Dobrze, że Zidane odchodzi z Realu Madryt. Skorzystają na tym obie strony
Zinedine Zidane oficjalnie opuścił Real Madryt. Decyzja Francuza może dziwić, szokować, mimo medialnych zapowiedzi stanowić pewną niespodziankę, jednak jest ona całkowicie zrozumiała. Ostatnie miesiące pokazały, że “Zizou” potrzebuje chwili oddechu, mentalnego resetu. Z kolei “Królewscy” muszą zamknąć pewien rozdział, aby rozpocząć nowy. To rozstanie przysłuży się każdej ze stron.
Francuz zakończył kolejną kadencję na ławce trenerskiej, która tym razem trwała dwa lata. Był to okres trudny, wymagający, mniej obfity w trofea i chwałę niż pierwszy epizod, kiedy 48-latek rzucił całą Europę na kolana. Dziś to on musiał spojrzeć w górę, aby dostrzec drużyny, które odniosły sukces w tym sezonie. Real skończy rok bez trofeów i bez szans na to, żeby móc dalej kontynuować projekt “Zizou”. Mówiąc potocznie, było miło, ale się skończyło.
W otchłani
“Zizou” od pewnego czasu dawał sygnały sugerujące, że nastał czas na odejście. Oczywiście, kiedy dziennikarze na konferencjach prasowych pytali wprost o jego przyszłość, to przez długi okres migał się o odpowiedzi. Jak mantrę powtarzał, że skupia się tylko na kolejnym meczu i zobaczymy, co przyniesie czas. Dopiero na dwie kolejki przed końcem sezonu La Liga nie wytrzymał.
- Przychodzi taki czas, kiedy potrzebujesz zmiany, bo jest to dobre dla wszystkich. Są momenty, kiedy lepiej, żebyś został, ale są też takie, gdy musisz odejść dla dobra ogółu - przyznał kilka tygodni temu.
Jakie są tego powody? Prasa kreśli kilka różnych scenariuszów. Faktem jest, że relacje na linii Zidane - Perez uległy pewnemu ochłodzeniu. Kiedy “Zizou” w 2018 roku po raz pierwszy opuszczał Real jako trener, sternik klubu miał łzy w oczach. Świat obiegły migawki, kiedy z bezradnością patrzy jak jego drużynę opuszcza konkwistador, urodzony zwycięzca, symbol “królewskości”. Wtedy Francuz odszedł na własnych warunkach. Powiedział “Adios” po wygraniu Ligi Mistrzów, trzeciej z rzędu. Miał madridismo u stóp.
Sukces zawsze buduje relacje, wzmacnia przywiązanie. Jednak ostatni okres dla Realu Madryt nie był już tak udany, jak niesamowite lata 2016-2018. Perez i Zidane wciąż płynęli na jednym statku, ale każdy w swoim kierunku. Dla przykładu, trener “Los Blancos” w ogóle nie poparł pomysłu stworzenia Superligi, rewolucjonistycznej idei, która miała być opus magnum prezydenta Realu. Rozgłośnia radiowa “Cadena Cope” donosi dziś, że trener przestał ufać Perezowi, kiedy do prasy wyciekły informacje o jego możliwym zwolnieniu na wypadek odpadnięcia z Ligi Mistrzów.
Wczoraj Josep Pedrerol, bliski przyjaciel Florentino, zdradził, że ten dowiedział się o wszystkim jako ostatni. Najpierw Zidane zakomunikował decyzję piłkarzom. Zburzył hierarchię i mógł powziąć mały rewanż. Prasa wiedziała, że mam odejść z Realu? W takim razie ja odejdę, kiedy będę chciał i powiem to, komu będę chciał. Z takiego założenia mógł wyjść “Zizou”.
Pokusa zwyciężania
Powodem odejścia może być także najzwyklejsza w świecie chęć odpoczynku. Wszyscy wiemy, że spośród rzeczy nieważnych to futbol jest najważniejszy, ale w Hiszpanii, zwłaszcza w Realu Madryt, te słowa są jeszcze bardziej znaczące. Kiedy Zidane w trakcie pierwszej kadencji kolekcjonował trofea, zyskał sobie status półboga, panował w futbolu. W finale Ligi Mistrzów z Juventusem mówił tylko do swoich piłkarzy, żeby grali swoje, robili to, co potrafią najlepiej, byli spokojni, bo są Realem, bo są “Królewscy”, bo Europa należy tylko do nich. Był filozofem, mentorem, spijano z jego ust.
Jednak odkąd Francuz wrócił na ławkę trenerską w 2019 roku, obserwowaliśmy nieco inną postać i inne warunki, z którymi musiał się zmagać. W ciągu ostatnich dwóch sezonów madrytczycy podnieśli jedno trofeum - ubiegłoroczne mistrzostwo Hiszpanii. I reakcja na tamten triumf mówi wszystko o przemianie, jaką przeszedł “Zizou”. Już nie przyjmował wszystkiego ze stoickim spokojem jako kontynuację poprzednich sukcesów i preludium następnych zwycięstw. Miał łzy w oczach, kiedy zdał sobie sprawę ze swojego osiągnięcia. W taki sposób nie celebrował żadnego z trzech zwycięstw w Champions League.
Satysfakcja wynikała głównie z trudu, który musiał zostać włożony, żeby cokolwiek osiągnąć. Aktualnie Real kończy rozgrywki bez pucharów, ale nie można tego uznać za porażkę trenera. Zidane musiał zmagać się z lawiną problemów. Od nieprzerwanej plagi kontuzji, która sprawiła, że ponad 60 razy w tym sezonie pojawiał się komunikat: “Parte medico”, przez niewyjaśnioną przyszłość filarów drużyny, aż po medialną nagonkę. “Zizou” oficjalnie odchodzi po tym, jak był już zwalniany dziesiątki razy. Miał stracić pracę, kiedy ponosił porażki z Szachtarem Donieck, a w lidze tracił kilkanaście punktów do Atletico. Ostatecznie walczył o tytuł do ostatniej kolejki, doszedł do półfinału Ligi Mistrzów. Wycisnął cytrynę do granic możliwości, chociaż smak lemoniady i tak mógł pozostawiać nieco do życzenia.
- Nie zasługuję na takie traktowanie ze strony dziennikarzy. Rok temu wygraliśmy La Ligę, oczekuję trochę szacunku. Jeśli nie uda nam się obronić tytułu, jako pierwszy wezmę za to odpowiedzialność. Wyrzucacie mnie każdego dnia. My, Real Madryt, wygraliśmy ligę w zeszłym sezonie, nie dziesięć lat temu. Trochę szacunku, tylko o to proszę - grzmiał szkoleniowiec przed meczem z Hueską w lutym.
Teraz Zidane może na chwilę uwolnić się od tego zgiełku. W świecie futbolu niestety nie ma już czasu na respekt wobec kogokolwiek, zwłaszcza przegranych. Gloria victis? Nie w poniedziałkowym wydaniu “Marki” i “AS-a”. Jeśli jesteś pierwszy, to dobrze. Jeśli drugi, jesteś nikim. Tak to wszystko funkcjonuje. Wygrasz dziesięć spotkań, przegrasz jedno i prasa może z ciebie zrobić nieudacznika, przygotowując listę potencjalnych następców. Zidane’owi ewidentnie przyda się przerwa, chwila oddechu, okazja na wyklucie się nowych pomysłów bez nacisku na triumf, zwycięstwo, pogoń za idealnością. Pozostaje kwestia tego, jak w tym wszystkim odnajdzie się pozostawiony klub. Pewne przesłanki mogą sugerować, że Real także skorzysta na tym rozstaniu.
Nowe rozdanie
“Zizou” to znakomity trener, jednak nawet w doniosłej chwili pożegnania trzeba wrzucić jeden kamyczek do jego ogródka. 48-latek to menedżer z niezwykle konserwatywną wizją futbolu. Po sezonie 2017/18 spekulowano, że odejście wynika z niechęci do przeprowadzenia rewolucji. Zidane ufał swoim żołnierzom i tylko z nimi chciał iść na wojnę. Nawet po powrocie pierwszeństwo w jego wyborach zawsze miała starszyzna.
- Real bez Zidane’a? Osobiście nie widzę tego. To mój trener, traktuję go jak starszego brata - mówił Karim Benzema w “L’Equipe”.
Sergio Ramos, Luka Modrić, Raphael Varane, Dani Carvajal, również Benzema - ci wszyscy piłkarze byli oczkiem w głowie trenera. Inni, szczególnie młodsi, mniej doświadczeni, nie mieli pewnych przywilejów. Zidane nie miał po drodze z kilkoma zawodnikami, którzy z powodu braku gry zostali zmuszeni do opuszczenia Santiago Bernabeu. Real od miesięcy trapił problem kontuzji, ale przecież w zimowym okienku transferowym z klubu wypchnięto Lukę Jovicia czy Martina Odegaarda, bo nie znajdowali się w planach szkoleniowca.
Mało było piłkarzy, których “Zizou” faktycznie zbudował. Na pewno Ferland Mendy, ale kto poza nim? Fede Valverde? Urugwajczyk miał znakomity okres, jest przyszłością tej ekipy, ale kiedy trzeba było, to na najważniejsze mecze wychodził niezmordowany tercet Casemiro-Kroos-Modrić. Średnia wieku ponad 32 lata. Ktoś powie, że także Eder Militao zanotował niesamowity rozwój, ale Brazylijczyk do połowy sezonu uzbierał 135 minut w lidze. Z Francuzem u sterów wymiana pokoleniowa byłaby właściwie niemożliwa do przeprowadzenia.
Tymczasem Real stoi u progu rewolucji, gdzie trzeba odsunąć na bok sentymenty. Pokolenie 30+ jeszcze nie odchodzi na emeryturę, może z wyjątkiem Marcelo, który powinien to rozważyć, ale trzeba odświeżyć drużynę, wprowadzić nowe elementy, zaostrzyć rywalizację. Sam Zidane nie odchodzi jako przegrany, ale jako dowódca, który już zrobił swoje. Zostawił żyzny grunt i to w gestii Realu leży, aby z niego skorzystać. Nowy trener, niezależnie czy to Antonio Conte, Raul Gonzalez czy jeszcze kto inny, będzie musiał znaleźć balans między wykorzystaniem starej gwardii, a transfuzją do drużyny młodej krwi.
- Zidane to jedna z wielkich postaci “Królewskich”, a jego legenda wykracza daleko poza to, kim był jako trener i zawodnik naszego klubu. Wie, że jego serce jest w Madrycie, a Real zawsze będzie jego domem - napisano w oficjalnym komunikacie “Los Blancos”.
Trudno lepiej podsumować odejście Francuza. “Zizou” zrobił swoje. W bólach, w trudzie i znoju. Teraz czas na nową erę w stolicy Hiszpanii. Czy piękniejszą, bardziej okazałą i liczniejszą w trofea? Przekonamy się już niedługo.