FC Barcelona w kryzysie, Liga Mistrzów nie wybacza. 5 powodów, dla których to SSC Napoli awansuje

FC Barcelona przystąpi do wieczornego rewanżu z Napoli z niewielkim marginesem błędu. Podopieczni Quique Setiena w nieco szczęśliwych okolicznościach wywieźli z San Paolo cenny remis. Chociaż wynik i marka obu drużyn mogłyby stawiać “Blaugranę” w roli faworyta, nie należy przedwcześnie skreślać ekipy Gennaro Gattuso. Neapolitańczycy mają argumenty, by utrzeć nosa katalońskim potentatom.
Gdy los skrzyżował ścieżki obu klubów w 1/8 finału, mało kto przewidywał taki obrót spraw. Do pierwszego spotkania “Barça” przystępowała jako lider La Liga, podczas gdy “Azzurri” błąkali się w środku tabeli Serie A. Przewaga na papierze na nic się zdała ekipie z Camp Nou. Napoli zagrało dobrze, ale nieskutecznie. Rywale z trudem kreowali jakiekolwiek zagrożenie. Remis wywieziony z Italii był sukcesem Messiego i spółki.
“Azzurri” nie mają dziś nic do stracenia. Misja wywalczenia przez nich awansu w “paszczy lwa” jest trudna, ale z pewnością możliwa do wykonania. W ostatnich tygodniach Napoli zanotowało zwyżkę formy, a w stolicy Katalonii kryzys goni kryzys. Neapolitańczycy mają zwyczaj obchodzić 19 września święto zwane “Cudem Świętego Januarego”. Czy 8 sierpnia przejdzie do historii jako “Cud Świętego Gennaro”? Chociaż aktualnie do pokonania Barcelony wcale nie potrzeba nadprzyrodzonych zdolności. Oto pięć powodów, które mogą sprawić, że dzielny zespół z południa Włoch awansuje do ćwierćfinału LM.
1. Atak w letargu, obrona na wakacjach
Bieżący sezon w wykonaniu wicemistrzów Hiszpanii to jak na razie jedno wielkie rozczarowanie. Gdzie nie spojrzeć, Katalończycy borykają się z mniejszymi lub większymi problemami. W lidze tracili średnio jedną bramkę na mecz. Na arenie europejskiej Marc-Andre ter Stegen zachował zaledwie dwa czysta konta. Zresztą akurat do niemieckiego golkipera nie można mieć żadnych pretensji. Wielokrotnie i tak ratował kolegów przed wyższym wymiarem kary.
Linia obrony funkcjonuje tylko teoretycznie. Kibiców nie napawa też optymizmem postawa ofensywy. W siedmiu meczach Ligi Mistrzów piłkarze Barcelony strzelili dziesięć goli. Tyle samo co Erling Haaland i jednego mniej od Roberta Lewandowskiego. W ataku brakuje polotu, finezji, czegoś, co kilka lat temu było na Camp Nou znakiem rozpoznawczym zespołu. W krajowych rozgrywkach Barcelona zdobyła najmniej bramek od piętnastu lat. W dziewięciu ligowych meczach nie potrafili pokonać bramkarza rywali. Setien miał pobudzić wątły skład, który powoli gasł za kadencji Ernesto Valverde. Było źle, jest jeszcze gorzej.
2. Stracona szatnia
Poprzedni trener zawodził, ale trzeba przyznać, że szatnia go popierała. W dwóch sezonach pod wodzą Valverde Barcelona kompromitowała się w Lidze Mistrzów. Pamiętamy historyczne comebacki, kiedy to AS Roma i Liverpool eliminowały Katalończyków. Jednak mimo turbulencji, wszyscy jechali na jednym wózku. Nikt nie krytykował szkoleniowca. Teraz piłkarze bez przeszkód wytykają błędy Setiena.
- Porażka z Osasuną to dobre podsumowanie tego sezonu. Nie dziwię się, że kibice są źli - stwierdził kilka tygodni temu Leo Messi - Mówiłem, że z taką grą nie mamy szans na zwycięstwo w Lidze Mistrzów. W takim stylu nie wygramy nawet z Napoli - dodał zrezygnowany kapitan.
Głosy krytyki pod adresem 61-latka płynęły z każdej strony. To nie dziwi, bo nowy trener miał być gwarancją wyczekiwanego powiewu świeżości. Powrotu do pięknej, przyjemnej dla oka gry, znanej z czasów panowania Pepa Guardioli. A zamiast renesansu tiki-taki, od wielu tygodni obserwujemy zespół stąpający po równi pochyłej. Nawet zawodnicy, z Messim na czele, nie wierzą w sprawczą moc Setiena. W takich warunkach nie da się odnieść sukcesu.
3. Uzależnienie od Messiego
Rozgoryczenie Argentyńczyka jest całkowicie zrozumiałe. On widzi, że drużyna ma sporo mankamentów. Klęska na krajowym podwórku może była tylko preludium katastrofy, która dokona się na arenie europejskiej. Mijają lata, a w Barcelonie nic się nie zmienia. Wszystko pozostaje w rękach i nogach filigranowego wirtuoza.
- Jesteśmy gotowi, żeby zmierzyć się z Barceloną. Mamy własny styl i będziemy chcieli go pokazać. Niestety oni mają jednego zawodnika, który może wszystko zmienić. Messi przyjmuje piłkę, widzi dziesięciu rywali, a potem mija siedmiu - chwalił go Gennaro Gattuso.
Włoch dobrze wie, że skuteczne krycie 33-latka graniczy z cudem. Sęk w tym, że zjawiskowa dyspozycja Messiego nie zawsze gwarantuje awans. Wystarczy przypomnieć sobie ubiegłoroczny dwumecz z Liverpoolem, gdy zdobył dwie bramki, na Anfield wypracował kolejne trzy okazje, a finalnie to “The Reds” celebrowali przejście do kolejnej fazy. Rokrocznie sytuacja się powtarza.
Jeśli Leo ma gorszy dzień, nikt nie próbuje wejść w buty lidera. Posiadanie “La Pulgi” w składzie to wielki przywilej, ale równocześnie pewnego rodzaju przekleństwo. Cała drużyna ma zakodowane, że “dziesiątka” weźmie piłkę, znów wszystkich okiwa i w pojedynkę przesądzi o wyniku. Antoine Griezmann, Luis Suarez czy Arturo Vidal nie próbują stworzyć czegoś samodzielnie. Czy to z Valverde, czy z Setienem, taktyka wygląda mniej więcej tak: “Podajmy do Messiego, on coś zrobi”. Ten sposób myślenia może zadziałać raz czy dwa, ale to za mało, żeby podnieść Puchar Mistrzów. Ostatnie lata dobitnie to pokazały.
4. Klątwa Ligi Mistrzów
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że wyciągniemy wnioski po tej porażce. Jest za późno na jakiekolwiek tłumaczenia - mówił dwa lata temu Sergio Busquets po wstydliwej klęsce z Romą. Marne to pocieszenie dla katalońskich kibiców, ale defensywny pomocnik miał rację. Nie wyciągnięto jakichkolwiek wniosków. Po roku nastąpiła powtórka z rozrywki, tym razem na Anfield.
Barcelona ma w składzie mnóstwo doświadczonych i utytułowanych zawodników, jednak zespół ewidentnie nie radzi sobie z presją gry w Lidze Mistrzów. Piętą achillesową są zwłaszcza rewanże, w których Katalończycy trwonią wypracowane wcześniej przewagi. Potrafili wypuścić z rąk rezultaty 4:1 i 3:0. Napoli absolutnie nie stoi na straconej pozycji.
Oczywiście, warto od razu zaznaczyć, że większość wpadek miała miejsce na wyjazdach. U siebie rzadko kiedy zawodzą, ale tu znów pojawia się szansa dla “Azzurrich”. Jak dobrze wiemy, kibice nie wejdą na stadion, zatem Barcelona będzie pozbawiona ich pomocy. Czy bez wsparcia prawie stu tysięcy gardeł piłkarzom uda się zmotywować i przełamać klątwę ostatnich lat?
5. Wystrzał Napoli
Barcelona Barceloną, ale nie zapominajmy o jej dzisiejszym rywalu. W ostatnich tygodniach Napoli udowodniło, że potrafi nawiązać walkę z najlepszymi. Pokaz siły nastąpił choćby we wygranym z Juventusem finale Pucharu Włoch. A pokonanie “Starej Damy” to tylko fragment udanego okresu panowania Gennaro Gattuso na Stadio San Paolo.
Mimo że “Rino” nie podciągnął drużyny w tabeli, pod Wezuwiuszem nikt nie ma prawa na niego narzekać. Żywiołowy i bezpośredni styl byłego piłkarza Milanu wyparł nudny, miałki, a zarazem do bólu przewidywalny futbol Carlo Ancelottiego. W pierwszej połowie sezonu Napoli regularnie gubiło punkty w meczach z ekipami z ligowej czołówki. Gattuso poprowadził drużynę do zwycięstw z Juventusem, Interem czy Lazio.
- Wiemy, że nie graliśmy dobrze na początku sezonu. Ale odkąd przybył nowy trener, jesteśmy na odpowiedniej drodze. Poza kwestiami taktyki, dał mi poczucie, że jestem ważny, uwierzył we mnie - wyznał kapitan Lorenzo Insigne dla “Sky Sports Italia”.
Sam Gennaro zachowuje spokój i stara się tonować nastroje. Na ostatniej konferencji prasowej powiedział, że jego zawodnicy nie mogą myśleć o kryzysie Barcelony, bo Napoli wyląduje w szpitalu albo na cmentarzu. O tym, ile w tym prawdy, a ile kurtuazji, dowiemy się już za kilka godzin. Parafrazując wypowiedź Busquetsa: Skłamałbym, gdybym wierzył, że Barcelona wyciągnęła wnioski. Napoli ma awans na wyciągnięcie ręki.
***
Na relacje na żywo z obu wieczornych spotkań Ligi Mistrzów tradycyjnie zapraszamy na naszą stronę. Wspólnie przeżywajmy wielkie piłkarskie emocje!