"Fabryka napastników" produkuje kolejnego superstrzelca. Nie są na topie, a zarobili 400 mln euro

"Fabryka napastników" produkuje kolejnego superstrzelca. Nie są na topie, a zarobili 400 mln euro
Ulrik Pedersen / pressfocus
Adam - Kowalczyk
Adam Kowalczyk26 Sep · 16:20
Eintracht Frankfurt to klub, któremu piłkarski świat przyszył łatkę fabryki napastników. A właściwie - fabryki pieniędzy z napastników, bo zdecydowana większość snajperów, którzy zachwycali w barwach “Die Adler”, miała problemy, by poradzić sobie po transferze do innej drużyny. Przez ostatnie lata takich piłkarzy przewinęło się naprawdę wielu, więc postanowiliśmy przypomnieć ich nazwiska. Tym bardziej, że już teraz w klubie wyłania się materiał na kolejną przyszłą gwiazdę.
Zdecydowana większość napastników, którzy wyróżniali się w barwach Eintrachtu Frankfurt gra obecnie w piłkę na przeciętnym poziomie. Niektórzy z nich popadli w zapomnienie. Cofnijmy się w czasie i jeszcze raz poznajmy wszystkich goleadorów, na których niemiecki klub zbił fortunę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Luka Jović

To od niego wszystko się zaczęło. Choć Luka Jović trafił do Eintrachtu Frankfurt już w 2017 roku, w ramach dwuletniego wypożyczenia z Benfiki Lizbona, to na dobre odpalił dopiero podczas pamiętnego sezonu 2018/19. Błysnął już w październiku, gdy strzelił pięć goli w ligowym starciu z Fortuną Duesseldorf (7:1). Później była Liga Europy, w której z 10 bramkami na koncie został wicekrólem strzelców rozgrywek, docierając z Eintrachtem aż do półfinału. Realnie można było tu myśleć o trofeum - podopieczni Adiego Huettera dopiero po rzutach karnych odpadli z Chelsea, która koniec końców triumfowała w wielkim finale.
Jović był jednym z najgorętszych nazwisk podczas letniego okienka transferowego w 2019 roku. Eintracht wykupił go z Benfiki, by od razu sprzedać do Realu Madryt za 60 milionów euro. Po transferze do “Królewskich” zaczął się zjazd - 22-letni wówczas Serb kompletnie zatracił swoją skuteczność, w której odzyskaniu nie pomogło nawet powrotne wypożyczenie do Eintrachtu. Zaczął mieć też problemy ze zdrowiem, a co za tym idzie, opuszczał coraz więcej meczów.
Ostatnie lata Jović spędził we Fiorentinie i Milanie, gdzie mimo pojedynczych przebłysków (takich jak dublet w derbach Mediolanu rozgrywanych w ramach półfinału Pucharu Włoch) nie spełnił oczekiwań. W sierpniu tego roku został zaprezentowany jako nowy zawodnik AEK-u Ateny. Póki co, jego przygoda w Grecji również nie zapowiada się dobrze. Po trzech rozegranych tam meczach nadal czeka na debiutanckiego gola.

Sebastien Haller

Jović tworzył w Eintrachcie świetny ofensywny duet z Sebastienem Hallerem, który występował obok Serba jako drugi napastnik. Iworyjczyk radził sobie jednak na niemieckich boiskach już wcześniej. W debiutanckim sezonie Bundesligi miał dziewięć goli i cztery asysty, w następnym - 15 goli i dziewięć asyst. Później trafił do West Hamu United, który wyłożył na stół 50 milionów euro. Trzeba przyznać, że w Anglii potrafił zdobywać piękne bramki (przewrotka z Crystal Palace do dziś pewnie siedzi wielu kibicom w głowie), ale całościowo bez dwóch zdań coś poszło w tym transferze nie tak. 14 trafień w 54 występach to liczby wyjątkowo rozczarowujące.
Haller odżył w Ajaksie Amsterdam, gdzie stał się nie tylko gwiazdą Eredivisie, ale i europejskich pucharów. W sezonie 2021/22 na potęgę strzelał w Lidze Mistrzów (11 goli w ośmiu meczach), a latem za 30 milionów euro został pozyskany przez Borussię Dortmund. Niestety, gdy jego kariera wracała na prostą, usłyszał straszliwą diagnozę - wykryto u niego raka jądra. Ze złośliwym nowotworem walczył przez pół roku, zanim udało mu się wrócić na boisko. Zrobił to w imponującym stylu, z miejsca stając się podstawowym napastnikiem drużyny. W 2024 roku osiągnął pierwszy wielki sukces z reprezentacją Wybrzeża Kości Słoniowej. Podczas Pucharu Narodów Afryki zdobywał decydujące bramki - w półfinale z Demokratyczną Republiką Konga (1:0) i w finale z Nigerią (2:1).
Niewykluczone, że gdyby nie nowotwór, Haller byłby piłkarzem spełnionym. Możliwości miał ogromne, choć największe, czysto sportowe nieszczęście przydarzyło się mu dopiero po powrocie z chemioterapii. W meczu ostatniej kolejki Bundesligi 2022/23 z Mainz nie wykorzystał rzutu karnego, który mógł przesądzić o pierwszym mistrzostwie Niemiec dla BVB od 11 lat. Tak czy inaczej, Iworyjczyk ze swojej kariery wycisnął naprawdę wiele, w tym materiał na świetną autobiografię.

Andre Silva

Odchodzimy od magicznego dla Eintrachtu sezonu 2018/19 i przenosimy się dwa lata do przodu. Ofensywą “Die Adler” rządził wtedy jeden człowiek - Andre Silva. 28 bramek i tytuł wicekróla strzelców Bundesligi w czasie, gdy Robert Lewandowski walczył o pobicie rekordu Gerda Muellera do dziś pozostaje najjaśniejszym momentem kariery Portugalczyka. Nie da się ukryć, że całościowo mogła się ona potoczyć znacznie lepiej.
Już na początku kariery wychowanek FC Porto bezskutecznie próbował swoich sił w takich klubach jak AC Milan czy Sevilla. Z kolei genialnym rokiem w Eintrachcie Frankfurt zapracował sobie na transfer do RB Lipsk, gdzie znacząco obniżył loty. Pierwszy sezon w jego wykonaniu był nawet solidny (11 goli i trzy asysty w 33 meczach), natomiast później kompletnie przepadł. Ostatnie dwa lata spędził na wypożyczeniach w Realu Sociedad i Werderze Brema. Na starcie przygody w tym pierwszym klubie męczyły go kontuzje, w tym drugim zaś nie otrzymywał wystarczająco szans na boisku.
Dłuższy tekst o tym, co poszło nie tak w karierze Andre Silvy, możecie przeczytać TUTAJ. Dziś napastnik, uznawany niegdyś za wielki talent, ma 29 lat oraz 53 występy w reprezentacji Portugalii (ostatni z nich zanotował na mistrzostwach świata w Katarze). RB Lipsk pozbył się go na stałe dopiero w minionym okienku, sprzedając za milion euro do hiszpańskiego Elche. Być może tam napastnik odzyska chociaż część dawnego blasku. Początek ma niezły - każdy z dwóch ostatnich meczów LaLiga zakończył z bramką, spędzając na murawie 90 minut.

Randal Kolo Muani

Randal Kolo Muani był prawdziwą rewelacją Bundesligi w sezonie 2022/23. Wcześniej brylował na francuskich boiskach - uchodził za gwiazdę Nantes, z którym wygrał Puchar Francji, zdobywając nawet decydującą bramkę w finale z Niceą. Zaraz po tym sukcesie jego kontrakt z “Kanarkami” wygasł, a na zasadzie wolnego transferu zdecydował się go pozyskać Eintracht Frankfurt.
To był złoty interes. Pod batutą Olivera Glasnera Francuz niesamowicie wystrzelił, zdobywając 23 bramki i notując 17 asyst we wszystkich rozgrywkach. Podobnie jak w przypadku Jovicia, jeden fenomenalny sezon w Eintrachcie zrobił z niego piłkarza rozchwytywanego przez największe kluby europejskie. Zainteresowanie jego osobą na rynku bez wątpienia zwiększył katarski mundial, podczas którego Kolo Muani mógł dać Francuzom drugie z rzędu mistrzostwo świata. Jego strzał w sytuacji sam na sam fenomenalnie obronił jednak Emiliano Martinez.
Latem 2023 roku Paris Saint-Germain wyłożyło na Kolo Muaniego aż 95 milionów euro, czyniąc go najdroższym sprzedanym piłkarzem w historii Eintrachtu Frankfurt. W drużynie Luisa Enrique snajper nie miał już takich możliwości gry w przewadze przy kontratakach, przez co zdecydowanie gorzej radził sobie w dochodzeniu do sytuacji strzeleckich. Półtora roku spędzone w paryskiej ekipie okazało się być potężnym zawodem. Lepiej było na wypożyczeniu w Juventusie, gdzie Kolo Muani znacznie poprawił swoją skuteczność (osiem goli w 16 meczach Serie A - solidnie). Sprowadzenie przez “Starą Damę” Jonathana Davida sprawiło jednak, że dopięcie transferu Francuza zeszło na dalszy plan. Nowym przystankiem w jego karierze stał się Tottenham, gdzie spędzi rok na kolejnym wypożyczeniu.

Hugo Ekitike

Gdy Eintracht domykał sprzedaż Kolo Muaniego do PSG, francuski klub zaproponował mu wypożyczenie Hugo Ekitike w celu obniżenia kosztów transferu. Nie udało się, ale sam piłkarz i tak do Frankfurtu trafił, z tym że pół roku później. Choć na początku przygody w Bundeslidze jego wielki talent aż tak nie rzucał się w oczy, to ostatecznie został jedną z największych rewelacji sezonu 2024/25.
Ekitike od początku swojej seniorskiej kariery robił duże wrażenie swoją grą, jeszcze za czasu występów dla Reims. Ze względu na budowę ciała, elegancję i sposób poruszania się po boisku zawsze porównywano go z Thierrym Henrym. Do PSG trafił zbyt szybko i w nieodpowiednim momencie - nie dość, że miał w składzie bardzo dużą konkurencję, to był świeżo po kontuzji, która zabrała mu 10 meczów poprzedniego sezonu. Po transferze do Niemiec wreszcie mógł wystrzelić na dobre. W rundzie jesiennej tworzył kapitalny duet z Omarem Marmoushem, lecz później występował już jako samotny napastnik.
Liverpool wydał na Hugo Ekitike tyle samo, co Paris Saint-Germain na Kolo Muaniego - 95 milionów euro. Start Francuza w “The Reds” jest obiecujący. Zaczął od trafienia w meczu o Tarczę Wspólnoty, później zdobył bramkę w swoim debiutanckim spotkaniu Premier League. Ostatnio trafił też do siatki w Derbach Merseyside i starciu Pucharu Ligi. Łącznie ma na koncie pięć goli w ośmiu meczach dla mistrza Anglii. Jak tak dalej pójdzie, może zostać pierwszym napastnikiem od lat, który spełni oczekiwania po odejściu z Eintrachtu Frankfurt.

Omar Marmoush

17 meczów, 15 goli, 10 asyst - statystyki, jakie Omar Marmoush wykręcił podczas pierwszej połowy minionego sezonu Bundesligi są niebywałe. Egipcjanin od dłuższego czasu miał zadatki na bycie czołową postacią niemieckiego futbolu klubowego, jednak sposób, w jaki udało mu się tego dokonać, przerósł najśmielsze oczekiwania.
Marmoush trafił do Eintrachtu za darmo w lipcu 2023 roku. Wcześniej występował w Wolfsburgu, który nie stanowił dla niego odpowiedniego środowiska do rozwoju. Był wypożyczany do St. Pauli i Stuttgartu, a w pierwszym zespole “Wilków” nie otrzymywał zbyt wielu szans. Nie zawsze grał też jako typowy napastnik, bowiem często wystawiano go lewym skrzydle. Odejście do “Die Adler” było przełomem - w swoim debiutanckim sezonie Egipcjanin trafiał do siatki 17 razy we wszystkich rozgrywkach. Kto by pomyślał, że rok później podobne liczby osiągnie w czasie o połowę krótszym.
Na początku tego roku Marmoush został kupiony przez Manchester City za 75 milionów euro. Już w trzecim meczu w barwach “Obywateli” przywitał się z kibicami w najlepszy możliwy sposób, zdobywając hat-tricka. Łącznie w rundzie wiosennej strzelił siedem goli. Obecnie leczy kontuzję kolana, której nabawił się podczas wrześniowej przerwy reprezentacyjnej.

Kto następny?

Łącznie wszyscy wymienieni wyżej napastnicy kosztowali Eintracht niecałe 69 milionów euro. Z ich sprzedaży klub zarobił około 401 milionów, czyli prawie sześć razy więcej. Można się tylko zastanawiać, kto w najbliższym czasie dołączy do tego zestawienia, a przede wszystkim - czy sprawdzi się w klubie, który go pozyska.
Póki co najpoważniejszym kandydatem jest Can Uzun. 19-letni Turek nie jest co prawda typowym snajperem, a pomocnikiem, ale jego skuteczność w pierwszych kilku meczach sezonu wygląda kapitalnie. W sześciu meczach pięciokrotnie trafiał do siatki oraz trzy razy asystował. Ponadto świetnie odnajduje się w polu karnym, co doskonale pokazał w sezonie 2023/24 - na wypożyczeniu w FC Nuernberg zdobył aż 16 bramek w 2. Bundeslidze, z czego tylko cztery padły po strzałach spoza “szesnastki”.
Mimo wszystko Uzun gra jednak na pozycji numer “10”, więc warto wymienić też tych, którym on sam piłki dogrywa. W takim wypadku na pierwszy plan wysuwa się Jonathan Burkardt - były kapitan Mainz i autor 18 goli w ostatnim sezonie Bundesligi, na którego latem Eintracht wydał 21 milionów euro. O miejsce w składzie będzie walczył z nim Elye Wahi, czyli najzdolniejszy francuski napastnik z rocznika 2003, występujący we Frankfurcie od pół roku. Pod kątem naturalnego talentu często zestawiany był na równi z Hugo Ekitike, lecz jego sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana - ani w Lens, ani w Marsylii nie zagrzał miejsca dłużej niż rok, a w tym drugim klubie kompletnie rozczarował.
Każdy z tych trzech piłkarzy ma potencjał, by w przeciągu kilkunastu miesięcy stać się gwiazdą i odejść za wielkie pieniądze do topowego klubu. Pozostaje więc z niecierpliwością czekać na to, jak będą się rozwijać przez resztę trwającego sezonu.

Przeczytaj również