Grzegorz Krychowiak vs cały świat. Miał coś do udowodnienia, ale... nie udowodnił. "To nie jego wina"

Gdyby miał powstać remake komedii "Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi", Grzegorz Krychowiak mógłby w nim zagrać główną rolę.
To przecież był, a nawet nadal jest, jeden z najlepszych polskich piłkarzy w XXI wieku i być może nasz najlepszy defensywny pomocnik w historii. Teraz jednak rozmienia swoją sławę na drobne i to wcale nie dlatego, że ostatnie lata kariery postanowił spędzić na peryferiach dużej piłki.
Ta duża piłka po prostu już mu odjechała. U szczytu kariery, w latach 2014-16, wygrywał Ligę Europy, był wybierany do drużyny sezonu La Liga, nosił opaskę kapitana w Sevilii i potrafił zatrzymywać takich piłkarzy jak Cristiano Ronaldo i Leo Messi.
Co najważniejsze z naszej perspektywy, był jednym z liderów reprezentacji Polski. To jego pewnie wykonany rzut karny przypieczętował nasz awans do ćwierćfinału Euro 2016. Adam Nawałka umiał do niego trafić i wydobyć z niego, co najlepsze, nawet jeśli u boku miewał słabszych piłkarsko kolegów jak Krzysztof Mączyński czy Tomasz Jodłowiec.
Dziś ma u boku Piotra Zielińskiego, z którym od lat nie potrafią stworzyć dobrze funkcjonującego duetu. Koniec tamtego Euro, początek nowego reprezentacyjnego cyklu i rosnące od tamtej pory znaczenie Zielińskiego w pewien sposób symbolizują też dalsze losy Krychowiaka. Piłka poszła do przodu, a on został tam, we Francji. Choć przecież powrót do niej za sprawą transferu do PSG okazał się wielkim błędem w jego karierze.
Chcieć nie znaczy móc
- On po prostu nie nadąża. Kilka razy chciał iść w pojedynek z rywalem, ale on nie tyle nawet nie nadążał żeby się z nim ścigać - co byłoby dla mnie naturalne - ale nie nadążał nawet żeby sfaulować, złapać kontakt - zauważył Piotr Urban w naszym poniedziałkowym podsumowaniu wrześniowych meczów kadry.
- Ale to nie jego wina. Jedyne, co mógł w tej sytuacji zrobić, to powiedzieć: "Dziękuję za powołanie, ale czuję, że to już nie mój czas". Ale on bardzo chciał. Na tyle, że przekonał selekcjonera, choć nie wiem, czym, bo jestem przekonany, że Santos nie oglądał jego meczów w Abha Club - dodał ekspert Polsatu Sport i Eleven Sports.
Szczęściarz
Może gdyby oglądał, zobaczyłby, jak Krychowiak w ostatnim meczu ligowym, przegranym 0:1, potyka się na piłce, traci ją i musi przerwać kontrę faulem, po którym ma szczęście, że ogląda tylko żółtą, a nie czerwoną kartkę. Tak jak miał szczęście w Tiranie, gdy zlitował się nad nim sędzia nie pokazując mu drugiej żółtej. Tak jak miał szczęście z Wyspami Owczymi, gdy trafił we własną rękę po kiksie. Dwa mecze, dwie żółte kartki. Robert Lewandowski chciał kartki, to proszę bardzo.
Być może Fernando Santos zapamiętał Krychowiaka ze spotkania z Polską przed laty jako skutecznego defensywnego pomocnika i charyzmatycznego lidera. Dziś to przede wszystkim najczęściej faulujący i chowający się przed grą polski piłkarz. Pokazuje się partnerom do podania tylko w bezpiecznych sektorach. Ustawianie go jako centralną postać w osi boiska zakrawa na sabotaż.
Z charyzmą też nie jest najlepiej. Wykpić dziennikarza w przedmeczowym wywiadzie? Proszę bardzo. Wyjaśnić na poważnie przyczyny słabego występu? Nic z tych rzeczy. Medialna aktywność "Krychy" delikatnie mówiąc nie przysparza tej reprezentacji nowych sympatyków. Już pal sześć tę chamską odzywkę do Jakuba Kamińskiego z pierwszego meczu. To raczej boiskowa norma, choć akurat "Kamyk" w przeciwieństwie do starszego kolegi starał się wygrywać pojedynki i pchać naszą grę do przodu.
Tak podobni, a tak różni
W jakże różne strony poszły nie tylko kariery, ale i wizerunki rówieśników i kumpli z kadry od najmłodszych szczebli juniorskich, czyli Krychowiaka i Wojciecha Szczęsnego. Obaj mają poczucie humoru i dystans, obaj lubią puścić oko do kibica i czasem zażartować z kolegi, rywala, interlokutora. Ale "Szczena" umie robić to z klasą i wdziękiem, a po złym meczu pierwszy uderzyć się w pierś. Potrafi słuchać pytań i udzielać ciekawych, a nie chamskich odpowiedzi.
Zapewne wynika to z pewności siebie. Bramkarz Juventusu wie, że nadal jest ważną częścią tej drużyny. Że dobrymi występami w ostatnich latach zyskał sobie sympatię i wsparcie kibiców. A jego przyjaciel ciągle ma coś do udowodnienia. I ciągle tego nie zrobił. Toczy bój, jeśli nie z całym światem, to z całym krajem.
Na pomeczowej konferencji w Tiranie Santos przyznał, że powołanie dla Krychowiaka i Grosickiego było próbą nadania reprezentacji charakteru i odwagi. W takim razie ta próba się nie udała. Jeśli kadra ma mieć charakter obecnego Krychowiaka, to chyba lepiej żeby nie miała go wcale.