Gra jak nie u Guardioli, a strzela gola za golem. Tak City znalazło pomysł na Haalanda. "Nietypowa rola"
Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości, czy Erling Haaland dostosuje się do koncepcji gry Manchesteru City, to może już o nich zapomnieć. Norweg udowadnia, że jest w stanie przebić wszelkie oczekiwania. I, co najważniejsze, nawet nie musiał się dopasowywać do zespołu. On po prostu gra swoje. I robi to fenomenalnie.
Po sześciu kolejkach Premier League Erling Haaland ma na koncie więcej bramek niż 13 całych zespołów. To rekordowy start sezonu w historii rozgrywek. Wszyscy, którzy wątpili w Norwega, musieli ugryźć się w język. Pep Guardiola znalazł sposób na wyciśnięcie z napastnika tego, co najlepsze. Zmienił w tym celu swoją koncepcję, ale efekty są rewelacyjne. W Manchesterze City mają ogniwo, którego brakowało im w poprzednim sezonie. A pierwsze spotkania z nową strzelbą pokazują, że warto się do niej dostosować.
Nie było powodu do zmartwień
Jedno z najczęściej zadawanych pytań dotyczących transferu Haalanda na Etihad dotyczyło tego, czy piłkarz odnajdzie się w zespole Guardioli. W końcu Hiszpan preferuje bardzo techniczny futbol, oparty na wymienności pozycji i zaangażowaniu każdego piłkarza w rozegranie. Wszak, kiedy w poprzednich sezonach nie mógł korzystać z usług Sergio Aguero, często stosował wariant z “fałszywą dziewiątką”. Ale nawet bramkostrzelny Argentyńczyk miał w zwyczaju schodzić niżej, otwierać przestrzeń dla partnerów i cofać się po futbolówkę. A Haaland? To zupełnie nie jego gra, nawet jeśli mówimy o graczu wykręcającym niesamowite statystyki strzeleckie. Wątpliwości były jednak zrozumiałe, a po spotkaniu o Tarczę Wspólnoty przeciwko Liverpoolowi tylko ich przybyło.
Norweg wyglądał w nim na zagubionego, momentami wyłączonego z poczynań drużyny. Podkreślano fakt, że zaliczył mizerną, jak na ekipę “Obywateli”, liczbę zaledwie 16 kontaktów z piłką. Doszedł co prawda do dwóch niezłych okazji strzeleckich, ale obie zmarnował. Jedna, ta z samej końcówki, w której z najbliższej odległości trafił w poprzeczkę pustej bramki, stała się nawet tematem żartów wielu fanów drużyn przeciwnych. “The Reds” wygrali, Haaland pozostawił po sobie nienajlepsze wrażenie. Teraz jednak już wiemy, że były to tylko “pierwsze śliwki robaczywki”.

Już przy okazji inauguracji rozgrywek Premier League 22-latek pokazał to, z czego słynął w Salzburgu i Dortmundzie. Zdobył dwa gole z West Hamem. A potem? To już wręcz kosmos. Po sześciu seriach ligowych gier Erling ma na koncie dziesięć trafień, w tym dwa hattricki. Dołożył do tego jeszcze dublet w Lidze Mistrzów z Sevillą. O Tarczy Wspólnoty nikt już nie pamięta. Manchester City wreszcie zyskał brakujący element układanki Pepa Guardioli. A Haaland nawet nie musiał się dopasowywać.
“Lis pola karnego” to nie przeżytek
Choć od lat mówi się, że wraz z rozwojem futbolu rola tradycyjnego napastnika, przywiązanego do “szesnastki”, odchodzi do lamusa, na Etihad Guardiola z Haalandem prezentują, jak dobrze z niej korzystać. To Hiszpan bowiem zaadaptował swój zespół, by maksymalnie wykorzystać potencjał letniego nabytku. Większość z nas zapewne kojarzy obrazki, gdy Pep w bardzo ekspresyjny, pełen gestykulacji sposób przekazuje swym podopiecznym uwagi i instrukcje w trakcie spotkań. Trzeba przyznać, że wygląda to bardzo skomplikowanie - i taki jest futbol preferowany przez menedżera Mistrzów Anglii. Piękny dla oka, pełen gracji, szybki, ale i pełen niuansów oraz dbałości o najmniejsze szczegóły.
W przypadku Norwega Pep postanowił jednak zrezygnować z “wodotrysków”. City ma tyle jakości w środku pola, na skrzydłach lub nawet w osobie ofensywnie usposobionych bocznych obrońców, że przewidział dla Haalanda w teorii bardzo proste zadanie. Napastnik ma być typowym “lisem pola karnego”, wyczekiwany podań i je kończyć, no, może z dodatkiem aktywnej pracy w pressingu.
To inna strategia niż w większości czołowych angielskich zespołów. W Chelsea nie mamy właściwie klasycznego napastnika, w Tottenhamie Harry Kane często schodzi niżej, by kreować przestrzeń partnerom, podobnie jak Gabriel Jesus w Arsenalu czy Roberto Firmino w Liverpoolu, choć tam zdecydowanie “bliżej” do “szesnastki” jest Darwinowi Nunezowi. Tak więc Haaland jest swego rodzaju ewenementem. Podobieństw można szukać właściwie tylko u zdecydowanie mniej skutecznego Cristiano Ronaldo, który w dodatku ostatnio głównie siedzi na ławce rezerwowych.
Na nietypową rolę Norwega zwracał również Michał Zachodny z “Viaplay”, w analizie w “Magazynie Premier League” po czwartej kolejce. Podkreślał m.in. bardzo ograniczony udział Haalanda w konstruowaniu akcji, ale i jednocześnie jego świetne statystyki strzeleckie. To tylko potwierdza pomysł Guardioli. Menedżer City szukał człowieka gotowego, by odnaleźć się pod bramką rywala, gdy drużyna tego potrzebuje. Tak było m.in. przeciwko Crystal Palace, kiedy hattrick napastnika w drugiej połowie pozwolił wyjść mistrzom Anglii z 0:2 na 3:2, a ostatecznie wygrać 4:2. Bohater meczu mówił po nim: - Właśnie po to tu jestem, by zmieniać losy meczów, gdy są dla nas trudne.
I nie można chyba znaleźć lepszych słów, by opisać jego rolę.
Momentami lider strzeleckiej tabeli Premier League może długo nie brać aktywnego udziału w grze i nie spędzać czasu z futbolówką przy nodze. Ale odnajduje się tam, gdzie to się liczy - pod bramką. A partnerzy potrafią go znaleźć. Świetnie obrazuje to liczba jego kontaktów z piłką oraz oddanych strzałów. Jeśli 22-letni gracz dostaje futbolówkę, to w co piątym przypadku kończy się to strzałem. Nawet jeśli odetnie się go od gry, to i tak wyciągnie maksa z tego, co spadnie mu pod nogi.
Oto liczby z jego występów w tym sezonie:
- Liverpool (Tarcza Wspólnoty): 16 kontaktów z piłką, 3 strzały (1 celny), 0 goli
- West Ham United (EPL): 32, 4 (2), 2 g.
- Bournemouth (EPL): 8, 2 (1), 0 g,
- Newcastle United (EPL): 33, 4 (3), 1 g.
- Crystal Palace (EPL): 16, 7 (3), 3 g.
- Nottingham Forest (EPL): 16, 4 (3), 3 g.
- Aston Villa (EPL): 27, 3 (3), 1 g.
- Sevilla (LM): 19, 6 (3), 2 g.
Razem: 167 kontaktów z piłką, 33 strzały (19 celnych), z których strzelił 12 bramek
Nie jest jednak bezproduktywny, nawet gdy nie ma okazji do otrzymania piłki. Wystarczy przypomnieć mecz z Bournemouth, gdzie pięcioosobowa defensywa “Wisienek” skupiła się przede wszystkim na odcięciu go od gry. Ledwie osiem kontaktów to wynik kuriozalnie niski, lecz Haaland i tak cały czas pracował, szukał miejsca, odciągał rywali. W efekcie koledzy mogli zaszaleć i strzelić aż cztery gole, a on sam zaliczył również asystę.
Kosmita
Przejście z Bundesligi do Premier League nie zawsze musi być łatwe. W ostatnich latach przekonali się o tym Kai Havertz, Timo Werner czy Jadon Sancho. Na Haalandzie nowe środowisko nie zrobiło jednak żadnego wrażenia. W Borussii Dortmund strzelał bramki średnio co niespełna 84 minuty. Już to stanowiło absolutnie kosmiczny wynik. Początek na Etihad, w co trudno uwierzyć, ma jeszcze lepszy - trafia do siatki co 54 minuty. Wszedł na Wyspy z drzwiami, wyważając je razem z futryną.
Siła, szybkość, nieprawdopodobny ciąg na bramkę. 22-latek wygląda na piłkarza skrojonego wręcz pod szalenie dynamiczną Premier League. Gdy się rozpędza, nie sposób go zatrzymać, a umiejętność “strzepnięcia” defensora z pleców to coś wręcz niesamowitego. Z takimi piłkarzami, jakich ma za sobą, może liczyć na komfort będący marzeniem chyba każdego napastnika na świecie.
I nawet jeżeli początkowo partnerzy jeszcze mieli problem z wyczuciem odpowiedniego momentu na wypuszczenie norweskiej “dziewiątki” za plecy obrońców - na co po pierwszej kolejce Premier League zwracał uwagę Łukasz Piszczek - to szybko złapali z nim odpowiednią nić porozumienia. Nawet przecież w tym meczu Kevin De Bruyne popisał się fenomenalnym podaniem, wypracowując mu gola.
Jeśli Haaland dostaje szansę, to ją wykorzystuje. Jest absolutnym “kosmitą”. Strzela bramki taśmowo. Jeszcze żaden piłkarz w historii Premier League nie zaliczył w niej takiego startu. Tylko sześciu innych zawodników miało okazję strzelać hattricki w dwóch kolejnych występach na jej murawach. Trudno było o lepszy dowód nadludzkiej wręcz klasy Norwega. To piłkarz fenomenalny, absolutnie wybitny.
Nawet jeśli ktoś na początku miał wątpliwości co do przydatności Haalanda w ekipie City, zawodnik szybko zamknął usta niedowiarkom. Udowodnił, że nie musi się dostosowywać, by błyszczeć w systemie Guardioli. Rozkochał w sobie trybuny i wygląda na to, że podbije Anglię. City zrobiło kapitalny transfer. Transfer, który może zadecydować o losach mistrzostwa w kolejnych sezonach. A kto wie, może nawet i popchnąć “The Citizens” w stronę wyczekiwanego triumfu w Lidze Mistrzów?
Dziś Erling Haaland otrzyma szansę do przypomnienia się kibicom Borussii Dortmund, bo właśnie z nią zagra Manchester City w drugiej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów. Na multirelację LIVE ze wszystkich środowych spotkań LM zapraszamy na nasz portal od 20:00.