Upadła gwiazda wstaje z kolan. Strzela gola co... 24 minuty. Gigant zatęskni?
Był wielkim talentem, ale kibice mogli powoli o nim zapomnieć. Nic dziwnego, bowiem praktycznie stracił poprzednie trzy lata. Dziś stara się wrócić. Ansu Fati jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Półtora roku bez gola, trzy operacje po uszkodzeniu łąkotki, przyspieszona droga od nowego Messiego do drugiego wcielenia Bojana. Ansu Fati ma dopiero 22 lata, ale już przeszedł w piłce naprawdę wiele. Doświadczenia z poprzednich sezonów były w dużej mierze naznaczone bólem, rozczarowaniem i zawiedzionymi oczekiwaniami. W Barcelonie nie miał już szans na spokojną próbę odbudowy kariery. Musiał odejść, po raz drugi, przy czym poprzednie wypożyczenie do Brighton okazało się kompletnym niewypałem. Znakomity start w AS Monaco sugeruje, że tym razem Hiszpan może wrócić na właściwe tory. W klubie z Księstwa na razie strzela gola co 24 rozegrane minuty, a to mówi samo za siebie.
Stracony czas
Gdyby poprzedni sezon się nie odbył, Ansu Fati niewiele by stracił. Chociaż Barcelona rozegrała kapitalny sezon, zgarnęła trzy trofea na krajowym podwórku, to udział napastnika był marginalny, żeby nie powiedzieć żaden. Hansi Flick teoretycznie miał do dyspozycji tylko dwóch skrzydłowych, czyli nietykalnych Lamine’a Yamala i Raphinhę. Nie posiadali oni jednak nominalnych zmienników, co otwierało perspektywę na regularne łapanie minut. Wychowanek La Masii nie skorzystał z tej szansy.
- Jeśli będziemy potrzebować Ansu na boisku, to się na nim pojawi. To nie jest dla niego łatwa sytuacja. Chcę, żeby wszyscy zawodnicy byli w 100% gotowi, pokazali nam, że chcą grać. To wszystko, co mogę powiedzieć - rzucił Flick w trakcie poprzedniego sezonu.
Katalońskie media sugerowały, że Ansu po prostu nie jest wzorem do naśladowania na treningach. Zawodnik o jego statusie powinien starać się trzy razy mocniej, aby wywalczyć minuty na boisku. Tymczasem on sprawiał wrażenie, jakby pogodził się z losem. W minionych rozgrywkach spędził na murawie 298 minut, nie notując w tym czasie ani jednej bramki i asysty. Co ważne, tych minut mogło być jeszcze mniej, gdyby nie “siły wyższe”. W rundzie jesiennej miał usiąść na ławce z Sevillą, ale Eric Garcia złapał uraz na rozgrzewce. Fati wskoczył do pierwszego składu i rozegrał bezproduktywną godzinę. Wiosną przy prowadzeniu 4:0 z Borussią Dortmund Flick chciał wpuścić na murawę Gaviego. Pomocnik powiedział jednak trenerowi, że woli, aby to napastnik pojawił się na boisku. Niemiec przychylił się do prośby barcelońskiej “szóstki”. Inni naprawdę chcieli pomóc zagubionemu talentowi.
Latem jego szanse na grę zmalały z minimalnych do praktycznie zerowych. Pozyskanie Marcusa Rashforda i Roony’ego Bardghjiego znacznie poprawiło głębokość kadry w ofensywie mistrzów Hiszpanii. Odejście Fatiego było jedynym logicznym rozwiązaniem ze względów sportowych, ale po części też marketingowych. Przypomnijmy, że do niedawna to on dzierżył numer “10”, był nieformalnym spadkobiercą Leo Messiego. Pół żartem, pół serio, w ostatnich miesiącach najlepszym ruchem Ansu w Barcelonie było właśnie zwolnienie “dziesiątki” Yamalowi.
Bez pośpiechu
Na początku letniego okienka Hiszpan został wypożyczony do Monaco z opcją wykupu za 11 mln euro. Od początku ten kierunek wydawał się co najmniej ciekawy. Ekipa z Księstwa lubi ofensywną grę, pod wodzą Adiego Huettera strzela średnio nieco ponad dwa gole na mecz. Austriak potrafi poukładać atak w taki sposób, aby wyeksponować główne atuty największych gwiazd. Eliesse Ben Seghir po poprzednim sezonie zapracował sobie na transfer do Bayeru, Maghnes Akliouche pewnie w niedalekiej przyszłości wzmocni jeszcze lepszy klub. Wychowanek Barcelony trafił do odpowiedniego środowiska.
- Jestem tu po to, aby odnaleźć najlepszą formę. Monaco to drużyna, która we mnie uwierzyła. Trener od razu przedstawił mi swój plan na mnie. Chcę pokazać się z jak najlepszej strony. Nie zależy mi na żadnej zemście czy czymś w tym rodzaju. Pragnę po prostu znów grać w piłkę - zaznaczył po podpisaniu umowy.
- Nie traktujemy przybycia Ansu jako ryzyka. Wiemy, że to wciąż młody zawodnik, który ma wiele atutów, świetne wyszkolenie techniczne, potrafi grać na kilku pozycjach. Zakontraktowanie go podniesie jakość całego zespołu. Chcemy stworzyć mu odpowiednie warunki, aby mógł pokazać na boisku najlepszą wersję siebie - tłumaczył Thiago Scuro, dyrektor Monaco.
W przypadku głośnych nazwisk zmieniających klub kibice zwykle oczekują prędkiego debiutu. Kibice ASM musieli jednak uzbroić się w cierpliwość. W trakcie okresu przygotowawczego Fati ani razu nie znalazł się w kadrze meczowej. Można było zacząć zastanawiać się, czy 22-latek w ogóle jeszcze nadaje się do gry w jednej z topowych lig. Trener podkreślał jednak, że jego nowy podopieczny musi nadrobić czas stracony w Barcelonie.
- Czy Ansu zadebiutuje w pierwszej kolejce? To skomplikowane. Na pewno jest bliżej gry niż Paul, ale w Barcelonie nie mógł pracować tak, jak powinien. Chcemy oczywiście, żeby mógł grać, jednak jednocześnie zależy nam na tym, aby zminimalizować ryzyko kontuzji. Musimy doprowadzić go do odpowiedniej formy. To proces - mówił Huetter w sierpniu.
Wejście smoka
18 września Ansu doczekał się debiutu, który miał słodko-gorzki posmak. Od razu trafił do siatki, ale w przegranym aż 1:4 meczu z Club Brugge w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów. Cały zespół zawiódł, chociaż dla samego zawodnika był to przełomowy moment. Pojawił się na murawie pierwszy raz od 3 maja i strzelił pierwszego gola od 9 listopada 2023 roku (!). To była naprawdę długa posucha.
Co ważne, Fati poszedł za ciosem. Trzy dni później wszedł z ławki w 46. minucie spotkania z Metz i już po 37 sekundach zdobył bramkę. Było to najszybsze debiutanckie trafienie w Ligue 1 od czasu Yacine’a Bammou w 2014 roku. A na tym nie koniec. Hiszpan skompletował dublet po naprawdę ładnym strzale głową. W tej jednej akcji pokazał, że nie stracił instynktu. Potrzebuje naprawdę niewiele, aby zagrozić bramce rywala.
- Błogosławieństwo w osobie Ansu Fatiego. Hiszpan błyskawicznie uczcił golem swój dublet w lidze francuskiej. Później dołożył jeszcze kolejne trafienie, zgłaszając gotowość do kolejnych występów - ocenił dziennik L'Equipe po meczu z Metz. - Trener nie był zadowolony z występu Parisa Brunnera, a wprowadzenie za niego Ansu zmieniło wszystko. Hiszpan błysnął instynktem pod bramką, był twarzą spektakularnego zwycięstwa - dodał portal Madeinmonegasque.fr.
- Czuję się bardzo szczęśliwy. Tak jest zawsze, kiedy możesz pomóc drużynie. Najważniejsze jest zwycięstwo, ale napastnika zawsze cieszy, kiedy strzeli dwa gole. Trener od początku mnie wspiera, czuję dużą pewność siebie i skupiam się już na kolejnych celach. Cieszę się, że znowu mogę grać w piłkę - przyznał sam zainteresowany, cytowany przez Goal.com.
Ambitny cel
W ostatni weekend Monaco przegrało 1:3 z Lorient, ale Ansu znów trafił, tym razem z karnego. Bilans czterech bramek po trzech występach należy uznać za więcej niż solidny. Szczególnie, że jeszcze kilka tygodni temu można było zastanawiać się, czy w ogóle zdoła zadebiutować w Monaco. Ewidentnie potrzebował jednak czasu, aby odbudować formę fizyczną, poznać nowy zespół i wejść w odpowiedni rytm pracy.
- Ansu Fati postawił sobie konkretny cel w tym sezonie - strzelić 20 goli. Uważa, że taki wynik umożliwiłby mu powrót do reprezentacji. Jego największym marzeniem jest teraz występ na mundialu - opisał ostatnio kataloński Sport.
Dotychczas Fati wystąpił w dziesięciu meczach kadry, notując dwa gole i jedną asystę. Ostatni raz dostał szansę w październiku 2023 roku. Mogłoby się wydawać, że obecnie jest daleko od zespołu narodowego. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że ofensywa mistrzów Europy nie wygląda dziś na w pełni obsadzoną. Selekcjoner ma grupę pewniaków, którą tworzą m.in. Yamal, Nico, Ferran czy Oyarzabal. Pośród nich jest jeszcze co najmniej jedno miejsce dla dodatkowego napastnika. Podczas ostatniego zgrupowania szansę dostał choćby Jorge de Frutos, 28-letni gracz Rayo Vallecano, który w tym sezonie zdobył mniej bramek niż Ansu. Nie można oczywiście stwierdzić, że wychowanek Barcelony zostanie powołany na najbliższe zgrupowanie, ale droga do reprezentacji wcale nie musi być aż tak daleka.
- W ostatnich latach w Barcelonie miał mnóstwo kontuzji, nie było mu łatwo. Od początku sezonu pytano mnie, kiedy wróci. Ale naszym celem było przede wszystkim zapewnienie mu ochrony i zadbanie o to, aby był w pełni gotowy do gry. Wiele przeszedł, ale chciałbym mu pogratulować, ponieważ zawsze wykazuje się pozytywnym nastawieniem. Jego gole uszczęśliwiły nas wszystkich. Mamy oczywiście wobec niego oczekiwania i na razie spisuje się fantastycznie - powiedział Huetter w rozmowie z klubowymi mediami.
W przypadku Fatiego jedno jest pewne. To naprawdę bardzo utalentowany gracz, potrafi być skuteczny, efektywny, ma tzw. czutkę do goli. Pokazywał to już jako 16-latek, kiedy wyróżniał się na Camp Nou, grając u boku Messiego, Suareza czy Griezmanna. Pewnie porównania do “La Pulgi” były na wyrost i może nawet skrzywdziły Hiszpana, który nie miał szans dorównać takim oczekiwaniom. Teraz już nikt nie wymaga od niego, aby poszedł w ślady legendarnego Argentyńczyka. Wystarczy, że definitywnie zwalczy problemy zdrowotne i stopniowo odbuduje karierę. Już wykonał pierwsze kroki w tym kierunku. Czekamy na więcej.