Gwiazdor Barcelony znowu nabroił. To jego koniec? "Klub jest zaniepokojony"

Gwiazdor Barcelony znowu nabroił. To jego koniec? "Klub jest zaniepokojony"
IMAGO / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiDzisiaj · 15:00
Antybohater. Na takie miano zasłużył Ronald Araujo w Barcelonie. Jego błędy drugi rok z rzędu kosztowały zespół awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów. Czasu na rozpamiętywanie porażki wiele jednak nie ma - za pasem ligowy mecz z Realem Madryt. Transmisja El Clasico w tę niedzielę o 16:15 w Eleven Sports 1, początek studia z Barcelony o 14:00.
Futbol to gra detali. Barcelona w bolesny sposób przekonała się o tym przy okazji dwumeczu z Interem. Mijające od ostatniego gwizdka godziny i dni tylko w delikatny sposób mogą koić ból Katalończyków związany z poczuciem utraconej szansy. Zespół Hansiego Flicka był dokładnie dwie minuty i 20 sekund od finału Ligi Mistrzów. Wyczekiwanej od dekady szansy na szósty Puchar Europy. Marzenia przemieniły się w koszmar po wyrównującej bramce Francesco Acerbiego. 37-letni stoper z łatwością poradził sobie w polu karnym z 26-letnim Ronaldem Araujo. W takiej sytuacji Urugwajczyka można byłoby rozgrzeszyć, gdyby naprzeciw miał Erlinga Haalanda, Harry’ego Kane’a czy w pełni zdrowego Lautaro Martineza. Ale obrońca, rzekomo aspirujący do bycia w czołówce na swojej pozycji, nie może w ten sposób radzić sobie z rywalem, który nigdy wcześniej nie strzelił gola na arenie europejskiej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Symbol porażek

- Jestem w tym klubie od sześciu lat i po raz pierwszy zagramy w półfinale Ligi Mistrzów, więc jestem szczęśliwy. Od wielu sezonów nie byliśmy na tym etapie - mówił Araujo na antenie Movistar po wygranym dwumeczu z BVB.
FC Barcelona nie przez przypadek od wielu lat ma problem z meldowaniem się w decydujących fazach Champions League. Obwinianie wyłącznie jednego zawodnika za porażki drużyny zwykle bywa przesadzone. Z perspektywy “Blaugrany” trudno jednak nie mieć uzasadnionych pretensji do Urugwajczyka. W poprzednim sezonie to on niemal w pojedynkę wyeliminował zespół na etapie ćwierćfinałów z PSG. Przypomnijmy, że przy stanie 4:2 w dwumeczu dostał czerwoną kartkę, faulując Bradleya Barcolę w sytuacji, która, w najgorszym wypadku, zakończyłaby się utratą gola. Byłaby to zdecydowanie mniejsza kara niż konieczność gry w dziesiątkę przez prawie godzinę.
Przeciwko Interowi Araujo znów, nie bójmy się odpowiednich słów, zawalił. W 75. minucie zmienił Inigo Martineza, który już nie był w stanie grać z powodu dyskomfortu. Miał jedno proste zadanie, zapewnić bezpieczeństwo w tyłach. I nie zrobił tego ani w ostatnim kwadransie podstawowego czasu gry, ani tym bardziej w dogrywce. Brak pokrycia Acerbiego to jedno, ale czwarty gol Interu również zaczął się od ministerstwa głupich kroków pod kierownictwem Urugwajczyka. Marcus Thuram, który miał już w nogach prawie dwie godziny rywalizacji, z łatwością ograł pozornie wypoczętego defensora. Kapitan “Barcy” miał jeszcze szansę na uratowanie sytuacji, ale nie udało mu się zablokować Davide Frattesiego. Wszystko, co mógł zrobić źle, zrobił jeszcze gorzej.
- Zabrakło mu jego teoretycznie największego atutu, czyli stanowczości w defensywie. Ani przy trzecim golu, ani przy czwartym nie zachował się tak, jak powinien - ocenił Xavier Munoz z Mundo Deportivo. - Zły. To najbardziej delikatne określenie występu Araujo. To nie pierwszy raz, kiedy "wyrzuca" swój zespół z Ligi Mistrzów - napisał AS. - Katalończycy pokazali, że są słabi w obronie. W ten sposób nie da się wygrać Ligi Mistrzów. Araujo przy dwóch golach nie pokazał się z najlepszej strony. Z łatwością pozwolił Acerbiemu strzelić gola, co doprowadziło do dogrywki i zniweczyło powrót ze stanu 0:2 - dodał Luis Rojo z dziennika Marca.

Wieczne niedociągnięcia

- Na początku sytuacja z meczu z PSG mnie trochę prześladowała. Ale z czasem o tym zapomniałem, to już przeszłość. Jest nowa historia do napisania. Wielcy sportowcy są silni psychicznie i wiedzą, jak radzić sobie w takich sytuacjach. A ja uważam się za takiego. Nie będę zaprzeczał, że po tamtym błędzie w lidze hiszpańskiej też nie grałem na optymalnym poziomie, ale to już za mną. Mam wiele do zrobienia w tym klubie - stwierdził Araujo kilka tygodni temu w rozmowie ze Sportem.
W poszczególnych wywiadach kreuje siebie na wojownika, mentalnego giganta. Problem w tym, że od dłuższego czasu boisko weryfikuje go w naprawdę brutalny sposób. Przypomnijmy bowiem, że w tym sezonie jego potknięcia nie ograniczają się do fatalnego występu na Giuseppe Meazza, który pogrzebał marzenia o Lidze Mistrzów. Już w fazie ligowej potrafił strzelić samobójczego gola w pamiętnym meczu z Benfiką, który Barcelona wygrała 5:4. W ćwierćfinale zanotował asystę, ale do Serhou Guirassy’ego. Tych kamyczków w ogródku zebrało się tyle, że mógłby zbudować z nich Stonehenge.
Warto też zaznaczyć, że Araujo jest bez wątpienia najbardziej ograniczonym piłkarsko stoperem Barcelony. Wraz z upływem lat nieszczególnie poprawił się jego poziom rozegrania i wyprowadzenia piłki. Pod tym względem wciąż znajduje się lata świetlne za Inigo Martinezem czy Pau Cubarsim. Patrząc na progresywne podania na 90 minut, w tym sezonie Urugwajczyk zajmuje 17. miejsce wśród wszystkich piłkarzy “Blaugrany”. Posyła ich średnio 4,21, w przypadku Cubarsiego jest to 7,05, a u Inigo 9,06. Przepaść.
Obecność wychowanka Boston River na boisku zdecydowanie osłabia zespół pod kątem budowania akcji od tyłu. Swoje braki w tym elemencie miał jednak rekompensować szybkością i skutecznością na etapie destrukcji. Na zasadzie: nie rozprowadzę piłki jak Martinez, ale dogonię i zatrzymam każdego napastnika rywali. Tyle z teorii. Potem przychodzą kolejne mecze, w których to właśnie on popełnia decydujące błędy, myli się pod własną bramką, pozwala przeciwnikom na strzelanie goli. W efekcie nie pomaga drużynie podczas ataku pozycyjnego, a w dodatku przeszkadza jej w fazie bronienia.

Ostatni w hierarchii

- Barcelona w przyszłości z pewnością będzie w stanie wiele razy wygrać Ligę Mistrzów. Mamy znakomitą grupę młodych zawodników. Straciliśmy zbyt wiele goli i musimy to przeanalizować - podsumował Araujo po porażce w Mediolanie.
W słowach zabrakło elementu samokrytyki. A warto zaznaczyć, że sportowa porażka 26-latka nie rozpoczęła się w momencie wejścia na boisko. Sama jego obecność na ławce pokazuje, w jak złym kierunku skręciła ta kariera. W styczniu defensor wrócił do gry, niedługo potem miał być już o krok od przenosin do Juventusu. Finalnie został w klubie, przedłużył z nim kontrakt, zapewniając sobie bardzo lukratywne warunki w postaci 15 mln euro brutto za sezon. Tak wysoka pensja powinna być zarezerwowana dla filarów klubu. A tymczasem mówimy o rezerwowym, który w kluczowym meczu Ligi Mistrzów przegrał rywalizację nie tylko z Cubarsim i Inigo, ale też z Erikiem Garcią oraz Gerardem Martinem.
Nie chcemy deprecjonować tych zawodników, w końcu brali udział przy dwóch akcjach bramkowych w Mediolanie. Natomiast jeszcze kilka miesięcy temu nikt nawet nie pomyślałby, że Araujo może siedzieć na ławce kosztem któregokolwiek z tej dwójki. Przecież w poprzednim sezonie jeden został oddany na wypożyczenie, a drugi grał w trzeciej lidze. Ronald miał być zaś nowym wcieleniem Puyola, prawdziwym liderem defensywy.
Tymczasem teraz decyzja o pozostawieniu go na ławce nawet nie wzbudziła większych kontrowersji. Mało tego, nie brakuje opinii, że wpuszczenie go na murawę to był prawdziwy błąd Flicka. Trener miał bowiem pod ręką Andreasa Christensena, czyli gwarancję solidności. Duńczyk, kiedy już jest zdrowy, to właściwie nigdy nie zawodzi. Nie gra efektownie, ale praktycznie nie przytrafiają mu się kosztowne pomyłki. Jak to świadczy o nominalnym kapitanie, jeśli kibice w większym stopniu mogą ufać rekonwalescentowi, który w ciągu roku rozegrał raptem trzy mecze?

Wyczerpany kredyt zaufania

- Barcelona jest zaniepokojona Araujo. Od jakiegoś czasu jest on daleki od swojego poziomu. Jego błędy wiele kosztują. Urugwajczyk, któremu brakuje precyzji przy wyprowadzeniu piłki, miał nie pozostawiać wątpliwości w aspektach defensywnych. Ale nie pokazał tego z Interem. Nie pokazał tego przed przedłużeniem kontraktu. W szatni wciąż pamięta mu się czerwoną kartkę przeciwko PSG. Do takich sytuacji dochodzi zbyt często - opisał Ivan San Antonio z katalońskiego Sportu. - Wśród kibiców Barcelony panuje przekonanie, że czas Araujo w klubie dobiegł końca - dodał Alfredo Martinez.
26-latek zdaje się być idealnym kandydatem na sprzedaż. Barcelona, jak zwykle targana kłopotami finansowymi, musi latem na kimś zarobić, żeby uzupełnić poszatkowaną kadrę. Nie sprzeda żadnej z młodych gwiazd, ponieważ byłby to strzał w stopę. Weteranów też się nie pozbędzie, bo trudno na nich zarobić. Pozostaje niekoniecznie niezbędny obrońca w dobrym wieku, z wyrobionym nazwiskiem, który już w przeszłości widniał na liście życzeń topowych ekip. Sam zainteresowany oczywiście obniża swoją wartość występami takimi, jak ten w Mediolanie, ale pewnie wciąż można byłoby go spieniężyć za dość okrągłą sumkę.

Przeczytaj również