Duży problem FC Barcelony. "Klub musi przeprowadzić selekcję. Najsłabsi odpadną"

Duży problem FC Barcelony. "Klub musi przeprowadzić selekcję. Najsłabsi odpadną"
Christian Bertrand / Shutterstock.com
FC Barcelona posiada zbyt wielu napastników. Podobno od przybytku głowa nie boli, ale co za dużo to niezdrowo. W kadrze nie da się pogodzić nieograniczonej liczby zawodników, zwłaszcza jeśli wielu z nich ma aspirację, aby być wiodącymi postaciami drużyny. Kto powinien pozostać na Camp Nou, które nazwiska w linii ataku wzbudzają największe kontrowersje, a komu Joan Laporta powinien bez żalu powiedzieć: “adios”?
Sytuacja w stolicy Katalonii zmieniała się ostatnio jak w kalejdoskopie. Jeszcze nieco ponad rok temu zdesperowana “Blaugrana” cierpiała na tak poważny brak zawodników ofensywnych, że poza okienkiem transferowym trzeba było awaryjnie ściągnąć Martina Braithwaite’a. Minęło kilkanaście miesięcy, zmieniły się władze klubu i problem leży gdzie indziej. Tym razem napastników jest za dużo. Przyszedł czas rozstrzygnięć, czas decyzji i pora, aby pozbyć się maruderów, którzy tylko zwalniają proces odbudowy “Dumy Katalonii”. Jakość, nie ilość.
Dalsza część tekstu pod wideo

NIETYKALNI

W gronie zawodników, którzy z pewnością będą częścią drużyny z Camp Nou, znajdują się oczywiście dwa nowe nabytki - Memphis Depay i Sergio Aguero. Żaden z tych transferów nie mógł dziwić. Joan Laporta zastał w klubie pusty sejf, setki miliony długów i oczekiwania w postaci przywrócenia drużyny na piłkarski Panteon. Katalońscy periodyści z nieograniczoną wyobraźnią mogą przez bite trzy miesiące rozpisywać się o transferach Erlinga Haalanda, Kyliana Mbappe i innych gwiazdorów, ale prawda jest taka, że Barcelony nie stać na tak ekskluzywne wydatki. Wzmocnienia bez konieczności zapłaty odstępnego poprzednim klubom to właściwie jedyna droga, aby kadra “Barcy” uległa jakościowemu progresowi. Tak Joan Laporta kraje, jak mu materii staje.
Nie można zresztą wychodzić z założenia, że transfer “za darmo”, odliczając premię za podpis i inne bonusy, musi być gorszy niż taki, gdzie inny klub otrzymuje zapłatę. Na papierze Barcelona znalazła na rynku dwa dość łakome kąski i niewykluczone, że Aguero czy Depay okażą się bardziej przydatni niż ich poprzednicy, za których płacono setki milionów euro. Memphis przyjeżdża na Camp Nou po tym, jak całkowicie zerwał z siebie łatkę niewypału z Manchesteru United. To już nie jest wyliniały mruczuś z Old Trafford, ale prawdziwy lew, który może zawładnąć katalońską dżunglą. Z kolei argentyński duet już rozpala wyobraźnie kibiców trzeciej siły ostatniego sezonu La Liga.
Nikt nie wyobraża sobie bowiem, aby Leo Messi, choć akurat formalnie pozostaje bez klubu, faktycznie odszedł z drużyny. On wciąż posiada w Barcelonie status zawodnika boskiego, nietykalnego, wyjątkowego. Saga związana z prolongatą jego umowy niemiłosiernie ciągnie się od wielu miesięcy, jednak w dużym uproszczeniu można by stwierdzić, że gdyby Leo się pożegnał, to prawdopodobnie zaraz za nim posypałyby się głowy wszystkich decyzyjnych osób na Camp Nou. Joana Laporty nie wybrano tylko dlatego, że był jedną z twarzy sukcesów podczas poprzedniej kadencji i wbił parę szpileczek Realowi Madryt. Fundamentem jego kampanii było zapewnienie kibiców, że jest gwarancją zatrzymania kapitana zespołu.
- Jestem przekonany, że jeśli ktoś inny wygra wybory, to Messi nie zostanie w klubie. Łączą mnie z nim dobre relacje, bardzo się szanujemy. Pewnie nie możemy konkurować z niektórymi klubami na pułapie finansowym, ale wiem, że on nie patrzy tylko na pieniądze. Messi zwraca uwagę na inne wartości - zapewniał Laporta jeszcze przed tym, jak wygrał wybory prezydenckie.
I chociaż napastników na Camp Nou jest multum, status nietykalnego powinien posiadać jeszcze tylko jeden z nich. Ansu Fati, czyli piłkarz, który będzie musiał przypomnieć światu o swoim istnieniu. Nastolatek nie wszedł do dorosłego futbolu jedynie z drzwiami, ale także z zawiasami, framugą i ścianą nośną. Dopiero poważna kontuzja wymuszająca poddanie się serii operacji zahamowała rozwój wychowanka La Masii. Nie można jednak zapominać o tym, że ten chłopak w wieku 17 lat potrafił być wiodącą postacią ofensywy.

NA SPRZEDAŻ

W obliczu transferów Depaya i Aguero trudno wyobrazić sobie, aby Camp Nou nie opuściło minimum dwóch, a najlepiej nawet trzech napastników. Niekwestionowanym kandydatem numer 1 do odejścia jest Francisco Trincao. Tak, Portugalczyk miał przebłyski, tak, dysponuje on wielkim talentem. Sęk w tym, że jego charakterystyka zupełnie nie wpisuje się w potrzeby Barcelony. To gracz, który musi być centrum i osią zespołu, jak to miało miejsce, kiedy brylował jeszcze w lidze portugalskiej.
Lepsza lewa noga, skłonność do ścinania z prawego skrzydła, bazowanie na technice i dryblingu - taki piłkarz już jest w klubie i nazywa się Leo Messi. Oczywiście, Argentyńczyk ma już 34 lata, ale w Barcelonie muszą myśleć o teraźniejszości. Wartość Trincao jeszcze nie spadła, media łączą go z Leicester i Wolverhampton, czyli drużynami, które nie boją się zajrzeć głębiej do kieszeni. Lepiej sprzedać Portugalczyka teraz, gdy jeszcze nie zatarły się wspomnienia jego popisów w Bradze. Kolejny sezon na trzy gole i dwie asysty sprawi, że “Barca” prawdopodobnie nigdy nie odzyska nawet części kwoty zainwestowanej w 21-latka.
Kolejnym zawodnikiem, którego piłkarska przyszłość jawi się z dala od La Rambli i Sagrada Familia, jest Martin Braithwaite. Duńczyk był doraźnym wzmocnieniem, gdy w Barcelonie wystąpiła prawdziwa plaga urazów, kontuzji, absencji i niedyspozycji. Nikt nie pokładał w nim wielkich nadziei, więc i mało kto mógł się zawieść. Napastnik, kiedy już wchodził na murawę, to robił swoje. Walczył, pressował, pracował dla całej drużyny, chociaż w rubryce strzelców rzadko widywano jego nazwisko. Podobnie jest w reprezentacji podczas mistrzostw Europy. Mimo jednego gola na koncie, to od niego selekcjoner Kasper Hjulmand rozpoczyna budowę linii ofensywy. Udane występy na turnieju z pewnością mogą pozytywnie wpłynąć na pozycję Barcelony w trakcie negocjacji. Braithwaite zdecydowanie powinien zaakceptować, że jego czas nadszedł i odejść do klubu z nieco niższej półki. To nigdy nie był zawodnik na miarę “Barcy”, ale nie jest to żaden wyraz deprecjonowania jego umiejętności. W solidnej ekipie z czołowych pięciu lig może być prawdziwą gwiazdą. I tego można mu życzyć.

NIEPEWNI

Pod znakiem zapytania stoi przyszłość dwóch mistrzów świata, którzy z mistrzowską formą mają obecnie bardzo mało wspólnego. Wydaje się, że jeden z dwójki Antoine Griezmann - Ousmane Dembele zdecydowanie powinien zostać sprzedany. Do klubu wpłynęłoby kilkadziesiąt milionów, jakość ofensywy niekoniecznie musiałaby ucierpieć, a sam zawodnik, niezależnie który, mógłby wreszcie wrócić do najlepszej dyspozycji.
- W kadrze czuję się bardziej uwolniony niż w Barcelonie. To dotyczy zarówno wyjścia z piłką, gry w obronie, jak i wykończenia akcji. Od chwili, kiedy jestem wolny w ofensywie, czuję się bardzo dobrze na boisku. Na początku sezonu w Barcelonie nie czułem się ważny, bo nawet nie grałem. To denerwujące widzieć, gdy twoi koledzy przygotowują się do ważnego meczu, a ty jesteś poza składem. Ale muszę akceptować decyzje trenera - bez ogródek stwierdził Antoine Griezmann w wywiadzie dla “L’Equipe” przed startem mistrzostw Europy.
Griezmann w Barcelonie miewa świetne okresy, jednak zawsze są one przeplatane serią spotkań przeciętnych, nijakich, przeźroczystych. Jego niewątpliwą zaletą jest jednak fakt, że zawsze pozostaje gotowy do gry. W ostatnich sezonach właściwie nigdy nie pauzował z powodu kontuzji i ten aspekt może przedłużyć jego pobyt na Camp Nou. Co innego rodak Griezmanna, Ousmane Dembele, który jest chronicznie niedysponowany. Od momentu odejścia z Borussii Dortmund nie rozegrał nawet 50% możliwych minut. Częściej trafia na łóżko rehabilitacyjne niż na murawę. Tak jak teraz, gdy przez uraz, którego doznał na EURO, musi pauzować około cztery miesiące. W dodatku za rok wygasa jego umowa. Jeśli “Duma Katalonii” chce zarobić na jego odejściu, musi wykorzystać nadchodzące tygodnie. W grę wchodzi opcja prolongaty, jednak klub nie zamierza przychylać nieba piłkarzowi, który cechuje się rażącym brakiem profesjonalizmu. Albo Dembele przystanie na warunki Joana Laporty, albo zostanie sprzedany. Jeśli nie teraz, to w zimie. Może akurat będzie zdrowy.
Potencjalna linia ataku złożona z Messiego, Fatiego, Griezmanna, Depaya i Aguero wygląda niezwykle solidnie. Mieszanka doświadczenia, ogrania z młodzieńczą fantazją i nutką artyzmu. Jeszcze choćby jeden zawodnik mógłby naruszyć stabilność, spowodować niepożądany przesyt. Nie ulega wątpliwości, że w Barcelonie nadszedł czas wyprzedaży. Obecnie w kadrze pierwszej drużyny znajduje się 32 zawodników, wielu z nich to gracze stricte ofensywni. Żadna rewolucja nie obędzie się bez ofiar. “Barca” musi przeprowadzić selekcję. Najsłabsi odpadną.

Przeczytaj również