Inni się sparzyli, Flick zaryzykował. FC Barcelona jak nikt na świecie. Cztery słowa wystarczą

Inni się sparzyli, Flick zaryzykował. FC Barcelona jak nikt na świecie. Cztery słowa wystarczą
LaPresse / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynDzisiaj · 09:00
Rewolucję Hansiego Flicka w Barcelonie można opisać trzema słowami: intensywność, presja i spryt. Może czterema. Jeszcze szczęście. Dawno nikt tak nie zmienił prostej gry w coś zupełnie spektakularnego. A w historii było kilka prób.
Dziwne i absolutnie fenomenalne rzeczy działy się w tym sezonie z FC Barceloną. Jej mecze przyniosły więcej goli niż jakiejkolwiek innej drużynie w pięciu największych europejskich ligach. Piłkarze “Barcy” złapali też swoich przeciwników na spalonych w liczbie niemożliwej do wyrównania. Niech zabrzmi ta jedna statystyka. Ich rywale 34 razy trafiali do siatki z ofsajdu. Wysoka linia, którą śmiało można nazwać samobójczą albo kamikaze, nadaje spotkaniom dziwaczny wygląd, przynosi szalone wyniki, ale niemal zawsze powodzenie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Hansi Flick stworzył potwora, który przyjmuje na siebie ciosy, może nawet upada na deski, ale potem wstaje, otrzepuje się i wychodzi ze swoimi uderzeniami. Zwykle jest ich więcej niż oponenta. Zbudował świetny do oglądania, omylny, lecz zdeterminowany zespół. A być może najbardziej fascynującą rzeczą w “Dumie Katalonii” jest to, że żadna inna drużyna w Europie, a i pewnie na świecie też, nie gra tak jak ona.

Jak to działa?

Skrajne podejście wywołuje zdziwienie i drwiące komentarze. Tak było po kilkudziesięciu minutach z Interem w Barcelonie, po całej pierwszej połowie w Mediolanie czy po kwadransie z Realem Madryt na Montjuic. Schemat ten sam. Kompletny chaos z tyłu, a później sunący do przodu czołg niszczący wszystko, co napotka na swojej drodze. I rzeczywiście, gdy obserwuje się flickowską taktykę, aż trudno uwierzyć, że wyszła ona spod dłuta Niemca. Brakuje tu ordnungu, jakiejkolwiek organizacji. Łatwo ulec poczuciu ciągłego zagrożenia.
Jego podejście nie jest jednak ani naiwne, ani improwizowane. To radykalny, ale jak najbardziej świadomy wybór. Z przestudiowanymi plusami i minusami. Część większego planu. System bazujący na prostej logice: atakujemy, żeby się bronić, bronimy, aby atakować. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ten sposób przynosi wymierne efekty i, zupełnie paradoksalnie, pozwala kontrolować boiskowe wydarzenia.
Jak? Utrzymanie linii tak wysoko ma na celu zagęszczenie boiska, zmniejszenie odległości między formacjami, zachęcenie do szybki kontrataków oraz prowokowanie błędów rywala, który czuje się jak zamknięty w klatce, otoczony przez hordę wilków. Przeciwnik nie ma czasu na myślenie, musi reagować. A zanim zareaguje, może być już za późno.
“Barca” oczywiście szczyci się najlepszym wskaźnikiem doskoków pressingowych w lidze. Pod względem intensywności zawiesza poprzeczkę nieosiągalną dla innych teamów. A jeśli filozofia Flicka nakazuje bronić się tak, by potem skutecznie atakować, to oczywistymi efektami takiego grania jest przejmowanie piłki w obszarach boiska blisko bramki. Piłkarze skracają zatem sobie dystans. Nie muszą transportować futbolówki ze swojej połowy, a więc zmniejszają szanse na pomyłkę. Brzmi to już trochę bardziej jak matematyczne założenie aniżeli chaos.

Więcej plusów niż minusów

Przemieniona Barcelona wygląda tym bardziej ciekawie, bo Flick raczej nie wykazywał podobnego nastawienia w poprzednich zespołach, które prowadził. Oczywiście, nakłaniał piłkarzy do odważnej gry do przodu, co dało sukces Bayernowi Monachium w zdobyciu Ligi Mistrzów w pandemicznym sezonie. Ale to, co proponuje Barcelonie, jest czymś zupełnie innym. To rewolucyjny eksperyment.
Kiedy działa, jak w październikowym El Clasico, gdy gracze Realu w ciągu 30 minut ośmiokrotnie byli łapani na spalonych, napastnicy z przeciwka wyglądają jak bezradne dzieci. Kiedy jednak coś się psuje, mamy wrażenie, że katalońscy obrońcy pierwszy raz wyszli na boisko zagrać w piłkę. Metody 59-latka wymagają całkowitego oddania sprawie. Zaufania. “Każdego, kto cofnie się chociaż o metr, zmienię natychmiast” - miał mówić podczas meczu z Realem. Nikt się nie odważył. Wojciech Szczęsny mógł zobaczyć plecy swoich kolegów gdzieś daleko za horyzontem.
Warto przy okazji nadmienić, że nawet Flick nie zdecydowałby się na podobne ustawienie swoich piłkarzy i drastyczne instrukcje, gdyby nie jeden istotny system. VAR. Ofensywny hazard udaje się nieco złagodzić dzięki półautomatycznej technologii wykrywania spalonych, którą stosuje La Liga. Wiele spalonych na korzyść Barcelony było po prostu minimalnych. Trener bierze na siebie cały stres wynikający z przepisów, które mówią, że asystenci są zmuszeni puszczać każdą groźną sytuację, nawet gdy są przekonani o pozycji spalonej. Niemiec skarżył się nawet, że przez to jego gracze tracą niepotrzebnie siły w pogoni za delikwentem gnającym na bramkę Szczęsnego. To tylko jeden z paru minusów.
Choć system Barcelony jest dopracowany i sprawdzony w praktyce, ma swoje ograniczenia. Tak wysoko ustawiona linia musi być podatna na ataki szybkich graczy, świetnie radzących sobie bez piłki. Zły moment na postawienie pułapki ofsajdowej to niemal zawsze stracona bramka. Statystyki mówią, że średnia jednej wykreowanej szansy przeciwnika “Barcy” wynosi 0,12 gola oczekiwanego (xG). Innymi słowy, jeśli rywal dojdzie do sytuacji strzeleckiej, zazwyczaj jest dość dogodna do strzelenia gola.
Pojawia się też problem fizyczny i kondycyjny. Czy da się w podobny sposób bronić i atakować przez 90 minut? Do pewnego czasu mieliśmy co do tego wątpliwości. Okazuje się, że Barcelona jednak częściej dokonuje remontad, wbija gwoździe do trumny całej ligowej stawce, niż traci bramki w końcówce meczów. Ale i takie sytuacje już się zdarzyły. Chłodnej głowy i wyrachowania zabrakło w rewanżowym meczu półfinału Ligi Mistrzów. Można się zastanawiać, czy dalsze utrzymywanie wysokiej obrony było potrzebne w 90. minucie w sytuacji, gdy prowadziło się jedną bramką.

Prekursorzy

W historii wielu trenerów próbowało eksperymentować przy ultraofensywnych strategiach. Pionierem był Johan Cruyff i filozofia “futbolu totalnego”, wdrożona w Ajaksie i Barcelonie właśnie. Opierała się na wysokim pressingu i zaangażowaniu niemal wszystkich zawodników w atak i obronę, tworząc spójny zespół. To później na fundamentach wylanych przez Cruyffa bazowali kolejni trenerzy “Blaugrany”. Elementy “Cruyffismo” z powodzeniem stosowali potem Louis van Gaal, Frank Rijkaard i Pep Guardiola.
We Włoszech na szaleństwo pozwalał sobie słynny Zdenek Zeman, trenując w Serie A Foggię, Pescarę i Lazio. Jego styl zwany “Zemanlandią” zakładał ciągły nacisk na przeciwników, przez co jego drużyny często gubiły punkty przez luki w obronie. Czech był uwielbiany przez kibiców za efektowność, ale krytykowany za brak pragmatyzmu.
W ostatnich latach błysnął jeszcze w Tottenhamie Ange Postecoglou, którego naczelną dewizą jest “granie piłką po ziemi”, odzwierciedlając wizję widowiskowego futbolu. Do tego stopnia, że w starciu z Chelsea w 2023 roku nakazał swoim piłkarzom stać wysoko, mimo że Spurs grali w “dziewiątkę” po dwóch czerwonych kartkach. Wraz z upływem czasu tendencja do ryzykowania zaczęła u niego zanikać.
Żadna z tych filozofii nie dorównuje jednak temu, co powstało w ostatnim roku w stolicy Katalonii. W czasach, gdy piłkarze mają coraz mniej czasu na myślenie i raczej reagują instynktownie, Flick zbudował Barcelonę, w której przeciwnicy z trudem łapią chwilę na oddech. Pozornie szalona linia obrony to tak naprawdę ukryty klucz do dominacji. Pod warunkiem oczywiście, że potrafisz utrzymać wszystko w ryzach do ostatniej minuty. Na razie nie udało się raz i kosztowało to brak awansu do finału Ligi Mistrzów i szansę na zdobycie trzeciego trypletu w historii klubu. Strach pomyśleć, co niemiecki szkoleniowiec przygotuje w przyszłym sezonie.

Przeczytaj również