"De Gea to w pewnym sensie przeżytek". Nieunikniona zmiana w bramce United? "Trzeba będzie iść z duchem czasu"

"De Gea to w pewnym sensie przeżytek". Nieunikniona zmiana w bramce United? "Trzeba będzie iść z duchem czasu"
MDI / Shutterstock.com
Manchester United niedługo kolejny raz zacznie nową erę. A to będzie oznaczać poważne zmiany. Niewykluczone, że jedną z ofiar rewolucji klubowej może zostać David de Gea. Hiszpan, choć często ratuje skórę partnerom, niesie ze sobą też poważne problemy. Dlatego prędzej czy później najprawdopodobniej trzeba będzie z niego zrezygnować.
Większość kibiców Manchesteru United zapewne zdaje sobie sprawę, że ich ulubiony zespół ma naprawdę wiele problemów. Mało kto jednak wymieniłby wśród nich Davida de Geę. Hiszpański bramkarz w obecnych rozgrywkach wielokrotnie ratował skórę drużynie, lecz “Czerwone Diabły” płacą za to pewną cenę. Mają między słupkami specjalistę, który jest wybitny w jednym aspekcie bramkarskiego rzemiosła, ale w przypadku pozostałych… należy go raczej nazwać miernym.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dlatego też do listy spraw wymagających rozwiązania przez następnego menedżera 20-krotnych mistrzów Anglii wypada dopisać obsadę pozycji golkipera. A choć nie jest to najbardziej paląca kwestia, prędzej czy później będzie wymagać reakcji. 31-latek - czy się to komuś podoba, czy nie - jest w pewnym sensie bramkarskim dinozaurem.

Bryluje refleksem

Doskonała postawa wychowanka Atletico Madryt, jeśli chodzi o zatrzymywanie uderzeń rywali, to sprawa świetnie znana kibicom na całym świecie. De Gea od momentu przenosin na Old Trafford ponad dekadę temu, poza kilkunastomiesięcznym kryzysem po mundialu w Rosji, utrzymuje pod tym względem stały, elitarny poziom. Potrafi zatrzymywać strzały na pierwszy rzut oka nie do obrony, bryluje refleksem oraz umiejętnością “wyciągania” piłek zmierzających w sam róg.
Dość powiedzieć, że metryka expected goals uderzeń, z którymi mierzył się w aktualnym sezonie Premier League, wskazuje, iż powinien stracić aż 10 goli więcej niż puszczone do tej pory 42. To właśnie świetnymi paradami często wyciąga roztrzęsioną i pogubioną defensywę z niemałych problemów.
Choć zachował zaledwie siedem czystych kont w aktualnym sezonie, już kilka razy mogliśmy mówić, że wybronił punkty Manchesterowi United - zarówno za kadencji Ole Gunnara Solskjaera, jak i Ralfa Rangnicka. Mimo że jeszcze rok temu, w obliczu spadku formy doświadczonego golkipera, część kibiców mogła wątpić w to, że Hiszpan zdoła wygrać walkę o podstawowy skład z Deanem Hendersonem, trudno obecnie dyskutować z wyborem menedżerów “Czerwonych Diabłów”. De Gea dosłownie wybronił sobie miejsce między słupkami. To jednak nie oznacza, że jest bramkarzem pozbawionym wad.

Nie tylko na linii

Naturalne, że większość fanów będzie oceniać występy bramkarza na podstawie jego parad po strzałach rywali. To absolutnie podstawowe zadanie, lecz nie jedyne stojące przed golkiperem. Ta pozycja ewoluuje od lat i wymaga zdecydowanie większej pracy - zarówno w polu karnym, jak i poza nim.
Zacznijmy od kwestii obronnych. Zatrzymywanie strzałów to jedno, ale zapobieganie im to kolejny bardzo ważny element gry, kluczowy zwłaszcza w przypadku zespołów dominujących, grających z wysoko ustawioną linią defensywy, sprawiającą, że rywale często rzucają za nią piłki. Manchester United - nie oszukując się - takim zespołem jeszcze nie jest, ale docelowo zapewne ma się takim stać. W związku z tym prędzej czy później będą potrzebować bramkarza “proaktywnego”.
O co dokładnie chodzi? Zacznijmy od sprawy dosyć oczywistej, gry na przedpolu. A to w przypadku de Gei jest problemem od dłuższego czasu. Wszak nawet na samym początku jego przygody na Old Trafford w mediach pojawiały się debaty, czy Sir Alex Ferguson nie powinien zrezygnować z utalentowanego Hiszpana na rzecz konkurującego z nim wówczas Andersa Lindegaarda. Jako jeden z argumentów przywoływano właśnie wątłą budowę 31-letniego dziś zawodnika i problemy z fizycznymi pojedynkami z napastnikami oraz wyłapywaniem dośrodkowań.
Ten element szwankuje cały czas. Wychowanek Atletico Madryt zatrzymał zaledwie 3,1% dośrodkowań w swoje pole karne. Trudno uzmysłowić sobie, czy to przyzwoity rezultat, bo mało kto przytacza takie cyferki. Spójrzmy jednak w ten sposób - to wynik gorszy niż 96% bramkarzy z pięciu najmocniejszych europejskich lig. A to już dosyć wymowne.
De Gea wypada równie słabo pod względem interwencji poza polem karnym - przechwyconych podań, wybitych piłek kierowanych do napastników i innych podobnych zagrań - jest słabszy niż 95% golkiperów z “wielkiej piątki”. Tutaj można oczywiście zwrócić uwagę na fakt, że United nie grają bardzo wysoko ustawioną linią - a przynajmniej nie cały czas. W związku z tym Hiszpan nie musi ratować zespołu poza szesnastką tak często, jak Ederson, Alisson czy Manuel Neuer, ale ponownie: rzadziej od niego robi to tylko jeden na 20 bramkarzy.
Tego typu statystyki można zbywać i powtarzać, że golkiper jest przede wszystkim od bronienia strzałów. To oczywiście główne zadanie na tej pozycji, ale ważne, żeby w miarę możliwości również im zapobiegać. W oczywisty sposób ułatwia to działanie nie tylko obrońcom, ale i “ostatniej instancji” strzegącej ich pleców. Nie bez powodu mówi się przecież, że Neuer zrewolucjonizował grę na swojej pozycji. To właśnie ten element jego stylu stanowił katalizator do wygłoszenia takiej opinii.

Coraz ważniejsze

Do tego bardzo ważne jest też wprowadzanie piłki do gry. Golkiper musi stanowić opcję w przy rozgrywaniu ataków lub próbie wyprowadzenia futbolówki ze strefy defensywnej zaraz po jej odzyskaniu. Najczęściej jest jedynym piłkarzem, przy którym z definicji nie ma rywala, więc zawsze ma chwilę, by, jeszcze przed doskokiem przeciwnika, oddalić zagrożenie w przemyślany sposób. Problem w tym, że i tu de Gea ma spore problemy. Gubi się pod presją i brakuje mu pewności. Regularnie posyła piłki w aut, czasem nawet stara się uniknąć odpowiedzialności w sytuacjach, gdy powinien wspomóc partnerów w potencjalnie istotnym momencie.
Widzieliśmy to meczu derbowym z Manchesterem City przy pierwszej bramce “Obywateli”. Gol dla Atletico na Wanda Metropolitano również pośrednio wynikał z nieudanego wybicia Hiszpana. Spanikował, nieudanie wybił lewą nogą prosto w aut, a rywale po wznowieniu gry wywalczyli rzut rożny, który skutkował trafieniem. Gdyby udanie wyekspediował piłkę do jednego z partnerów lub nawet zagrał ją krótko do jednego z nich, rywale mieliby zdecydowanie mniejsze szanse na stworzenie zagrożenia.
Tego typu sytuacje często umykają na pierwszy rzut oka. Pomimo tego zależność jest prosta. Każda strata, zwłaszcza gdy ma miejsce na własnej połowie, to potencjalne zagrożenie. Dodatkowo pojawia się kolejny problem, bo bramkarze często potrafią zainicjować szybką akcję zaczepną. De Gea w poprzednich latach często to pokazywał. Za kadencji Jose Mourinho po jego dobrych wykopach Romelu Lukaku asystował głową m.in. przy bardzo istotnych bramkach Anthony’ego Martiala z Tottenhamem i Marcusa Rashforda z Liverpoolem. Ten element jego rzemiosła w ostatnim czasie jednak zaniknął.

Zmiana nieunikniona?

Czy zatem nadchodzi pora, by Manchester United zrezygnował z zawodnika, którzy strzeże ich bramki już od ponad dekady? Wydaje się, że - przynajmniej na razie - nie. Problemów do rozwiązania jest naprawdę wiele, środek pola wymaga gruntownej przebudowy w celu znalezienia odpowiedniego balansu, w obliczu kontuzji Edinsona Cavaniego jedyną opcją na pozycji napastnika jest frustrujący często Cristiano Ronaldo, a do tego dochodzą jeszcze bolączki defensywne. Tego wszystkiego nie da się załatwić “na już”. A przecież wciąż nie wiadomo, kto obejmie stery “Czerwonych Diabłów” na stałe.
Na ten moment chyba lepiej zatrzymać bramkarza genialnego, jeśli chodzi o zatrzymywanie strzałów. W ten sposób de Gea jest w stanie niwelować część swych bolączek i ratować skórę kolegom. Rywalizujący z nim Henderson to opcja zdecydowanie lepiej “zbalansowana”, ale i bramkarz, który nie jest wybitny pod żadnym względem. Biorąc pod uwagę wszystkie bolączki zespołu typ tzw. shot-stoppera wydaje się naprawdę przydatną opcją, choć należy też zwrócić uwagę, że wynagrodzenie de Gei w wysokości ponad 350 tysięcy funtów tygodniowo to naprawdę wielkie obciążenie dla budżetu.
W międzyczasie można pracować nad brakami Hiszpana. Swego czasu jego wyprowadzenie piłki wyglądało naprawdę nieźle, więc przy odpowiedniej pomocy doświadczony golkiper może odzyskać choć część pewności w tym elemencie gry. Jeśli menedżerem United zostanie Erik ten Hag, to z pewnością położy duży nacisk na spokojne konstruowanie akcji od tyłu. Praca w celu poprawy okaże się więc koniecznością.
Obsada bramki to istotny, choć nie najważniejszy kłopot na Old Trafford. Jeśli jednak 20-krotni mistrzowie Anglii planują wrócić do regularnej walki o trofea, będą musieli pójść z duchem czasu. Obecnie mają oldschoolowego golkipera, przyspawanego do linii. De Gea to w pewnym sensie przeżytek. Pytanie tylko, czy uda się jeszcze zniwelować jego problemy, czy wreszcie nadejdzie czas na zmianę.
*przytoczone statystyki wg danych portalu “fbref.com”

Przeczytaj również