Formuła 1. Sentymentalny powrót Roberta Kubicy. Jaki będzie? Testy mówią, że bolesny

Oglądanie Kubicy może być dla polskiego kibica bardzo bolesne. Testy w Barcelonie pokazały to dobitnie
alphaspirit / shutterstock
W polskich domach nie będzie szaleństwa w związku z powrotem Kubicy. Kibice nie lubią niepowodzeń swoich rodaków, a z takimi obrazkami będą mieli do czynienia od GP Australii do GP Abu Zabi. Oczy będą boleć, zęby zgrzytać. Warto jednak śledzić jeden z największych comebacków w historii sportu.
Walka o mistrzostwo? Bez żartów. Zwycięstwa? Podia? Wykluczone. Punkty? Mocno wątpliwe. Nie ma się co łudzić. Robert Kubica po długich zmaganiach w wyjściu na prostą, po olbrzymich nakładach fizycznych i mentalnych, w końcu po bardzo dużym zaangażowaniu sponsorskim, wreszcie znalazł się tam, gdzie prawdopodobnie byłby przez ostatnich 8 lat – gdyby nie fatalny wypadek w rajdówce. Formuła 1 należy mu się jak mało komu.
Dalsza część tekstu pod wideo
I on sam wie, że dyscyplina, chociaż poczyniła gigantyczny postęp techniczny, w jednym pozostaje niezmienna właściwie od początku istnienia. Jest bezwzględna i nie uznaje sentymentów. Krakowianin będzie musiał znów budować swoją pozycję od samego początku.

Burdel na kółkach

Zespół Polaka, delikatnie mówiąc, nie będzie w tym sezonie rozdawał kart. Wiele za tym przemawiało już w zeszłym sezonie, znaczna część ekspertów prognozowała, że Williams będzie miał także problemy w tym roku i kolejnych latach.
Pierwsze poważne sygnały, że dzieje się coś niedobrego, dotarły zanim bolid w odświeżonym malowaniu, wyjechał na tor Catalunya. Nie dotarły bowiem części. Nie złożono maszyny. Nie było czym jeździć.
Brytyjski team jawił się raczej jako montypythonowski kabaret, a nie zespół profesjonalistów z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w szalenie nieprzystępnym świecie Formuły 1. Dwa dni zwłoki w przedsezonowych testach to przepaść.
O ile wszyscy w lutym zaczynają od zera, Williams już musiał gonić, nim zabawa na dobre się zaczęła. Kiedy szefowie innych ekip w pocie czoła pracowali nad nowym sprzętem, Claire Williams ze smutkiem spoglądała w lustro i mogła powtarzać za Kubą Sienkiewiczem „Co ja tutaj robię?”.
Kierowcy mogli skorzystać z FW42 dopiero w sesji popołudniowej trzeciego dnia prób w Barcelonie. A i tak musieli się mieć na baczności. Wszystko z powodu… braku części zamiennych. Każde uszkodzenie auta mogło skutkować natychmiastowym przerwaniem testów i rozjechaniem się ekipy do domów.
Rozwój modelu, w sytuacji, kiedy jednej części nie można zamienić na inną, jest praktycznie niemożliwy. Co należy przyznać – kierowcy: George Russell i Robert Kubica stanęli na wysokości zadania, choć już od początku sypano im piasek w tryby.

Rozpędzanie „fury drewna”

Co wiemy o bolidzie po kilku dniach jazdy i analiz? Największy plus: jest bezawaryjny. Polsko-brytyjska para nie miała przez ostatni tydzień praktycznie żadnych usterek technicznych. Dzieło Paddy’ego Lowe wygląda na głęboko przemyślany projekt, a jednostka napędowa mercedesa nie powinna spędzać snu z powiek mechanikom na przestrzeni całego sezonu.
W dodatku, trochę dla PR, ostatniego dnia zaprezentowano tylne skrzydło, na którym umieszczono nazwiska wszystkich, którzy przyczynili się do powstania modelu numer 42. Miłe i sympatyczne, ale dopiero po pierwszych wyścigach okaże się, czy nie będzie to publicznie ujawniona lista hańby.
No dobrze – a jak maszyna spisuje się na asfalcie? Cóż. Obecnie mamy do czynienia ze zdecydowanie najwolniejszym bolidem w stawce. O ile trudno porównywać czasy poszczególnych kierowców przez całe dwa tygodnie testów w Barcelonie – każdy zespół miał inny plan – to już ostatnia sesja pozwalała rozeznać się w tym, kto dumnie pręży muskuły przed Australią, a kto tylko ze wstydem ściągał przepocony podkoszulek z obawy przed wybuchem śmiechu u konkurencji.
Wyniki pokazują jednoznacznie, że na krótkich (de facto kwalifikacyjnych) przejazdach, na najszybszych oponach Kubica stracił ponad sekundę do przedostatniego rywala z Racing Point. Do pierwszego Vettela to już prawie trzy sekundy. Tego dołu, bądźmy szczerzy, nie da się zakopać w dwa tygodnie, a i niezwykle trudno będzie dołączyć choćby do środka stawki do końca roku.
Wyniki testów F1
Autosport.com
Z odczuciami kierowców też nie jest najlepiej, a najwięcej do powiedzenia o bolidzie miał Kubica. – Bazując na cyfrach, danych i symulacjach to mogę powiedzieć, że mamy twardy orzech do zgryzienia – żachnął się krakowianin w wywiadzie dla Eleven Sports. Brzmi jak akt oskarżenia.
Nie jest to oczywiście „bezczeszczenie zwłok”, jakiego dopuścił się dziesięć lat temu Christian Klien, testowy wówczas kierowca BMW-Sauber, który stwierdził, że jego pracodawca wypuścił „najgorsze auto, jakie kiedykolwiek widział w Formule 1”. Ale mina Kubicy na każdej konferencji prasowej mówiła wystarczająco wiele. FW42 to obecnie fura drewna, która co wyścig będzie przez stewardów „pozdrawiana” niebieskimi flagami.
Czy pobyt w Barcelonie można uznać za katastrofę? Na pewno nie. Nie pomógł teamowi Kubicy, ani też nie przeszkodził. Po prostu dał jasny obraz tego, czego można się spodziewać już w Melbourne.
– Dzień (ostatni testowy – red.) do skreślenia. Nie przetestowaliśmy niczego, czego nie dało się sprawdzić w fabryce – stwierdził na odchodne Polak. Z jego boksu nie wieje optymizmem.

Wygrywać z dzieciakiem

Jeśli nie miejsca na pudle, to co? Czego realnie można oczekiwać od Roberta od pierwszego startu? Zabrzmi brutalnie, ale… po prostu wygrywania ze swoim partnerem zespołowym.
Każdy wynik ponad to, będzie można odtrąbić jako olbrzymi sukces. Wejście do drugiej części kwalifikacji – jako występ ponad stan. Miejsca w okolicach 13-14 miejsca w wyścigu – przełomem. Takie są realia.
A pokonać George’a Russella wcale nie będzie łatwo. To nie jest pay-driver, jakich w Formule 1 były setki. To utalentowany młody facet, nie tylko z silnymi plecami u sponsorów. To też niewyobrażalnie utalentowany kierowca.
Już w kartingu rozprawiał się ze swoimi konkurentami, a na rozkładzie ma chociażby Estebana Ocona, Lance’a Strolla, ale również i Maxa Verstappena, a więc ludzi, którzy już postawili stempel jakości na obecnej Formule 1.
To w końcu aktualny mistrz Formuły 2, kuźni nowych talentów dla Królowej motosportu. Już jako 19-latek, w ramach programu dla młodych kierowców, Russell uczestniczył w pierwszych testach za kierownicą bolidu F1, w zeszłym roku był odpowiedzialny za ewaluację opon dla ekipy Force India po GP Hiszpanii.
Jego nominacja na fotel regularnego kierowcy w Williamsie nie była zatem zaskoczeniem dla nikogo. A biorąc pod uwagę zainteresowanie Brytyjczyków do sportów wyścigowych oraz fakt, że Lewis Hamilton już wkrótce będzie potrzebował następcy, nazwisko Russella będzie przewijało się w paddocku F1 jeszcze przez wiele lat.
Teraz ma szansę pobrać szlify od doświadczonego kolegi. Kubica jednak nie zamierza ograniczać się jedynie do roli nauczyciela. Wszak za długo czekał na rozpoczęcie drugiego rozdziału niezwykłej historii Polaka w F1. Będzie jechał po swoje. To pewne.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również