FC Barcelona pozbywa się nieznośnego kłopotu. Xavi może czuć się oszukany, kłamstwa w żywe oczy

FC Barcelona pozbywa się nieznośnego kłopotu. Xavi może czuć się oszukany, kłamstwa w żywe oczy
Pressinphoto/Pressfocus
Ousmane Dembele odchodzi z Barcelony. Klub po sześciu latach żegna piłkarza, który częściej powodował kłopoty niż dostarczał radości. Przez większość pobytu na Camp Nou był raczej nieznośnym utrapieniem niż pomocnym elementem.
W ostatnich dniach temat transferów Barcelony został całkowicie zdominowany przez kwestię przyszłości Ousmane’a Dembele. Katalończycy planowali pozbyć się wielu piłkarzy, ale początkowo niewiele wskazywało na to, że to akurat skrzydłowy zostanie pierwszym renegatem. Kontrakt 26-latka obowiązywał co prawda tylko do końca nadchodzącego sezonu, jednak wielokrotnie podkreślał on swoją miłość do klubu. Stolica Katalonii miała być jego ziemią obiecaną i piłkarskim Shangri-La. Nagle okazało się, że uczucia “Dembouza” są jedynie iluzją, a wcześniejsze przyrzeczenia zwykłym kłamstwem. 26-latek opuścił “Blaugranę” w stylu, który dobitnie podsumowuje jego całą przygodę na Camp Nou.
Dalsza część tekstu pod wideo

Odroczone rozstanie

Według wielu doniesień Ousmane Dembele będzie kosztował PSG dokładnie 50 mln euro, przy czym tylko część z tych pieniędzy trafi do Barcelony. Zdaniem Matteo Moretto Katalończycy zainkasują jedynie 27 mln euro. Mistrzowie Francji zapłacą tyle, chociaż nie pokryli oficjalnej klauzuli, którą trzeba by uiścić w siedzibie La Ligi. Wykorzystali za to prywatne porozumienie zawarte między klubem i samym zawodnikiem w ubiegłym roku. Tak skromny zarobek na pierwszy rzut oka jest upokorzeniem i ekonomiczną kompromitacją “Dumy Katalonii”. Klub w potrzebie nie może przecież pozwalać na sprzedaż po promocyjnej, a wręcz wstydliwe niskiej cenie. Warto jednak pamiętać, że zapisy te uzgodniono w momencie, gdy wychowanek Rennes formalnie był wolnym zawodnikiem. “Barca” nie mogła dyktować warunków, negocjując z piłkarzem, nad którym nie ma żadnej kontroli. Mateu Alemany i spółka musieli zgodzić się na tak niekorzystną klauzulę lub pozwolić na to, aby odszedł on za darmo.
Mimo wszystko "Blaugrana" mogła liczyć na to, że Francuz nie będzie szukał okazji do opuszczenia Camp Nou. Przypomnijmy przecież, jak wyglądało ostatnie półrocze przed prolongatą kontraktu. Wówczas agent Dembele, Moussa Sissoko, wszedł w otwarty konflikt z działaczami “Blaugrany”. Pojawiały się doniesienia o tym, że niemal wszyscy pracownicy klubu nalegają na to, aby odesłać skrzydłowego na trybuny. Jedynie Xavi Hernandez uwierzył w swojego podopiecznego. To pod jego wodzą Ousmane odrodził się jako piłkarz i odkupił zaufanie kibiców. Trener od początku zaznaczał, że jest on w stanie zamienić gwizdy w oklaski. I faktycznie tak się stało. Wszystko miało zmierzać w dobrym kierunku.
Wiosna ubiegłego roku była prawdopodobnie szczytowym momentem Dembele w Barcelonie. Wówczas pokazał, że może być liderem tej drużyny. Problem polega na tym, że już w minionym sezonie odezwała się stara i mniej przydatna wersja tego zawodnika. Po raz kolejny prezentował on niestabilną formę przeplataną kolejnymi urazami. Sezon ligowy zakończył z miernym dorobkiem pięciu trafień, gorszym od bilansu choćby Edera Militao, który przecież nie gra w ofensywie. Xavi oczywiście nadal bronił 26-latka, ale już klub ponownie stanął przed niełatwym zadaniem rozmów w sprawie nowego kontraktu. Jeszcze przed pierwszymi informacjami o zainteresowaniu ze strony PSG czuć było napięcie, które ponownie podzieliło obie strony.
- Przedłużenie umowy z Dembele to niekończąca się historia. Co roku powtarza się ten sam scenariusz. Wiemy, że Xavi lubi Dembele, ale w tym przypadku rozmowy przebiegają wolniej niż w innych - mówił niedawno Rafa Yuste, wiceprezes Barcelony, w wywiadzie dla "Sportu".

Strzeżcie się fałszywych proroków

Barcelona popełniła ten błąd, że uwierzyła w papierowe zapewnienia Dembele. W ostatnim czasie notorycznie podkreślał on swoje uwielbienie do bordowo-granatowych barw. W mediach padały nawet pogłoski o tym, że Francuz chce zostać jednym z kapitanów na Camp Nou. Miał być twarzą i jednym z fundamentów projektu Xaviego. Z perspektywy czasu wiemy, ile znaczyły wszystkie deklaracje.
- Jestem szczęśliwy, w Barcelonie czuję się dobrze i komfortowo. Xavi odegrał kluczową rolę w kwestii mojego nowego kontraktu. Od momentu przybycia do klubu mówił mi, że bardzo we mnie wierzy. Czułem, że muszę zostać - to słowa Dembele z wywiadu dla "RMC Sport" udzielonego we wrześniu ubiegłego roku.
- Bardzo dobrze czuję się w Barcelonie, to klub, który kocham. Zawsze mówiłem, że moim marzeniem jest gra dla Barcelony, wygrywanie z nią trofeów napawa mnie dumą. Teraz moim celem jest zdobycie kolejnych pucharów, marzę o wygraniu tutaj Ligi Mistrzów - tak zaś piłkarz mówił na antenie "Telefoot" w maju, niespełna trzy miesiące temu.
- Barcelona jest teraz rodziną, jest wielu młodych zawodników, ale również weteranów. W zespole panuje bardzo dobra atmosfera. Klub chce, żebym podpisał kontrakt do 2027 roku, moi przedstawiciele porozmawiają na ten temat. Jestem szczęśliwy w zespole, w moim domu, w Barcelonie - dodawał Francuz w czerwcu na łamach dziennika "MARCA".
We wszystkich wywiadach Dembele zapomniał dodać, że jego miłość do Barcelony ma metkę z luksusową ceną. Słowa wiceprezesa klubu o problematycznych negocjacjach pokrywają się z niedawnymi informacjami hiszpańskich mediów. Słychać było, że piłkarz nie jest zadowolony z niższej pensji, którą zaakceptował przed rokiem. Na mocy nowego porozumienia oczekiwał sowitego wyrównania. Tymczasem “Barca” nie mogła tworzyć kolejnego komina płacowego dla kogoś, kto po prostu na to nie zasługuje.

Wirtualny lider

Poza aspektem finansowym trzeba poruszyć kwestie czysto sportowe. A pod tym względem Barcelona wcale nie traci tak ważnego piłkarza, jak mogłoby się wydawać. Oczywiście, że Dembele był najbardziej dynamicznym, efektownym i nieprzewidywalnym skrzydłowym w całej kadrze Katalończyków. Sęk w tym, że wysoko zawieszony sufit jego możliwości nijak się miał do faktycznie osiąganych rezultatów na boisku. Portal “Opta” wyliczył, że od momentu transferu z Borussii Dortmund Francuz wystąpił jedynie w 185 z 327 rozegranych spotkań Barcelony. W zaledwie 36% przypadków był członkiem podstawowego składu. Z powodu wiecznych urazów opuszczał średnio ponad 20 meczów na sezon. Chociaż wydaje się to niemożliwe, w barwach “Blaugrany” zaliczył tylko 32 występy od 1. do 90. minuty, statystycznie po pięć na rok. Mistrzowie Hiszpanii nie tracą zatem jednego z liderów, ale kogoś będącego jedynie niespełnioną obietnicą, cieniem wielkiego piłkarza.
- Problem z Dembele polegał na tym, że nawet po tych sześciu latach nadal wierzono, że może być ważną postacią na największych scenach - podsumował Alejandro Segura z dziennika "MARCA".
Barcelona nie popełnia błędu, sprzedając teraz Dembele. Z perspektywy klubu najgorsze było to, że Francuz w ogóle zawitał na Camp Nou i to kosztując prawdziwe krocie. Teraz odchodzi po sześciu sezonach, które obfitowały w więcej absurdów niż momentów chwały. Pierwszymi skojarzeniami z jego przygody w Katalonii mogą być notoryczne spóźnienia na treningi, pudło w ostatniej akcji półfinału Ligi Mistrzów z Liverpoolem, założenie opaski kapitana do góry nogami czy czerwona kartka za rzekome obrażenie Mateu Lahoza, kiedy wszyscy w Barcelonie utrzymywali, że Ousmane przecież nie zna hiszpańskiego. Do tego dochodzi słynne “losowanie” formy przed spotkaniami. Nikt, włącznie z samym zainteresowanym, nie wiedział bowiem, czy zagra na miarę topowego skrzydłowego, czy może jednak będzie kulą u nogi całego zespołu. I tak upływał mecz za meczem, kontuzja za kontuzją, sezon za sezonem.

Chłodna głowa kluczem do sukcesu

Z transferu Dembele prawdopodobnie najbardziej zadowoleni są członkowie dyrekcji sportowej Barcelony. Swego czasu spekulowano, że Katalończycy muszą po raz wtóry szukać kreatywnych rozwiązań, aby zarejestrować nowych piłkarzy. Odejście Francuza może oznaczać rezygnację z aktywowania kolejnych dźwigni finansowych. Z listy płac zniknie bowiem jedna z największych tygodniówek.
Utrata 26-latka oznacza naturalnie napędzenie medialnej machiny transferowej. Prasa już jest zdominowana przez plotki o kolejnych celach klubu. Znów padają nazwiska Bernardo Silvy czy Joao Felixa. Warto jednak zastanowić się nad tym, czy Barcelona, wciąż targana finansowymi problemami, powinna na siłę szukać opcji do wzmocnienia ataku. Przecież już od roku Xavi ma do dyspozycji Raphinhę, w którego zainwestowano zbyt duże pieniądze, aby docelowo był rezerwowym. Brazylijczyk nie jest może tak widowiskowym piłkarzem w porównaniu z Francuzem, ale w debiutanckim sezonie zanotował dziesięć bramek i 12 asyst. Nowy nabytek PSG przez sześć sezonów na Camp Nou ani razu nie miał lepszej zdobyczy w klasyfikacji kanadyjskiej.
Dodatkowo Barcelona już w poprzednich sezonach boleśnie przekonała się o tym, że głośne transfery nie zawsze niosą za sobą wymierny pożytek dla zespołu. Być może włodarze powinni wyciągnąć wnioski i zaczekać z ewentualną inwestycją środków uzyskanych z Dembele. Nawet bez niego Xavi ma do dyspozycji kilka naprawdę ciekawych opcji w linii ataku. W klubie pozostają Ansu Fati, Raphinha, Ferran Torres i Ez Abde. W ostatnim sparingu z Milanem z dobrej strony na prawej flance pokazał się 16-letni Lamine Yamal. Może na pierwszy rzut oka te nazwiska nie powalają na kolana, ale ewentualny zakup nowego skrzydłowego również nie musi być gwarantem jakości. “Barca” wcale nie jest zobligowana do znalezienia następcy Dembele. Dla dobra klubu lepiej, aby nikt nawet nie próbował powtarzać “wyczynów” reprezentanta Francji. Ten rozdział na Camp Nou już zamknięto i nikt nie powinien oczekiwać choćby skrawka kontynuacji zbliżonej do niezbyt chwalebnego oryginału.

Przeczytaj również