Niedawno zostali sensacyjnym mistrzem, teraz idzie im fatalnie. Dno tabeli blisko
Pięć miesięcy temu święcili drugi w swojej historii tytuł mistrza Chorwacji. Dziś wiemy już, że najprawdopodobniej go nie obronią. Rijeka katastrofalnie rozpoczęła ligowy sezon. Wygrała tylko dwa z dziesięciu spotkań i kręci się po dolnych rejonach tabeli.
Kibice w Chorwacji przez ostatnie lata, a w zasadzie już dekady, przyzwyczajeni byli do dominacji Dinama Zagrzeb. Klub ten począwszy od 2006 roku tylko dwukrotnie nie zdobył mistrzostwa Chorwacji. Było tak najpierw w sezonie 2016/2017, a potem 2024/25. W obu tych przypadkach gigantowi na nosie potrafiła zagrać Rijeka.
Wygrali wyścig żółwi
Dwa wspomniane tytuły to jedyne tego typu laury w historii klubu, który niebawem będzie święcił 120-lecie swojego istnienia. Nic więc dziwnego, że euforia 25 maja 2025 roku była ogromna. To wówczas “Rijecki bijeli” postawili wymarzoną kropkę nad “i”. W ostatnim meczu sezonu pokonali Slaven Belupo 2:0, wyprzedzając tym samym drugie Dinamo dzięki lepszemu bilansowi spotkań bezpośrednich. Ścisk w tabeli był zresztą niesamowity. Trzeci Hajduk Split zgromadził tylko dwa oczka mniej.
Na Bałkanach oglądaliśmy wtedy prawdziwy wyścig żółwi. Wszyscy trzej kandydaci do mistrzostwa, szczególnie w drugiej części sezonu, notowali mnóstwo wpadek. Niech potwierdzi to fakt, że ostatecznie Rijeka i Dinamo dotarły na metę z bilansem zaledwie 65 punktów w 38 meczach. Taki dorobek rok wcześniej dałby w chorwackiej elicie… czwarte miejsce.
Zwycięzców ponoć się jednak nie sądzi, dlatego nikt w Rijece raczej nie rozpaczał, że jest “słabym mistrzem”, który wygrał, mimo że punktował mocno przeciętnie. Liczył się upragniony, wyczekiwany od lat sukces. Zagranie na nosie hegemonowi ze stolicy.
W ostatnich tygodniach potwierdza się zaś, że czasami trudniej niż na szczyt wejść, jest potem się na nim utrzymać. Jeśli jesteś klubem, który zrobił wynik ponad stan, musisz często liczyć się z odpływem ważnych piłkarzy, bo oni szybko przykują uwagę większych czy bogatszych. Powinieneś też odpowiednio pogodzić grę na kilku frontach. To nie takie proste. I brutalnie przekonuje się o tym Rijeka.
Wielki kryzys
Latem w zespole obyło się w zasadzie bez kadrowej rewolucji. Trudno więc akurat tu szukać przyczyny kryzysu. Na dobrą sprawę odeszło dwóch ważnych zawodników. Nais Djouahra i Lindon Selahi. Tak, ten sam Selahi, który teraz coraz śmielej poczyna sobie w barwach Widzewa Łódź.
26-letni reprezentant Albanii przez kilka sezonów był istotnym ogniwem Rijeki. W mistrzowskiej kampanii rozegrał 30 spotkań - większość od pierwszej minuty. Nie zdecydował się jednak na przedłużenie wygasającej umowy i latem, już jako wolny gracz, zasilił szeregi Widzewa. Wybrał przeprowadzkę do Polski, choć miał m.in. ofertę z Hajduka Split. “Osierocił” zespół, który bez niego radzi sobie dziś znacznie gorzej.
Po dziesięciu kolejkach obrońca tytułu jest dopiero na siódmym miejscu w tabeli, a przypomnijmy, że liga chorwacka liczy zaledwie dziesięć zespołów. Rijeka wylądowała niebezpiecznie blisko dna. Degradacji bać się raczej nie musi. Po pierwsze - do końca rozgrywek multum czasu. Po drugie - spada tylko jeden zespół. Ale sytuacja z tygodnia na tydzień wygląda coraz mniej ciekawie.
Mistrzostwo? Można o nim chyba zapomnieć. Przewodzące w tabeli Dinamo Zagrzeb i Hajduk Split już na tym etapie sezonu wypracowały sobie 11 punktów przewagi nad Rijeką. Ta wygrała zaledwie dwa spotkania, pięć zremisowała, a trzykrotnie schodziła z murawy pokonana. Przegrała choćby, jako jedyna w stawce, z ostatnim w tabeli Vukovar 1991.
“Rijecki bijeli” przystąpili też kilka miesięcy temu do walki w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Po wyrównanym dwumeczu musieli jednak uznać wyższość Łudogorca Razgrad, a potem - szczebel niżej - w kwalifikacjach Ligi Europy dostali solidne lanie od PAOK-u Saloniki. Pozostała im zatem walka w Lidze Konferencji. Ją też zaczęli fatalnie, bo od porażki z armeńskim Noah. Jak się sypie, to na wszystkich frontach.
Zatęsknią za… Sopiciem?
Kto wie, czy niebawem nie zobaczymy kolejnego trzęsienia ziemi w klubowych strukturach. Pracę już na początku września stracił ten, który w poprzednim sezonie poprowadził drużynę nie tylko do zdobycia mistrzostwa, ale i krajowego pucharu. Radomir Djalović, bo o nim mowa, pożegnał się z posadą po serii kiepskich wyników na starcie rozgrywek. Problem w tym, że jego następca - Victor Sanchez - póki co radzi sobie jeszcze gorzej. W siedmiu spotkaniach wykręcił średnią 1,29 punktu na mecz. Tylko raz wygrał w lidze.
Warto wspomnieć, że tym, który w ostatnich latach ową średnią miał lepszą od obu wspomnianych menedżerów, był… Żeljko Sopić. Prowadził on zespół nie tak dawno, bo w sezonie 2023/24, zdobywając wicemistrzostwo z naprawdę bardzo dobrym dorobkiem 74 punktów. Rok później taki wynik w cuglach dałby tytuł. Ale święcił go już Djalović, który choć punktował gorzej, to wskoczył na stanowisko, gdy Sopić został zwolniony. Dlaczego ten drugi wyleciał? Ponoć nie cieszył się już szczególną sympatią właściciela klubu. Wiemy dobrze, co było później. Po kilku miesiącach bezrobocia Chorwat wylądował w Widzewie, ale wytrwał tam tylko niespełna pół roku. Dziś znów jest bez pracy.
Rijeka natomiast musi pozbierać się do kupy, bo przed nią intensywny czas. Już w najbliższy czwartek zagra ze Spartą Praga w Lidze Konferencji, a za niecałe dwa tygodnie przyjdzie jej zmierzyć się z podrażnionym poprzednim sezonem Dinamem Zagrzeb. Łatwo, delikatnie rzecz ujmując, nie będzie.