Gwiazda Realu pobiła rekord wszech czasów. "A co on jest, ku..., Robocop?"

Gwiazda Realu pobiła rekord wszech czasów. "A co on jest, ku..., Robocop?"
Alter Photos / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech Klimczyszyn21 Jul · 18:30
Licznik gier i minut jednego z liderów Realu Madryt pokazuje, jak szalony stał się kalendarz piłkarski. Tempo narzucone zawodnikom niebezpiecznie zbliża się do niemożliwego do utrzymania bez szwanku na zdrowiu. A FIFA, UEFA i federacje krajowe bynajmniej nie zamierzają redukować biegu.
Niech ktoś mu przyzna order za wytrwałość. Albo przynajmniej bardzo długie wakacje i dużą premię. Po 72 meczach i 6116 minutach gry w piłkę na najwyższym poziomie, Fede Valverde wreszcie mógł chwilę odsapnąć, gdy zakończyły się Klubowe Mistrzostwa Świata. Spędzić czas z rodziną, zrelaksować się. Co to był dla niego za sezon. To tak, jakby przez ponad cztery dni znajdował się tylko na boisku, rywalizując o punkty, odliczając wszystkie treningi, sparingi, podróże i pozostałe zajęcia związane z futbolem. Najgorsze jest to, że nie może się pochwalić z Realem Madryt żadnymi zdobyczami, nie licząc trofeów drugiego sortu: Superpucharu Europy i Pucharu Interkontynentalnego, gdzie piłkarze musieli rozegrać “tylko” finały.
Dalsza część tekstu pod wideo
Zespołowe sukcesy tym razem poszły w odstawkę, a na pierwszy plan wysunęły się indywidualne zasługi. Urugwajczyk może “świętować” pobicie rekordu, wyniku do tej pory nieosiągalnego dla tego sportu.

Trzy razy z ławki, trzy razy do zmiany

Sezon Valverde, ale też wielu jego kolegów, których gniecie coraz bardziej napięty harmonogram, przybrał rozmiary absurdalnie długiego ultramaratonu. 5556 minut rozegranych dla “Królewskich” plus jeszcze 560 minut dla kadry Urugwaju. Nikt w tym roku i od początku istnienia dyscypliny nie zagrał tyle, co on. O 300 minut dłużej niż Bruno Fernandes z Manchesteru United, który zajął drugie miejsce w tym nie do końca wiadomo czy pozytywnym rankingu. Klasyfikacji, która powinna być wyrzutem sumienia dla rządzących futbolem, bo podobne liczby wystawiają na próbę wytrzymałość fizyczną każdego piłkarza.
Jednocześnie, jeśli już jesteśmy przy statystykach, to wcale nie Fede rozegrał największą liczbę meczów podczas zakończonej kampanii. Palmę pierwszeństwa dzierży inny rozgrywający “Królewskich”. Luka Modrić ma na koncie 73 gry: 63 w klubie i dziesięć w reprezentacji Chorwacji, przy czym “Lukita” przebywał na murawie znacznie krócej niż Urugwajczyk, który pauzował w klubie zaledwie w trzech spotkaniach. Dwóch ligowych przeciwko Gironie i Betisowi, a także w Pucharze Króla z Realem Sociedad. Z każdym razem z powodu drobnych problemów mięśniowych. W lidze tylko trzy razy wchodził z ławki i trzy razy był zmieniany. Co oznacza, że w trzydziestu przypadkach grał od dechy do dechy. Wyczyn na miarę lotu polskiego astronauty. Istny kosmos.
W reprezentacji “La Celeste” też wcale go nie oszczędzano. Opuścił trzy starcia: jedno we wrześniu i całe ostatnie czerwcowe zgrupowanie, gdzie Urugwaj mierzył się z Paragwajem i Wenezuelą. Pomocnik zasłonił się wówczas kontuzją kręgosłupa. Odliczając te przypadki, Valverde był praktycznie cały czas do dyspozycji selekcjonera Marcelo Bielsy. Od dawna pozostaje jego najwierniejszym i najbardziej eksploatowanym żołnierzem. Wiecznie pod parą.

Co za słowa Xabiego

Te liczby pokazują, jakim jest niezastąpionym graczem i to niezależnie od tego, czy z ławki trenerskiej dyryguje Carlo Ancelotti, czy Xabi Alonso. Obaj nie wyobrażają sobie podstawowej jedenastki bez wychowanka Penarolu. A sam piłkarz nie narzeka na nadmiar roboty, przyjmie każdą rolę w zespole i na koniec zamelduje wykonanie zadania. W minionym sezonie oczywiście większość czasu spędzał na środku boiska, ale zdarzało się, gdy z konieczności musiał grać albo na prawym skrzydle, albo jako prawy obrońca. Zwłaszcza na tej drugiej pozycji często musiał łatać dziury za kontuzjowanego Daniego Carvajala lub pozostającego bez formy Lucasa Vazqueza.
Fede powiedział kiedyś, że mógłby cały dzień oglądać Stevena Gerrarda, a jego nowy trener ma wrażenie, że czas się zatrzymał i nadal widzi na boisku harującego Anglika.
- Bardzo mi go przypomina. Nie widziałem wielu zawodników z jego sprawnością fizyczną. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę go trenować. Każdy menedżer chciałby mieć Valverde w drużynie - mówił w trakcie Klubowych Mistrzostw Świata Alonso.
A czasami może się wydawać, że urugwajski pomocnik zamiast dwóch, posiada cztery płuca. I wszyscy korzystają na jego grze. Wielu spodziewało się, że po tym, jak przejmie koszulkę z numerem osiem po Tonim Kroosie, będzie grał jak legendarny Niemiec. Ale to nie ten profil, nie te atuty. Nie można powiedzieć, że jest gorszy od Kroosa, jest zupełnie inny. Niezrównany w swojej kategorii. Może się wydawać absurdalne, ale mimo że w ostatnim sezonie był eksploatowany do granic możliwości, najlepsze zostawił na koniec. Niektórzy pewnie by się spierali, kto na ostatnim klubowym mundialu grał najlepiej w barwach “Los Blancos”, jednak Valverde z pewnością byłby ustawiany w pierwszym szeregu.

Pożegnanie Przywitanie z Ameryką

Fede z pewnością wyznacza szczyt, granicę, której zawodnik już nie będzie w stanie przekroczyć, jeśli chodzi o zaangażowanie dla reprezentowanych barw. Piłka nożna ewoluuje, naciska i nie pozwala na żadne przerwy w trakcie trwania sezonu. Powoli zmierza w kierunku amerykańskich lig zawodowych, NHL i NBA, gdzie rozgrywa się 82 mecze sezonu regularnego, plus jeszcze do 28 spotkań play-off i zawodnicy są wyciśnięci jak cytryny. Oczywiście nie można tu postawić znaku równości. Koszykarze czy hokeiści nie przebiegają z dziesięciu kilometrów co mecz i to często przy dużej intensywności. Plus w piłce nożnej praktycznie każdy pojedynek jest o coś, w koszykówce rywalizacja na dobre zaczyna się dopiero od fazy pucharowej.
W obu przypadkach mamy jednak do czynienia ze skrajnie zmęczonymi gwiazdami sportu. Na koniec dziewięciomiesięcznej katorgi FIFA zaserwowała piłkarzom turniej rozgrywany w mocno niekorzystnych warunkach, przy wysokich temperaturach, mocnym nasłonecznieniu i na tragicznych murawach. Cud, że Stany Zjednoczone opuszcza tylko jeden bardzo poważnie kontuzjowany piłkarz (Jamal Musiala z Bayernu), a pozostali otrzymają krótki urlop i nikły czas do przygotowania się do nowych wyzwań. Fede Valverde i jego koledzy nie dostali nawet zgody na przełożenie pierwszego meczu ligowego. “Królewscy” wnioskowali o to argumentując, że zawodnicy potrzebują co najmniej trzech tygodni wolnego od piłki i kolejnych trzech tygodni treningów. Federacja była przeciwna.
W tym kontekście Urugwajczyk jawi się jak przybysz z innej planety, dźwigając dodatkowe zobowiązania, nie narzekając przy tym na przesadnie przeładowany kalendarz. Aż chce się zapytać klasykiem: "A co on jest, ku..., Robocop?". Prawdopodobnie dlatego Real Madryt uważa go za niezbędnego piłkarza, przyszłego kapitana zespołu (już jest wicekapitanem, a po odejściu Daniego Carvajala powinien awansować na “pierwszego”), a jednocześnie lojalnego pracownika. Z zabezpieczoną przyszłością. Każdy, kto chciałby skorzystać z jego usług musiałby przyjechać pod ośrodek Valdebebas z ciężarówką pieniędzy, w celu wykupienia jego kontraktu. Dokładnie z miliardem euro. I to również rekordowa liczba, mówiąca wiele o Valverde.

Przeczytaj również