"Guardiola ma w głowie wymarzone wzmocnienie". Tak może zmienić się City. Potrójna korona i rewolucja kadrowa?

Manchester City zdobył potrójną koronę. Wielu graczy ma już pełne brzuchy i potrzebuje nowych bodźców smakowych. City zaś nie może przespać kluczowego momentu zmian. Szykują się spore przetasowania personalne. Pep Guardiola taką kadrową rewolucję zrobił w Manchesterze jedynie raz.
Pep Guardiola na dzień dobry z Manchesterem City ruszył ziemię młotem pneumatycznym. Wymienił bramkarza. Nie był zwolennikiem uwielbianego w klubie Joe Harta, wyłożył mu kawę na ławę i powiedział, że nie widzi go w planach, bo nogi służą mu co najwyżej do chodzenia, a nie kopania piłki. Katalończyk nie był jednak w stanie w jedno lato posprzątać stajni Augiasza, jaką zastał po późnym Manuelu Pellegrinim. Wielką rewolucję przesunął o rok.
Podwaliny pod 100 punktów
Pierwszy sezon w Anglii dał Guardioli kilka odpowiedzi. Nauczył, że kontrolę łatwo stracić przegraną drugą piłką. I tego, że trudno 30-letnich piłkarskich "dziadków" nauczyć futbolu na nowo. Gael Clichy (31 lat), Aleksandar Kolarov (31 lat), Bacary Sagna (33 lata) i Pablo Zabaleta (31 lat) to boczni obrońcy, których odziedziczył po Manuelu Pellegrinim. Nie byli na tyle mobilni, by prędko nauczyć się nowej roli. Kolarov miał fajrant - jemu Katalończyk przydzielił pozycję stopera. Pozostali musieli się gimnastykować i fazie ofensywnej schodzić do środka pomocy, a w fazie obrony zabezpieczać swoją strefę. Manchester City miał zatem rozstrzelone formacje i słabego Claudio Bravo między słupkami. Każda kontra śmierdziała stratą bramki. Zespół Guardioli dominował, klepał, ale tracił gole po kontrach, które rozpisałby każdy trener-amator. Szczyt żenady to 0:4 na Goodison Park z Evertonem. Praktycznie jednym podaniem zawodnicy rywali "przeszywali" dwie formacje. Ten mecz niech posłuży za punkt odniesienia do potrzeby rewolucji. Trzy minuty skrótu, które pokazują, jak zdezorganizowany był zespół Pepa po stracie, ile Everton miał miejsca i jak nikt nie kontrolował przestrzeni za swoimi plecami. Na dokładkę błąd Johna Stonesa. A Tom Davies wszystkich wtedy oszukał, że będzie evertońską odpowiedzią na Stevena Gerrarda.

Notatki sporządzone, kilka zapisanych zeszytów, wypisane długopisy. Ból łysej głowy... od czego należy zacząć sprzątanie? Chwycić za łopatę, grabie, widły czy miotłę? Przecież nawet nowy bramkarz się ośmieszył. Wpuszczał więcej niż się dało. Wizje Guardioli rozjeżdżały się jak, jak autobusy z pętli. No więc... rewolucja. Zabaleta, Clichy, Kolarov i Sagna - żadnego z "dziadków" nie miał w planach na kolejny sezon. Skład wymagał odmłodzenia. Wilfried Bony - totalny niewypał, Jesus Navas - ratował sezon na prawej obronie, ale tęsknił, chciał do ukochanej Sevilli, Nolito - sprawdził się, ale nienawidził braku słońca w Manchesterze, Samir Nasri - Guardiola nie lubił idiotów i pozerów, Fernando - za mało "piłkarski" ŚPD. Pep zdmuchiwał z listy płac kolejnych piłkarzy. A kogo sprowadził? Przede wszystkim Bernardo Silvę, Kyle'a Walkera, Edersona i Aymerica Laporte'a (zimą). Wszyscy mają dziś po pięć mistrzostw Anglii. W kolejnych latach tak wielkich rewolucji nie doświadczyliśmy. Zwykle potrzeba wzmocnienia jednej, maks dwóch pozycji. Jedno boom - Grealish, Mahrez, Haaland...
Lidera już nie ma
Kiedy Fabrizio Romano ogłasza "Here we go", to klubowe media mogą już szykować pożegnalny filmik - "Thank you for everything". Akurat Ilkay Guendogan będzie w Manchesterze wspominany z łezką w oku. “Mistrzowskich” bramek z Aston Villą nic z kronik nie wymaże. Niemiec to pierwszy transfer Guardioli. Katalończyk zaryzykował, wziął piłkarza bez kolana, którego właśnie miało ominąć EURO 2016. Pomocnik zaliczył kilka spotkań i... zerwał więzadło krzyżowe. Po graniu. Dlatego i jego można dopisać do rewolucji z sezonu 2017/18. Guendogan był jak nowy transfer. W kolejnych latach zyskał taką renomę, że wszyscy piłkarze odpowiadali w sekundę - kto jest najbardziej inteligentny? Ilkay. Kto ma największe szanse na zostanie światowej sławy trenerem? Ilkay. Prowadzili go Klopp, Tuchel i Guardiola. Najlepsze wzorce. Miał wielki wpływ na młodych zawodników. Spokój, rzetelność, sumienność, charyzmę, inteligentnie dobierał słowa. Tu na przykład prowadził sesję treningową z U-16:

Dyrektorzy City pragnęli go zatrzymać. Zachowywali się jak ci natrętni telefoniarze od fotowoltaiki. Proszę, podpisz, jeszcze na rok. Masz tu długopis, nie idź nigdzie, zostań, tyle tu wygrywasz... Coś jest w tych piłkarzach z Dortmundu. Łukasza Piszczka przecież też nikt nie mógł przekonać do powrotu do reprezentacji. Postanowił sobie coś w głowie, zaplanował, zakodował. Tak samo Guendogan. W głowie od dawna grał już mecze dla Barcelony. Zamarzył, by pomieszkać w słonecznej Hiszpanii. Obiecał żonie i koniec. Sara Arfaoui nienawidziła angielskiego żarcia. Ile może to jeść? Hola Barcelona, goodbye rainy Manchester.
Męczący jak Mbappe
Cykl życia Bernardo Silvy: każde okienko transferowe i wzdychanie do Hiszpanii. Potem chwila smutku. Czas na przełknięcie gorzkiej śliny, kilka małych fochów i ochłonięcie. Wracamy do punktu wyjścia, czyli harowania w błękitnej koszulce za dwóch. Tak jak w niedawnym półfinale Ligi Mistrzów z Realem Madryt. Bernardo jest jak komar, bo wkurza tylko latem. W pozostałych częściach sezonu też jest jak komar, ale… dla rywali. Znów zmieniła się jego rola. W końcówce grał, jak za starych czasów, na prawym skrzydle. Od dwóch lat mogło go już nie być, bo zasuwałby dla Diego Pablo Simeone. Potem głównie łączono go z Barceloną. Zdążył wygrać jeszcze dwa mistrzostwa, Puchar Anglii i upragnioną Ligę Mistrzów. Dla Pepa był jak modny biały T-shirt dobrej marki. Pasował na każdą okazję i do każdego outfitu. Wydawało się, że lato 2022 to już szczyt marudzenia i w końcu w Manchesterze machną na niego ręką. Rozeszło się o pieniądze. Bacelona nie mogła dać tyle, ile żądało City za zawodnika z kontraktem do... 2025 roku, który prolongował w marcu 2019.
Teraz do gry włączyło się PSG. Może tam nikt nie robiłby mu żartów w szatni? Bernardo zawsze ląduje w wodzie, traci buty, jest bity przez kolegów. Ofiara numer jeden wszystkich dowcipów. Podobno to PSG naciska najmocniej. Jak w przypadku każdego zawodnika, śmignęło też zainteresowanie Saudyjczyków, o czym trąbi najgłośniej "Marca", pisząc, że już za chwilę będziemy świadkami hitu. W końcu idą tam gracze po trzydziestce, a tu, w pełni formy, jeden z najlepszych pomocników w Europie. David Ornstein, newsowo-transferowy guru, jest innego zdania. Że w grę wchodzi Barcelona i to marzenie piłkarza, a w przypadku problemów z rejestracją - na horyzoncie jest oferta PSG. Kierunek saudyjski lekceważy. Bernardo ma dwa lata umowy, ale nie można w nieskończoność zbywać Jorge Mendesa. Jeśli klub chce zarobić, to letnia rewolucja dosięgnie także Portugalczyka. Inaczej zaliczy kolejny dzień świstaka i znów będzie powtarzał te same czynności. Przełknięcie śliny, kilka małych fochów...
Inne odejścia
Aymeric Laporte był w tym sezonie stoperem numer... sześć. Grał niewiele, głównie w krajowych pucharach, mało istotnych meczach grupowych Ligi Mistrzów i końcówce Premier League, po kilku wtopach Arsenalu. Kiedy Manchester City pokonał Chelsea, przyklepał trzecie z rzędu mistrzostwo, to Laporte usiadł na murawie i zaczął... płakać, zdając sobie sprawę, że to jeden z jego ostatnich meczów. Koledzy świętowali, a on błąkał się myślami gdzieś w niebycie, złapała go nostalgia. Ruben Dias absolutnie wykosił konkurencję. Laporte chciał odejść już w 2021 roku. Przemalował wtedy flagę z niebiesko-biało-czerwonej na czerwono-żółtą. Chciał go Luis Enrique. Planował odejść, żeby grać. Został i niespodziewanie pograł... naprawdę sporo. Tylko czterech zawodników grało częściej. Ale z Baskiem jest tak, że jak już popełniał błędy, to takie z czerwonym flamastrem. Na przykład w Champions League z Tottenhamem, gdy totalnie zawalił dwa gole i awans. W odpadnięcie z Lyonem rok później też był zamieszany. W spotkaniach dużego kalibru się spalał, ale przez lata stanowił solidną alternatywę. Dokąd może trafić? Tu pojawia się zainteresowanie Barcelony i Tottenhamu.
Kyle Walker zatrzymał Viniciusa Juniora. To wiemy. Jako jeden z nielicznych mógł się z nim pościgać. Zasłużył na pierwszy skład z Interem. Problem taki, że Dias, Stones, Ake i Akanji także zasłużyli. Zanosi się, że doświadczony piłkarz wyląduje w Monachium. Bayern i angielski obrońca? Trochę abstrakcja, zwłaszcza, że to gość lubiący sobie stroić żarty, typowy angielski śmieszek z szatni, przyjaźniący się z Johnem Stonesem. Jest jednak w zaawansowanych rozmowach z Bawarczykami. Walkera miało zaboleć to, że nie znalazł się w jedenastce na finał Champions League. Wprawdzie pojawiały się informacje, że sprawa załagodzona, Kyle zostaje, lecz świetnie zorientowany w sprawach klubowych Sam Lee to zdementował, ogłaszając, że Bayern bardzo, bardzo na ten transfer naciska. 33-latek nie odmawia. Zostaje mu rok kontraktu. Odejście z klubu? Mocno prawdopodobne.
Riyad Mahrez zaliczył sinusoidalny sezon. Jego forma falowała. Jesienią grał tragicznie, żeby w pewnym, kryzysowym dla klubu momencie, czyli po mundialu, stać się... najlepszym zawodnikiem. Przesiedział jednak na ławce wiele ważnych meczów: finały Pucharu Anglii i Champions League, jeden półfinał z Realem, oba ćwierćfinały z Bayernem. Z Arsenalem i w drugim półfinale z Realem wszedł na kilkanaście minut. Na niego zdecydowane jest saudyjskie Al-Ahli. Muzułmaninowi łatwiej o transfer w dobrze znaną kulturę. Mahrez będzie myślał o tym po zgrupowaniu kadry - na razie uciął temat. To ostatni dzwonek, żeby "The Citizens" na 32-latku zarobili, najlepsze lata ma on za sobą.
Ciekawie wygląda też zestawienie minut kandydatów do odejścia. Czyje zabolałoby najbardziej? Guendogana. To jasne, bo to ktoś więcej niż piłkarz, ale Bernardo Silvy wcale nie mniej. To wkurzający rywali komar, zawodnik pierwszego wyboru. Walker to zadaniowiec na “kasowanie” szybkich skrzydłowych, a Mahrez idealny jest na rotację w pucharach.
- Guendogan - 4. miejsce pod względem minut w sezonie 2022/23
- Bernardo Silva - 7. miejsce
- Mahrez - 10. miejsce
- Walker - 12. miejsce
- Laporte - 17. miejsce
Jakie wzmocnienia?
Kto przyjdzie w zamian? Potwierdzony przez Fabrizio Romano jest Mateo Kovacić. Chelsea czyści szatnię tak, żeby piłkarze nie przebierali się na korytarzu. Gol i dwie asysty? Co to za żenujące liczby jak na pomocnika? 29-latek nie jest tak skuteczny, jak Guendogan, nie ma timingu w polu karnym, ale ma za to jedną bardzo ważną zaletę, mało dostrzegalną dla kibica, bardzo dostrzegalną dla trenera. Kiedy już prowadzi piłkę, to zdobywa z nią teren, przesuwa zespół do przodu, napędza akcję, by w odpowiednim momencie przekazać ją lepszym reżyserom. Oddaje pole piłkarskim Spielbergom. Tu odgrywałby do De Bruyne, Fodena, czy jeszcze kogoś innego. Z drugiej strony, Kovacić bywa też "szklany", wypada z drobnymi urazami. Dla niego sezon bez mięśniówki to sezon stracony. Dla Chelsea rozegrał aż 221 spotkań i zdobył... sześć bramek. Tyle, ile Guendogan zdobył w trzech meczach wiosną - z Leeds, Evertonem oraz Manchesterem United w finale FA Cup. Chorwat to nieoczywisty transfer, ryzykowny, ale Guardiola musi mieć na niego pomysł. Przypomina trochę transfer właśnie Ilkaya Guendogana, tylko Niemiec był trzy lata młodszy. A jemu w Dortmundzie też przecież daleko było do superstrzelca.
Gra na czterech frontach robi swoje, może zebrać żniwo. Wystarczy, że jeden zawodnik wypadnie z gry, wtedy trzeba klepnąć w plecy innego i powiedzieć: wchodzisz. Pojawiła się jednak inna, interesująca odpowiedź na te odejścia - przesunięcie Phila Fodena do środka pola. Brzmi sensownie.
Jest też na horyzoncie Declan Rice. O niego toczy się bitwa Gladiatorów - City i Arsenalu. David Ornstein donosi, że Manchester ma dziś złożyć oficjalną oferte. Załóżmy, że Rice przychodzi. Po co wtedy Kalvin Phillips? City ponoć próbuje go wcisnąć jako taki nikomu niepotrzebny odkurzacz, dołączony do walizki z pieniędzmi. Tyle że on się dobrze bawi, ma świetny kontrakt i ruszać nigdzie nie zamierza. Nie ma też wielkich ambicji, by za wszelką cenę wskoczyć do pierwszego składu. W nim widnieje oczywiście Rodri - niepodważalny numer jeden środka pola. Ale już John Stones dobrego zdrowia nie ma i trzeba będzie taktycznie kombinować. Reprezentant Anglii gwarantuje grę w obecnym systemie, ale czy ktoś go zastąpi jeden do jednego? Młody Rico Lewis to potrafi, tylko czy dźwignie grę - dajmy na to - w półfinale Champions League?
Pozostaje kwestia defensywy. Jest Dias, Akanji oraz Ake. Guardiola ma w głowie wymarzone wzmocnienie, lewonożnego Josko Gvardiola. Jest nim zachwycony. Kataloński trener chce kontynuować grę w oparciu o stoperów, a Chorwat zna ten system, który tworzy w Lipsku z Willym Orbanem i Mohamedem Sinakanem. Do tego to 21-latek, inwestycja długoterminowa. Już stanowi ważne ogniwo kadry, gdzie rozegrał 21 spotkań. Warto zauważyć, że na EURO 2020 grał na boku obrony, ale teraz to pełnoprawny stoper. Po MŚ w Katarze jego notowania wyskoczyły w górę jak katapulta.
Reasumując, Pepa i dyrektora sportowego Txikiego Begiristaina czeka sporo roboty. Po pierwsze, trzeba będzie zachować ciągłość motywacji, głód sukcesów, a to spore wyzwanie w przypadku trzykrotnego z rzędu mistrza kraju, zdobywcy potrójnej korony. Dlatego piłkarze chcący szukać nowych wyzwań nie będą na siłę zatrzymywani. Dla wielu było to zwieńczenie kariery, punkt kulminacyjny, szczytowy. Karuzela kręci się dalej, a dla City po tak gigantycznym sukcesie, będzie to paradoksalnie trudny moment. Natomiast dla innych - wielka szansa na włączenie się do walki o tytuł.