Dramat polskich piłkarzy. Brutalna informacja. "Tak źle nie było od dawna"

Polsko, mamy problem. Nasi piłkarze odgrywają coraz mniejsze role w Lidze Mistrzów. Przebłyski biało-czerwonych w europejskiej elicie niestety nie są już przyjemną codziennością, a stają się coraz rzadszymi wyjątkami.
Zero. Dokładnie tyle goli i asyst zebrali polscy piłkarze w bieżącej edycji Champions League. Jesteśmy na półmetku fazy ligowej, zatem trudno mówić o przypadku czy nieszczęśliwym zbiegu okoliczności. Mamy niewielką liczbę naszych rodaków w klubach z LM, co nie zwiastuje przełomu w kolejnych fazach rozgrywek. Dominik Sarapata dopiero stawia pierwsze kroki w Kopenhadze. Karabach Mateusza Kochalskiego staje się małą rewelacją, ale raczej trudno oczekiwać od bramkarza bezpośrednich udziałów przy trafieniach. Chociaż z Kopenhagą zaliczył już asystę drugiego stopnia, więc kto wie. Wojciech Szczęsny wrócił na ławkę po rekonwalescencji Joana Garcii. Piotr Zieliński i Nicola Zalewski mają potencjał na notowanie G/A, ale na razie nie rozwiązali worka z bramkami i asystami. Największe nadzieje pokładamy w Robercie Lewandowskim, który, czego wszyscy żałujemy, znajduje się bliżej końca kariery niż jej początku. Tak źle nie było od naprawdę dawna.
Inna epoka
Po raz pierwszy od sezonu 2010/11 żaden Polak nie zaliczył gola lub asysty w pierwszych czterech kolejkach Ligi Mistrzów. Wtedy w europejskiej elicie mieliśmy ośmiu piłkarzy, przy czym Sebastian Boenisch nie rozegrał ani minuty w tamtej kampanii Werderu Brema. Na murawie pojawiali się za to Dariusz Dudka i Ireneusz Jeleń w Auxerre, Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański w Arsenalu, Rafał Murawski w Rubinie Kazań, a nawet Tomasz Kuszczak i Jerzy Dudek. Bramkarz Manchesteru United zmierzył się z Rangersami i Bursasporem, a golkiper Realu Madryt dostał trzy kwadranse przeciwko Auxerre na zakończenie fazy grupowej.
Z największą uwagą mogliśmy wówczas śledzić poczynania bramkarzy Arsenalu, którzy nie mieli jednak szczęścia. W 1/8 finału “Kanonierzy” odpadli z wielką Barceloną Pepa Guardioli. Fabiański nie zagrał przeciwko Katalończykom z powodu kontuzji, Szczęsny też doznał urazu w trakcie dwumeczu. W efekcie między słupki musiał wskoczyć Manuel Almunia, czyli trzeci gracz w hierarchii.
Rozgrywki 2011/12 stanowiły preludium lepszych czasów. W Champions League zagrało wówczas dziesięciu Polaków, a jako ciekawostkę można dodać, że żaden z nich nie był biało-czerwonym rodzynkiem w swoim klubie. Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek uformowali trio w BVB, Adrian Mierzejewski, Paweł Brożek i Arkadiusz Głowacki grali wspólnie w Trabzonsporze, barwy Lille reprezentowali Ludovic Obraniak oraz Ireneusz Jeleń, a w Arsenalu nadal funkcjonował polski duet bramkarzy. W tamtej edycji “Lewy” i Błaszczykowski strzelili po jednym golu. W następnej zgromadzili łącznie 11, z czego niemal połowę przyjął Real Madryt. Lepsza era nadeszła.
Złota era
W kolejnych latach polscy kibice wreszcie mogli odpalać niemal każdą fazę Ligi Mistrzów w nadziei na obejrzenie trafień rodaka. A to w dużej mierze za sprawą historycznych wyczynów Lewandowskiego. Wciąż jeszcze żyjemy w czasach, które, nie bójmy się tego powiedzieć, będziemy wspominać przez dekady. Potrzebna byłaby duża dawka optymizmu, aby choćby pomyśleć, że jakikolwiek Polak otrze się o skalę osiągnięć obecnego kapitana reprezentacji.
“Lewy” od sezonu 2012/13 do 2022/23 za każdym razem strzelał co najmniej pięć goli w Champions League. Fantastyczna passa mogła trwać nawet dłużej, ale w rozgrywkach 2023/24 zebrał tylko trzy trafienia. Pamiętamy, że był to schyłkowy okres “Xavinety”, która nieszczególnie imponowała poza granicami Hiszpanii. Przybycie Hansiego Flicka wiązało się z wielkim odrestaurowaniem barcelońskiej “dziewiątki”. W poprzednich rozgrywkach Lewandowski huknął 11 trafień w 13 spotkaniach LM. W listopadzie ubiegłego roku skompletował dublet przeciwko Stade Brestois, przekraczając granice 100 trafień w rozgrywkach. Obecnie ma ich 105, ustępując jedynie dwóm największym gigantom, czyli Cristiano Ronaldo (140 bramek w Lidze Mistrzów) i Leo Messiemu (129).
Polscy strzelcy w Lidze Mistrzów to Lewandowski i długo, długo, ale naprawdę długo nikt. Drugie miejsce w krajowej klasyfikacji zajmuje Arkadiusz Milik z bilansem dziesięciu trafień. Trzeci Krzysztof Warzycha zdobył osiem bramek. Wszyscy pozostali biało-czerwoni łącznie nie przekroczyli 75 trafień, a sam jeden Robert ma ich 105. Przepaść, deklasacja.
Regres
W poprzednim sezonie Lewandowski zdobył 11 z 13 bramek wszystkich Polaków w LM. Swoje dołożyli też Łukasz Łakomy, który strzelił bardzo ładnego gola ze Stuttgartem, a także Jakub Moder, wykorzystując rzut karny przeciwko Interowi. Asysty zanotowali zaś Matty Cash, Kamil Piątkowski i Piotr Zieliński. W sumie w tamtej edycji wystąpiło 13 naszych, ponieważ trzeba też wspomnieć o Szczęsnym, Kiwiorze, Majeckim, Skorupskim, Urbańskim, Skórasiu i Zalewskim. Na papierze nie wyglądało to źle.
- Sam debiut w Lidze Mistrzów to spełnienie marzeń. Nie ukrywam, że jak leciał hymn, to miałem ciary. Zwycięstwo w tym meczu smakuje jeszcze lepiej - mówił Moder na antenie Canal+ Sport po triumfie 1:0 nad Milanem.
Przechodzimy jednak do bieżących rozgrywek, gdzie dorobek bramkowy Polaków w najważniejszych rozgrywkach klubowych na tę chwilę nie istnieje. Pustka. W czterech kolejkach nasi piłkarze rozegrali 1052 minuty, z czego 630 przypada na Kochalskiego i Szczęsnego. Spośród zawodników z pola na murawie pojawiają się jedynie Zieliński, Zalewski oraz Lewandowski. Przy czym gracz Atalanty zaliczył jedynie trzy kwadranse przeciwko Slavii Praga. W trzech pozostałych spotkaniach siedział na ławce lub leczył kontuzję. “Lewy” też musi walczyć o każdą szansę w Barcelonie. Z PSG i Club Brugge Flick wystawiał od pierwszej minuty Ferrana Torresa. W starciu z Olympiakosem Polak w ogóle nie wystąpił, ponieważ zmagał się z urazem. Pozostaje liczyć na to, że na dalszym etapie rozgrywek hierarchia na środku ataku “Blaugrany” ulegnie małej transformacji. W przeciwnym razie będziemy musieli uzbroić się w cierpliwość, czekając na przełamanie naszych reprezentantów.
Perspektywy na przyszłość
Licząc na gole Polaków w elicie, trzeba nadal spoglądać w kierunku Lewandowskiego. Nie wiemy jednak, czy w przyszłym roku wciąż będzie mu dane grać na poziomie Champions League. Opcja przedłużenia wygasającej umowy z Barceloną wciąż jest możliwa, ptaszki ćwierkają zaś o poważnym zainteresowaniu Milanu, który celuje w powrót na europejskie salony. Na tę chwilę trzeba jednak postawić znak zapytania w kontekście klubowej przyszłości najlepszego polskiego piłkarza w historii.
Pozostając w sferze delikatnych gdybań, można oczekiwać, że w przyszłym roku będziemy mieli liczniejsze grono przedstawicieli w Lidze Mistrzów. Feyenoord na obecną chwilę zajmuje w Eredivisie pozycję gwarantującą bezpośredni awans, a Moder powinien wrócić do treningów na początku przyszłego roku. Co parę tygodni pojawiają się doniesienia o możliwym transferze Sebastiana Szymańskiego, który nie miał jeszcze okazji zadebiutować w LM. Aston Villa Matty’ego Casha na pewno znów spróbuje zapewnić sobie miejsce w elicie. Kto wie, czy rewelacyjnie spisujący się w FC Koeln Jakub Kamiński nie przyciągnie uwagi klubów ze znacznie wyższej półki. Do tego dochodzi Porto z polskim murem obronnym oraz wiara w to, że np. Zieliński umocni pozycję w Interze.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Liga Mistrzów stanowi dobre odzwierciedlenie stanu polskiej piłki. Od lat w niemal każdej edycji mamy grającego bramkarza, a powszechnie wiadomo, że to właśnie ta pozycja stanowi narodową specjalność. Pod względem ofensywnym niemal wszystko, co dobre, wiąże się z dorobkiem Roberta Lewandowskiego. 37-latek po raz pierwszy w karierze nie strzelił żadnego gola w pierwszych czterech kolejkach, więc “polskie” bramki właściwie kompletnie zniknęły. Oby nie na długo.