"VAR? Świat idzie do przodu". Dyrektor Ekstraklasy S.A. zdradza kulisy zarządzania ligą [NASZ WYWIAD]

"VAR? Świat idzie do przodu". Dyrektor Ekstraklasy S.A. zdradza kulisy zarządzania ligą [NASZ WYWIAD]
: Pawel Jaskolka / PressFocus
Kto decyduje o godzinach meczów w kolejce? Dlaczego mecz w poniedziałek grany jest o 19, a nie jak poprzednio o 18? Czemu piątek wieczór jest lepszym terminem niż sobota rano? Dlaczego Zagłębie Lubin u siebie nie gra w soboty do 17, a Jagiellonia zaczyna wiosnę od wyjazdów? Do kiedy trzeba zgłosić uwagi odnośnie terminarza na następny sezon? Jak wygląda tworzenie terminarza ligowego i co jest brane pod uwagę? Kiedy rozpocznie się i zakończy kolejny sezon? Jaki byłby idealny kalendarz naszych rozgrywek? O tym wszystkim porozmawialiśmy w zeszłym tygodniu z Marcinem Stefańskim, dyrektorem operacyjnym Ekstraklasy S.A.
DAWID DOBRASZ: Zacznijmy od ostatniej głośnej sytuacji z wozu VAR podczas meczu Legii z Cracovią i nie mam na myśli kontrowersyjnej decyzji sędziego, a symbol, jaki pokazał pracownik techniczny podczas prezentacji sędziów. Jak do tego doszło? Wiecie, kto tam siedzi?
Dalsza część tekstu pod wideo
MARCIN STEFAŃSKI, DYREKTOR OPERACYJNY EKSTRAKLASY S.A.: Tak, oczywiście. Sprawa była banalna, bo osoba, która tam zasiadała, nie jest kibicem piłkarskim. Nie chodzi na mecze, jest odpowiedzialna za sprawy techniczne. Ten pan doszedł do wniosku, że to będzie żart czy fajna rzecz, a takim nie była. Myślę, że nie zdawał sobie sprawy, jak może to być odebrane. Operator nie musi się interesować piłką, tak samo jak od elektryka na stadionie nie wymagamy, żeby był kibicem jakiegoś klubu. Musi odróżniać prąd zmienny od stałego i to jest jego praca. Takie zachowanie przede wszystkim odebrało komfort sędziom. Zwróciliśmy na to uwagę, że nie może być takiej sytuacji. Jakie były pierwsze reakcje? Że sędziowie są za Legią i tak dalej. My musimy zadbać, aby ci, którzy sędziują, mieli maksymalny komfort, jeśli chodzi o warunki ich pracy. Naruszenie tych standardów bije nie tylko w kluby, ale też w nas oraz PZPN. Dlatego poprosiliśmy, żeby tej osoby nie obsadzać już w takiej roli. Osoby obsługujące dany mecz przychodzą tam do pracy. Mamy określone regulacje, z których wynika też, że osoby otrzymujące akredytacje meczowe nie mogą mieć żadnych barw klubowych. Z tego samego powodu - wykonujesz swoją pracę, musisz zachowywać się neutralnie. Oczywiście wiemy, że są pracownicy mediów klubowych, którzy siłą rzeczy są związani swoim klubem, ale żaden z nich nie biega w szaliku.
Kiedyś mieliśmy podobną sytuację na meczu Ekstraklasy z delegatem, o którym można by ostatnią rzecz powiedzieć, że jest kibicem Legii. I też pokazywał podobne znaki lewą ręką i reakcja ludzi była podobna. Delegat przez bardzo długi czas na Legię nie jeździł. Podobnie - dla komfortu wszystkich innych. Jeśli naruszasz standardy pracy, to konsekwencje muszą być wyciągane, bez względu na to kim jesteś. Najważniejsze, że ta osoba nie miała żadnego wpływu na decyzje sędziów.
A taka osoba nie ma wpływu na to, jakie powtórki mogą obejrzeć sędziowie?
Sędziowie, którzy siedzą na wozie… Powoli się śmieję, że są to didżeje... Znakomicie wiedzą jaki materiał odwinąć, co pokazać. Zadaniem operatora są kwestie stricte techniczne i pełne wsparcie dla sędziego. O tym, jakie sędzia główny widzi powtórki, zawsze decydują oni sami. Jeśli element techniczny nie byłby spełniony albo jakaś prośba arbitrów o pokazanie materiału nie zostałaby wykonana, to taka osoba już nigdy nie znalazłby się w wozie. Nasi sędziowie bardzo dbają o wysokie standardy i nic dziwnego, że są cenionymi arbitrami na świecie, także jako VARowcy.
Swego czasu głośniej zrobiło się o przeniesieniu analiz VAR z wozów do jednego miejsca, jak jest to np. w Niemczech. Są tu planowane jakieś zmiany? Wóz kiedyś nie dojechał na mecz.
To techniczne rzeczy i mogą się zdarzyć. W innych ligach bywało, że w centrali zabrakło prądu. Jeśli chodzi o kwestie VAR-owe, to leży to w gestii PZPN, natomiast za obsługę techniczną odpowiada Ekstraklasa Live Park, co jest bardzo dobre, bo mamy tę sama ekipę odpowiedzialną za produkcję telewizyjną oraz VAR. Co do ewentualnych zmian, to dużo zależy od kosztów, które są obiektywnie duże. Nie jest to takie proste. Ze względu na to, że dziennie - nie licząc multiligi - gramy maksymalnie cztery mecze, to obecny system jest wystarczający, ale świat idzie do przodu i na pewno w tym obszarze również będziemy się rozwijać. Natomiast co ważne, ludzie mają świadomość, że w ostatniej kolejce VAR jedzie tam, gdzie są kluczowe mecze. To obowiązuje od kilku lat i nie budzi negatywnych emocji.
No to podpytam dalej. Kto ustala godziny spotkań meczów i czy macie w planach jakąś zmianę odnośnie terminów spotkań? Przy sprzedaży najnowszego pakietu praw pojawiły się głosy o ewentualnym graniu kilku spotkań w kolejce o jednej godzinie.
Każde kwestie dotyczące transmisji wynikają z planów i założeń kontraktowych, jakie zostały przyjęte z Canal+ i TVP. Z punktu widzenia broadcastera korzystne jest, aby jak najwięcej meczów grać o różnych porach, bo ma dziewięć premier, a nie kilka meczów granych równolegle. Zatem np. pomysł, że gramy 12:30, 15:00 i 17:30 w niedzielę jest zaakceptowany przez Canal+, który swoją drogą zawsze zwraca uwagę, że zarówno w Premier League, Serie A czy Ligue 1 też grają o 12:30 czy 13:00. Co ważne i warte podkreślenia: w przetargu na prawa telewizyjne były przedstawiane różne warianty, również takie, o których pan wspomniał, np. z jedną mini multiligą w kolejce. Oferta broadcastera dla klubów była korzystniejsza na taki pakiet, jak do tej pory - czyli ze wszystkimi meczami rozgrywanymi o różnych godzinach. Dlatego tak zostało, a kluby mają świadomość, że te rekordowe środki można otrzymać właśnie dzięki temu.
A czy Ekstraklasie na rękę jest termin 18 w piątek i 19 w poniedziałek? Lech i Legia bardzo rzadko albo w ogóle nie grają w tych terminach.
To nie są złe terminy. To jest mit. Obie te daty mają bardzo wysoką oglądalność. Mecze piątkowe o 18:00 nie są terminem pierwszych trzech wyborów Canal+. Zacznijmy nieco od końca. Jakie są najbardziej atrakcyjne terminy dla posiadacza praw mediowych? Wieczorne, czyli piątek 20:30, sobota 20:00 i niedziela - ostatni mecz. Wtedy najczęściej grają drużyny, które mają największą oglądalność. Ktoś zapłacił duże pieniądze za to, żeby miał możliwość wyboru tych meczów. Gdyby Canal+ powiedział, że najlepszym dla nich terminem na dany mecz jest niedziela g. 12:30, to wtedy wówczas o tej godzinie rozegrano by najatrakcyjniejszy mecz.
W kontrakcie jest zawarte, że to nadawca ma prawo wyboru układu spotkań i na podstawie swoich danych i analiz dobiera to optymalnie. Dyskutowaliśmy kiedyś o wykorzystywaniu sobotniego terminu o 12:30, ale okazuje się, że z punktu widzenia nadawcy termin ten może przynieść mniejszą oglądalność niż piątek o g. 18:00 czy poniedziałek o g. 19:00. Ten termin wykorzystujemy tylko wtedy, kiedy nie można grać w poniedziałek, czyli przed meczami reprezentacji lub przed poszczególnymi rundami Pucharu Polski. Jakiś czas temu graliśmy w poniedziałki o 18:00, ale z rozmów naszych i Canal+ wyszło, że lepiej zaczynać o 19:00. Wtedy jest np. lepszy dojazd na stadion, bo bierzemy również pod uwagę komfort dotarcia na wydarzenie.
To dlaczego o tych godzinach mecze odbywają się w mniejszych miastach?
To nie jest kwestia stricte mniejszych miast, ale potencjalnej oglądalności. Ale także często jest kwestia różnych uwarunkowań. Na przykład mam wiele pytań, dlaczego Zagłębie Lubin w meczach domowych nie gra w soboty. Jak spojrzy ktoś na terminarz Zagłębia, to nigdy u siebie nie grali w sobotę o 15. Dlaczego? Bo pod stadionem jest giełda, która blokuje możliwość przygotowania do transmisji meczu i nie mogą w tym czasie wjechać wozy. Dlatego konsekwencją tego jest zajęty termin, co sprawia, że klub ma ograniczone możliwości. Teraz testujemy, czy mecz z Pogonią, który zaplanowany jest na 17.30, może się odbyć bez problemu i czy wóz będzie mógł wjechać o czasie, bo on musi być pięć godzin przed meczem, żeby się do wszystkiego przygotować. W ubiegłym sezonie jeden mecz był w Lubinie w sobotę o 17.30 i z punktu widzenia producenta był spory problem z wjazdem.
Dużo rzeczy jest zmiennych. Obecnie trudna sytuacja jest w Warszawie ze względu na specyfikę położenia obiektu i kluczowego dla miasta remontu Trasy Łazienkowskiej. Sporo dzieje się na bieżąco, dostajemy uwagi z klubów i jeśli wpływają one przed ogłoszeniem poszczególnych kolejek, to staramy się je uwzględniać. Mamy dużą elastyczność i staramy się unikać sytuacji, w której dwie duże imprezy masowe odbywałyby się równolegle. Przykładowo, na początku rundy wiosennej przed meczem Legii był koncert na Torwarze, który jest sto metrów od stadionu. Przenieśliśmy godzinę meczu, aby zapewnić komfort ludzi wychodzących z jednej imprezy i przychodzących na drugą. Kwestia logistyki jest niezwykle rozbudowana. Trzeba wiedzieć, kiedy są imprezy czy maratony. Dla mnie wciąż jest szokujące, że w Warszawie tydzień po tygodniu są dwie wielkie imprezy biegowe, blokujące okolice Łazienkowskiej. To z punktu widzenia Legii paraliżuje jej terminarz, a z mojego - wszystkich innych drużyn, bo jest to system naczyń połączonych.
A co by było, jakby jakiś klub nie chciał się zgodzić na zmianę terminu meczu, bo ich nie interesuje, że w Warszawie biegają?
To nie chodzi o sam termin meczu, ale o blokadę terminów w zestawie par, układanych przed sezonem. Każdy klub do maja zgłasza imprezy i wydarzenia w swoim mieście, które mogą w następnym sezonie kolidować z terminami spotkań domowych. Duże imprezy są znane z dużym wyprzedzeniem, więc rzadko zdarzają się zaskoczenia. Czasem pojawiają się kwestie dotyczące bezpieczeństwa, demonstracje w mieście. Wiele zależy też od uwag policji, ale tu jest wypracowany system współpracy i jest zdecydowanie łatwiej niż kiedyś. Dbamy o to, aby uwagi klubowe spełniać. One są zdroworozsądkowe i nikt nie zgłasza uwag, że woli grać w sobotę czy piątek, bo woli. Za tym zawsze musi być jakieś uzasadnienie.
A jakby ktoś się zgłosił, że za często gra w poniedziałki?
Wrócę do tego, że o wszystkim decyduje kwestia oglądalności. Ktoś zapłacił określoną kwotę pieniędzy, aby decydować, jak wygląda jego ramówka telewizyjna. Nie narzucamy Canal+, kto kiedy ma grać. Co do zasady, to jest to kwestia wyboru telewizji i my w to nie ingerujemy. Ponad 20 lat współpracuję z Canal+ i uważam współpracę za doskonałą. Jest wzajemne zrozumienie. Właśnie tak było przy zaległym starciu Miedź - Lech, gdzie nagle okazało się, że o 21:00 telewizja chce pokazać mecz Barcelony z Robertem Lewandowskim w składzie. Poszliśmy partnerowi mediowemu na rękę i przesunęliśmy spotkanie w Legnicy na wcześniejszą godzinę. Dlaczego? Bo to było optymalne dla widza. Musimy znajdować rozwiązanie, żeby zadowolić jak najwięcej ludzi. Dzięki temu telewizja ma lepszą oglądalność swoich meczów, ale nie odbija się to na oglądalności naszych. Dla nas oczywiście jest to lekki kłopot, bo dosyć późne ogłaszanie terminów spotkań przez La Liga jest problematyczne, ale też rozumiemy operatora praw, który musi ograć znakomicie naszą ligę i inne swoje prawa.
Czy ten obecny termin godzin meczów Ekstraklasy zostanie utrzymany w przyszłym sezonie? Dodam tylko, że w obecnych rozgrywkach zdarzały się poniedziałki z dwoma meczami.
To były incydentalne rzeczy i zazwyczaj bywa tak po meczach reprezentacji czy Pucharu Polski w tygodniu. Standardem jest jeden mecz w poniedziałek i nie przewidujemy tutaj zmian. Jeśli chodzi o rozkład godzin na przyszły sezon, to ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, ale z mojego punktu widzenia - mając na uwadze wieloletnią współpracę - to raczej obecny układ odpowiada naszemu partnerowi medialnemu. Trzeba pamiętać o tym, że mecze poniedziałkowe mają dobrą oglądalność.
Ciężko w to uwierzyć.
Zobaczmy, jak działa telewizja. Gdyby ten termin nie pasował, to byłby zlikwidowany. Poniedziałek jest dobrym terminem, bo jest mniej konkurencji ze strony innych meczów, a jak jest, to mecze tych najlepszych lig zaczynają się w poniedziałek po 20-21, więc nie ma kolizji. Można potem obudować to studiem ligowym, więc da się zrobić dodatkowy materiał wokół ligi. Z punktu widzenia frekwencji wcale nie jest tak źle. Ludzie patrzą, że wtedy nie chodzi na stadiony po 20 tysięcy, ale też trzeba zwrócić uwagę, że nie są to mecze trzech pierwszych wyborów. Ten zły termin poniedziałkowy to trochę mit, tak jak piątek 18. Zadawałem kiedyś pytania klubom i miałem sporo odpowiedzi, że piątek 18:00 jest dobrym terminem.
Pewnie chcą mieć wolny weekend.
Pewnie tak, a część uważa, że to dobra godzina, bo potem jest jeszcze cały wieczór do wykorzystania, mam na myśli plany kibiców. Niektórzy w końcówce sezonu pewnie też chcą grać wcześniej, przed swoim rywalem, kiedy gra idzie o jakąś stawkę. Każdy ma swoje spojrzenie. Zawsze decyduje na końcu o tym nasz partner medialny i jemu się ten schemat sprawdza. Gdyby tak nie było, to też nie zapłaciłby większych pieniędzy niż w poprzednim przetargu. Telewizja ma to zbadane i oglądalność meczów poniedziałkowych jest znacznie lepsza niż mówi o tym sam termin. Zresztą Polska nie jest pierwsza, która wprowadziła ten termin. Anglia tak gra, 2. Bundesliga, Serie A i La Liga i tak moglibyśmy wymieniać. Ostatnio w poniedziałek były derby Liverpoolu. To budzi emocje wśród kibiców, bo to nie jest tradycyjny termin, ale z drugiej strony - czym się różni poniedziałkowy mecz ekstraklasowy od wtorkowego meczu w Pucharze Polski? To jakieś założenie od góry, że poniedziałek jest dniem po weekendzie, którego nie lubimy. To jeszcze nie padło, a trzeba to podkreślić, że dzięki poniedziałkowemu terminowi możemy zapewnić klubom większe środki finansowe. To wszystko układa się w całość.
Czyli nikt tego nie robi na siłę.
Zapominamy o podstawowej rzeczy, że to jest show-biznes. To ma być rozrywka, za którą ktoś przez cztery lata zapłacił ogromne pieniądze. Przesunięcie czegoś może mieć kolosalny wpływ finansowy. Oglądalność, preferencje widza są maksymalnie zbadane przez telewizję. Gdyby ludzie tego nie oglądali, to by tak nie było i tyle nie kosztowało. To jest pewien kompromis światowy. Okej - my, dzięki temu dajemy klubom więcej pieniędzy, ale czasami musimy zrobić mecz w poniedziałek, w środę czy czwartek.
To w temacie różnych terminów ostatnio Jagiellonia wspominała, że pierwsze dwa wiosenne mecze grywa na wyjazdach. Domyślam się, dlaczego tak jest, ale proszę o wytłumaczenie.
Tak jest, ponieważ tam jest zawsze największe ryzyko, że te mecze o tej porze roku się nie odbędą. To statystycznie najzimniejsze miejsce w Polsce na mapie Ekstraklasy. To też ma jakieś minusy, bo latem muszą grać dwa pierwsze mecze u siebie, a być może woleliby inaczej. To nie jest bonus. Z punktu widzenia naszych stadionów to biegun zimna. Inaczej wygląda zima w Białymstoku niż w Lubinie. Dlatego Jaga od lat dwa pierwsze mecze na wiosnę gra na wyjeździe. Sam klub to też zgłasza przed sezonem.
Czyli po zakończeniu tego sezonu kluby mają jeszcze tydzień, aby zgłaszać swoje uwagi czy zalecenia do terminarza?
Tak. Czasami jest to nawet później. Mimo że przecież wtedy nie znamy jeszcze pełnego składu Ekstraklasy na nowy sezon, ale musimy mieć już pierwsze założenia terminarza. Wszystko zależy też od tego, ile już wtedy wiemy. W zeszłym roku długo patrzyliśmy na Wisłę Kraków, bo to jednak jeden z kluczowych zespołów pod kątem terminarza. Dlaczego? Zawsze musi się mijać w kolejce z Cracovią. Po spadku Wisły odpadł jeden z czynników, który zawsze utrudniał tworzenie kalendarza. Tam dochodziła specyfika stadionów, które są położone obok siebie, a także miejsce tradycyjnie wykorzystywane na inne imprezy, zwłaszcza biegowe.
To gdyby ŁKS wszedł do Ekstraklasy, też musi się mijać z Widzewem?
Tak, zawsze. Nie doprowadzamy do takiej sytuacji, że dwa kluby z jednego miasta grają w tym samym tygodniu u siebie. Kiedyś mieliśmy sytuację nieco odwrotną, bo mieliśmy sporo terminów, kiedy Arka grała w zbliżonych dniach do Lechii. Ustalaliśmy, że kluby nie grały tego samego dnia, ale nam było łatwiej ułożyć te mecze obok siebie ze względów produkcyjnych. Jeden wóz mógł zrobić dwa mecze. I nie musiał jechać dodatkowo przez cały kraj. Logistykę też bierzemy pod uwagę, ale trzeba oddać, że dzisiaj można podróżować dużo szybciej, bo mamy bardzo dobrą sieć dróg i jest inaczej niż 15 lat temu. To taki przykład, co musi być brane pod uwagę przy tworzeniu terminarza.
Pojawiały się głosy, szczególnie kibiców jeżdżących na wyjazdy np. z odległego Szczecina, że ten terminarz samych godzin meczów jest podawany dość późno. Jakby pan odniósł się do tych głosów?
Zasada jest taka i od lat utrzymywana, poza drobnymi wyjątkami, np. w covidzie. Co do zasady - terminy meczów są ogłaszane na 30 dni przed daną kolejką. Jest to opisane także jasno w naszych publikacjach. Dlaczego tak jest? Pierwotnym założeniem jest to, że na 30 dni przed danym wydarzeniem powinno być zgłoszenie organizacji imprezy masowej. Szukamy pewnego odnośnika, bo prawo polskie daje możliwość zmiany terminu imprezy masowej i u nas taką datą graniczną zmian jest siedem dni przed zawodami.
Najwięcej zmian jest stosowanych w okresie wakacyjnym, bo to ogólnie najtrudniejszy okres pod kątem ułożenia kalendarza. Mam tu na myśli europejskie puchary i za przykład podam Lecha Poznań z tego sezonu. Muszę założyć, czy odpadnie z LM, czy awansuje? Czy będzie grał w środę, czwartek, a może czy przełoży mecz i w ogóle odpadnie z pucharów? Bo jak odpadnie, to uwolniony zostaje termin piątkowy. Jeśli zagra w el. LM, to musi grać w sobotę, jak spadnie do LE albo LKE, to musi grać w niedzielę. Z punktu widzenia układającego terminarz i ramówkę najlepiej byłoby, gdyby cały czas te kluby szły tą samą ścieżką, czyli mistrz Polski w LM, a pozostali w LKE. Też pamiętajmy, że cztery zespoły w eliminacjach LKE to potem cztery mecze w niedzielę. Tak było w tym sezonie. To ma wpływ na kalendarz i wtedy też pytamy te kluby, czy ktoś nie chciałby zagrać w poniedziałek. Wynika to z kwestii logistycznych, ale zazwyczaj wolą grać w niedzielę i wtedy mogą być cztery mecze w niedzielę.
To jest wypracowany model, a sam nie ukrywam, że zazdroszczę kolegom z np. Niemiec, bo ich kluby nie grają w eliminacjach. To też jest odpowiedź na pytanie, dlaczego w Niemczech układa się coś pół roku wcześniej, a u nas jest z tym nieco inaczej, bo aż do końca kwalifikacji UEFA kalendarz jest bardzo ruchomy. Podkreślę jednak, że jest bardzo dobra współpraca z klubami na tym polu.
Tylko przypomina mi się sytuacja, jak dwa lata temu pojawiły się protesty Pogoni, że Lech przełożył mecz ligowy przed ważnym starciem eliminacyjnym Ligi Europy.
Tak było i kluby doszły do wniosku, że zapiszemy to w regulaminie. Mamy teraz jasne zasady, że możesz przełożyć dwa mecze ligowe w trakcie eliminacji europejskich pucharów. Przepis dotyczy tylko rund kwalifikacyjnych, ponieważ wtedy jest największe zagęszczenie terminarza. Teraz jest zdecydowanie łatwiej, a w przypadku Lecha, który odpadł z Pucharu Polski, to problemu tutaj żadnego nie ma. Nawet gdyby awansował daleko, to jeszcze w razie takich sytuacji ma dużo wolnych slotów.
Podpytam o inną kwestię, bo drugi sezon z rzędu mamy sytuacje, kiedy mecz jesiennej serii gier rozgrywany jest wiosną. Jak pan patrzy na taką sytuację?
Akurat patrzę na to nieco z innej strony, bo to oznacza, że nasz zespół zagrał w rozgrywkach grupowych. Gdyby Lech nie awansował, to ten mecz Miedzi z Lechem zostałby rozegrany jeszcze jesienią. Kluby też to wiedzą, a sezon "katarski" był szalony i ciężko na niego w ogóle patrzeć przez pryzmat przyjętych standardów. Na przyszły rok planuję, żeby obydwa przełożone mecze rozegrać jeszcze w tym samym roku. Miedź mogła być delikatnie niezadowolona, bo Lech miał otworzyć im rozgrywki w tym sezonie i były przygotowania do tego meczu. Jednak potem kluby wspólnie doszły do wniosku, że termin wiosenny będzie najlepszy. Kluby mają naprawdę dużą swobodę, jak na najwyższy poziom rozgrywkowy w kraju, a my jesteśmy elastyczni - podobnie jak telewizja. Patrząc na inne ligi, to ja nie mam problemów.
Wypracowaliśmy model, który działa. Podam przykład współpracy z PZPN. Patrząc na kalendarz ligowy spojrzeliśmy na datę rozgrywania meczów 1/32 finału Pucharu Polski. Postanowiono, że czterej nasi pucharowicze są zwolnieni z tej rundy i wtedy rozegrali swoje mecze ligowe, zaplanowane pierwotnie na termin pomiędzy play-off rozgrywek UEFA, a my dzięki temu mamy rezerwowy slot i parujemy wtedy starcia tej czwórki. To jest dobry wrześniowy termin. To się sprawdziło. Jeden problem mniej. Natomiast patrząc na przyszłosezonowy terminarz, to będzie on dużo luźniejszy. Standardowy. Planujemy zakończyć granie 16 grudnia i gdyby coś się działo, to będzie jeszcze rezerwowy termin po zakończeniu regulaminowego grania w grudniu.
Jest już to ustalone, kiedy zaczynamy, kiedy kończymy sezon 2023/24?
Tak. Już na spotkaniu ubiegłorocznym kluby poznały plany. Liga ma zacząć się 21-22 lipca i będziemy grali do 16 grudnia. Ustalamy jeszcze, kiedy zakończyć rozgrywki, bo to będzie sezon zwieńczony dużą imprezą, w tym wypadku mistrzostwami Europy. Zawsze konsultujemy ten termin również z PZPN. W grę wchodzą dwie daty - 18 i 25 maja. I dodam, że w tym kontekście start grania na wiosnę nie ma znaczenia, to będzie 9 lutego. W tym terminarzu jest też jedna wolna środa w kwietniu.
A macie z tyłu głowy baraż w Fortuna 1 Lidze? Ze strony tych klubów były zastrzeżenia, że mają bardzo mało czasu na przygotowanie do nowych rozgrywek.
Patrzymy na to i prosimy, aby ten baraż odbył się jak najszybciej. To jest problem, nie ma co ukrywać, ale nie możemy patrzeć, żeby rozgrywki pierwszej ligi miały kolosalny wpływ na terminarz Ekstraklasy. Ktoś, kto wchodzi do Ekstraklasy, wchodzi do niej z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wie, co go czeka. Jeszcze raz jednak powtórzę, że ja nie mam żadnych problemów z klubami. Każdy chce współpracować i rozumie naszą pracę. Jedyne uwagi czasami są dotyczące tego, że trener woli grać w niedzielę, a nie w sobotę, bo ma zaburzony mikrocykl... Czasami mówię trenerom, że jak ktoś chce tak wybierać, to niech przeniesie się do III ligi, to tam będzie mógł wybierać do woli terminy spotkań domowych. W Ekstraklasie są realia, do których trzeba się dostosować. To wszystko może się trochę zmienić, kiedy wejdzie reforma Ligi Mistrzów i meczów w nowym systemie będzie nie sześć, a dziesięć. To będzie dopiero za jakiś czas, ale to moja praca, bo śmieje się, że czasami nie pamiętam, kto grał w ostatni weekend, ale muszę wiedzieć, kiedy zostanie rozegrana 17. kolejka następnego sezonu.
Dopytam o ten start wiosny jeszcze i jej konkretny termin. Czy co do zasady chcecie zaczynać jak najwcześniej granie, czy może jak najpóźniej? Jak patrzy na to spółka?
Co innego chcieć, a co innego musieć. Najlepszy kalendarz - z punktu widzenia pogody - to granie od marca do końca czerwca. Wtedy przerwa letnia byłaby króciutka. Niestety my też musimy dostosowywać się do kalendarza UEFA. Do końca maja federacja ma obowiązek zgłosić zespoły, które w następnym sezonie wystąpią w europejskich pucharach, co oznacza, że liga powinna skończyć się do końca maja, a kiedy są latem turnieje mistrzowskie, to ten termin jest przesunięty na połowę maja. To odbiera nam dużo bardzo dobrych terminów, ale taka jest konsekwencja, że jeśli spojrzymy na cały kalendarz, to wykorzystujemy daty, które są wolne.
To jak w ogóle wygląda ułożenie takiego kalendarza?
Najpierw patrzymy na terminy FIFA, które ona zajmuje na mecze reprezentacji. Następnie patrzymy na kalendarz UEFA, kiedy są zajęte terminy na europejskie puchary, a my możemy wykorzystać pozostałe, pamiętając obwarowania terminem zgłoszenia pucharowiczów na kolejny sezon. Co z tego wyjedzie, jest końcowym efektem. Patrząc na kalendarz innych lig, to są to podobne terminy, bo widzimy to chociażby po rozgrywaniu meczów pucharowych w danych krajach. Przy starcie wiosny to zazwyczaj jest kwestia tygodnia różnicy i my pytamy kluby, kiedy chciałyby startować. Akurat teraz zdecydowana większość chciała zacząć szybciej, bo była bardzo długa przerwa. Natomiast u nas grudzień i styczeń nie jest problemem, a jest nim... luty. To najgorszy miesiąc do gry w piłkę. W grudniu jest okej, rzadko kiedy mamy śnieg. Gdyby patrząc tylko na kalendarz pod kątem pogodowym, to najlepiej byłoby grać ciągiem do 31 stycznia i w lutym zrobić przerwę, wracając znów od marca. To oczywiście niemożliwe z tysiąca względów, ale tak byłoby - podkreślam, pogodowo - najlepiej. Czytałem kiedyś wypowiedź Michała Listkiewicza, który stwierdził, że jesteśmy "sterroryzowani kalendarzem międzynarodowym". To bardzo prawdziwe zdanie.
Ale z drugiej strony, kto nie ma takiego problemu?
Nie mają ci, którzy są najsilniejsi. Kalendarz międzynarodowy jest układany pod topowe ligi i nie ma się tu co obrażać. Niestety trzeba się z tym pogodzić. Też były pytania o przejście na system wiosna-jesień. Co ciekawe, przed analizą systemu ESA 37 - około 12 lat temu - zadaliśmy to pytanie klubom. Były robione duże badania i nikt nie chciał przejść na ten system. Nie chciano, bo jak ktoś spojrzy w latach parzystych na kalendarz międzynarodowy, to nic to nie daje. Musisz i tak przerwać ligę na mundial czy Euro, bo żadna telewizja nie zgodzi się tego pokazać albo ostatecznie zabroni FIFA. Prawda jest taka, że my i tak zaczynamy rozgrywki ligowe tydzień po mundialu czy Euro. Zresztą samo przejście nawet na taki system sprawiłoby sporo problemów. O ile przejście z wiosna-jesień na jesień-wiosna jest bezproblemowe, co pokazali Rosjanie, o tyle tutaj robi się duży problem. Trzeba byłoby wydłużyć sezon do półtora roku.
Poza tym ktoś musi czekać pół roku na puchary. Szwedzi bardzo narzekają obecnie na ten system, ale oni biorą mocno pod uwagę warunki klimatyczne. Też musimy zauważyć, że zmienił się u nas klimat i jest zdecydowanie cieplej niż 15-20 lat temu. Pamiętam, chodząc jeszcze na mecze Hutnika Warszawa jako młody dziennikarz, to w listopadzie ligę zawsze graliśmy w śniegu. Marzec, nierzadko kwiecień... to był horror, zimno i błoto. Teraz mamy podgrzewane płyty, zadaszone trybuny, lepsze stadiony. To nie jest już taki problem. Co ciekawe sami kibice na to zwrócili uwagę, że fajniej jest świętować mistrza Polski w koszulce klubowej w maju czy czerwcu niż na początku grudnia. To jakiś mit, że ktoś chciał przejść na ten system i muszę zaprzeczyć, bo nikt nie chciał.
Jeśli chodzi o terminarz to, co roku jest jeszcze taki gorący kartofel o nazwie "Superpuchar Polski" i znowu w poprzednim roku ścierały się różne koncepcje.
To nie moja działka, bo to nie "moje" rozgrywki. Sporo rozmawiamy z kolegami z Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN, bo współpracujemy przy terminarzach i mogę tylko powiedzieć, że szkoda, bo - właśnie z przyczyn terminarza międzynarodowego - jest kłopot. To jest fajny mecz na otwarcie sezonu, który z powodów obiektywnie sportowych nie jest w pełni wykorzystany. To nie jest tak jak w Anglii, że tydzień przed ligą uczestnicy takiego meczu po prostu czekają na rozgrywki grupowe UEFA. Ten mecz u nas jest najczęściej w kluczowym momencie dla mistrza Polski, jeśli chodzi o fazę eliminacji Ligi Mistrzów. Przejście tej rundy daje praktycznie olbrzymie szanse gry jesienią w Europie. Niby można to zagrać przed startem kwalifikacji, ale to oznacza, ze zdobywca Pucharu Polski, grający od drugiej rundy w UEFA, musiałby czekać dwa tygodnie na kolejny mecz, co może zaburzyć przygotowania do sezonu. Zobaczymy, co z tym będzie, bo to jest kwestia do rozwiązania dla związku, ale też dla klubów i dla nas. To też nie jest przypadek, że większość tych meczów wygrywają zespoły, które nie są mistrzami. Potencjał tego spotkania jest niewykorzystany, ale nawet pytając za granicą, to jest tam pewna kalkulacja i kłopot z terminem takiego meczu nie dotyczy tylko Polski. Superpuchar jest w 30 federacjach, 25 gra mecz przed sezonem, 5 w trakcie. Pozostałych 25 związków takiego meczu nie organizuje.
Zapytam na koniec jeszcze o sprawę sprzed dwóch kolejek, bo w sumie to było przyczynkiem do naszego spotkania, czyli odwołanie w ostatniej chwili meczu Wisła Plock - Warta Poznań. Jak wygląda proces decyzyjny w takiej sytuacji?
Regulaminowo decyzję o przełożeniu meczu podejmuje sędzia spotkania. Co do zasady - w obecności kapitanów obydwu drużyn i delegata. Sędzia bierze pod uwagę ich zdanie, ale decyzję podejmuje sam. Jeśli mówi, że nie gramy, to trzeba znaleźć inny termin. Ja o tym wszystkim oczywiście wiem, bo delegaci są w stałym kontakcie wcześniej z klubami i my też dostajemy informacje, że jest takie zagrożenie. W tym przypadku akurat nie było takiej informacji, bo do piątku godziny 13 pogoda była fantastyczna. Gdyby mecz odbył się tej godzinie, to rozgrywalibyśmy go w pełnym słońcu. Zazwyczaj - tak jest wszędzie na świecie - to nagle z powodów radykalnych zmian pogody spotkania nie dochodzą do skutku. Trudno, zdarzyło się. Mitem jest to, że jakiś klub nie chciał grać. To jest bez sensu.
Ale może kombinować w takiej sytuacji?
Pojawiły się głosy, że "nie chcieli odśnieżyć". Tylko trzeba spojrzeć, że organizacja meczów to mnóstwo kosztów. Ochrona, catering itp. To nie jest tak, że otwiera się bramę i wszystkich wpuszcza. Tym bardziej biorę pod uwagę też to, że przełożenie meczu generuje zagęszczenie terminarza w późniejszym terminie, co nie jest idealne już wtedy dla obu drużyn. Sam termin przełożenia meczu kluby mogą zaproponować, akceptuje to telewizja, kiedy pasuje jej w ramówce przy założeniu, że ten mecz powinien się odbyć szybko, ale nie paraliżując układu innych wyznaczonych spotkań. Przełożenie meczu to olbrzymie straty dla wszystkich. Klub, bo przyjechał. ELP i telewizja, bo koszty i problemy z ramówką, a na końcu gospodarz musi dwa razy zorganizować ten sam mecz. Nikomu nie zależy na tym, żeby on się nie odbył. Na końcu i tak decyduje sędzia, bo gdyby on stwierdził, że można grać, to trzeba tak robić. Nie zdarza się, że klub nie ma ludzi czy maszyn do odśnieżania, bo to jest to podstawa, że mecz się nie odbywa z winy gospodarza i jest walkower. Nikt czegoś takiego nie zaryzykuje.
W tej konkretnej sytuacji, na płycie boiska wytworzył się lód, który zagrażał bezpieczeństwu zawodników i zauważyli to kapitanowie obu drużyn. Nie było sporu, że jedni chcą grać, a drudzy nie. Akurat w tym momencie zagranie meczu było niebezpieczne i groziło poważnymi kontuzjami.
Dużo się mówi o matach, które kluby dostały. Mogłaby coś pomóc w tej sytuacji?
Można sobie wyobrazić przykład Rakowa z Piastem dzień później. Kiedy zaczynaliśmy, było pełne słońce, a jak kończyliśmy, to był inny świat i musiała do gry wejść pomarańczowa piłka. Nic nie było widać i szczęście, że ten mecz nie był zaplanowany na 17.30, bo by się w ogóle nie odbył, a tak był tylko przerwany. A dodam tutaj, do czego w ogóle mają służyć te maty. Jest ich kilka rodzajów. Wbrew pozorom w Polsce największym problemem nie jest śnieg, a większe prawdopodobieństwo przełożenia meczu powodują ciężkie ulewy. Ich zadaniem jest głównie ochrona murawy przed deszczem, a podstawowym jej zadaniem zimą - ograniczenie kosztów podgrzewania murawy. Po to leżą, żeby używać mniej prądu, co przy obecnych cenach jest dość istotne. To jest ich kluczowe zadanie, a kluby mają je od trzech sezonów. Na szczęście mamy dość łagodną zimę.
PZPN wysłał delegatów zimą w ramach kontroli na wszystkie polskie stadiony i mieliśmy dokładny przegląd. W tym roku ze względu na specyfikę kalendarza "katarskiego" i ciepłą zimę kluby mogły włączyć podgrzewanie murawy głównie w styczniu. Nie ma jednolitego schematu czy daty włączenia podgrzewania murawy. Bo wracając - inna temperatura zimą jest w Lubinie, a inna w Białymstoku. Model ma być dostosowany do warunków pogodowych danego miejsca. W ostatnich latach udało nam się bardzo zwiększyć wiedzę greenkeeperów, jest też podręcznik jak dbać o murawę. Kluby dostały maty, a pracownicy zostali przeszkoleni jak je stosować. Wiadomo, że ktoś może spojrzeć z perspektywy, że jeden mecz się nie odbył. Ja jednak patrzę odwrotnie - ile się odbyło i ile wysiłku to wymagało ze strony klubów. 10 lat wcześniej nie mielibyśmy praktycznie żadnego meczu, patrząc na tę kolejkę sprzed dwóch tygodni. Sporo ludzi przyzwyczaiło się do wysokich standardów. Zobaczymy, jak wyglądała murawa w Białymstoku na pierwszym meczu wiosną. Była zielona. To duży plus. To olbrzymie osiągnięcie klubów, gdzie murawy wyglądają bardzo dobrze.
Pamiętajmy także że organizacja meczu, to nie tylko boisko. Na stadion trzeba jeszcze dojechać, bezpiecznie wejść, a tego dnia w Płocku przejechanie kilometra zajmowało godzinę.
To dopytam jeszcze, dlaczego ten mecz nie mógł odbyć się w sobotę albo np. we wtorek - po kolejce - żeby zamknąć temat, a zaplanowano go dopiero na 8 marca?
W przypadku przekładania zawodów zawsze przedstawiamy propozycje klubom zaznaczając, że wymaga to akceptacji partnera mediowego. Nie przełożyliśmy meczu o dzień, bo prognozy wcale nie były lepsze, a poza tym wóz przewidziany do realizacji tego meczu, pojechał obsługiwać spotkanie z Zabrzu. Gdyby to było na końcu sezonu, to trzeba byłoby zagrać ten mecz jak najszybciej, nie patrząc już wtedy na inne kwestie. Na szczęście tego problemu nie ma i jeśli mówimy o jednym meczu, to teraz mamy sporo tych terminów rezerwowych i nic nas nie goni. Te konkretne zespoły dodatkowo nie grają w Pucharze Polski. Mówił pan o wtorku, ale to mogłoby spowodować problemy już w kwestii następnej kolejki, bo trzeba byłoby zmienić terminy kolejnych spotkań. Trzeba pamiętać o aktualizacji zezwolenia o imprezie masowej, powiadomienia wszystkich służb i przygotowania od początku całej otoczki wokół meczu. Oczywiście jeśli Canal+ podjąłby decyzję, że chce ten mecz rozegrać we wtorek, to trzeba byłoby zrobić tak, że byłby we wtorek, ale nie było takiego parcia z powodów podanych wyżej. Pierwszy termin proponowany był podczas Pucharu Polski, ale ustaliliśmy z Canal+ termin późniejszy, odpowiadający wszystkim, czyli 8 marca, g. 18.45. To wolna data, bo Liga Mistrzów gra wiosną dopiero o 21.
***
Więcej o zimowych transferach w Ekstraklasie i na polskim podwórku dowiecie się z najnowszego "Okna Transferowego" na naszym kanale Youtube.

Przeczytaj również