F1. Williams napisał piękną historię wyścigów. Ale Kubica trafił tu w najgorszym momencie w dziejach zespołu

Williams napisał piękną historię Formuły 1. Ale Kubica trafił tu w najgorszym momencie w dziejach zespołu
Youtube / Williams
Williams F1. Niegdyś symbol sukcesu naniesiony na tor stosunkowo niskim kosztem, trzeci po McLarenie i Ferrari najbardziej utytułowany zespół w królowej motosportu, niezwykła historia, wspaniali kierowcy… A dziś? To już nawet nie upadająca legenda. To proszący się o szybki i bezbolesny zastrzyk śmierci twór bez jasno wytyczonego planu na przyszłość.
Dziewięć mistrzostw wśród konstruktorów, siedem wśród kierowców. To fakty. Historia mówiąca sama za siebie. Obecnie to tylko historia. Duch wielkich triumfów ulotnił się z ekipy z Grove dosłownie w ciągu kilku lat.
Dalsza część tekstu pod wideo

Gigant w uśpieniu

Ostatni słodki smak szampana spróbowano tam siedem lat temu, gdy zupełnie nieoczekiwanie pierwszy na mecie GP Hiszpanii zameldował się Pastor Maldonado, przerywając ośmioletnią serię wyścigów bez wygranej.
Oczywiście i w późniejszych latach Williams notował zwyżki osiągnięć, masowo łapiąc się na punktowanych miejscach i wielokrotnie wskakując na podium, jak choćby w latach 2014 i 2015, kiedy Felipe Massa czy Valtteri Bottas robili wyniki ponad stan, a zespół był trzecią siłą w stawce.
Poniżej punkty i miejsca Williamsa w klasyfikacji konstruktorów w latach 2010-2017
Wyniki Williams GP w poszczególnych latach
guardian.com
Kolejne dwa sezony, 2016 i 2017, nie były być może okraszone osiągnięciami na miarę tych historycznych, ale wciąż nie zwiastowały katastrofy. Piąte miejsce to środek peletonu, pozwalający na przyglądanie się mocniejszym ekipom z nieco dalszych pozycji, łapanie oddechu i ataki z zaskoczenia.
Ale i te lata się skończyły. Przygłodzony mistrz z braku sił zaczął osuwać się coraz bardziej. 2018 i obecny sezon to już kompletna klapa i wegetacja. 2018 rok – 7 marnych punkcików, obecny to jazda z tyłu z kilkusekundowymi stratami na jednym okrążeniu.

Zepsuty projekt

Przyjrzyjmy się ubiegłorocznym zmaganiom. FW41, jak żartowali jego twórcy, miał mieć bardziej zrównoważony pakiet. W miarę konkurencyjny był jedynie na torach wymagających małego docisku, Monzie i Baku, gdzie udało się uciułać kilka oczek, a wszystko dzięki znakomitej jednostce napędowej Mercedesa, prawdopodobnie najlepszej w tamtym sezonie.
Na torach krętych, bardziej technicznych, a zatem tych, gdzie siła docisku jest przeciętna lub ponadprzeciętna, Williamsy nie miały absolutnie nic do powiedzenia. Za aerodynamiczną stronę pojazdu odpowiadał sam Paddy Lowe, a więc magik od mistrzowskich konstrukcji Mercedesa z lat 2014-2016. W Grove stworzył jednak powolnego rzęcha.
Paddy Lowe
Wikipedia
Obliczono, że w 2018 roku średnia różnica czasów między bolidami Williamsa i Ferrari na okrążeniach w najszybszym tempie wynosiła 3,2%. W 2017 roku – 2,4%. Team nie tylko nie zbliża się do czołówki, on coraz bardziej zostaje z tyłu. 
Największym problemem od tych dwóch lat pozostaje wejście maszyny w zakręt i stabilność. Brak zaufania do swojego samochodu to dyskwalifikująca okoliczność. Bez tego trudno liczyć o coś więcej niż bezpieczne dojechanie do mety.
Już wtedy Robert Kubica, jeżdżący jeszcze jako rezerwowy, podczas hiszpańskich testów określił współpracę z FW41 mianem „trudnej”. - Niestety, obecnie jesteśmy na pozycji, że raczej ślizgamy się na torze, niż na nim jeździmy. To nie daje przyjemności – mówił polski kierowca.
Najbardziej dostało się parze kierowców: Lance’owi Strollowi i Siergiejowi Sirotkinowi (jemu, a nie Kubicy ostatecznie oddano fotel w 2018 r.). W dużej mierze krytyka była po prostu niesłuszna.
Twierdzono chociażby, że taki zespół jak Williams nie powinien tworzyć duetu z dwóch niedoświadczonych młokosów, ale podobnie nieopierzeni pięć lat wcześniej byli Pastor Maldonado i Valtteri Bottas, którzy później z większym czy mniejszym powodzeniem, ale ścigali się po torach F1.
I Strollowi, i Sirotkinowi zarzucano, że do ekipy weszli tylko za sprawą pieniędzy, zapomniano jednak, że Kanadyjczyk w starciu z Massą w 2017 wypadł niezwykle korzystnie (40 punktów do 43 Brazylijczyka), a rosyjski „pay driver” miał za sobą wyśmienite starty w Formule 2, będącej bezpośrednim zapleczem najwyższej kategorii wyścigowej na świecie.

Sięgnięcia dna

Po fatalnym ubiegłym sezonie nad Grove miało wzejść słońce. Nowi kierowcy, nowe perspektywy, dużo optymizmu. Tymczasem publicznie o kłopotach Williamsa media dowiedziały się, gdy ten nie wyjechał na tor w pierwszych dniach testów na Catalunya.
Powód prosty, ale i śmieszny jednocześnie. Do Barcelony nie dotarł sprzęt. Później okazało się, że nie ma części zamiennych. GP Australii zbliżało się nieubłaganie, a team był w proszku.
- Nie jesteśmy w kryzysowym trybie – przekonywała bez przekonania szefowa ekipy Claire Williams. Ale nie dało się nie zauważać, że Brytyjczycy powoli sięgają dna. O inauguracyjnym wyścigu w Melbourne woleliby zapomnieć. Ostatnie miejsca w kwalifikacjach, zerowa walka w niedzielę – równie dobrze mogliby w ogóle nie wyjeżdżać z boksów.
Przed Grand Prix Bahrajnu wciąż na próżno doszukiwano się pozytywów. Na domiar złego ze stanowiska de facto wyleciał Lowe, uznany za kozła ofiarnego nieudanych wyników. Atmosfera w Williamsie zagęszcza się.

Pozostać „prywatnym”?

Dziennikarze podczas wywiadu z Kubicą prychają i trudno im powstrzymać uczucie zażenowania. - Nie możemy jeździć na 100 proc., tak jak byśmy chcieli. Muszę unikać wysokich tarek, każde uszkodzenie będzie dla nas olbrzymim kłopotem, bo wciąż nie dysponujemy wszystkimi częściami zamiennymi – mówił przed rywalizacją na torze Sakhir Polak. Takiej sytuacji w Formule 1 dawno nie było.
Do sprawy kryzysu Williamsa bardzo krytycznie podchodzi Ralf Schumacher, który jeździł dla nich w latach 1999-2004. Niemiec wytknął braki w umiejętności zarządzania stajnią byłego i obecnego kierownictwa.
- Znam ich sposób działania i pewnie wszystko pozostało na tym samym poziomie. Chodzi o wspólne tworzenie i motywowanie zespołu, co nie miało miejsca w czasach, kiedy byłem ich reprezentantem. Obawiam się, że Claire nauczyła się tych samych nawyków od swojego ojca (Franka – przyp. red.) – mówił gorzko w wywiadzie dla niemieckiej stacji Ralf.
- Potrzebują nowego szefa – wtóruje Schumacherowi Martin Brundle, jeden z najbardziej popularnych komentatorów Formuły 1. Ekspert twierdzi, że Williams stanął przed najważniejszym pytaniem w długoletniej historii teamu.
- Może należy rozważyć, czy nadal chcą być prywatną stajnią. Są teraz trochę na ziemi niczyjej. Kiedyś w tej sferze walczyli z McLarenem, ale ci, od kiedy zrezygnowali ze swoich silników – stali się zespołem quasi-fabrycznym. Williams musi podjąć ważną decyzję dot. przyszłości, ale być może jest już za późno – kontynuuje Brundle.
Trudno się z tą tezą nie zgodzić. Williams nie ma szans na podjęcie walki ze środkiem stawki, z Haasem czy Alfą Romeo. To de facto drużyny B, którym sprzęt dostarczają potentaci. Inżynierowie zatrudnieni przez Claire muszą budować każdą część mozolnie, od nowa.
Kierowcy widzą te ograniczenia, mają świadomość braków, wiedzą też, gdzie leży problem. - Brakuje nam siły docisku – wyjaśnia w wywiadach George Russell, partner zespołowy Kubicy.
- Rozumiemy, dlaczego, ale to nie znaczy, że obudzimy się w poniedziałek rano i zdołamy to naprawić. Nawet jeśli wyeliminujemy ten podstawowy błąd i zrobimy duży krok, to prawdopodobnie i tak nadal będziemy w tyle – stwierdził Anglik wzruszając ramionami.

To proces, może potrwać 5 lat

Russell z Kubicą zgodnie twierdzą, że wyjście z technicznego impasu może potrwać dwa, trzy miesiące. Według komentatorów Williams już całkowicie skreślił sezon 2019 i będzie koncentrować się na 2020. Są ludzie, którzy na takie postawienie sprawy patrzą sceptycznie.
- Wydostanie się z takiej sytuacji to długi proces i może potrwać nawet pięć lat. Struktura ekipy musi zostać odbudowana, a Williams jest tak daleko, że to może być naprawdę trudne – uważa Nico Rosberg, były mistrz świata.
Brundle nie pozostawia wątpliwości. Brytyjczycy nie będą w stanie wydostać się z bagna bez pomocy.
- Widzę dwa kierunki. Albo do F1 wejdą nowi producenci silników i Williams powinien związać się z którymś z nim, albo wejść w struktury Mercedesa i zostać zespołem satelickim – tłumaczy były kierowca.
To drugie oznaczałoby zerwanie z wieloletnią tradycją i tak naprawdę ostateczne zamknięcie jednego z pięknych rozdziałów tej dyscypliny. Koniec ekip prywatnych. Bardzo możliwe, że uczestnikiem tej historycznej chwili będzie Robert Kubica i to Polak będzie musiał spuścić kurtynę.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również