco i do tego się dostosujemy. To nie znaczy, że nie chcemy walczyć o tytuły, ale taka w tym momencie jest sytuacja Barcelony. Kibic musi zrozumieć, że potrzebujemy stabilizacji, że potrzebujemy czasu, ale postaramy się dobrze rywalizować - powiedział Xavi cytowany przez portal FCBarca.com.
Hiszpańska prasa ujawniła, że Laporta uznał powyższą wypowiedź za zdradę. Nie poleciał nawet z drużyną na mecz i niezbyt interesował go fakt, że “Barca” wygrała 2:0. Według doniesień los menedżera i tak został przesądzony. W najbliższym czasie legendarny pomocnik ma pożegnać się z posadą trenera. I to nie z powodu braku trofeów. Nie przez słaby styl. Problemem okazały się słowa na konferencji, które tak naprawdę nawet nie odbiegają od prawdy.

Świat patrzy

Barcelona zdaje się w ogóle nie przejmować opinią, jaką można sobie wyrobić na jej temat. Chaotyczne działania nie przejdą bez echa, ponieważ wszyscy widzą, co się dzieje. I obraz ten odbiega od jakichkolwiek norm. Oto jednego dnia trener po przegraniu wszystkich rozgrywek ramię w ramię wychodzi z prezesem i dyrektorem, żeby wysłać komunikat zbliżony do kultowych słów: “Jest w porządku, jest dobrze, dobrze robią. Jest git, pozdrawiam całą Legnicę, dobry przekaz leci”. A trzy tygodnie później ten sam menedżer musi pakować walizki.
Zaznaczmy jeszcze raz, Xavi dał podstawy, aby zakończyć jego projekt. Mowa o mizernych wynikach w prestiżowych meczach, kontrowersyjnym zarządzaniu personaliami, problemach z pressingiem, przewidywalną grą ofensywną, koniecznością liczenia na indywidualny błysk poszczególnych piłkarzy. Wszystkie te bolączki trapiły drużynę od wielu miesięcy. Ale najwidoczniej nie okazały się powodem do zwolnienia. Czarę goryczy przelała jedna wypowiedź, w której akurat trafnie zdiagnozowano problemy. Czy Barcelona jest w trudnym położeniu finansowym? Tak. Czy kiedyś jej trenerzy mogli liczyć na większy komfort przy budowie kadry? Tak. Czy konkurenci w Hiszpanii i Europie znajdują się w korzystniejszej sytuacji ekonomicznej? Trzy razy tak.
Xavi zaakceptował niezbyt kolorową rzeczywistość i nie zrobił nic kontrowersyjnego, mówiąc o niej wprost. Można jednak zastanowić się, czy inni trenerzy zgodzą się wejść w środek takiego pandemonium. Swego czasu katalońskie dzienniki sugerowały, że Laporta chciałby przeczekać do 2025 roku, aby wtedy pójść po szkoleniowca z najwyższej półki. Wówczas wygasną umowy Pepa Guardioli i Luisa Enrique, a Juergen Klopp być może będzie gotowy do powrotu po 12-miesięcznym urlopie. Ale czy którykolwiek z nich chciałby na własne życzenie dołączyć teraz do Barcelony? Klubu, w którym najwidoczniej musisz bardziej uważać na słowa podczas konferencji niż wyniki w Lidze Mistrzów. Klubu, gdzie dzisiejsze “tak” staje się jutrzejszym “nie”. Klubu, który tonie sportowo, wizerunkowo i instytucjonalnie. Na dziś mało któremu trenerowi można życzyć takiej posady.

Samotny władca

Zamieszanie związane z Xavim jest niestety trafnym podsumowaniem całej kadencji Joana Laporty. 61-latek robi wszystko, aby opinia publiczna zapomniała o jego pierwszym okresie na Camp Nou. W latach 2003-2010 pomógł stworzyć najlepszą wersję “Dumy Katalonii”. Transfer Ronaldinho czy postawienie na Pepa Guardioli okazały się strzałami w dziesiątkę. Teraz jednak jego decyzje zdają się pogrążać klub. I nie chodzi tutaj wyłącznie o kwestię trenera pierwszej drużyny. Prezes regularnie pozwala na odejścia zasłużonych pracowników, co musi destabilizować całą organizację. W marcu Gabriel Sans z Mundo Deportivo przygotował listę wszystkich ważnych działaczy, którzy opuścili Camp Nou od czasu zwycięstwa Laporty w wyborach z 2021 roku. Są to:
  • Mateu Alemany i Jordi Cruyff - dyrektorzy sportowi
  • Eduard Romeu - wiceprezes ds. ekonomicznych
  • Ferran Reverter - dyrektor generalny
  • Maribel Melendez - dyrektor klubu odpowiedzialny m.in. za negocjacje dużych kontraktów, w tym tzw. dźwigni finansowych
  • Bill Mannarelli - szef Espai Barca
  • Ramon Ramirez - następca Mannarelliego, który również odszedł
  • Alex Barbany - dyrektor wykonawczy
  • Raul Cabrera - dyrektor ds. sprzedaży
  • Markel Zubizarreta - dyrektor ds. piłkarskiej sekcji kobiet
  • Mike Puig - dyrektor Fundacji Barca Authentic
  • Franc Carbo - dyrektor zarządzający kwestiami związanymi z kontraktami i zasadą Finansowego Fair Play
Nigdy nie poznamy prawdziwych motywów masowego exodusu. Pewnym jest natomiast, że żadna firma nie powinna pozwalać na utratę osób z praktycznie wszystkich najważniejszych stanowisk. Zmianę modelu działania dobrze obrazuje funkcja dyrektora sportowego. Obecnie pełni ją Deco, były piłkarz, dla którego jest to pierwsze przetarcie w tak ważnej roli. Portugalczyk zastąpił Mateu Alemany’ego, który uchodził za prawdziwego speca od finansów. Przed pracą w Barcelonie przez ponad dwie dekady zarządzał Mallorką, w CV miał też Valencię. Przez kibiców na Camp Nou też został zapamiętany jako fachowiec, który po cichu dobrze wykonuje swoją robotę. Ale odszedł, ponieważ lepiej było oddać władzę niedoświadczonemu Deco. Można tylko domniemywać, jak to wygląda w przypadku pozostałych szczebli organizacyjnych.
- Klub nie jest zarządzany przez wykwalifikowanych ludzi. Są ludzie, którzy mają umiejętności i chęci do pracy, ale zarządzanie ogranicza się do przyjaciół prezesa. Były szwagier Laporty nie ma ani stanowiska, ani tytułu, ale bierze udział we wszystkich decyzjach dotyczących funkcjonowania klubu. Barcelona nas okłamała, zostaliśmy oszukani. Jesteśmy w tej samej sytuacji, co trzy lata temu. Miliardy euro strat operacyjnych po sprzedaży części aktywów. W tym roku prezes mówi, że zrównoważymy liczby bez użycia dźwigni, ale to kłamstwo - grzmiał ostatnio Victor Font.
Trzy lata temu Font przegrał wybory z Laportą. Teraz prezes robi jednak wszystko, aby przy najbliższej okazji wręczyć zwycięstwo kontrkandydatowi. Musiałby wydarzyć się cud, aby za dwa lata socios Barcelony ponownie zaufali obecnemu sternikowi. Trudno wierzyć osobie, która jednego dnia broni trenera własną piersią, a drugiego pokazuje mu drzwi wyjściowe. W 2021 roku Laporta powiedział, że porażki będą miały swoje konsekwencje. Miał to być sygnał, że “Barca” chce wrócić na właściwe tory i przeciętność nie będzie dłużej tolerowana. Pewnie sam nie przypuszczał, że największą porażką okaże się jego własna kadencja.

Przeczytaj również