Gotowe dzieło na Oscara. Zastali piłkarską ruinę, zrobili FC Hollywood. I są coraz bliżej Premier League

To może wyglądać jak scenariusz na nowy serial około-piłkarski i spokojnie przeskoczyć “Teda Lasso”. Dwie gwiazdy Hollywood kupiły nieznany, mały, pół-amatorski klub z Walii i w ciągu trzech lat awansowały z nim na zaplecze Premier League. A to nie koniec - zarówno właściciele, jak i piłkarze Wrexham sięgają z ambicjami jeszcze wyżej.
Wielu sądziło, że to tylko marny chwyt reklamowy. Albo głupi prank. W końcu Deadpool, którego gra Ryan Reynolds, lubił wyprowadzać swoich filmowych antagonistów w pole. Podobnie jak Rob McElhenney, znany bardziej z roli nieudacznika w dobrze przyjętym w Stanach serialu “U nas w Filadelfii”. Obaj długo przebąkiwali o przejęciu drużyny z małego miasteczka i wprowadzeniu w życie filozofii z “Football Managera”: zacznij od zera - stwórz bohatera. Po trzech latach są blisko ukończenia tej gry.
- Pamiętam pierwszą konferencję prasową. Pytali nas, jakie są nasze cele. Pamiętam, że Rob wymamrotał coś pod nosem o Premier League. Wszyscy się śmiali. Ale… my wcale nie żartowaliśmy - napisał ostatnio na Instagramie Reynolds, tuż po decydującym o awansie meczu Wrexham w League One.
Wygrana 3:0 z Charltonem zapewniła Walijczykom promocję do Championship i tym samym stali się oni pierwszą drużyną w historii angielskiego futbolu, która trzy razy z rzędu awansowała do wyższej ligi. Los klubu naznaczony pechem, porażkami i komplikacjami nareszcie zaczął się odwracać.
Gwałtowny upadek
Miasto do lat osiemdziesiątych było bardzo ważnym ośrodkiem przemysłowym w Wielkiej Brytanii. Opierało się na czterech filarach: kopalni, browarze, Wrexham AFC oraz stadionie Racecourse Ground, jednym z najstarszym piłkarskich obiektów na świecie. Z tych czterech elementów pozostały dwa. Kryzys gospodarczy i słynna polityka Żelaznej Damy Margaret Thatcher doprowadziły do upadku przemysłu i większości browarów. Wszystko miało poważne konsekwencje dla zespołu, który tracąc strategicznych sponsorów, powoli, ale systematycznie podupadał, ostatecznie sięgając dna w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Na początku lat dwutysięcznych ówczesny prezes Alex Hamilton próbował eksmitować klub ze stadionu po tym, jak sprzedał teren deweloperom. Solidarna postawa kibiców pomogła zdymisjonować znienawidzonego szefa i zachować kontrolę nad sportowym zabytkiem. To jednak nie był koniec problemów. Wrexham AFC został objęty zarządem komisarycznym z powodu długów. Zalegał fiskusowi prawie trzy miliony funtów. Skończyło się w najgorszy możliwy sposób. “Czerwone Smoki” przeszły do historii jako pierwszy klub, który został ukarany, w myśl nowego prawa, odjęciem dziesięciu punktów w trakcie rozgrywek, co spowodowało relegację do League Two.
Katastrofa dopełniła się kilka lat później, gdy już w zupełnie sportowych warunkach spadły do National League, piątego szczebla rozgrywkowego w Anglii. Mniej więcej w tym samym czasie fani po raz drugi uratowali ekipę z tarapatów, zbierając 100 tysięcy funtów na częściowe uregulowanie długów, nagromadzonych przez kolejnego nieudolnego prezesa. Można było grać, ale już nie w pełni profesjonalnie. Czyściec w otchłani pół-amatorskich zawodów trwał dokładnie 15 lat.
VIP-y na trybunach
Niespodziewanie, tak nagle jak klub się stoczył, tak błyskawicznie wstał z kolan. Zamknięty w domu z powodu lockdownu Rob McElhenney zakochał się w serialu Netflixa “Sunderland ‘till I die” i przekonał Reynoldsa, kolegę po fachu, by wspólnie z nim zrobił coś szalonego. Obaj zrzucili się na kupno historycznego klubu, który popadł w tarapaty finansowe. Wybór padł na Wrexham.
Miasto znów ożywa. Pojawiają się kamery, sponsorzy, VIP-y, wielu nowych fanów z całego świata. Na trybunach zaczęły zasiadać postacie z pierwszych stron gazet: Will Ferrell czy książę William. Średnia frekwencja na stadionie w zaledwie kilka miesięcy od przejęcia interesu wzrosła do 12 tysięcy osób na mecz. Z 300 szalików w sklepie nie sprzedano tylko jedenastu. Powstał też serial dokumentalny “Welcome to Wrexham”, który od czasu debiutu w 2022 roku zdobył osiem nagród Emmy.
Obroty klubu wzrosły po pierwszym sezonie wzrosły do 30 milionów funtów, dzięki kilku lukratywnym umowom: z liniami lotniczymi United Airlines i lokalnym browarem. Wreszcie rubryki w excelu zaczęły świecić na zielono. Podekscytowanie wokół zespołu szło w parze z wynikami osiąganymi na boisku. Wrexham nie sprostał co prawda barażom w sezonie 2021/22, ale już w następnej kampanii awansował bezpośrednio do League Two, a po dwunastu miesiącach do League One.
Kończący się sezon miał być spokojniejszy. Właściciele przed jego rozpoczęciem mówili o trzyletnim planie, który powinien zostać zwieńczony promocją do Championship. Tymczasem po pięciu kolejkach Walijczycy przewodzili w tabeli. Po 23 grach mieli zaledwie trzy porażki. Styczeń przyniósł jednak spory kryzys i zanotowali cztery punkty na 15 możliwych. Przełomowe było zaś ostatnie dziesięć kolejek, w których stracili punkty tylko w trzech meczach i spokojnie uplasowali się na drugim miejscu za Birmingham City. Historyczny wyczyn stał się faktem. Wrexham tej nocy nie zasnął.
Ostatni krok?
Para właścicieli pamięta też o lokalnej społeczności, nie wyodrębnia klubu i stadionu poza nawias miasta. Obszar ten nadal przechodzi przez trudny czas. Dane wskazują, że jeszcze w 2024 roku jedno na czworo dzieci żyje tu w ubóstwie, a gdy oddalisz się od Racecourse Ground na obrzeża aglomeracji, zobaczysz podziurawione budynki i sklepy zabite dechami. Im dalej od sportowego zgiełku, tym bardziej ponuro. Szefowie zaczęli więc inwestować w miejskie szkoły, biblioteki, a nawet w pobliskie bary. Coś drgnęło, stopa bezrobocia spadła, a turystyczny indeks wzrósł o 200 procent.
Pomimo niewątpliwego sukcesu i wzniosłych ambicji podsycanych kolejnymi awansami, rządzący Wrexhamem muszą pamiętać o umiarze i drużynach, które niegdyś doleciały zbyt blisko słońca i uleciała z nich para. Teraz czeka ich bowiem najtrudniejsze zadanie. Wrexham będzie mierzyć się m.in. ze spadkowiczami Premier League, którzy płacą swoim piłkarzom po 100 tys. funtów tygodniowo. Dla porównania - średnia płaca w League One jest dziesięć razy mniejsza.
Będzie rywalizować z ekipami wspieranymi przez ogromne firmy, łożące na piłkarski biznes miliony. To Championship, a nie Premier League, według ekspertów jest najtrudniejszą, najbardziej wymagającą ligą na świecie, biorąc pod uwagę nakłady, jakie trzeba przeznaczyć i otrzymany niewielki zwrot w przypadku niepowodzenia.
Aktorzy niespecjalnie się tym przejmują. Dopóki się dobrze bawią, nie zamierzają porzucić biznesu. - Nie mamy sufitu, ani też specjalnych oczekiwań. Będzie co ma być - uważa Reynolds.
Gdzie ta hollywoodzka historia zaprowadzi, to wciąż pozostaje niewiadomą. Chociaż niektórzy mogli uznać zabawę w piłkarskich menedżerów jako rodzaj głupiego żartu, oni nadal udowadniają, że traktują sprawę śmiertelnie poważnie. Dlaczego więc nie mieliby dalej marzyć o wielkich rzeczach?