Był najdroższym piłkarzem na świecie, totalnie zawiódł. Sensacyjny transfer i wielka klapa

Był najdroższym piłkarzem na świecie, totalnie zawiódł. Sensacyjny transfer i wielka klapa
screen youtube
Kacper - Klasiński
Kacper Klasiński04 Apr · 10:45
To był jeden z najbardziej zaskakujących transferów w historii. W 1998 roku Real Betis dokonał najdroższego zakupu w historii futbolu, ściągając utalentowanego Brazylijczyka, Denilsona. Wielkie oczekiwania, szalone pieniądze i gigantyczne rozczarowanie - skrzydłowy okazał się jednym z najgorszych ruchów w dziejach.
Denilson de Oliveira Araujo - to nazwisko znalazło się latem 1998 roku na ustach fanów z całego świata. 20-letni Brazylijczyk został wówczas najdroższym piłkarzem w historii. W hiszpańskim Betisie liczono, że będzie wielką gwiazdą, która wprowadzi klub na salony. Nic z tego. Niewypał to mało powiedziane.
Dalsza część tekstu pod wideo

Szokujący transfer

Na przełomie XX i XXI wieku, gdy naszpikowana gwiazdami reprezentacja Brazylii zaliczała serię sukcesów, jej mecze oglądało się z wypiekami na twarzy. Poza świetnymi wynikami gwarantowała bowiem również boiskowe fajerwerki. Magiczni Ronaldo i Rivaldo szaleli w ofensywie, na bokach obrony hasali Cafu i Roberto Carlos. Obok nich na szerokie wody wypływał z kolei młody Denilson, chodząca gwarancja walorów estetycznych. Skrzydłowy Sao Paulo przypominał piłkarza z konsoli, kontrolowanego przez gracza z palcem przyspawanym do prawej gałki pada. Przy okazji w barwach narodowych potrafił też dorzucić niezłe liczby.
Jeszcze jako nastolatek błysnął na Copa America w 1997 roku, gdzie strzelił bramkę i zaliczył aż pięć asyst, z czego trzy w wygranym 3:1 finale przeciwko Boliwii. Na Pucharze Konfederacji rozgrywanym przed mistrzostwami świata we Francji również wypadł świetnie - raz trafiając do siatki, a potem zaliczając po asyście w półfinale i zwycięskim finale oraz zgarniając nagrodę dla najlepszego zawodnika mocno obsadzonego turnieju. Wtedy Nike podpisał z nim kontrakt reklamowy. Gdy nadszedł czas na mundial 1998, Denilson oczywiście znalazł się wśród powołanych jako najmłodszy zawodnik “Canarinhos”. Przed mistrzostwami Ronaldo mówił, że to materiał na gwiazdę turnieju. Selekcjoner Mario Zagallo również go komplementował.
- Denilson to wspaniały zawodnik. Ktoś, kto może zrobić coś niespodziewanego i z zaskoczenia zranić przeciwnika. Będziemy z niego korzystać, gdy w naszej opinii będzie mógł wywrzeć największy wpływ. Mistrzostwa świata nie zdobywa się tylko 11 piłkarzami - stwierdził.
Nawet jeśli skrzydłowy występował na turnieju głównie w roli zmiennika, to nie ominął ani jednego spotkania, pomagając w sięgnięciu po srebrny medal. Trener zaufał mu też w przegranym z Francją finale. Wpuścił go z ławki, aby odmienić losy spotkania. Naprawdę można było uwierzyć, że mowa o przyszłości brazylijskiego i światowego futbolu. Nie mogło więc dziwić, że latem 1998 roku za młodziana wpłynęła bajeczna oferta. Pytać miały Manchester United, Real Madryt czy FC Barcelona. Ta ostatnia wykazała się ponoć największą determinacją, ale transfer spalił na panewce przez kwestie podatkowe. Tymczasem… szok. Rywalizację o wielki talent wygrał Real Betis! Klub, który plasował się w środku tabeli La Liga. Jego prezes, Manuel Ruiz de Lopera, marzył o rzuceniu rękawicy hiszpańskim potęgom. Pozyskanie Denilsona za rekordową kwotę 21,5 miliona funtów, przebijającą sumę zapłaconą przez Inter Mediolan za Ronaldo, miało stanowić dowód wielkich ambicji. A wiarę w Brazylijczyka pokazywał fakt, że zaoferowano mu kontrakt na aż dziesięć lat, opiewający na bajońskie 40 tysięcy funtów tygodniowo.

Niewypał

Wielkie oczekiwania zostały zweryfikowane bardzo szybko. Nowy nabytek nie zdołał wynieść drużyny na szczyt. Błyskawicznie stało się jasne, że w parze z trikami nie szły liczby w postaci goli i asyst. Nie mówiąc już o roli lidera, do której po prostu nie był gotowy.
- Betis chciał walczyć na szczycie w Hiszpanii i wydali mnóstwo kasy, by to się stało. Oczywiście, wiem, że zapłacili za mnie bardzo dużo, ale ten cały szum “najdroższego piłkarza w historii” okazał się przesadą. Ludzie myśleli, że nagle stanę się najlepszym strzelcem La Liga. To, ile na mnie wydano, w ogóle mi nie pomogło - wspominał niespełniony zawodnik w rozmowie z ESPN.
Klub z Sewilli ściągnął piłkarza do oszlifowania. Niedojrzałego taktycznie, chaotycznego i absurdalnie jednonożnego - tak, że chowają się przy nim Antony czy Arjen Robben. W rezultacie na europejskich boiskach po prostu rozczarował. Debiutancki sezon Denilson skończył z dwoma trafieniami i jedną asystą. Kolejny - z trzema golami, a Betis, marzący o rywalizacji z Realem czy Barceloną, spadł z ligi. Ledwie dwa lata po pobiciu transferowego rekordu Denilson miał grać w Segunda Division, ale zadecydowano o wypożyczeniu go z powrotem do Brazylii. We Flamengo spędził kilka miesięcy, lecz w drugiej połowie kampanii wrócił na Benito Villamarin, gdzie pomógł w powrocie do elity, choć dalej nie pokazał równej, wysokiej dyspozycji.
W kolejnych latach po awansie znaczenie Brazylijczyka w klubie stale spadało, ale został w nim aż do 2005 roku. W klasyfikacji kanadyjskiej najlepiej wypadł w sezonie 2002/03, gdy na wszystkich frontach uzbierał łącznie sześć punktów w 30 występach. Niemniej, jego pobyt w Betisie można oczywiście określić jako gigantyczne rozczarowanie. I choć potrafił on pokazać pojedyncze błyski magicznej techniki, np. sadzając na tyłku samego Carlesa Puyola podczas starcia z Barceloną, to skończył tylko jako “piłkarz pojedynczych momentów”. Bo na dłuższą metę nie pokazał nic, co wybiłoby go ponad przeciętność.
Zaskakiwać mogło z kolei, że jeszcze na początku XXI wieku, po dłuższej przerwie od regularnych powołań, zdołał wrócić do reprezentacji. Luiz Felipe Scolari zabrał go nawet na mundial w Korei Południowej i Japonii. Denilson, pomimo problemów w klubie, został jednym z bohaterów związanej z turniejem kampanii reklamowej firmy Nike. Na nim z kolei zagrał w pięciu z siedmiu spotkań na drodze do mistrzostwa globu (choć wchodził tylko z ławki). W półfinale, przeciwko Turcji, stał się bohaterem ikonicznego momentu. W samej końcówce, gdy “Canarinhos” prowadzili 1:0, zamiast dograć do znajdującego się na świetnej pozycji Luizao, ku rozczarowaniu kolegi wolał popędzić do narożnika, żeby tam chronić piłkę przed wściekłymi atakami czterech rywali. Stopklatka z tej akcji wygląda jak typowa przerobiona, clickbaitowa miniaturka filmiku na YouTube.
W decydującym spotkaniu z Niemcami zagrał minutę. Nie dość, że zdobył mistrzostwo świata, to jeszcze posmakował finału. I tego nikt mu nie odbierze. W kadrze potem zagrał jeszcze tylko dwukrotnie.

Wędrowniczek

Po Betisie Denilson zaczął piłkarską podróż po coraz bardziej egzotycznych klubach. Na początek trafil jednak do francuskiego Bordeaux. Pograł tam tylko rok i liczbami nie zachwycił, ale regularnie występował w podstawowym składzie i wraz z ekipą “Żyrondystów” finiszował na drugiej pozycji w lidze.
- Sezon we Francji był chyba moim najlepszym w Europie. Bordeaux zaliczyło świetne rozgrywki i skończyło tylko za Lyonem, którego nikt nie mógł pokonać w walce o tytuł. Cieszyłem się, że nadchodzi szansa gry w Lidze Mistrzów - opoiadał.
Latem jednak ponownie zmienił klub, bo wpłynęła zdecydowanie bardziej lukratywna oferta - zgłosiło się po niego saudyjskie Al-Nassr. A potem ruszył dalej: FC Dallas (USA), Palmeiras i Itumbiara (Brazylia, drugi klub występował w niższych ligach), Hai Phong (Wietnam) i Kavala (Grecja). W żadnym z tych klubów nie grał dłużej niż rok. W międzyczasie zaliczył też nieudane testy w występującym w Premier League Boltonie, ale tam mu podziękowano.
- Dostaliśmy telefon z pytaniem, czy nie chcemy go sprawdzić. Nie był w formie, ale jego klasa i umiejętności od razu rzucały się w oczy - Manchester Evening News cytowało wówczas słowa trenera “Kłusaków”, Gary’ego Megsona. - Czuliśmy jednak, że pod innymi względami nie dałby nam odpowiednich korzyści i dostosowałby się do reszty drużyny. (...) To fantastyczna osoba, nie pojawił się tutaj z przypadku. Dobrze się wpasował w grupę. Gdyby ktokolwiek mnie o niego pytał, nie usłyszałby nic innego, niż pozytywy.
Poważne granie już dawno odjechało Brazylijczykowi. W Wietnamie zagrał tylko raz, strzelił gola z rzutu wolnego i zszedł z boiska po 45 minutach. Przeniósł się tam, bo dostał zapewnienie, że dostanie szansę na podleczenie sprawiających coraz większe problemy kolan. Klub nie wywiązał się z obietnicy, więc szybko podziękował za współpracę. W Grecji z kolei nie pojawił się na murawie ani razu. W 2010 roku, po zakończeniu współpracy z Kavalą, w wieku zaledwie 32 lat, zawiesił buty na kołku.
W 2022 roku wrócił z emerytury, żeby zagrać dla piątoligowego brazylijskiego Ibis - swego czasu nazywanego “najgorszym klubem świata”. To był jednak ruch mający raczej charakter medialny. Obecnie Denilson jest ekspertem telewizyjnym. Pracował m.in. przy meczach mistrzostw świata. Piłkarscy kibice wciąż pamiętają go jako jednego z najbardziej przepłaconych graczy w historii i nazwisko, które na liście piłkarzy pobijających rekordy transferowe wygląda po prostu dziwnie

Przeczytaj również