Guardiola z premią za cierpliwość. Wielki zakup wreszcie się spłaca. "Ewoluował. Odnalazł siebie"

Guardiola z premią za cierpliwość. Wielki zakup wreszcie się spłaca. "Ewoluował. Odnalazł siebie"
Conor Molloy/News Images/SIPA USA/PressFocus !!!
Jack Grealish trafiał do Manchesteru City jako rekordowy transfer i jeden z najlepszych piłkarzy Premier League. Zaliczył jednak powolny start w nowych barwach. Pisano, że wyrzucono na niego pieniądze w błoto, ale w ostatnich miesiącach wreszcie wszedł na wyższy poziom. Wydaje się, że Anglik wraca do dobrej formy.
Po rekordowym transferze sprzed półtora roku oczekiwania względem Jacka Grealisha stały na szalenie wysokim poziomie. Manchester City wydał wówczas na niego 100 milionów funtów. Pieniądze ogromne, ale latem 2021 roku ten ruch dało się obronić. "Obywatele" kupowali najlepszego zawodnika Premier League spoza klubów tzw. Big Six. Piłkarza, który długimi momentami niemal w pojedynkę ciągnął na swych barkach ekipę Aston Villi. Klub z Birmingham nie zamierzał negocjować, oczekując zapłaty klauzuli odstępnego zawartej w jego kontrakcie, gwarantującej mu najdroższą transakcję w historii ligi.
Dalsza część tekstu pod wideo
Gigantyczna kasa oznaczała tylko jedno - od Anglika oczekiwano efektów "na już". I to nie byle jakich. Musiał sprostać wysokim standardom. Jego wolny start na Etihad oznaczał, że szybko pojawiło się zwątpienie, czy warto było wydawać taką kwotę. Teraz jednak wreszcie Grealish zaczyna pokazywać, dlaczego Pep Guardiola tak bardzo chciał go ściągnąć do Manchesteru.

"Alfa i omega"

Po powrocie Aston Villi do Premier League w 2019 roku na możliwość obejrzenia jej "złotego dziecka" na murawach elity czekano z niecierpliwością. Grealish brylował w Championship, bawiąc się wręcz futbolem. Jego opuszczone getry, bezpośredni, pełen odwagi i "ulicznego" polotu styl tworzyły charakterystyczny image piłkarza, którego aż chce się oglądać, emanującego duchem piłki nożnej znanej z podwórka.
Gdy coś nie układało się po myśli zespołu, Jack potrafił wziąć futbolówkę, przebiec z nią prawie pół boiska, minąć kilku rywali, a następnie poszukać groźnego strzału, partnera lub wywalczyć stały fragment gry. Koledzy z zespołu Villi zawsze mieli opcję odegrania mu i czekania, aż coś zrobi. Wyrósł na lidera drużyny, na ramieniu nosił kapitańską opaskę. To jego trafienie w ostatniej kolejce z 2020 roku przeciwko West Hamowi dało "The Villans" utrzymanie.
W dwóch sezonach po awansie klubu z Birmingham na najwyższy szczebel rozgrywkowy oglądaliśmy najlepszą wersję Grealisha. Piłkarza wykręcającego w ekipie z drugiej części tabeli statystyki na poziomie Edena Hazarda w szczytowej formie.
Angielski ofensywny pomocnik był "alfą i omegą" West Midlands, odpowiedzią na każde kluczowe boiskowe pytanie. Partnerzy zawsze w razie kłopotów uciekali się właśnie do niego. Odejdzie do klubu walczącego o wyższe cele wydawało się kwestią czasu. Żądania Villi spełniło City.

Nowe realia

Wywalczenie sobie miejsca w układance Pepa Guardioli nie jest prostym zadaniem. Wielu graczy musiało długo czekać, by wskoczyć do podstawowej jedenastki. Na Grealisha czekało więc duże wyzwanie. Anglik przeniósł się w zupełnie inne realia. W Birmingham miał pełną swobodę ekspresji boiskowej, dostawał licencję na improwizację, bo stanowiła ona główną broń tamtej drużyny. Często schodził po piłkę do środka, cofał się po nią głębiej i dźwigał odpowiedzialność na własnych barkach. Przerósł zespół. Czasami sam wręcz był systemem gry. Na Etihad za to stał się jednym z wielu i musiał się podporządkować.
- To coś zupełnie innego niż w Aston Villi. Dean Smith mówił mi: “znajdź słaby punkt w obronie. Jeśli chcesz, przejdź na prawo, do środka albo trzymaj się linii” - tłumaczył niedawno w rozmowie ze “Sky Sports”, jak wiele pola manewru zostawiał mu trener w poprzednim klubie.
W kadrze przepełnionej jakością i utalentowanymi graczami z licznymi trofeami w CV, nowy nabytek nie był jednak nikim wyjątkowym, więc nie mógł liczyć na taryfę ulgową. Zresztą ta u Guardioli chyba w ogóle nie istnieje. Jack musiał zmienić styl i grać mniej bezpośrednio. Rzadko pokazywał dawne, “podwórkowe” rajdy, jego znak rozpoznawczy zniknął. To oczywisty efekt tego, że po przenosinach do drużyny walczącej o mistrzostwo, częściej musiał mierzyć się z głęboko cofniętymi defensywami.
Zaczęto się zastanawiać, czy tym samym Grealish nie straci dawnego animuszu. Na to wskazywały początki w nowych barwach. Nie zachwycał też liczbami - w poprzednim sezonie Premier League zaliczył tylko trzy gole i trzy asysty w 26 meczach. Guardiola jednak uspokajał, bo dostrzegał dobrą pracę i przydatność podopiecznego.
- Chodzi o jego pracę bez piłki i to, co może stworzyć innym. Zawodnicy grają dziś dla statystyk, to największy błąd, jaki mogą zrobić - odpowiadał na krytykę. - Statystyki to tylko część dostępnych dla nas informacji, ale są zawodnicy, którzy sprawiają, że drużyna gra dobrze, lecz to nie ma odzwierciedlenia w “cyferkach”.
Pod koniec poprzedniej kampanii, gdy zespół z niebieskiej części Manchesteru odpadał w półfinale Ligi Mistrzów po dramatycznym rewanżu z Realem Madryt, kibice rywali wskazywali najdroższy nabytek klubu jako jednego z głównych winowajców klęski. W końcu to jego uderzenie na pustą bramkę zablokował wówczas Ferland Mendy. Wydawało się, że to może być moment pieczętujący ostateczne wepchnięcie Grealisha do rubryki transferowego “flopa”.

Powrót?

Za wcześnie. W bieżących rozgrywkach można bowiem dostrzec wyraźną różnicę w grze Jacka Grealisha. Anglik rośnie z miesiąca na miesiąc. Łapie coraz większą swobodę, ale i zaczyna stawać się bardziej efektywny w systemie gry “Obywateli”. U Guardioli skrzydłowi najczęściej mają za zadanie rozciągać obronę rywali. Grają szeroko, absorbując uwagę bocznego defensora, co otwiera przestrzeń do zagrania przez linię. Z tym 27-latek radzi sobie bardzo dobrze.
Świetnie utrzymuje się przy piłce. Trudno mu ją zabrać, nawet w małych przestrzeniach. Często kończy się to faulami. Nie jest też skrzydłowym szukającym dośrodkowań, co pasuje, bo te nie są często wykorzystywane przez City. Gracza o właśnie takiej charakterystyce potrzebował Guardiola. Katalończyk dobrze wiedział, po co kupił Grealisha i dlatego cierpliwie czekał, aż ten odnajdzie się w zespole. Pomimo powszechnych wątpliwości regularnie dawał mu grać w podstawowym składzie, co nie jest oczywistością przy wirującym nieustannie “kole rotacji” Pepa.
Po mundialu wychowanek Villi zaczął grać chyba najlepszy futbol od chwili transferu. Już w pierwszym meczu po powrocie ligi, z Leeds, zaliczył dwie asysty. Gołym okiem widoczna była wówczas radość z tego osiągnięcia. Wyglądało, jakby reprezentant Anglii znów poczuł satysfakcję z tego, że jego ciężka praca przynosi skutki. Od tamtej pory możemy mówić o występach na równym, wysokim poziomie.
Po mistrzostwach świata Grealish rozegrał 16 spotkań i miał w nich udział przy ośmiu bramkach. Liczby te znamionują jego wyraźny progres. Tyle samo razy wychodził bowiem na murawę w pierwszej części sezonu, ale maczał wtedy palce w tylko jednym trafieniu. Co więcej, w ostatnich miesiącach często zapisywał się w protokołach meczowych, gdy drużyna naprawdę tego potrzebowała. Anglik dał m.in. dwie dobre zmiany w meczach z Chelsea oraz Manchesterem United (odpowiednio: asysta i gol). Trafił też do siatki Arsenalu w starciu na szczycie tabeli.
Najważniejsze jest jednak jego odnalezienie się w układance hiszpańskiego menedżera. Grealish znalazł odpowiedni balans pomiędzy dopasowaniem do rygorystycznego systemu a improwizacją. Z większą łatwością przychodzi mu podjęcie decyzji o tym, czy rozciągać grę, czy ścinać do środka w stylu znanym z Aston Villi. Bierze na siebie coraz większą odpowiedzialność. Ma to odzwierciedlenie w liczbach. Jeśli chodzi o mecze ligowe w tym sezonie, City wygrywa w prawie 79% spotkań, gdy wychodzi on w pierwszym składzie. Kiedy brakuje go w podstawowej jedenastce, wskaźnik ten spada do zaledwie 33%. Ponadto, z regularnie grających zawodników Premier League tylko Allain Saint-Maximin częściej zdobywa teren dla swojego zespołu dryblingami.
Po roku “poszukiwania siebie” na Etihad Grealish chyba wreszcie wkroczył na właściwą ścieżkę. To już nie ten sam gracz, który na Villa Park sprawiał, że fani angielskiego futbolu łapali się za głowę. Ewoluował, zmienił styl gry i dostosował się do tego, czego potrzebuje mistrz Anglii. Może i nie jest już tak efektowny, ale wygląda na to, że wrócił. Wrócił pewny siebie Jack Grealish. Wraca gość, za którego zapłacono ponad 100 milionów. A fanów City i futbolu na dobrym poziomie może to tylko cieszyć.

Przeczytaj również