Gigant rozbił bank, koniec wymówek. Pomnik legendy nie wytrzyma kolejnych rys
Zamienić duopol w triumwirat. Taki cel od dekady przyświeca Atletico. Diego Simeone dostał wszystkie niezbędne środki, aby w nadchodzącym sezonie stoczyć naprawdę równorzędną batalię z Realem i Barceloną. Musi je tylko wykorzystać.
Większość hiszpańskich klubów zaciska pasa, ogląda każdego eurocenta po dwa razy i co najwyżej wyciąga zaskórniaki ze skarpety, żeby kogokolwiek sprowadzić. Ten styl funkcjonowania nie obejmuje stolicy kraju. O ile aktywność Realu nie może szczególnie dziwić, o tyle Atletico zaskakuje liczbą dokonanych transferów. W tym okienku zdarzały się okresy, w których praktycznie co kilka godzin kibice “Rojiblancos” widzieli wpisy z kategorii “breaking news”. Jeden piłkarz dogadany, drugi podpisuje kontrakt, trzeci już przeszedł testy medyczne. Klubowy profil każdy z kolejnych zakupów zapowiada filmikiem przedstawiającym statek kosmiczny. Patrząc na skalę wzmocnień, kosmiczna powinna też być gra podopiecznych “Cholo” w nowym sezonie. Teoretycznie.
Inwestycje w cenie
Atletico drugie lato z rzędu sięga bardzo głęboko do kieszeni. Rok temu wydało 188 mln euro na Juliana Alvareza, Conora Gallaghera, Robina Le Normanda i Alexandra Sorlotha. Każdy z nich w mniejszym lub większym stopniu się sprawdził, ale zespół ewidentnie potrzebował kolejnych usprawnień. Dlatego podczas trwającego mercato madrytczycy przeznaczyli już na transfery 153 mln euro. I na papierze wydaje się, że dokonano samych rozsądnych inwestycji.
Alex Baena to topowy kreator w skali europejskiej. W poprzednim sezonie wykreował kolegom z Villarrealu 95 okazji bramkowych, co stanowiło najlepszy wynik w TOP5 ligach. Za nim uplasowali się Bruno Fernandes i Raphinha (po 91 stworzonych sytuacji). Thiago Almadę wielu z nas zna z Football Managera, ale jego rozwój w realnym świecie również przebiega bez zarzutu. Kiedy wchodził do reprezentacji, Leo Messi pochwalił go za odwagę w grze. Był zresztą częścią “złotej” kadry z mundialu w Katarze. Obronę wzmocniono Davidem Hancko, którego Robin van Persie nazwał jednym z największych profesjonalistów, jakich spotkał w świecie piłki. Johnny Cardoso był gwarancją solidności w środku pola Betisu. Matteo Ruggeri powinien być zaś lepszą opcją na lewej obronie od np. Javiego Galana. Wszystkie te ruchy mają ręce i nogi.
Dodajmy, że “Los Colchoneros” jeszcze nie zakończyli łowów na rynku. W mediach coraz głośniej mówi się o transferze Enzo Millota ze Stuttgartu. Klub wciąż jest też zainteresowany Renato Veigą z Chelsea. Wygląda to naprawdę ekskluzywnie. W ostatnich pięciu latach “Atleti” wydało na transfery 513 mln euro, co w tym okresie stanowi najwyższy wynik w Hiszpanii. Real przeznaczył 471 milionów, a Barcelona 344. Oczywiście nie jest to w pełni przejrzyste, ponieważ choćby taki Kylan Mbappe liczy się jako “darmowy” zawodnik, a przecież przytulił ładną pensję i jeszcze ładniejszy bonus za podpis. Chodzi jednak tylko o nakreślenie pewnego trendu. Wydatki na Metropolitano są tak duże, że musi za tym pójść wzrost oczekiwań. Trzecie miejsce po dzielnej walce już nikogo nie zadowoli. Łatwo policzyć, że w ostatniej dekadzie było 30 szans na wygranie ligi hiszpańskiej, Copa del Rey i Ligi Mistrzów. W tym czasie do gabloty na Metropolitano wpadło tylko jedno z tych trofeów.
Dość minimalizmu
Atletico już w poprzednim sezonie miało liczyć się w wyścigu o najważniejsze trofea. W ciągu niecałych dwóch miesięcy marzenia prysły niczym bańka mydlana. Od 8 lutego do 2 kwietnia zespół rozegrał 11 meczów. W tym czasie odpadł z Ligi Mistrzów i Pucharu Króla, a w siedmiu kolejkach ligowych uzbierał zaledwie sześć punktów. Co było powodem tych porażek? Zbyt wielkie przywiązanie do stylu opartego na boiskowym cierpieniu, a zbyt mała wiara we własne umiejętności.
“Rojiblancos” naprawdę posiadają niezbędne narzędzia do prezentowania przyjemnego dla oka stylu gry. Czasami Simeone ustawia jednak swój zespół tak, jakby nadal miał do dyspozycji Raula Garcię, Mario Suareza i Cebollę Rodrigueza, a nie Alvareza, Griezmanna czy Barriosa.
Bardzo dobrze widać to było w rewanżu z Realem w 1/8 finału Ligi Mistrzów. W pierwszej minucie Atletico strzeliło gola, odrabiając straty z pierwszego meczu. Co zrobiło przez następne dwie godziny? Nie poszło za ciosem, nie wykorzystało atutu własnych trybun, które po bramce Gallaghera niemal odleciały w kosmos. Lepiej było oddać inicjatywę i czekać do karnych. W tamtym spotkaniu “Królewscy” wymienili 791 podań, “Los Colchoneros” tylko 441, mając 38% posiadania piłki. W półfinale Pucharu Króla podopieczni Simeone wyrwali w Barcelonie remis 4:4, żeby na własnym stadionie okopać się na swojej połowie - w rewanżu nie oddali nawet celnego strzału. Podobnie źle wyglądała rywalizacja z PSG podczas Klubowych Mistrzostw Świata. Atletico miało jedno uderzenie w światło bramki, rywale 11. Posiadanie piłki na poziomie 26%. Tak nie powinna się prezentować ekipa aspirująca do miana topowej.
Po kolejnych porażkach Simeone nie jest zbyt skłonny, aby przyznać się do błędu. Odpadnięcie z Ligi Mistrzów zrzucono na karb decyzji Szymona Marciniaka o anulowaniu gola Alvareza z rzutu karnego za podwójne dotknięcie piłki. Po porażce 0:4 z PSG też mówiono o pracy arbitra, który przy dwubramkowym prowadzeniu paryżan nie uznał “Atleti” bramki. Generalnie przy niekorzystnym wyniku zawsze można zasłaniać się kwestiami sędziowskim. Ale to nie panowie z gwizdkiem kazali podopiecznym “Cholo” cofnąć się po zdobytej bramce z Realem. Nie oni zarządzili obronę Częstochowy przeciwko mistrzom Francji.
- Decyzja w sprawie karnego Juliana to skandal. Przypomniało mi to bramkę Ramosa z finału Ligi Mistrzów, kiedy stałem tuż obok sędziego liniowego. Obaj patrzyliśmy na tę samą sytuację, ja widziałem, że był spalony, on nie. A spalony był i to ewidentny. Po ośmiu czy dziesięciu latach sędzia powiedział: "Tak, pomyliliśmy się". Ale nie zmienisz tego, co się wydarzyło. Dla mnie to kolejny skandal. Po odwołaniu bramki Alvareza czuliśmy się oburzeni, zranieni, to, co się wydarzyło, nie miało sensu. To poruszające, bo za tym jednym momentem kryje się ogrom pracy wykonanej, aby dojść do konkretnego miejsca - grzmiał Simeone.
- W meczu z PSG każda decyzja sędziego była na naszą niekorzyść. Trener Enrique w styczniu powiedział, że potrzebuje skrzydłowego i dostał zawodnika za 70 mln euro. Odpadnięcie z KMŚ? Wygraliśmy dwa z trzech meczów, ale to niestety nie wystarczyło. Jestem dumny z pracy moich chłopców. Daliśmy z siebie wszystko - podsumował trener.
Czas rozliczeń
Głupotą byłaby próba deprecjonowania całej pracy wykonanej przez Diego Simeone. Należy mu się wieczny szacunek za to, że stworzył trzecią siłę hiszpańskiej piłki. W każdym pełnym sezonie zajmował miejsce na ligowym podium. Zwykle tym ostatnim, które z biegiem czasu przestało sprawiać satysfakcję. Apetyt zawsze rośnie w miarę jedzenia. Wszyscy już wiedzą, że “Rojiblancos” potrafią udowodnić wyższość nad 17 rywalami w lidze. Przyszła pora, aby ponownie przeskoczyli pozostałą dwójkę.
- Kibice nie chcą czekać 30 lat na mistrzostwo. Wygrywaliśmy ligę w 2014, potem w 2021, teraz nie możemy czekać siedem sezonów. Musimy znaleźć wszelkie możliwe sposoby, aby osiągnąć ten sukces szybciej. Nie mam wątpliwości, że klub się rozwija, sprowadzamy coraz lepszych zawodników. Bycie na trzecim miejscu już nie wystarcza. Chcemy więcej. Chociaż jest to ekstremalnie trudne, to będziemy walczyć. Dlaczego wciąż tu jestem? Bo nadchodzą jeszcze lepsze czasy. Wierzę, że wciąż mamy miejsce na poprawę, jesteśmy na dobrej drodze po ostatnich dwóch, trzech latach przejściowych - powiedział “Cholo” w wywiadzie dla DAZN.
- Trener Simeone jest zachwycony, bardzo szczęśliwy z naszych ostatnich działań. Naszym celem jest zwycięstwo. Dążymy do wygrania wszystkich trzech rozgrywek - podkreślał ostatnio prezes Enrique Cerezo, cytowany przez Atletico Universe. - Cokolwiek innego, niż walka z Realem i Barceloną, będzie rozczarowaniem. Nasze oczekiwania są na najwyższym poziomie. Musimy zrobić krok naprzód w walce z dwoma gigantami. Jeśli będzie trzeba dać z siebie 200%, to zrobimy to - wtórował Koke dla El Larguero.
Wzmocnione Atletico naprawdę ma wszystko, aby grać efektownie i skutecznie. Baena i Almada powinni wznieść dział kreatywności drużyny na znacznie wyższy poziom. Cardoso jest w stanie wypełnić lukę po odejściu Rodrigo de Paula. Hancko wydaje się piłkarzem wręcz stworzonym do potrzeb Simeone w sektorze defensywnym. Patrząc na potencjał kadrowy, nie może powtórzyć się sytuacja z poprzedniego sezonu, kiedy w ciągu kilku tygodni wszystko rozleciało się jak domek z kart. “Atleti” musi nie tylko rzucić wyzwanie Barcelonie i Realowi, ale też wytrzymać intensywność rozgrywek. Wszystkie trybiki są już na swoich miejscach. Pozostaje kwestia wprawienia maszyny w ruch.
“Cholo” to żywa legenda Atletico Madryt. Można w ciemno zakładać, że przed stadionem powstanie kiedyś jego pomnik. Od poczynań “Rojiblancos” w najbliższych latach zależy, ile ewentualnych rys się na nim znajdzie.