Festiwal wstydu trwa. Co zrobiono źle i jak uzdrowić Lecha Poznań?

Festiwal wstydu trwa. Co zrobiono źle i jak uzdrowić Lecha Poznań?
Paweł Jaskółka/Press Focus
Dawid - Dobrasz
Dawid Dobrasz05 May · 10:32
Lech Poznań znowu zawiódł. Znowu się skompromitował, a zarazem znowu nie wykorzystał szansy na zbliżenie się do liderującej Jagiellonii, która w sobotę zaliczyła siódmą porażkę w tym sezonie. Tym bardziej może boleć to w Poznaniu, jak łatwo w obecnych rozgrywkach można zostać mistrzem Polski, a jak bardzo zostało wszystko zawalone i dzisiaj "Kolejorz" musi się martwić o europejskie puchary. Próbujemy znaleźć błędy i postawić diagnozę, jak uzdrowić Lecha Poznań.
Poznańska lokomotywa na trzy kolejki przed końcem sezonu ma dalej cztery punkty straty do liderującej Jagiellonii Białystok. I to chyba kibiców może boleć najbardziej, bo Lech w samej tej rundzie miał już cztery szanse, żeby być pierwszy albo mieć prowadzącą ekipę na wyciągnięcie ręki. Przypomnijmy, że zaczynał rundę z trzeciej pozycji i -8 do Śląska Wrocław.
Dalsza część tekstu pod wideo
1. Jagiellonia w 24. kolejce remisuje z Ruchem 1:1. Lech trzy godziny później ma szansę wyjść na pozycję lidera, ale remisuje u siebie 0:0 ze Śląskiem Wrocław.
2. Jagiellonia w 28. kolejce przegrywa z Cracovią 1:3. Lech przy wygranej mógł zbliżyć się na punkt, ale przegrywa z Puszczą Niepołomice 1:2.
3. Jagiellonia w 30. kolejce remisuje z Pogonią 2:2. Lech mógł zbliżyć się na dwa punkty do lidera, ale zremisował z Cracovią 0:0.
4. W 31. kolejce Lech mógł wywrzeć presję. Wygrać w Chorzowie i przy sobotniej wygranej Stali Mielec nad Jagiellonią mieć tylko punkt straty do lidera i utrzymać punktową przewagę nad Śląskiem oraz mocno zbliżyć się do europejskich pucharów. Przegrał kolejny mecz z beniaminkiem 1:2.
Cztery szanse na to, żeby mieć mistrzostwo na wyciągnięcie ręki i prawie zapewniony udział w europejskich pucharach, a zatracił to w starciach z Puszczą i Ruchem, które mogą spać z ligi. Nielogiczne mistrzostwo w nielogicznym sezonie. Jednak tu nie chodzi tylko o wyniki. Gdyby Lech dzisiaj był liderem albo miałby punkt straty, to nie byłoby to kwestią wielu bardzo dobrych decyzji, a po prostu przypadku i takiego sezonu, w którym szereg błędnych ruchów - nie tylko w Lechu, ale też Rakowie czy Legii - zostałby przykryty brakiem konkretnej rywalizacji o mistrzostwo Polski. Niektórzy piszą o "wyścigu żółwi". Mnie się bardziej podoba określenie "wyścig winniczków".

Jakie popełniono błędy?

Nad spotkaniem z Ruchem Chorzów można się chwilę zatrzymać, ale nie za długo, bo w tym meczu nie widzieliśmy niczego nowego. Lech dalej nie biega, o czym też mówił trener.
- Zaczęliśmy niemrawo, szczególnie jak odbieraliśmy piłkę nie ruszaliśmy do przodu. Po karnym wydawało się, że ten moment obudzi zespół. Druga połowa nie była dobra w naszym wykonaniu. Nie blokowaliśmy dośrodkowań i ponownie po straconej bramce zaczynamy lepiej grać, ale to zbyt mało. Zawiedliśmy i za to przepraszam - mówił Mariusz Rumak.
Trener miał pomysł, który przed tygodniem też się nie sprawdził. Trener dokonał złych wyborów, znowu zagrał bez skrzydłowych. Najlepszego asystenta (wraz z Marchwińskim i Velde) i drugiego najlepszego strzelca zostawił na ławce rezerwowych. Rumak się pogubił, ale trudno się dziwić, skoro od pięciu lat nie był na trenerskiej karuzeli. Zdziwić się można byłoby, gdyby się nie pogubił. Szansa na to była bardzo mała. Trener na konferencji mówi o tym, że "jest problem z atakowaniem przestrzeni za linią obrony"...
No to kto miał jej szukać? Na kogo miało być granie piłki, jak skrzydłowi zostali na ławce? Zresztą przestrzeń za linią obrony? z Ruchem? Grającym często z nisko ustawioną defensywą? Absurdalne wybory taktyczne, które przy fatalnej dyspozycji piłkarzy sprawiły, że Lech zanotował siódmą porażkę ligową w sezonie.
Bilans 14 zwycięstw, 10 remisów, siedmiu porażek jest wstydliwy i kompromitujący. Wręcz pokazuje, że festiwal wstydu trwa cały sezon, a dołożono do tego "występ" w europejskich pucharach i porażkę z Pogonią Szczecin w Pucharze Polski czy kompromitujące występy z Puszczą oraz Ruchem, gdzie zabrakło przede wszystkim walki. Na stojąco i samymi umiejętnościami w polskiej lidze się nie wygra i to zarzut głównie do piłkarzy, chociaż Filip Szymczak ostatnio stwierdził, że ta walka i charakter jest.
Dużo o tym sezonie i walce o tytuł mówią rozgrywki o Puchar Polski, które wygrał zespół walczący w pierwszej lidze o przepustkę do baraży. Który przede wszystkim pokazał niesamowity charakter i mentalność w drodze po to trofeum.

Błędy

1. Transfery

Zrobiono złe transfery i za mało. Gholizadeh (12 meczów, 684 minuty, 0 goli, 0 asyst), Hotić (22 mecze, 1146 minut, 1 gol, 3 asysty), Andersson (24 mecze, 1631 minut, 0 goli, 4 asysty) i Blazić (28 meczów, 2299 minut, 1 gol, 1 asysta). Właściwie na dzisiaj broni się tylko ten ostatni, ale i tak przy normalnej dyspozycji Milicia i Salamona, jest to trzeci wybór.
Jak na Lecha, to te ruchy były zrobione stosunkowo szybko. I z plusów to tyle. Gholizadeh? Tutaj John van den Brom się uparł, że jeśli klub chce brać kontuzjowanego piłkarza, to potrzeba kogoś na już. I dlatego przyszedł Hotić, który także pechowo, bo pechowo, ale więcej go nie ma niż jest. Andersson? W sztabie szkoleniowym nie do końca była akceptacja na ten transfer. Klub się jednak uparł, że wie lepiej.
Prawda jest jednak taka, że już latem zeszłego roku popełniono podstawowy błąd. Nie zaczęto przebudowywać kadry, która osiągnęła swój maksymalny poziom, zdobywając mistrzostwo Polski i notując historyczny wynik w europejskich pucharach. Co zrobiono? Przedłużono kontrakty Douglasowi czy Sobiechowi. Nie wpuszczono do kadry świeżej krwi. Na niektórych pozycjach, jak środek pomocy czy lewa obrona, jest zbyt mała rywalizacja, a w tych formacjach jest za mało jakości w porównaniu do poprzednich rozgrywek.
Zresztą ten błąd powielono zimą, kiedy Lech stwierdził, że obecna kadra jest na tyle mocna i tak droga, że powinna zdobyć mistrzostwo. Tak mogło się wydawać. Początkowo sam tak myślałem, ale jednak ludzie pracujący w Lechu i widzący, jak wygląda szatnia i czy przede wszystkim jak jest głodna, powinni widzieć więcej. A jak widać nie do końca jest, bo nie ma walki za wszelką cenę o tytuł.
Najbardziej może dziwić to, że Lech, tak chwalący się kadrą na mistrzowski sezon 2021/22, sam przypomina, że podwaliny pod ten zespół stworzono już zimą 2021 roku, kiedy sprowadzono Salamona, Milicia i Karlstroema. Tu jednak stwierdzono, że "wszystko jest dobrze". To dzisiaj kosztuje Lecha tyle, że większość drużyny nie jest w stanie wykrzesać sobie nic nowego. To są wszyscy ci sami piłkarze, ale już nie tacy sami.
Szczególnie zastanawiać może, że nikomu w klubie nie zapaliła się lampka, kiedy było wiadomo, że Ishak ma poważne problemy, a Sobiech nie zagra do końca sezonu, żeby nie zrobić jakiegoś doraźnego ruchu, bo Lech został w ofensywie z Marchwińskim i Szymczakiem. Walka o mistrzostwo z dwoma wychowankami klubu, mającymi ogromne wahania formy? Ten błąd dzisiaj kosztuje Lecha kilka punktów.

2. Błędy przy tworzeniu sztabu szkoleniowego

Trzeba to powiedzieć wprost. Fachowców Lech zastąpił nowicjuszami lub ludźmi po drugiej stronie trenerskiej rzeki. Latem z klubu odszedł trener bramkarzy Maciej Palczewski, jeden z czołowych fachowców w tej materii w Polsce. Kogo wzięto? Trenera z akademii.
Zimą odchodzi Maciej Kędziorek. Jeden z czołowych asystentów w Polsce. Pracujący ze Skorżą, Papszuem, czy van den Bromem. Zatrudnia się trenera absolutnie bez doświadczenia - z akademii, bo jakże by inaczej - Grzegorza Wojtkowiaka.
Zwalnia się van den Broma i Dennego Landzaata. Kogo się bierze? Mariusza Rumaka. Szalony ruch, który szansę na powodzenie ma niewielkie. Za drugiego z Holendrów, o którym opinia w klubie była bardzo zła, bierze się Rafała Janasa - to można ten ruch pochwalić. Jednak sam Janas to za mało, żeby sztab szkoleniowy przypominał ten, który osiągał z Lechem mistrzostwo Polski czy 1/4 finału Ligi Konferencji.
Właściwie wychodzi tak jak z transferami. Na cztery decyzje, jedna dobra.

3. Zmiana trenerska

I to jest zdecydowanie największy błąd obok braku reakcji i przebudowy kadry. John van den Brom w swojej końcowej fazie nie był głodnym trenerem. Nie miał już pomysłu na tę drużynę. Zaczęło się to w Trnawie, poprawiono meczem z Pogonią (0:5). Pokazały to też mecze przy Łazienkowskiej, a dobitnie już sama końcówka, czyli starcia z Widzewem, Piastem i Radomiakiem.
Prawda jednak jest taka, że już na początku października było widać, że zaczyna dziać się źle. Lech powinien to widzieć i już być gotowy do realizacji planu B. Tego planu nie było. Lech chciał "dotrwać" z van den Bromem, ale robiło się na tyle źle, że postanowiono oczyścić atmosferę i go zwolnić. Ale jak można było zatrudnić Rumaka? I to nie w sezonie, gdzie nie ma już na nic szans i faktycznie trzeba ten sezon dograć do końca, wprowadzić młodzież, poszukać innego rozwiązania na lato. Tylko gdzie realnie była szansa na trofeum.
Wywieszono białą flagę. Mariusz Rumak może i ciekawie opowiada na piłce, ale nie rozwinął się jako trener. Lech postanowił to sprawdzić na własnej skórze. Po Skorży i van den Bromie wzięto Rumaka, który pięć lat nie był w klubowej piłce, a i tak mówimy tu o poziomie pierwszej ligi, gdzie został zwolniony. Absurdalny ruch, który teraz ma konsekwencje.
Broma trzeba było zwolnić, może nawet wcześniej. Dzisiaj ktoś powie, że może trzeba było zostawić. I może faktycznie, bo pomysł z Rumakiem był na tyle szalony, że takie głosy mają rację bytu. Jednak to, że Holender i jego praca nie rokuje, było widać. Głosy piłkarzy też nie pojawiły się bez powodu, chociaż teraz one brzmią dość śmiesznie. Tylko dlaczego nie znaleziono kogoś, kto ten klub wzniesie na inny poziom? Lech absurdalnie postanowił, że nowy projekt chce zacząć od nowego sezonu, bo będzie więcej ciekawych trenerów dostępnych na rynku. W Poznaniu sami sobie narzucili presję na kolejny wybór, a i zawalili obecny sezon.

4. Brak zwolnienia Rumaka

Zespół wygląda fatalnie. Nieźle wyglądał właściwie tylko do meczu pucharowego z Pogonią Szczecin, gdzie i tak przegrał 0:1 i się wszystko posypało. Rumak się pogubił, nie potrafi zarządzać szatnią, gdzie ma do czynienia z piłkarzami, jakich nigdy nie prowadził. Ishak, Velde, Karlstrom to półka, na jakiej trener Rumak nigdy nie był i to teraz widać.
Lech mógł zastąpić trenera tymczasowego trenerem... tymczasowym. To byłoby kompromitujące, ale może jeszcze dałoby jakiś impuls. Kiedy trzeba było to zrobić? Po porażce z Puszczą Niepołomice. To był ostatni sygnał. Jednak Piotr Rutkowski nie chciał tego robić i marazm oraz festiwal wstydu trwa.
To tylko kilka błędów, które skutkują tym, że Lech zamiast realnie walczyć o mistrzostwo Polski, bo z tak grającą drużyną nie ma na to szans, drży o europejskie puchary. Zimą wydawało się, że gorzej być nie może... a jednak. Ewentualne nielogiczne mistrzostwo tylko przykryłoby te błędy i byłoby elementem szczęścia. Ale szczęściu trzeba pomóc, a tego nie zrobiono. Dlatego Lecha trzeba... uzdrowić.

Jak uzdrowić Lecha Poznań?

To wątek, który chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu. Coś, czego przy Bułgarskiej nie widzą, albo nie chcą widzieć. Albo po prostu chcą zostawić wszystko, tak jak jest, no bo jest wygodnie. Tylko problem jest taki, że nie idą za tym wyniki sportowe, a tego domaga się wymagająca poznańska publiczność. I słusznie.

1. Piotr Rutkowski w cień

Piotr Rutkowski jest właścicielem klubu, ale też i jego prezesem. I na tym "właścicielu" powinno się to zdanie zakończyć, ale tak nie jest. Piotr Rutkowski jest bardzo mocno zaangażowany w Lecha. Lubi to robić, lubi wpływać na sprawy sportowe. To jego decyzją Mariusz Rumak został trenerem Lecha Poznań, przy oporze niektórych jego współpracowników. To Piotr Rutkowski zadecydował o tym, aby Rumaka nie zwalniać. To Piotr Rutkowski zadecydował jednoosobowo o tym, żeby zatrudnić Gholizadeha. To Piotr Rutkowski sam prowadził np. negocjacje kontraktowe z menadżerem Michała Helika, co sam mi pokazywał. Wziął odpowiedzialność, a to nie tak powinno wyglądać.
Piotr Rutkowski się przecież nie zwolni ani nie odejdzie. Takie decyzje powinien podejmować Tomasz Rząsa, czyli dyrektor sportowy. Jednak nie on je podjął, więc... nie będzie z nich rozliczany. To wygodne dla samego Rząsy. Gdyby właściciel klubu nie chodził na spotkania działu sportu, działu komunikacji, nie zabierał tam głosu, to mógłby wtedy widzieć, kto podejmuje złe decyzje i ocenić w swoim mniemaniu. On powinien się przyglądać i jedynie reagować, narzucać politykę klubu, która też niestety ostatnio jest błędna. Problem jest też tego typu, że jeśli właściciel podejmuje decyzje autonomicznie, to nikt mu się przecież nie sprzeciwi. Nawet jak ma inne spojrzenie.

2. Zmiana mitycznego DNA

Trudno zrozumieć, dlaczego lata temu postanowiono, że model gry Lecha Poznań ma być oparty na grze czwórką obrońców. I broń Boże to zmieniać. Dzisiaj, kiedy Lech szuka nowego trenera, to nie szuka szkoleniowca, który przede wszystkim ma wygrywać, tylko który będzie realizować DNA Lecha i model gry klubu.
Obecna kadra "Kolejorza" - szczególnie przy problemach ze skrzydłowymi - jest idealnie skrojona pod grę na trójkę środkowych obrońców z wahadłami - Blazić, Milić, Dagerstal, Salamon, Gurgul, Pingot. Dodatkowo na wahadłach Pereiera czy Andersson. Gholizadeh też bardziej "10" niż skrzydłowy. Jednak Lech jest uparty i nie chce tego zmieniać. To ogromny błąd. Nie ma elastyczności, nie ma chęci zmiany.
Druga sprawa. Ładna i atrakcyjna gra dla oka. Widzi to ktoś? To było w zeszłym sezonie, kiedy - patrz wyżej - ten projekt doszedł do ściany i trzeba było reagować. Dzisiaj Lech ma czwartą najgorszą ofensywę na wiosnę, gra brzydko, mecze są nudne i nie da się na to patrzeć. A Mariusz Rumak ponoć zna DNA klubu, tylko nie umie tego realizować. Cóż za zaskoczenie. Jeśli tak ma być, to nie zawsze to przyniesie... trójka z tyłu.
Trzecia sprawa. Korzystanie z klubowej akademii. Wzięto trenera Rumaka z tzw. struktur. I co? Zadebiutował w Ekstraklasie tylko Dziuba. Przez pięć miesięcy, przy ogromnych problemach kadrowych Lecha, debiutuje jeden wychowanek, który zagrał już zresztą w Pucharze Polski za kadencji van den Broma. A Rumak na konferencji dodaje, że nie chce spalić tych młodych chłopaków.
Już pomijam fakt, że gdyby Lech przeszedł na trójkę z tyłu, to dzisiaj ma dwóch zawodników - Pingota i Gurgula, którzy idealnie pasują na pozycję lewego środkowego obrońcy, gdzie mogliby być promowani. Ale to trzeba zmienić myślenie i podejście, a nie upierać się w czymś, co nie daje trofeów ani nie jest przyjemne dla oka oraz nie promuje żadnych nowych piłkarzy. Trzeba reagować na zmieniające się trendy, na to, kogo szkoli akademia, gdzie są piłkarze mogący wejść do pierwszego zespołu. Oni są profilowani, a potem przepadają.

3. Tomasz Rząsa...

Co tu dużo dodawać. Sześć lat pracy, jedno mistrzostwo. Dyrektor sportowy to fajny, sympatyczny gość. Na piłce moim zdaniem się zna, ale formuła jego pracy w Lechu się wyczerpała. Nie podejmuje kluczowych decyzji, nie narzuca swojej wizji, tylko realizuje tą, która jest mu narzucona, a ona obecnie jest zła. Dyrektor trwa już sześć lat i efekt jest za mały. I to słowo trwa jest chyba kluczowe.
Okej, zbudował kadrę na sezon 2021/22, ale to za mało, jak na sześć lat pracy. Mam dziwne wrażenie, że dzisiaj, gdyby Rząsa odszedł z Lecha, to podobnie jak o Mariusza Rumaka, kluby w Polsce by się o nich nie zabijały. I to nie dlatego, że obaj panowie mieliby takie wygórowane warunki finansowe.
Za dużo złych decyzji, za mało dobrych. Dzisiaj Tomasz Rząsa szuka nowego trenera. To powinna być jego ostatnia decyzja, bo pewnie nie odejdzie z klubu, ale jak ona się nie obroni, to jeden tytuł w roli dyrektora sportowego już nie może go bronić. Nie w tak dużym klubie. Nie przez sześć lat w roli dyrektora.

4. Dział skautingu

Tutaj również od sześciu lat trwa Jacek Terpiłowski. I trwa, to jest dobre słowo. Podobnie jak z Tomaszem Rząsą, za dużo złych decyzji, za mało dobrych. Wystarczy spojrzeć na kwestię skrzydłowych w Lechu. Ilu z nich wypaliło, a ilu nie. Ile pieniędzy przepalono na Sykorę, Ba Louę, czy Gholizadeha.
Co ciekawe, w Lechu są pod Terpiłowskim kompetentni ludzie, którzy mogliby przejąć jego stanowisko. I akurat takie zmiany byśmy rozumieli, ale to się pewnie nie wydarzy. Podobnie jest w innych działach, gdzie przydałoby się odświeżenie, jak np. w dziale marketingu.

5. Dział marketingu

Lecha po prostu nie bardzo da się lubić. Kiedy rozmawiam z innymi osobami czy dziennikarzami, to Lech ma obraz klubu zamkniętego. Wychodzącego do ludzi tylko wtedy, jak wychodzi. Nie mający żadnej polityki marketingowej. Te ruchy są pozorne i zbyt wiele z nich nie przynosi oczekiwanych efektów. Brakuje tam specjalistów, a tacy na rynku są.
Klub wypuszcza ostatnio koszulkę pt. "Momenty". Nie wiem, czy to się sprzedaje, czy nie, ale staje się to głównie memem. Wydaje się, że tutaj też powinno dojść do pewnego odświeżenia na stanowisku szefa działu marketingu. Świeżego spojrzenia.

6. Dział medyczny

I tutaj, z tego, co słyszymy, akurat ma dojść do zmian i po sezonie ma odejść prof. Krzysztof Pawlaczyk. W Lechu jest za dużo kontuzji, za dużo dziwnych historii, gdzie ktoś ma wrócić za chwilę, a nie wraca. Kuleje też komunikacja w tym względzie. Tylko w tej rundzie sytuacja Ishaka czy Dagerstala. Właściwie do dziś nie do końca wiadomo, co im dolegało i dolega. Teraz Filip Marchwiński, który pojawia się na zdjęciach, a potem nie ma go w kadrze meczowej. Tu też potrzeba odświeżenia, ale jak słyszymy, ma do tego dojść.
***
To tylko kilka punktów i moich wewnętrznych przemyśleń na temat tego, dlaczego Lech nie działa tak, jak powinien. Lech powinien być dobrem wspólnym, a tak chyba nie jest. Ludzie w Wielkopolsce i nie tylko żyją Lechem. Jego wyniki i sytuacja wpływają na nastroje zbyt wielu ludzi, żeby się tym nie przejmować. Jedno trzeba oddać, Kolejorz finansowo jest zdrowym klubem. Pod tym kątem wszystko jest dobrze. Ma super akademię, ma struktury, ale jednak polityka, jaką realizuje, przynosi zbyt mało sukcesów. A obecna sytuacja w naszej lidze pokazuje, że czasami nie trzeba mieć tych struktur, żeby osiągać sukcesy. One mogą pomóc i nawet powinny, ale to fundament, na którym trzeba budować projekt sportowy.
Dzisiaj Lech jest w obliczu potencjalnego dramatu, jakim jest brak europejskich pucharów. I jeśli to się wydarzy, to będzie to podsumowanie tej katastrofy i popełnionych błędów. Po tym sezonie, nieważne jak się skończy, bo pewnie nie mistrzostwem, będzie jednak poczucie ogromnego niedosytu, że można było zrobić naprawdę wiele rzeczy lepiej, żeby zakończyć to tytułem i uciec spod topora. Ale to trzeba działać proaktywnie, a nie reaktywnie.

Przeczytaj również