Dziś lud Widzewa chce Bońka i jego ludzi. Warto się spieszyć, by zbudować silny klub

Dziś lud Widzewa chce Bońka i jego ludzi. Warto się spieszyć, by zbudować silny klub
Piotr Matusewicz / pressfocus
Janusz - Basałaj
Janusz Basałaj05 Oct · 11:40
O wymarzonym przez kibiców powrocie Zbigniewa Bońka do Widzewa i serii błędów trenera Legii Edwarda Iordanescu - pisze Janusz Basałaj w kolejnym odcinku swojego cyklu na Meczyki.pl.
Kroniki Piłkarskie Janusza Basałaja to zbiór felietonów, w których doświadczony dziennikarz Meczyki.pl komentuje bieżące wydarzenia ze świata futbolu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Legenda potrzebna od zaraz

“Zibi wróć - czeka Łódź” - jeśli takiego transparentu (napisu, banneru - niepotrzebne skreślić) nie zobaczycie na najbliższym meczu Widzewa grającego u siebie, to znaczy, że klubowe służby nie pozwoliły, by kibice nie przejawiali tęsknoty za swoją wieloletnią legendą… Połowa piłkarskiej Łodzi kocha bowiem Zbigniewa Bońka bezwarunkowo i na zabój. Pamięta mu wspaniałe mecze piłkarza Bońka, nie zapomni mu prezesowania mu klubu sprzed lat, gdzie jako współwłaściciel ratował Widzew przed plajtą i zapewnił powrót do Ekstraklasy (2009/2010). Jest legendą i basta!
Dlaczego więc dziś chcą Bońka w klubie, który przynajmniej od kwietnia tego roku wypłynął na spokojne finansowe wody? Przyjście Roberta Dobrzyckiego z jego portfelem daje nie tylko wielki budżet, ale i nadzieję na odbudowanie wielkości Widzewa. Poważnie. Bo jak długo można napawać się tylko pełnym stadionem, dobrym marketingiem, zapominając chyba o… sporcie. Tak! Klub z takim dorobkiem, tradycją i możliwościami, a także odpowiedzialnością za historię i markę, nie może pałętać się gdzieś w środku tabeli.
Mówiąc wprost: warto się spieszyć, by zbudować silny piłkarski klub, zanim pan właściciel - spoglądając na swój excel, podrapawszy się po głowie, jednocześnie wysłuchując setki doradców - powie wprost: “Chyba mi się już tak piłka nie podoba, a i mój klub kocham trochę mniej gorąco jak pół roku temu…”. Wydawanie wielkich (jak na polskie warunki) pieniędzy musi być podbudowane sukcesami, trofeami i innymi dowodami boiskowej klasy. Bo inaczej jaki to byłby sens?
Dziś lud Widzewa chce Bońka i jego ludzi. Bo to nadzieja, ale i gwarancja sportowego postępu RTS-u. Piotr Burlikowski, Dariusz Adamczuk, Sławomir Rafałowicz. Nowi ludzie w Widzewie mający za sobą sukcesy. W Cracovii, Zagłębiu Lubin, Pogoni Szczecin. Warto popatrzeć jakich ludzi promowali, transferowali z (i do) tych klubów. Krzysztof Piątek, Kacper Kozłowski, Sebastian Walukiewicz - nazwiska pierwsze z brzegu, na których kluby zarobiły i korzystnie sprzedały, wcześniej wychowując piłkarsko i dobrze promując. Dziś raczej trzeba ściągać do Widzewa nowych graczy niż sprzedawać korzystnie obecnych zawodników, ale wyzwanie jest nie tylko dla całego pionu sportowego.
Sam najbardziej zainteresowany, czyli ZB, raczej nie podtrzymuje nadziei na prośby widzewskiej braci. I na razie nie zdradza chęci o wsparciu, doradztwie i pomocy, a nie kierowaniu od zaraz zarządem. To dużo, jeśli na jego konto zaliczymy już przejście do Widzewa ludzi odpowiedzialnych za pion sportowy. Dobrzycki z pewnością lubi rozmawiać z byłym prezesem PZPN, słuchać jego rad i podpowiedzi, ale czy będzie słuchać i stosować się do jego sugestii? Oto jest pytanie. Dla dobra Widzewa nie może to skończyć się brutalną konkluzją: “Moje pieniądze, mój klub, więc kieruje nim jak chcę”. Władzą warto się podzielić, zwłaszcza z klubową legendą. To się powinno opłacić.
Pan Dobrzycki czekał na przewietrzenie swego klubu pół roku. Albo wtedy nie chciał zaczynać od personalnej rewolucji, albo chciał się przyjrzeć, czy z tym ludźmi można budować poważny klub. Wychodzi na to, że w innym towarzystwie trzeba budować stary-nowy Wielki Klub.

Zabawy ze składem czy granat w niepoważnych rękach?

Taki mam nawyk, wyrobiony przez 40 lat pracy w mediach sportowych, że jakąś godzinę przed meczem zaczynam się nerwowo kręcić w poszukiwaniu składów obu drużyn. Zrozumiała ekscytacja przed spotkaniem Ligi Konferencji Legia - Samsunspor zamieniła się w konsternację. Jeśli na tle rywali Jagiellonii, Rakowa czy Lecha, mocny turecki średniak nie zapowiadał się najsolidniej, to trener “Wojskowych” Edward Iordanescu pobujał w obłokach. Oto w przeciwieństwie do trenerów Siemieńca, Papszuna i Frederiksena postanowił nie wystawić najmocniejszego składu… Wszołek, Kapuadi, Szymański, Reca, Kapustka, Biczachczjan, Rajović, Elitim - wszyscy rozpoczęli ten mecz na ławce rezerwowych. Skoro wpisano ich do protokołu to rozumiem, że byli gotowi do gry. Iordanescu ich oszczędzał? Zlitował się nad nimi? Priorytetem stała się walka o triumfy w Ekstraklasie, a nie o pieniądze w pucharach? Nadszedł czas na wypróbowanie nowych rozwiązań personalnych? I to w meczu z solidnym rywalem?
W zasadzie nie interesują mnie tłumaczenia Iordanescu. Trener jakby zapomniał o kilku prawdach w futbolu. Starych jak ta gra:
1. Nie grzeb w składzie, który ostatnio gra całkiem przyzwoicie.
2. W jednym meczu nie możesz rezygnować ze wszystkich najbardziej doświadczonych piłkarzy pierwszej jedenastki.
3. Skoro masz skuteczną “dziewiątkę” (Rajović) to nie przerywaj mu regularnej dyspozycji strzeleckiej i tzw. ciągu na bramkę.
4. Szanuj swoich kibiców i nie wystawiaj ich na ciężką próbę.
5. Nawet najbardziej zasłużeni, jednocześnie nieco przebrzmiali piłkarze, niech nie wychodzą w podstawowej jedenastce i przyzwyczajają się do roli rezerwowych, bo już ani te siły, ani ta odporność na stres…
Legia od dawna jest w polskim futbolu prymusem, jeśli chodzi o klubowy biznes. Tako rzecze coroczna klasyfikacja Grant Thornton Polska. Przychody, biznes, hospitality, dzień meczowy - wszystko się zgadza poza jednym. Na Łazienkowskiej od czterech lat czeka się na mistrzostwo Polski. Trudno nakarmić kibiców sukcesami na polu biznesu. To oczywiście ważne, ale w klubie bez należytego balansu pomiędzy dostatkiem finansowym a regularnym zdobywaniem trofeów nigdy nie będzie dobrze. I trener filozof, i trener ekscentryk nie pomoże klubowi nawet jakby sam bardzo chciał. Nie tylko boisko przegrywa, czasami szatnia, a najgorzej jeśli za taką wpadką (porażki Legii w eliminacjach Ligi Europy z Larnaką miłościwie nie przypomnę…) stoi sztab szkoleniowy, a właściwie trener.
Jako człowiek łagodny i życzliwy ludziom zalecałbym jednak panu Iordanescu, by poznał (a może już poznał), co to znaczy wezwanie do właściciela na dywanik. W towarzystwie Frediego Bobicia zalecałbym mu taki spacer do gabinetu pana Dariusza Mioduskiego.

Przeczytaj również