Filmy dla dorosłych. Piłka najbardziej umoczona w historii

Filmy dla dorosłych. Piłka najbardziej umoczona w historii
Jia Haocheng/Xinhua/PressFocus
Podziwiam ludzi, którzy bojkotują mundial w Katarze i już teraz zapowiadają, że nie włączą żadnego meczu. Ciekawe, czy z taką samą konsekwencją olewają też gole Kyliana Mbappe w koszulce PSG, a potem gardzą kupowaniem ulubionych ciuchów, nadal pamiętając o wyzysku i fabrykach w Bangladeszu. Świat nie jest kreskówką. Coraz trudniej go uprościć, czego dowodem Katar 2022.
Znowu jesteśmy w tym samym momencie. Piękne są te czteroletnie cykle. Można spojrzeć na siebie z wtedy i na siebie z teraz. Można też znowu zastanowić się nad kondycją piłki, chociaż o tej od zawsze czytałem, że jest brudna i skomercjalizowana. Mundial znakomicie pokazuje trendy. Widzimy jak zmienia się technologia i konsumpcja gry. Poza tym mamy konkretne punkty odniesienia. Dużo łatwiej jest też zauważyć ogólne zidiocenie świata, gdy grupa hinduskich przebierańców udaje angielskich kibiców, a Gianni Infantino zamiast przeprosić za turniej na pustyni, daje wykład o naprawianiu świata. Wzmianka o tym, że kiedyś był rudy i dyskryminowany na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Cyfrowy amfiteatr

Piłka musiała w końcu dobrnąć do tego miejsca. Jej dynamiczny wzrost, widziany choćby z perspektywy kolejnych mundiali, to najpierw bieg w stronę Hollywoodu, gdzie liczy się rozrywka i zasięg, a potem polityczny fikołek na Wschód. Obserwujemy to od piętnastu lat: kawałek po kawałku, aż zrobiła się z tego pięknie utkana pajęczyna zależności i interesów. To nie przypadek, że autokratyczne rządy tak mocno przytuliły się do futbolu. Ludzie nadają znaczenie wielu rzeczom: może to być marka samochodu albo komputer z jabłkiem. Żaden kod kulturowy nie jest jednak większy niż piłka - to ona produkuje show, rozbudza marzenia i majstruje przy emocjach. Przede wszystkim buduje wspólnoty. Jest jak religia, ale z większą furtką, by ordynarnie napychać kieszenie.
FIFA w tym całym ekosystemie wygląda jak huba, która przyssała się i nie chce puścić. Jest zmurszała jakby pamiętała jurę i trias. Nie stoi za nią nic poza historią, dzięki której raz na cztery lata może sprzedawać nas, kibiców w coraz gorsze ręce. Była Rosja, jest Katar, powoli zęby ostrzy sobie Arabia Saudyjska. Nikt już nie wierzy w bajki o tym, że wielkie turnieje łączą i zbawiają świat. Nie ma sensu wierzyć, bo co z tego, że dekadę temu w Doniecku było Euro, skoro dziś są tam gruzy. Piłka jest odtrutką dla ludzi, a dla polityków amfiteatrem z gladiatorami odwracającymi uwagę. FIFA usadowiła się jako beneficjent tego układu: zaczynała od sportu pastwisk i błota, a kończy jako dyspozytor globalnych marek z całodobowym wpływem na ponad 200 krajów.
To jest wręcz nieprawdopodobne: ta cała droga jak kluby stały się korporacjami, piłkarze w krótkich gaciach milionerami, a kibice pożeraczami treści i iluzji. Opychamy się już nie tylko w trakcie meczów, bo zaraz potem jest YouTube, Instagram i Tik-Tok. Futbol od mniej więcej mundialu w 1970 roku poszedł w kierunku bycia branżą rozrywkową. W kolorowych latach 90. był nią już pełną parą, a teraz jest na etapie, gdy doszedł do ściany i brudnymi sztuczkami próbuje wyszarpać coś więcej. Apetyt jest tak chory, że największe kluby przechodzą w ręce państw jak PSG i City, a przy transferze Kyliana Mbappe musi interweniować prezydent Francji, Emmanuel Macron. Piłka stała się narzędziem w geopolitycznej grze. Mundial w Katarze jest smutną puentą tej drogi.

Gęsta pajęczyna

Jest tego wszystkiego za dużo: mamy dowody przekupstwa decydentów FIFA i mamy plastikowe worki, w których wracały ciała robotników z Nepalu. To oni w niewolniczych warunkach stawiali stadiony, które za miesiąc będą bezużyteczne. Katar opłaca celebrytów, żeby mówili ichniejszą prawdę futbolu. I ma na usługach wspomnianego Infantino, który cztery lata temu na Łużnikach ściskał się z Putinem. Ten turniej nie jest dla kibiców, skoro dwa dni przed startem zmienia się pierwotne ustalenia w sprawie picia piwa na stadionach. Można się cieszyć, że w końcu ktoś pokazał środkowy palec dziadom z FIFA, ale z drugiej strony widać jak bardzo ten turniej już na starcie wymyka się spod kontroli. Katarczycy wiedzą, że piłka zaraz się poturla, ludzie i uwaga świata już tu jest. Można kształtować reguły gry po swojemu, a tym daleko do standardów demokratycznej Europy.
Trudno jest dziś stanowczo powiedzieć: ten Katar śmierdzi, nie mam zamiaru tego oglądać. Jakikolwiek bojkot, próba odwrócenia się od tych wydarzeń może być łatwo wypunktowana, bo przecież piłka nigdy nie była czysta. To, co widzimy w telewizorze to tylko obrazek wykreowany dla mas. Bajka dla dorosłych, żeby koła zębate biznesu nie przestawały się kręcić. Lise Klaveness, norweska ekspertka piłkarska, dekadę temu też krzyczała o prawach człowieka i o tym, by Norwegowie zbojkotowali Katar, ale gdy potem sama została prezeską federacji - jeszcze przed fiaskiem kadry w eliminacjach - nie popchnęła tego w tym kierunku. Niby zresztą jak miałaby to zrobić, skoro nawet państwowy fundusz inwestycyjny Norwegii robi interesy z Katarem? Rację ma więc Juergen Klopp, gdy mówi, że to wcale nie jest takie proste. Nie wystarczy podstawić mikrofon i spytać ludzi piłki, dlaczego biorą w tym udział.
Prawdą jest to, że gracze i trenerzy mają dziś największe oddziaływanie w historii. Produkcja gwiazd w ostatniej dekadzie była tak duża, że setki z nich dorobiło się “kościołów” na Instagramie i awatarów “bożka”. Niektórzy jak Marcus Rashford potrafili zrobić z tego użytek, skutecznie walcząc o posiłki dla dzieci w brytyjskich szkołach. Coraz więcej graczy rozumie, że ich rola nie kończy się na kopaniu piłki, ale też nie wymagajmy od nich, że nagle pójdą na walkę z systemem i wywrócą turniej do góry nogami. Wielu z nich co tydzień dostaje przelewy z klubów, za którymi stoi arabski kapitał. Nikt nie analizuje tej sieci połączeń, bo jest po prostu za gęsta. Roman Abramowicz w Chelsea też był żegnany brawami. Kibic miał przed oczami wspomnienia i trofea, a nie to, że Romek współpracował z Putinem i finansował bestialskie akcje przesiedleńcze w Palestynie.

Koszulka z Bangladeszu

Futbol ma właśnie tę niesamowitą cechę, że zagłusza resztę. Wysuwa na pierwszy plan obrazki euforii i mami dopaminą w głowie. To, że jest zepsuty - że śmierdzi za kulisami i że serwuje nam coraz bardziej surrealistyczne obrazy jest tylko znakiem czasów, coraz bardziej podłych i takich, w których mało, co już jest w stanie zaskoczyć. Poprzeczka idzie niżej i niżej, granic wstydu i kompromitacji nie ma. Robienie chlewu sprzedaje się zresztą znakomicie, a natłok wydarzeń jest tak duży, że te najgorsze po czasie i tak idą w zapomnienie. Wracając do piłki: ci wszyscy panowie w garniturach dobrze o tym wiedzą, a kibic i tak wszystko łyknie. Ktoś ten system przecież cementuje. Możemy słusznie przypominać o śmierciach robotników budujących stadiony, ale przecież do podobnych zgonów dochodzi w fabrykach trzeciego świata masowo szyjących nam kolejne piłkarskie koszulki.
To nie są rzeczy, o których rozmyślamy na co dzień. Ale czasem warto przypomnieć, że trykot Anglików, który w sklepie kosztuje 160 funtów szyty jest przez pracownika z Bangladeszu ze stawką 21 pensów na godzinę. Dziewięć lat temu w jednej z takich fabryk o nazwie Rana Plaza spłonęło ponad tysiąc osób. Nie chcę teraz wybielać Kataru, po prostu pokazuję, że to wszystko jest dużo bardziej złożone. Zachodni świat zbudowany został na wyzysku, a teraz, gdy wahadło wychyla się Wschód, inni stosują te same mechanizmy. Pozostałością zachodniej dominacji są właśnie zmurszałe instytucje jak FIFA, mające kontrolę nad grą tylko z racji tradycji. One wiedzą, że te fundamenty się kruszą i że jeśli teraz nie zrobią fikołka z panami w turbanach, to za chwilę wypadną z planszy.

Wyścig rydwanów

W tym wszystkim jeszcze jedna rzecz jest zastanawiająca: czy takie mundiale jak Katar - przepychane na siłę, wbrew logice i z ciągnącym się smrodem nie będą momentem przełomowym, gdy młode pokolenie ujrzy w tym wszystkim paździerz. Czy do nich w ogóle to tło dociera? A może obchodzi ich tylko to, czy zobaczą gola Mbappe na Tik-Toku i tony rozrywkowego towaru nadmuchanego obok? Dawniej mundial był momentem, gdy dzieci zakochiwały się w piłce i poznawały pierwszych idoli. Nie wiem, czy teraz jest podobnie skoro przykładowego Jamala Musialę znają już z Bayernu. Piłka jest wszędzie i na jedno kliknięcie. Jest łatwa w konsumpcji, ale czy potrafi budować takie więzi jak dawniej?
Ludzie zawsze będą potrzebować bohaterów. Będą chcieli bajek, w które można uwierzyć i magicznych światów, w których można się zatopić. Pokolenie wychowane na smartfonach ma ten komfort, że może przescrollować dalej, wybrać z gigantycznej oferty innych opcji, a za 50 lat spojrzeć na piłkę jak na wyścigi rydwanów. Futbol jest zbyt wielki, by upaść - to jasne. Ale jest też tak poplątany i umoczony, że ostrożne rozważania o asteroidzie, która kiedyś przyjdzie i to wszystko zmiecie, wydają się zasadne.

Przeczytaj również